Część 15 - "Only you, my love"

Tak, tak - jest i 15. rozdział :D Krótki, chyba aż za krótki D: Nie chciałam nic na siłę pisać, bo by wyszło coś bardzo... bardzo beznadziejnego. Uważam, że mimo swojej długości jest w miarę okej i nie zniechęci Was to ;) Nie zanudzam, czytajcie i komentujcie! Chcę wiedzieć, czy podobają Wam się przygody syrenki :D  
__________________________________________________________


Całkowita ciemność. Tylko to miałem przed sobą. Czy w końcu umarłem? Nie... Po chwili ból dał o sobie znać. Nie mogłem się poruszyć, ale ból był tak wielki, że doskonale go czułem w każdej części ciała. Powieki były niesamowicie ciężkie, o otwarciu oczu mogłem co najwyżej pomarzyć. Pozostało mi jedynie starać się wytrzymać cierpienie. Poza bólem docierało do mnie coś jeszcze. Czyjeś głosy... Ciężko było mi zidentyfikować kto rozmawiał, ale wyłapywałem pojedyncze słowa: "dlaczego", "kocham go", "jesteś śmieciem", "uciekasz", "to tajemnica", "kocham go"...

A później... później znowu odleciałem, ale gdy odzyskałem świadomość, mogłem w końcu otworzyć oczy. Próbowałem się podnieść, ale ból i silne ramiona Zacka skutecznie mi to uniemożliwiły.
- Ariel, idioto... Bałem się, że już się nie obudzisz... - szepnął, odgarniając mi kosmyki włosów z twarzy - Byłeś nieprzytomny przez tydzień.
Minęło trochę czasu, zanim zrozumiałem dobrze jego słowa. W sumie mało mnie obchodziło co się działo z rodzicami. Były o wiele ważniejsze rzeczy.
- A co... z Nathem? - zapytałem słabo, łapiąc go za ramię tak mocno, jak tylko mogłem.

Milczał. Po prostu odwrócił wzrok i milczał, doprowadzając mnie prawie do obłędu. Nawet gdy powtórzyłem pytanie kilka razy, Zack nic nie odpowiedział. A to oznaczało, że Nathaniel wyjechał. Nie dziwię mu się. Po co by się w ogóle przejmował jakimś debilem, który z powodu złamanego serca skoczył z mostu. Nie kocha mnie. Byłem dla niego tylko zabawką. A o zepsute zabawki nikt się nie martwi, tylko takową wyrzucają. Tak, jak Nathan to zrobił ze mną...
- Chciał z tobą porozmawiać, więc czeka... - zaczął po chwili, sięgając po butelkę z wodą - Mam mu dać znać, kiedy się obudzisz. Ale nie wiem czy to dobry pomysł. Wiem, że zaraz zaczniesz krzyczeć i błagać, bym po niego zadzwonił, ale... będzie lepiej dla was obu, gdy minie trochę czasu i się uspokoicie.
- Chcę go... zobaczyć... Jak najszybciej. Zadzwoń po niego... Teraz! - prosiłem, kuląc się na łóżku z bólu. Ale nie wiem co bolało bardziej. Całe ciało czy serce. W głowie miałem ciągle słowa Nathaniela, odbijały się w mojej duszy niczym echo, z każdą chwilą zadając większe rany. Dopiero po dłuższym czasie Zack wyciągnął z kieszeni swój telefon, wybrał odpowiedni numer i zadzwonił. Nie wiedziałem skąd ma numer, ale to najmniej mnie obchodziło. Nathan zjawił się w szpitalu po około dwudziestu minutach. Gdy tylko przekroczył próg sali, w której leżałem, widać było, że wściekłość wypełnia go całego, a to nie oznaczało nic dobrego. Mimo okropnego bólu, podniosłem się z łóżka, ignorując wszelakie sprzeciwy ze strony Zacka. Nie obchodziły mnie groźby czy wyzwiska skierowanie w moją stronę, kiedy wyrywałem sobie kroplówkę. 

