Ben Drowned x Reader

Na zamówienie kawaiimonsteer

- Hej, to moje gofry! - krzyknął wściekły Toby do małej Sally.

Dzień jak co dzień w Rezydencji Slendermana - Sally zabiera Toby'emu gofry, Masky kłóci się z Hoodie'm, a Jeff ucieka przed chcącą go przytulić Niną. Za to ja, dopiero co powróciłam z podwórka, przypatrywałam się temu wszystkiemu jedząc ciastko. Słodycze i morderstwa zawsze poprawiają mi humor gdy na nic nie mam ochoty. Poszłam do swojego pokoju, ostrożnie omijając wszystkie osoby które chciały się przywitać. Weszłam do środka, i od razu położyłam się na łóżku. Wzięłam w rękę telefon i zaczęłam przeglądać media. Co chwila artykuły o mnie i o moich współlokatorach. Naprawdę zaczynałam mieć tego dość.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

- Czego tam? - podeszłam i otworzyłam. Ujrzałam Bena ze swoim nintendo i paczką żelków w rękach.

- Hej. - powiedział - Chciałem zapytać czy chciałabyś może ze mną w coś zagrać. Mam żelki!

- Nie - szybko odpowiedziałam - Ale żelki zabiorę.

Wyrwałam mu paczuszkę z ręki i zamknęłam mu drzwi przed nosem.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Następnego dnia, obudziłam się cała zlana potem. Rozejrzałam się po pokoju, upewniając się że wciąż jestem w rezydencji, po czym odetchnęłam z ulgą. Skuliłam się wkładając głowę w kolana. Poczułam łzy w moich oczach. Nigdy nie potrafiłam tego opanować. To zawsze działo się tak nagle.
Położyłam się spowrotem na łóżko. Zaczęłam patrzeć w sufit, pozwalając sobie na płacz.

- C-co jest ze mną nie tak..? - wyszeptałam. Wkrótce postanowiłam wstać i zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Złapałam klamkę, otwierając tym sposobem drzwi. Wyszłam po cichu z pokoju. Na korytarzu było pusto. Reszta pewnie spała, lub była gdzieś w mieście. Skierowałam się w stronę schodów na dół, po czym poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie. Zauważyłam na stole konsolę Bena. Widocznie ją tu zostawił. Chwyciłam ją i dokładnie obejrzałam. W kilku miejscach była poplamiona czymś, jakby krwią. Wcale mnie to nie zdziwiło. W końcu to oczywiste że w domu pełnym morderców jest krew.

Po krótkim zastanowieniu, włączyłam ją. Ukazał mi się dobrze znany ekran blokady (nie bijcie, widziałam Nintendo tylko na reklamach ~ dop. autorka). Odblokowałam urządzenie. Ukazało mi się kilka gier. Przejrzałam je.

"Tak mało gier?" ~ pomyślałam. Chciałam jeszcze sprawdzić czy czegoś nie przeoczyłam, ale usłyszałam za sobą czyiś głos.

- [T.I]? Czemu trzymasz moje nintendo? - wzdrygnęłam się na dźwięk tych słów. Odwróciłam się i zobaczyłam Bena z papierosem w dłoni.

- P-przepraszam... - odparłam zawstydzona i odłożyłam urządzenie z powrotem na stolik.

- Hej, nic się nie stało! - odpowiedział, biorąc papierosa do ust - Jeśli chciałaś pograć lub popatrzeć możesz...

- N-nie, ja tylko... Muszę iść.

Założyłam kaptur na głowę i pobiegłam do swojego pokoju. Po co ja w ogóle brałam to głupie nintendo? Tylko zrobiłam z siebie głupka.

Takie myśli chodziły mi po głowie następną godzinę. Nie dawały mi normalnie funkcjonować. Musiałam się ich pozbyć, i to koniecznie. 

Kilka dni później, kiedy rezydencja była prawie pusta, ukradłam z pokoju Jeffa jeden nóż. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę łazienki. Po drodze niechcący na kogoś wpadłam, ale nie przejmowałam się tym. Twarz miałam załzawioną, dzisiaj liczył się dla mnie tylko mój cel. Weszłam do pokoju do którego dążyłam. Zamknęłam drzwi. Wyciągnęłam z kieszeni nóż, kierując go ostrzem w swoje gardło. Odliczyłam w myślach do 5.

"J-jeden, d-dwa..."

Słyszałam z dala czyiś głos i szarpanie klamki, ale dzwonienie w uszach wszystko zagłuszyło.

"T-trzy, c-cztery..."

Byłam tak blisko. Ostrze niemalże dotykało mojej szyi. Ręce mi drżały. Mimo wszystko, jednak bałam się umrzeć. 

"Pięć..."

Zamknęłam oczy. Spodziewałam się silnego bólu, jednak zamiast tego nie poczułam nic. Zaskoczona ale i równocześnie zdenerwowana, otworzyłam z powrotem oczy. Zauważyłam że drzwi zostały otwarte. Nic mi się nie stało, jednak mimo tego na podłodze były czerwone plamy. Nagle poczułam silny zapach nikotyny. Przeniosłam wzrok przed siebie. Stał tam znajomy chłopak w zielonej kamizelce. Trzymał swoją dłoń przed moją szyją, przez co nóż zranił jego, nie mnie. 

- C-co? - wyszeptałam.

- Przykro mi, ale nie możesz w tym momencie umrzeć - powiedział. Spojrzałam mu w oczy. Ciemne ślepia wpatrywały się we mnie ze zmartwieniem. Jego krwawe łzy wydawały się takie... Prawdziwe. Wyglądał tak jakby naprawdę płakał, nie z przymusu. 

- D-dlaczego...? - poczułam że ręce jeszcze bardziej mi drżą.

Ben bez słowa po prostu mnie przytulił. Nic nie rozumiałam z jego zachowania. On taki nie był.
"Co w niego wstąpiło?" ~ powtarzałam w myślach to zdanie, jakimś cudem licząc na odpowiedź. Próbowałam się od niego odsunąć, ale on nie chciał mnie puścić. Złapał mnie za ramiona, próbując uspokoić mój strach. Spojrzał na mnie, po czym delikatnie pocałował. Przez chwilę stałam zdezorientowana.

- [T.I], nie chcę cię stracić! Nigdy czegoś takiego nie czułem, tylko do ciebie... Po prostu cię kocham! - ostatnie słowa wykrzyknął z taką rozpaczą że przeszedł mnie dreszcz.
Nie czekając ani chwili dłużej, dałam mu buziaka w policzek.

- J-ja chyba czuję to samo... - powiedziałam nieśmiało - K-kocham cię Ben.

Od razu pojawił mu się uśmiech na twarzy.

- Dziękuję - powiedział, ponownie mnie przytulając.

-------

Proszę bardzo, oto shocik!
Z góry przepraszam że było trochę.. Mało tej depresji, ale dawno nie pisałam takich książek i nie wiedziałam jak się do tego zabrać.
Przy okazji nie umiem w creepypastę ;-;
W każdym razie mam nadzieję że się spodobało!
~Galia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top