Część 20 - Historii koniec?

Tego dnia słońce przyjemnie grzało, pomimo późnej, popołudniowej pory i tego, że była już jesień. Fala upałów nareszcie się skończyła, a to bardzo cieszyło Nathaniela, który mógł o wiele więcej czasu spędzić przy grobie Ariela. 

Przychodził w to miejsce każdego dnia, nawet wtedy, gdy był wykończony po pracy. Zawsze znalazł choćby chwilę, a tego dnia wyszedł z pracy o wiele wcześniej i udał się tutaj, na cmentarz. 

Gdy tylko skończył robić porządek z uschniętymi kwiatami, usiadł na trawie przy grobie i wyciągnął telefon, chcąc sprawdzić godzinę.
- Och... To już rok, Ariel... - zaczął, widząc datę - Już nie ma cię rok. Nie sądziłem, że ten czas tak szybko zleci. Teraz, gdy zmieniłem pracę, mogę spędzać przy tobie więcej czasu. Wiesz... twój ojciec mnie zatrudnił. Myślałem, że mnie nienawidzi, ale... ale chyba myliłem się. Chciałem mu okazać jakiekolwiek wsparcie, bo dalej go tak bardzo boli twoje odejście, ale tak naprawdę to on mnie wspiera! Tylko ja sam siebie obwiniam o to... Głupie, prawda?

- Ano, głupie. - przytaknął Evan z uśmiechem, podchodząc do Nathaniela z małą, czarną różą. Wiele razy spotykali się na cmentarzu i już dość dobrze się znali. Tak naprawdę, dużo rzeczy ich łączyło.
- Ej! Mogłeś dać znać, że przyjdziesz! - speszony Nath poderwał się na równe nogi i odwrócił wzrok, byle tylko nie patrzeć na rozbawioną twarz Evana, który położył kwiat na grobie.
- Faktycznie. Dobre maniery nakazują uprzedzać domowników przed wizytą, a ty spędzasz tu tyle czasu, że prawie tu mieszkasz. - zaśmiał się, siadając na trawie obok Nathana, złapał go za rękaw bluzy i pociągnął w dół, by ten usiadł obok niego. 
- Nie mieszkam tu! - fuknął obrażony czerwonowłosy, chowając komórkę do kieszeni.
- Ale niewiele brakuje. - dodał Eve i między nimi zapadła cisza.

Zaraz milczenie zostało przerwane, gdy tylko Evan wyciągnął ze swojego plecaka paczkę papierosów.
- Nie pal... - mruknął Nathaniel, sięgając po paczkę i po prostu wyrwał mu ją z rąk, po czym wsadził do swojej bezpiecznej kieszeni bluzy.
- A co ty się tak o mnie martwisz? - zapytał ciekawy Evan, chowając zapalniczkę, którą przed chwilą wyciągnął razem z papierosami.
- Nie pal po prostu przy mnie! - warknął zirytowany, odwracając się do szatyna plecami - Oddam ci je jak już będziesz stąd szedł!
- Tak, jak ostatnim razem? - zaśmiał się jego towarzysz, na co Nath zaczerwienił się ze złości. Nie lubił, gdy ten wypominał mu takie sytuacje. Za to Eve czerpał niemałą radość z doprowadzania Nathana do nerwicy, kurwicy i innego rodzaju zdenerwowania. Twierdził, że gdy Nathaniel się złościł, uroczo marszczył nosek, co strasznie podobało się jego dręczycielowi.

- Znowu to robisz. - przyuważył Evan, wyciągając rękę do przyjaciela tak, by ten nie widział.
- Co znowu robię? - zapytał, niczego nieświadomy.
- Marszczysz nos! - zaśmiał się głośno, łapiąc go mocno za nos, przez co oberwał z łokcia w żebra i osunął się na plecy Nathana. Jęknął z bólu i puścił jego biedny, czerwony nos.
- Dobra, przepraszam... Bolało, księżniczko... - burknął cicho i ucieszył się, kiedy Nath nie dosłyszał ostatniego słowa.