Czerwonowłosy wpatrywał się we mnie wściekły, a gdy tylko się do niego zbliżyłem, uderzył mnie prosto w twarz. Byłem osłabiony, a jego uderzenie dość mocne, co spowodowało, że upadłem na ziemię. Gdyby nie szybka reakcja Zacka, rozwaliłbym sobie głowę o podłogę.
- Wyluzuj! - syknął, równie wściekły co Nath, brunet, mocno mnie przytrzymując - Ledwo co się obudził!
- Zamknij się! My już rozmawialiśmy! - klęknął obok, złapał mnie za ubranie i szarpnął mocno, a ja bałem się, że znowu oberwę od niego. Na szczęście uderzenie nie nastało, ale jego złość wcale nie zniknęła.
- Coś ty sobie w ogóle myślał?! Co chciałeś tym osiągnąć?! Już całkowicie ci odbiło! Weź się w końcu jakoś ogarnij, bo naprawdę skończysz w piachu!
- Kocham cię. - przerwałem mu nagle. Czułem jak słone łzy spływają po mojej twarzy, nie umiałem tego kontrolować w żaden sposób. Rozpłakałem się jak małe dziecko.
- Przecież ci to tłumaczyłem, tak? Ariel... - złapał mnie mocno za szczękę i zmusił, bym spojrzał mu w oczy, co wywołało u mnie jeszcze większy płacz - Nie możemy być razem. Zrozum to w końcu. Nie kocham cię. Wiem, ranię cię tymi słowami, ale... ale nie wiem jak inaczej mogę ci to wyjaśnić. Jest osoba... która cię kocha i odpowiednio się tobą zajmie. Ale to nie jestem ja. Wbij to sobie do głowy wreszcie. 

"Kocham cię" - powtarzałem te słowa w kółko, dławiąc się własnymi łzami, aż w końcu nie uderzył mnie ponownie. Jego podniesiony ton głosu, niemiłe słowa i postawa sprawiły, że przestałem cokolwiek już mówić, kuląc się w ramionach Zacka, który milczał. Jednak nie dawało mi to spokoju... Bo doskonale widziałem, że coś ukrywał. 

Każdy kłamie.

Nathan w końcu nie wytrzymał. Dostałem w twarz po raz kolejny i tyle go widziałem. Długo nie mogłem się uspokoić, aż pielęgniarki nie podały mi czegoś. Minęło z jakieś pół godziny, nim przestałem płakać i trząść się z nerwów.
- Najważniejsze jest twoje zdrowie, a nie on... - mruknął Zack, siadając na krześle obok mojego łóżka - Z tego, co wiem, to wyjeżdża dopiero za jakieś dwa tygodnie, więc jak oboje ostygniecie i emocje opadną...
- Nie będzie chciał mnie widzieć. - machnąłem mu dłonią przed nosem, żeby przestał wygadywać takie głupstwa. Moja znajomość z Nathanielem właśnie się zakończyła. Już nigdy na mnie nie spojrzy, o rozmowie nie wspominając... Będzie mi tego tak cholernie brakować! Naprawdę go kocham... I po raz kolejny moje uczucia są nic niewarte. Kogo to w ogóle obchodzi, jak ja się czuję i co ja czuję. Wszystko, czego pragnąłem, odeszło. Moje całe szczęście... Już go nie ma.
- Zmienisz zdanie. - szepnął z uśmiechem, a do sali weszli moi rodzice. Zack przyznał się, że dał im znać o tym, że się wybudziłem. Nie do końca mnie to cieszyło, bo chciałem mieć spokój od zmartwionych rodziców...

Czas bardzo szybko mijał... Odpoczynek, leki oraz całodobowa opieka Zacka (nie mam pojęcia jakim cudem władze szpitala pozwoliły mu na siedzenie przy mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę) sprawiły, że po jedenastu dniach mogłem opuścić szpital. Kazali mi jeszcze odpoczywać w domu przez dłuższy czas, ale ile można siedzieć w jednym miejscu... Poza tym musiałem coś zrobić.

