#11

25 września

Dlaczego lato minęło?
Codziennie skakaliśmy na trampolinie, piliśmy lemoniadę i siedzieliśmy do wieczora oglądając gwiazdy.
Czasem jeździliśmy na przejażdżki rowerowe.
Szybko ten czas leci.
-Olivier!
-Hm?
-Mówię do Ciebie.
-Wybacz. Zamyśliłem się.
Krople deszczu uderzały o parapet.
-Przyniosłam dokumenty, o które mnie prosiłeś.
-Odłóż na biurku.
Riva zrobiła to o co poprosiłem.
-Pamiętaj, że możesz sobie w każdej chwili zrobić przerwę.
-Moja letnia przerwa trwała dość długo. Teraz muszę skupić się na pracy.
-No dobrze... to ja nie przeszkadzam.
Wyszła.
Deszcz za oknem sprawiał, że w domu było chłodniej niż zazwyczaj, a wichura sprawiała, że drzewa wyginały się w łuki.
-No nic... trzeba wziąć się do roboty.

~godzinę później~
-Aaargh!!
Riva wbiegła do pokoju.
-Co się dzieje?!
-Moja wieża z kart znów się rozpadła. Prawie się udało..
-Wieża... z kart...
-Owszem.
-Olivier... dlaczego wszędzie leżą pozgniatane kulki papieru? Proszę mi nie mówić, że to...
-To nie dokumenty... starałem się Ciebie narysować ale nie udawało mi się.
-Narysować mnie? Po co?
-Jesteś starsza ode mnie. Kiedy Ciebie już przy mnie nie będzie to chcę mieć chociaż rysunek.
-Nie jestem tak stara... długo przed Tobą nie umrę...
-Hm? Umrę? Chodziło mi o obrączkę na Twojej dłoni. Zastanawiałem się kiedy mi się pochwalisz.
-J-ja...
-Gratuluję.
-Co...?
-Gdyby ktoś mi powiedział, że taka piękna i inteligenta kobieta jak Ty, już zawsze zostanie u mojego boku, ponieważ nie znajdzie męża, wyrzuciłabym człowieka za drzwi, gdyż obawiałbym się, że jest niespełna rozumu.
-Olivier... -doskoczyła do mnie i przytuliła.
-Kim jest mężczyzna, który skradł Ci serce?
-Jest bibliotekarzem...
-Mógłbym się domyślić. Co środę wychodzisz do biblioteki. -uśmiechnąłem się. -Rivalle. Z całego serca życzę Tobie szczęścia i Twojemu ukochanemu.
Poczułem jak moje ramie robi się mokre.
-Dziękuję, Olivier.














-Dobrze ale puść mnie, bo zasmarkasz mi ramię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top