- Tęsknisz, co? - szturchnął Nathana w ramię po spędzonych dziesięciu minutach w ciszy - Nath, wiem, że ci ciężko, ale nie obwiniaj się. To nie twoja wina...
- Ty tak myślisz. - uciął temat, nie mając ochoty o tym rozmawiać.
- To... to może na osłodę dnia zaproszę cię na kawę do parku róż? Co ty na to? - zaproponował, prosząc w duszy niebiosa, by czerwonowłosy się zgodził.
- Nie mam ochoty, może następnym razem - odmówił od razu, ale Evan nie miał zamiaru się poddać. 
- Będzie ci lepiej... Ej, na pewno nie jadłeś obiadu po pracy! - Eve podniósł się, uśmiechając się jak zawsze radośnie - Chodź! Idziemy na obiad! Ja stawiam!
- Zjem w domu. Nie chcę, żeby obiad z wczoraj się zepsuł.
- Więc wpadnę do ciebie wieczorem! Zjemy coś dobrego, obejrzymy może jakiś film, napijemy się czegoś.
- Mam dużo pracy w domu. Innym razem.

Mężczyznę zaczęło denerwować to, że ten tak się opierał i odrzucał jego propozycje. Nie był to pierwszy raz, kiedy chciał go gdziekolwiek zaprosić. 

- Więc jutro... - zaczął, ale znów spotkał się z odmową.
- Evan, nie. Nie mam zamiaru nigdzie wychodzić, rozumiesz? Nie wysilaj się tak. - Nathan podniósł się powoli i otrzepał spodnie z kilku źdźbeł trawy.
- Dlaczego? Chcesz już na zawsze zamknąć się w swoich czterech ścianach i... - urwał, nie mając odwagi powiedzieć więcej. Stracił nie tylko odwagę, ale chęć do dalszej walki o zranione serce. Jedyne, na co się zdobył, to podniesienie się z trawy i zarzucenie na ramię plecaka.
- I? I co? - dopytywał Nath, wreszcie podnosząc na niego wzrok.
- I... i chcesz zamknąć na zawsze swoje... serce? Nie chcesz już nikogo pokochać? Nie chcesz sam być kochany? Brakuje ci tego! Nathaniel, widzę to doskonale! Brakuje ci ciepła drugiej osoby, dlatego ciągle jesteś marudny i nie do zniesienia!
- A co ty możesz z tym zrobić? - usłyszał zaraz Evan, co było końcem jego wysiłku. Nie miał już sił ciągnąć tego dalej. Jego serce pękło po raz kolejny mimo, że postanowił po dziesięciu latach otworzyć je znów. 

- Nic. Całkowicie nic. - odparł beznamiętnie, odwracając się do niego plecami i ruszył w stronę bramy - A żebyś zgnił w tej samotności!

Ostatnie słowa Evana trafiły w sam środek serca Natha, który dopiero teraz zrozumiał, do czego ten dążył przez cały czas. 
- Ale jestem głupi... - szepnął, spoglądając na nagrobek - Ari, co ty byś zrobił na moim miejscu?

Nie musiał czekać długo na odpowiedź. W jednej sekundzie Nath przypomniał sobie, jak Ariel walczył za każdym razem, gdy został odrzucony. Postanowił w ciągu tej jednej chwili zmienić swoje życie, zaczynając od chyba najważniejszego.
- Ev... Evan! - zawołał, ruszając w jego stronę od razu - Czekaj na mnie, głupku! No czekaj!

Szatyn zatrzymał się za bramą i spojrzał na Nathaniela, który podbiegł do niego po chwili.
- Co zaś chcesz? - zapytał niezbyt miło, nie chcąc z nim dłużej rozmawiać, ale zamiast słów, otrzymał inną odpowiedź. Nath go objął go za szyję, przyciągnął do siebie i pocałował, nie przejmując się przechodniami.
- Jak to co...? - zaczął cicho, kiedy oderwał się od jego ust cały czerwony na twarzy - Idziemy na tą randkę... Nie ma co tego przeciągać. Co było, już nie wróci. A samotnie już trochę spędziłem czasu...
- Ale słodko się rumienisz. - stwierdził Eve, za co dostał po głowie od jeszcze bardziej czerwonego mężczyzny, który zaraz złapał go za rękę i ciągnął w stronę parku.


Jeden mały krok w życiu, może zmienić naprawdę wiele. I o tym przekonał się Nathaniel. Zostawił samotną drogę i wybrał nieznaną, na której czekała na niego miłość. 

Nathaniel, który zaryzykował wszystko, oraz Evan, który postanowił otworzyć serce.

Jedna historia właśnie się kończyła, ale druga dopiero rozpoczynała, niosąc ze sobą szczęście i prawdziwą miłość, której oboje tak bardzo potrzebowali.