Wiedziałem kiedy Nathaniel dokładnie wyjeżdża. Sam nawet napisał mi wiadomość... Tego dnia tak strasznie się denerwowałem. Nie byłem pewien, czy chce mnie widzieć i czy na pewno dobrze robię, idąc do niego. Myśli męczyły mnie długo i nim się zorientowałam, byłem niedaleko domu Natha. Wyjrzałem nieco zza rogu, nie chcąc się za bardzo pokazywać. Nath wynosił z domu walizki oraz pudła do dużego dostawczego samochodu, a jego rodzice wraz z Lily je układali. Obecność dziewczyny wcale nie pomagała mi. Tym bardziej nie mogłem się tam pokazać.

Faktem jest, że ninją jestem beznadziejny, więc po kilku minutach, gdy wszystko było w samochodzie, Nathan zauważył mnie. Coś powiedział do rodziców i podbiegł do mnie, uśmiechając się, jak wcześniej... To właśnie za tym uśmiechem będę tęsknić. Za jego ustami, radosną postawą... Za nim całym.

- Myślałem, że nie przyjdziesz, a ty się po prostu bawisz w Naruto! - zaśmiał się, łapiąc mnie za rękę i zaciągnął za róg, by nikt nas nie widział.
- Ej, Nath! Boli! To boli! - syknąłem, czując aż za bardzo jego uścisk na nadgarstku, na którym miałem otarcia i siniaki, jak na całym ciele.
- Przepraszam! Nie chciałem, Ariel... - puścił moją rękę i stanął naprzeciw mnie, wpatrując się znów w moje oczy. Ta chwila mogłaby trwać wieczność... Spadający z nieba śnieg, delikatny wiatr, tylko my dwaj... Moje wszystkie marzenia, nadzieje i szczęście tutaj kończyły swoje istnienie. Wraz z tym złudnym związkiem między mną a Nathanem. Wszystko ma swój koniec, te kłamstwa również.

Cisza między nami przerywana była czasem przez przejeżdżające obok samochody. Nie chciałem przerywać tej chwili, bo wiedziałem, że to jedna z ostatnich... Dopiero gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy, Nath odezwał się.
- Hej, nie płacz syrenko... - ujął moją twarz w dłonie i starł kciukami słone krople - Nie wszystko potoczyło się tak, jak chciałem. Przepraszam za to... I za to, że zrobiłem ci takie nadzieje. To moja wina, wiem. Jestem zwykłym dupkiem, ale muszę wyjechać. W szpitalu... poniosło mnie, byłem wściekły, ale nie na ciebie! Tylko na siebie, że to właśnie ja byłem powodem twojego skoku. Bałem się o ciebie i nie wiem co bym zrobił, gdybyś... gdybyś naprawdę odszedł...
- Jakie teraz znaczenie mają te słowa? Zraniłeś mnie, chciałem się zabić i... i co? Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, co czuję? Bo chyba nie... Myślałem, że jesteś wyjątkowy, ale okazało się, że jesteś jak każdy. - warknąłem wściekły, wyrywając mu się, ale Nath objął mnie swoimi silnymi ramionami. Próbowałem się odsunąć, jednak czerwonowłosy za nic nie chciał mnie puścić, co było irytujące wręcz. Nie rozumiałem jego zachowania i denerwowało mnie to jeszcze bardziej.

Ale w końcu uległem, wtulając się w niego, jeszcze bardziej płacząc. Emocje targały moim ciałem, znowu byłem beznadziejny. Nie mogłem się uspokoić. Na pewno wyglądałem żałośnie...

- Kocham cię, Nath! - wyłkałem po chwili, obejmując go mocno za szyję - Będę kurewsko tęsknić za tobą!
- Wiem... - szepnął Nathan, głaszcząc mnie spokojnie po głowie, abym się w końcu uspokoił. Powoli opanowywałem emocje, za co zostałem nagrodzony uśmiechem mojej miłości.
- Chciałbym ci wszystko powiedzieć, ale nie mogę... Przepraszam. Z pewnych względów... nie mogę. Mam nadzieję, że to zrozumiesz i choć w najmniejszym stopniu mi to wybaczysz... - mówił dość nieśmiało, odwracając ode mnie głowę, jakby nie chciał mi patrzeć prosto w oczy. 

