Oops... I love you
Czternasty lutego; powszechnie znany jako dzień zakochanych, walentynki. Wielu ludzi marzyło o przysłowiowej strzale kupidyna. Jednak nie Kim Taehyung. Czekoladki, kwiaty, romantyczne kolacje, to nie było dla niego. To nie tak, że całe życie był samotny. Po prostu jego związki zazwyczaj kończyły się szybciej niż zaczynały. W końcu, po wielu razach, kiedy złamano mu serce postanowił się nie angażować. Od tamtej chwili nie był w ani jednym związku czy to z kobietą, czy mężczyzną. Jego rodzina była konserwatywna. Nie uznawali związków tej samej płci, dlatego też Kim wyprowadził się z domu rodzinnego od razu po skończeniu liceum.
Przemierzał Seulskie ulice w drodze do pracy. Wsiadał do metra na stacji Hanyang, a wysiadał na Konkuk. Niedawno zmienił pracę. Wcześniejsza wykańczała go psychicznie. Nigdy nie przepadał za pracą za biurkiem. Uwielbiał natomiast wszelkie kawy i herbaty, dlatego też nie posiadał się ze szczęścia, kiedy przyjęto go do pracy w kawiarni. Mouse Rabbit Coffee* była niezwykle urokliwym lokalem. Jasnoszare panele, białe ściany oraz rozmaite roślinne ozdoby nadawały całego uroku temu miejscu. Słynęło z wyśmienitych ciast i czekoladek. I w tym tkwił problem. Dzień przed oraz w sam dzień walentynek pracownicy mieli poważne urwanie głowy. Młode parki przychodzące na gorącą czekoladę i kawałek ciasta, pojedyncze osoby wpadające do lokalu zakupić pudełeczko czekoladek z prawdziwego kakao, o konsystencji tak aksamitnej, że rozpływały się w ustach. Oczywiście większa liczba klientów równała się z większym zarobkiem. Taehyung nie tylko mógł robić to, co naprawdę lubił, ale też ze spokojem umiał utrzymać swoje niezbyt duże mieszkanie w Sageun-dong.
Do kawiarenki zostało mu już tylko pięć minut drogi. Chłodny wiatr szczypał go w uszy, nos; rozwiewał kasztanowe kosmyki. Naciągnął szalik bardziej na twarz, w myślach karcąc się za brak czapki. Dłonie mocniej wepchnął do kieszeni puchowej kurtki. Tegoroczny luty zaskoczył go niższymi temperaturami niż zwykle. Taehyung marzył tylko o tym, aby pogoda zmieniła się na bardziej jesienną aniżeli zimową. Od ciepłych dni bardziej preferował te chłodne, aczkolwiek każdy miał swoje granice. Granicą Kima było to, kiedy temperatura spadała poniżej minus trzech stopni. Akurat w walentynki musiało być dziesięć stopni na minusie. Szatyn szybko wszedł do ciepłego wnętrza kawiarenki, po czym od razu pokierował się na zaplecze. Zdjął kurtkę, szalik, odwiesił wszystko na miejsce, wokół bioder przewiązał fartuch koloru świeżo zaparzonej kawy. Szybko wstawił wodę w czajniku, z nadzieją, że zdąży napić się czegoś rozgrzewającego przed rozpoczęciem zmiany. Na szybko pijąc gorący napój lekko oparzył język, jednak zaraz potem poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego żołądku. Odstawił kubek do zlewu, poprawił włosy, po czym wyszedł z zaplecza i stanął przy kasie odbierając zamówienia.
Kim myślał, że zwariuje przyglądając się kolejnej lukrowej parce, która spędzała swoje pierwsze walentynki w kawiarni. Wycierał kubki, kiedy do kasy podszedł czarno włosy mężczyzna.
— Poproszę pudełko czekoladek z migdałami i dużą, czarną kawę — powiedział nieznajomy, przyglądając się cenie wyświetlającej się na kasie, aby zaraz potem wyjąć odpowiednią kwotę.
— Czekoladki specjalnie zapakować? — zapytał Taehyung.
— Nie, nie jest to prezent, po prostu przyszedłem umilić sobie ten paskudny dzień — odpowiedział czarno włosy, a Taehyung już wiedział, że dogadał by się z tym mężczyzną jak z nikim innym. Uśmiechnął się nikle, po czym dołożył jeszcze świeże brownie, zapakowane w papier. — To na koszt firmy— dodał, przesuwając produkty w stronę klienta.
