#10
20 sierpnia
-Co to?
Siedziałem w ogrodzie przyglądając się Rivie. Gdy tylko kurierzy przywieźli jakieś ogromne pudło, wybiegła z domu jak poparzona.
-Niespodzianka!
I tak już od godziny.
-Ile czasu będziesz to składać?
-Niedługo kończę!
-Mówiłaś to już piętnaście minut temu a postępu jak nie było tak nie ma. Lepiej zawołam kogoś kto się na tym zna.
-Nie! Sama dam radę! Inni mają jeszcze swoją pracę do wykonania. Ty tam sobie czytaj.
-...jesteś przekonana?
-Owszem!
Wzdychając wróciłem do lektury. Czułem delikatny powiew wiatru siedząc w zacienionej altance.
-Nie jest Ci gorąco? Przyjdź chociaż odpocznij albo napij się wody.
-Za chwilkę kończę to odpocznę.
Blond włosy Rivy były związane w koński ogon. Sięgały jej już prawie do bioder. Kiedy się poznaliśmy były dużo krótsze. Może do biustu..?
Wstałem i przykucnąłem obok niej.
-Napewno dobrze się czujesz? Przez ostatni tydzień większość czasu spędzałaś przed komputerem.. wolałbym abyś nie zasłabła.
-Jestem w pełni wypoczęta, więc nie masz się o co martwić.
Nałożyłem jej mój kapelusz.
-Olivier! Nakładaj z powrotem ten kapelusz!
-Pomoc Ci..?
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
-...to takie dziwnie, że chcę Tobie pomoc?
-Owszem.
Przynajmniej jest szczera.
-...podaj mi instrukcję. Skończymy to w pięć minut.
-Tak!
~4 godziny później~
-Co to do cholery jest?!
Leżeliśmy zmęczeni na trawie a przed nami stało... no właśnie. Dzieło sztuki nowoczesnej.
-Zamówiłam trampolinę.. pomyślałam, że będziesz chciał ze mną poskakać.
-Trampolinę?
-Przyda Ci się trochę ruchu!
Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po moich pracowników.
-Wiem... to tylko pół godzinki... to trampolina... nie śmiej się! Po prostu przyjeżdżaj!
-Przyjadą tutaj? -Riva patrzyła na mnie zrezygnowana.
-Tak. My w tym czasie pójdziemy coś zjeść.
~godzinę później~
-Złożona!
Staliśmy przed trampoliną. Na dworze było już ciemno.
-Ale raczej jutro będziemy skakać, prawda? Dziś już jest późno.
-Jutro i przez całe lato!
-Tak tak..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top