Zaśmiałem się cicho, ocierając w końcu łzy, czym wprawiłem go w jeszcze większe zakłopotanie.
- Ja... ja wiem, jestem beznadziejny! Ale... ciężko mi... i w ogóle, Ariel...! - przyłożyłem mu palec do ust, by zamilkł, uśmiechając się delikatnie do niego.
- Dobrze wiesz, że wszystko ci wybaczę. - zapewniłem, gładząc czule jego policzek. Moje słowa sprawiły, że znów na jego twarzy zagościł ten cudowny uśmiech, o którym będę już tylko śnić. Tak... Będę za tym niesamowicie tęsknić. 
- Wszystko? Więc... wybaczysz mi ostatni pocałunek?
- Wybaczę...

Nathaniel nachylił się nade mną i złączył nasze usta w ostatnim namiętnym pocałunku, na jaki mogliśmy sobie pozwolić. Myśli, że ta chwila się nie powtórzy, sprawiły, że przycisnąłem się bardziej do jego warg, chcąc jak najlepiej zapamiętać ich dotyk, smak...

Nasz świat nie jest delikatny.

Wszystkie piękne chwile szybko się kończą, dlatego i ta miała swój koniec dość szybko. Nathaniel oderwał się od moich ust i znów podziwiałem jego wspaniały uśmiech, którym oczarował mnie już pierwszego spotkania.
- Też będę tęsknić, Ariel... - wyszeptał, dając mi zaraz buziaka w czoło. Próbowałem być dzielny, ale i tak uroniłem łzę... Pożegnania nie są wcale fajne. W końcu musiałem mu pozwolić odejść...
- Kocham cię. - powtórzyłem po raz kolejny, trzymając mocno jego dłonie. Ale i tego nadszedł koniec. Nathan pocałował mnie jeszcze jeden, naprawdę ostatni raz i ruszył z powrotem do samochodu, rodziców i Lily. Wyszedłem zza rogu, pokazując im się i pomachałem jeszcze chłopakowi, który razem ze swoją wybranką wpakował się na tylną kanapę auta i jeszcze spojrzał na mnie.

Przez tak długi czas bałem się tej chwili... Aż tak strasznie nie jest przecież. Muszę tylko... pozwolić... mu odejść... Temu, któremu oddałem całe swoje serce. Obym nie padł z tęsknoty...

Kiedy Nathan zapiął pasy, wyciągnął swoją komórkę i zbliżył się do Lily, którą pocałował, w tym samym czasie przykładając telefon do szyby, pokazując mi napis, który wyrył się w moim sercu na zawsze. Tylko cztery słowa, a jakże ważne dla mnie... Obserwowałem ich cały czas, póki samochód nie zniknął za budynkami w oddali. Stałem jeszcze chwilę na chodniku, wpatrując się w ulicę, myśląc ciągle o osobie, która tak wiele zmieniła w moim życiu i we mnie. 

W końcu jednak ruszyłem się i odszedłem powoli, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki. Zahaczyłem przypadkiem bransoletką o zamek kieszeni, a jej zapięcie niemiło wbiło się w siniaka na nadgarstku. Napis na blaszce nieco poprawił mi humor - uśmiechałem się, ale przez łzy. Przechodząc przez most poczułem, że wiatr był coraz silniejszy, a śnieg sypał mocniej. Ochłodziło się bardzo, albo po prostu spotkanie z Nathanem rozgrzało mnie i miałem jakieś urojenia... 

Ten dzień zapadł w mojej pamięci na długo. Dzień, w którym pozwoliłem odejść osobie tak bliskiej memu sercu. Dzień, w którym jako nowy cel obrałem sobie całkowitą zmianę samego siebie. Dzień tak ważny, tak smutny i bolesny... Ten wyjątkowy dzień, w którym zawędrowałem do studia tatuażu, by upamiętnić te chwile. Tak, te bolesne chwile, abym nigdy się nie poddał na nowej drodze, którą musiałem zacząć iść. Upamiętnić na lewym nadgarstku. Słowami, które kierowane były do mnie. Tylko cztery słowa... Jego słowa.

"Only you, my love"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top