~*~
Zmiana szatyna powoli dobiegała końca, a Kim nie sądził, że może mieć taki zapierdziel w walentynki. Myślał już tylko o powrocie do domu i o gorącej kąpieli. Może nie było późno, aczkolwiek mężczyzna czuł, że musiał się odprężyć po takim kontakcie z ludźmi.
Przecierał wolne stoliki; w lokalu nadal panowało lekkie zamieszanie. Omiótł wzrokiem całą salę zauważając mężczyznę siedzącego w rogu sali, który przyszedł tu dosyć wcześnie, prawie że tuż po otwarciu. Taehyung czuł, jak nieznajomy taskuje go wzrokiem. Mężczyzna był przystojny, Tae nie mógł nie przyznać temu racji. Blond włosy i niebieskie oczy były niezwykle rzadkie i unikalne, jak na kogoś, kto miał azjatycki typ urody. Blondyn sięgnął nagle po telefon, a Taehyung otrząsnął się i poszedł w stronę zaplecza, odłożyć wszystkie rzeczy i przebrać się. Ścieranie stołów było jego ostatnim zadaniem, po którym mógł wyjść z kawiarni. Kiedy wyszedł z budynku nabrał dziwnej ochoty na przejście się do parku. Mimo nie do końca sprzyjającej pogody postanowił zrobić sobie mały spacer. Nie zauważył natomiast idącego za nim blondyna. W parku stał przy małym zbiorniku wodnym, próbując uchwycić najlepszy kadr telefonem.
~*~
Brunet szedł spokojnie parkową alejką przyglądając się ludziom. Nagle zauważył chłopaka - na oko dwudziestoletni - siedącego na ławce. Wokół drewnianego siedziska biegał pies. Nie był za duży, ale do małych także nie należał. Yoongi przyjrzał się dokładniej twarzy młodzieńca; był przystojny, jednak teraz z niewiadomych czarno włosemu powodów jego policzki pokrywały zaschnięte łzy. Już wiedział, że znalazł swój walentynkowy cel. Wyjął z kieszeni telefon, po czym wybrał odpowiedni numer i licząc sygnały czekał, aż osoba po drugiej stronie odbierze. Jeden... Dwa... Trzy... Kiedy miał nastąpić kolejny sygnał Min usłyszał, że osoba, do której dzwonił właśnie odebrał.
— Jiminnie właśnie znalazłem swój cel, a jak tobie idzie?
— Obserwuję swój cel od rana praktycznie, myślałem, że umrę z nudów — powiedział blondyn.
— Gdzie jesteś? Mója dzisiejsza ofiara siedzi w siódmej alejce od wejścia do parku niedaleko stacji Konkuk — powiedział czarno włosy udając, że wiąże buta.
— To świetnie się składa, bo jestem w tym samym parku tylko przy tym bajorku. Widzimy się za chwilę, musimy ich jak najszybciej poznać, bo chcę już wrócić do domu — dodał blondyn, po czym się rozłączył.
Min westchnął cicho, schował telefon spowrotem do kieszeni, po czym znowu spojrzał w stronę smutnego chłopaka, który na jego szczęście właśnie zapinał psu smycz.
— Zabawę czas zacząć — mruknął Yoongi pstrykając palcami. Nagle psiak zerwał się do biegu wyrywając właścicielowi smycz z dłoni. Zaskoczony chłopak chwilę stał w miejscu. Kiedy się otrząsnął popędził za swoim pupilem. Min również ruszył w stronę, w którą pobiegł pies.
~*~
Kim przeglądał zrobione telefonem zdjęcia usuwając te, które mu się nie podobały. Usłyszał jak ktoś coś krzyczy, kogoś nawołuje. Nagle poczuł popchnięcie. Coś wpadło na jego nogi. Smatrfon wypadł mu na chodnik, a on sam poleciał w sronę zbiornika. Na jego nieszczęście woda nie była zamarznięta, przez co kilka sekund później poczuł, jak zimno obejmowało jego nogi i część tułowia. Chwilę potem w jego stronę podbiegł chłopak. Zdyszany zatrzymał się, przypiął smycz psa do barierki obok, po czym schylił się w stronę zszokowanego Kima.
— Jezu przepraszam, wyrwał mi się tak nagle. Nie wiem co w niego wstąpiło, nigdy tak nie robił. Wszystko dobrze? Nic sobie nie uszkodziłeś? — chłopak zaczął nawijać jak katarynka przy tym schylając się, by pomóc wstać przemokniętemu kimowi.
~*~
Jimin obserwował wszystko z bezpiecznej odległości. Zaraz potem obok niego stanął Yoongi z rękoma w kieszeniach kurtki. Blondyn wyczekał na odpowiedni moment, kiedy widział jak właściciel psa podaje rękę szatynowi, aby go podnieść, pstryknął palcami dokładnie tak, jak to zrobił wcześniej Min.