- Żartujesz sobie?! - zaskoczony zakończeniem mojej książki Nathaniel, odłożył ją na stolik i spoglądał na mnie z otwartymi ustami.
- Postradałeś zmysły, wiążąc mnie z nim... - burknął Evan, wskazując na zszokowanego Natha, którego Zack szturchał ubrudzoną czekoladą łyżeczką w policzek.

Siedzieliśmy we czwórkę w naszej ulubionej kawiarni przy parku róż, jak zawsze zajmując pięcioosobową narożną kanapę. To miejsce było dla nas idealne - z dala od innych klientów, z idealną liczbą miejsc. No, teraz jedno jest puste...

- Nie narzekaj. - machnąłem ręką, biorąc duży łyk kawy, którą zamówił sobie Evan, siedzący tuż obok mnie.
- Ariel, czekaj... - zaczął Zack, odkładając też swój egzemplarz na stolik, gdy dokończył czytać - Specjalnie pozamieniałeś nas? 
- No... jak widzisz, to tak. Stwierdziłem, że taka zabawa będzie udana, a nasze charaktery lepiej wpasują się do danych ról. - odpowiedziałem, nie oddając szatynowi kawy, której chciał się w końcu napić.
- Ale czemu zrobiłeś ze mnie tego złego?! - ciągnął dalej Zack, robiąc naburmuszoną minę i odłożył łyżeczkę na talerzyk po cieście - Byłem bardzo miły, kiedy pojawił się w szkole! To ja pomagałem od pierwszego dnia!
- A ja zostałem zdegradowany do roli kolegi z pracy... - napomknął Eve, a Nath w końcu odezwał się.
 - A dlaczego ja go zastąpiłem? Czemu i ja zostałem tym złym?! - wypytywał, ścierając czekoladę z policzka.
- Byłeś zły. Nie pamiętasz? - przypomniał Zack - Ja zagrałem twoją rolę... 
- Ale... ale to nie jest sprawiedliwe! - wykłócał się dalej, odkładając serwetkę na bok.
- Co nie jest sprawiedliwe? - oddałem Evanowi kawę, uprzednio wypijając połowę jej zawartości - Stałeś się moim ukochanym!
- Ej, spadulski! Jesteś mój! Jak ta kawa... - przerwał mi Evan, wpatrując się w biały kubek z napojem.

- Dobra, twój... Ale w mojej książce, każdy jest kimś innym. Ty, Zack... jesteś strasznie spokojny i potrafisz byś typowym buntownikiem, dlatego najlepiej mi pasowałeś, zamiast Nathaniela. On z kolei pasował na miejsce Evana, głównie przez charakter. Evan... Evan, no przepraszam, że zagrałeś mnie... Chciałem stać się głównym bohaterem, a Alexowi dać szczęście, skoro nie zaznał go w prawdziwym życiu... - wytłumaczyłem, ale Zack zaśmiał się na moje słowa.
- Przecież nikt cię nie oskarża... Trochę ciężko jest nam to zrozumieć i chyba każdy z nas, poniekąd, chce się wczuć choć trochę w rolę, jaką przyszło mu zagrać. Ja się jednak cieszę, bo normalnie nie odegrałem znaczącej roli, a zrobiłeś ze mnie wroga numer jeden. Uważam, że pasuję na złego, którym to był Nathan...
- Odwalcie się... - bąknął Nath, dokańczając swoje ciastko.

- Dobra, kończmy ten temat - przerwałem dyskusję, podnosząc się z wygodnej kanapy - Mieliśmy iść na grób Alexa złożyć kwiaty, a bukietu nie mamy. Kwiaciarnię zamykają za dwadzieścia minut.
Wszyscy przytaknęli i zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Kiedy wychodziliśmy, zerknąłem na stolik, przy którym siadaliśmy z Alexem, gdy żył. Złapałem Evana mocno za rękę i zaśmiałem się, widząc jak znów Nathan zaczyna publicznie obmacywać Zacka. Robił tak za każdym razem. Nath i Zack pasowali do siebie pod każdym względem. Jeden zboczony, bez żadnych granic, a drugi bardzo wstydliwy, szczególnie w "tych" tematach.

Razem wyszliśmy z lokalu i skierowaliśmy się do kwiaciarni, omawiając po drodze wycieczkę nad morze, jaką szykowaliśmy od paru tygodni. 

Więc jak? Wiesz już kto odegrał czyją rolę w tej historii?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top