— Zajebiście nam poszło, reszta zależy od nich — mruknął czarno włosy, obejmując mniejszego w talii, po czym oboje ruszyli spokojnym krokiem w stronę wyjścia z parku.
— To co kochanie idziemy coś dobrego zjeść? Chyba nam się należy za tak dobrą robotę — powiedział blondyn, wtulając się w wyższego. Może i był to tylko jeden centymetr różnicy, ale Yoongi zawsze wykłócał się, że to był AŻ jeden centymetr.
Bycie kupidynem było męczące; co roku musieli złączyć jedną parę, dopóki tego nie zrobili nie mogli wrócić do domu. A z roku na rok coraz trudniej było znaleźć dwójkę ludzi, którzy chociażby w najmniejszym stopniu do siebie pasowali, a co najważniejsze oboje musieli być singlami.
~*~
Taehyung mocno złapał rękę stojącego nad nim mężczyzny, po czym został pociągnięty w górę. Dodając do tego to, że trochę za mocno się odepchnął od ziemi poleciał prosto na bruneta, a zaraz oboje polecieli na ziemię; brunet na plecy, a Kim skończył leżąc na nieznajomym.
— O-Oh— mruknął zdziwiony Taehyung zaraz podnosząc się z chłopaka. Nieznacznie się zarumienił; sam nie wiedział co się z nim dzieje, czy to działanie zimnej wody, czy może było to spowodowane tym, że jeszcze kilka sekund wcześniej leżał na dosyć przystojnym mężczyźnie. Pokręcił głową na swoje głupie myśli.
Zawiał chłodny wiatr, który przypomniał Kimowi o tym, że niecałą minutę wcześniej jeszcze leżał w wodzie. Przez jego ciało przeszły dreszcze. Brunet widząc trzęsącego się chłopaka momentalnie zdjął swoją kurtkę, po czym zarzucił ją na niższego. Cieszył się, że dzisiaj postanowił pod kurtkę ubrać ciepły golf, dzięki czemu nie marzł teraz tak bardzo.
— Um... Wiem, że to może trochę dziwna propozycja, bo wiem, że się nie znamy, ale czy zgodziłbyś się pójść do mojego mieszkania? — zapytał zakłopotany właściciel psa. — W sensie zrobiłbym ci coś ciepłego do picia dał jakieś ciuchy na przbranie, żebyś nie chodził w mokrych. Mieszkam naprawdę blisko, na Jayangbeonyeong-ro 11-gil — dodał rumieniąc się po tym, kiedy zdał sobię sprawę, jak szatyn mógł odebrać jego wcześniejszą wypowiedź.
— T-Tak, zgadzam się. — powiedział Taehyung. Jego zdrowy rozsądek przestał działać w momencie, w którym się podniósł z ziemi. Głową się o nic nie uderzył, dlatego też nie rozumiał swoich poczynań. W końcu chłopak mógłby okazać się mordercą, gwałcicielem, czy bóg wie kim.
~*~
Siedzieli u Jeongguka - jak dowiedział się Taehyung - już jakiś czas. Okazało się, że chłopak był młodszy od Kima o rok. Był naprawdę sympatyczny, szatyn już nie pamiętał kiedy ostatnio mu się z kimś tak dobrze rozmawiało. Coś widocznie ciągnęło ich ku sobie. Kim miał wrażenie, że oszalał. Pili już, którąś herbatę z rzędu. Brunet również kolekcjonował najróżniejsze herbaty, przez co miał wiele smaków i każdy mógł wybrać coś idealnego dla siebie, niczym w kawiarni. Mieszkanie bruneta było przytulne, nie za wielkie, ale też nie za małe. Kuchnia i salon przedzielone były blatem, przy którym stały stołki barowe. Miejsce to pełniło funkcję stołu. Bowiem Jeon nigdy nie czuł potrzeby posiadanie oddzielnego stołu. W pewnym momencie Jeongguk zaproponował zjedzenie czegoś na słodko. Wybór padł na gofry. Znaleźli przepis na ciasto w internecie, po czym wzięli się do roboty. Nie obyło się bez małej walki na mąkę. Kto to widział, dorośli mężczyźni rzucający się mąką. Jeongguk obejmujący od tyłu Kima próbując trafić w jego twarz białym proszkiem i Taehyung śmiejący się do rozpuku. Niezwykle szybko poczuli się przy sobie komfortowo. W końcu Jeon puścił zdyszanego i czerwonego na twarzy szatyna. Obydwoje nie mogli uspokoić śmiechu. W końcu postanowili się ogarnąć; Jeongguk pierwszy poszedł się przebrać i umyć, zaraz po nim poszedł Kim, korzystając z okazji przebrał się w swoje ciuchy, które zdążyły wyschnąć.
Kiedy wrócił do kuchni panował w niej względny porządek, a na blacie stały gotowe gofry; na krześle barowym siedział Jeon i uśmiechnięty wpatrywał się w parującą herbatę.
— O! Jesteś — zauważył brunet, skanując wzrokiem całego Kima. — Gofry już są gotowe, siadaj i się częstuj — dodał uśmiechając się, pokazując tym samym swoje królicze - według kima, poza tym bardzo urocze - uzębienie.
Chłopak czuł się lekko zauroczony zachowaniem młodszego. Wewnętrznie śmiał się z siebie; z tego jak łatwo przyszło mu zapoznanie się z Jeonem; z tego jak szybko go ten - z początku - nieznajomy sobą zauroczył. W jego głowie brzmiało to absurdalnie, zauroczyć się w kimś, kogo zna się jeden dzień. Może to właśnie była ta przysłowiowa miłość od pierwszego wejrzenia? A może strzała kupidyna? Tego nie wiedział, nie wierzył w takie zabobony, jednak teraz był w nie skłonny uwierzyć.
Rozmyślał tak jedząc gofra nie zauważając tego, że Jeongguk mu się ciągle przyglądał.
— Co jest Gguk? — zapytał Taehyung, odwracając głowę w stronę mężczyzny.
— Ubrudziłeś się, o tu — powiedział brunet, przecierając kącik ust starszego. Taehyung wstrzymał chwilowo oddech, czując na sobie dotyk młodszego, a chwilę potem dosłownie odebrało mu mowę przez to, co zrobił Jeon.
— Słodkie — mruknął mężczyzna, zlizując z palca truskawkowy dżem, który chwilę wcześniej zalegał na ustach szatyna. — Zupełnie jak ty — dodał po chwili szeptem, a Taehyung poczuł jak jego serce zatrzepotało mu w piersi. — Tae mógłbym coś zrobić? — zapytał po chwili.
— J-Jasne Ggukie — odpowiedział trochę niepewnie. Chwilę potem poczuł dłoń, która czule gładziła go po policzku. Instyktownie się w nią wtulił, chłonąc każdą sekundę przyjemności. Przymknął lekko powieki, kiedy Jeon zbliżył swoją twarz do tej Taehyungowej. Delikatnie począł muskać wargi starszego; robił wszystko ostrożne, jakgdyby bał się, że jeden niewłaściwy ruch i szatyn zniknie, niczym mydlana bańka, jak najpiękniejszy sen. Czując jak starszy oddaje pocałunek odetchnął z ulgą, wiedząc, że się nie wygłupił. Bo Taehyung był piękny, jak ze snu, był tym najsłodszym marzeniem, pozornie nieosiągalnym, jednak tak bardzo kuszącym. Przy nim nawet zapomniał o swoim wcześniejszym smutku.
Może i wargi Jeongguka były lekko spierzchnięte, aczkolwiek starszemu ani trochę to nie przeszkadzało, liczyła się ta chwila; liczyły się ich wargi czule ocierające się o siebie, nie liczyła się natomiast absurdalność tej całej sytuacji. Pozwolili sobie uwierzyć w walentynkowy cud, słynną strzałę kupidyna. Były to ich najlepsze walentynki w życiu, bo kto by nie chciał zakochać się w tak wspaniały dzień? Byli niezmiernie wdzięczni kupidynowi, który ich połączył. Ich kupidyni także byli im wdzięczni; byli wdzięczni, że nie spartaczyli ich roboty, dzięki czemu mogli przeżywać teraz namiętne chwile w swoim własnym domowym zaciszu.
Mouse Rabbit Coffee* — kawiarnia istnieje naprawdę, opisy robiłam sugerując się zdjęciami z internetu.
A/n Mam nadzieję, że spodobał Wam się walentynkowy one-shot ode mnie. Miał się on pojawić już rok temu, ale nie zdążyłam go napisać. Jest to pierwszy raz, kiedy używałam nazw ulic w Korei sugerując się mapą okolicy kawiarni, park nie jest parkiem, ale był mi potrzebny zbiornik wodny. Może się wydaje, że wszystko szybko się zadziało, ale taki był zamysł; jest to one-shot, w którym pojawiają się moce nadnaturalne w postaci yoonminowych kupidynów. Wesołych walentynek!
~ Kidney 2019
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top