[One-Shot] Typowy dzień Tristitii.
UWAGA!!!
One-shot zawiera trochę spoilerów zdradzających zakończenie mego FanFiction "Z kim się zadajesz, takim się stajesz."!
____________________________________________________
Hej! Nazywam się Claire Whittaker, ale mówią mi Tristitia lub, po prostu, Tri. Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o moim typowym dniu, jednak już po chwili, w której ja i Slade przejęliśmy władzę nad Jump City i zaczęliśmy opanowywać inne miasta. Będzie to na przykładzie jednego dnia, aby łatwiej było mi go opisać.
Wstałam około godziny piątej trzydzieści. Po tylu latach życia ze Sladem, przyzwyczaiłam się do wczesnego wstawania. Następnie, zeszłam z mego łóżka, które znajdowało się na antresoli i udałam się do kuchni, aby zjeść śniadanie. Dzisiaj zrobiłam sobie gofry z polewą czekoladową i bitą śmietaną oraz kakao. Zeszło się trochę, zważywszy na to, że nie jestem jakimś mistrzem kuchni i moje umiejętności kucharskie ograniczają się do podgrzania jedzenia, zrobienia kanapek, jajecznicy i zupy pomidorowej, ale ostatecznie udało mnie się to, i nawet wyszło jak zaplanowałam. Kiedy jedzenie było gotowe, usiadłam przy stole koło okna i zaczęłam jeść oraz pić, przy okazji słuchając krzyków zza okna, które po przejęciu władzy przez Slade'a i mnie, były całkowicie normalne.
Śniadanie jadłam około dziesięciu minut. Po tym czasie, umyłam naczynia, wyszłam z kuchni i wzięłam mój codzienny kombinezon, czyli ten, który nosiłam od minięcia pierwszego miesiąca mojego pobytu w tej bazie, aż do dziś, tyle że obecnie mogłam go zmieniać na normalne ubranie. Następnie, udałam się do mej łazienki i, będąc tam, przygotowałam do dnia. Zajęło mi to około dwudziestu minut, czyli tyle ile codziennie. Kiedy byłam już gotowa, złożyłam piżamę i schowałam ją do szafy, po czym wyszłam z pokoju i udałam się do głównego pomieszczenia, pogadać trochę ze Sladem.
Doszłam do owego miejsca po około pięciu minutach i, będąc tam, zauważyłam że tym razem hologramowe komputery Slade'a były wyłączone, a on sam wpatrywał się w wielkie ekrany. Chwilę potem, gdy odwrócił się w moim kierunku, spytałam:
- A co to za odmiana, że patrzysz w te wielkie ekrany?
- W końcu rządzimy już tym miastem, a w przyszłości pewnie przejmiemy cały świat, bo czemu nie, to nie muszę płacić rachunków za prąd. – Odpowiedział
W tym momencie, spojrzałam na niego zażenowanym wzrokiem. Kiedy to zauważył, jeden z nielicznych razy szeroko się uśmiechnął i rzekł:
- No co?
- Nic, nic. Dziwny jesteś. – Odparłam
- Wiem i mi to nie przeszkadza. A tak w ogóle, to wiesz, co dziś jest za dzień?
Po tym pytaniu, pokręciłam przecząco głową. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, bo na sto procent nie była to dzisiejsza data. Jednak, parę chwil potem, odpowiedział:
- Dzień egzekucji na więźniach.
- Jest, jest, jest, jest!!! – Krzyknęłam i zaczęłam skakać po pomieszczeniu jak pojebana i wołać:
- Nareszcie, nareszcie, nareszcie! Ile można było czekać?! Całe cztery miesiące!
Kiedy zaś tak skakałam, ujrzałam że Slade uderzył się dłonią w czoło i westchnął z zażenowaniem. Po chwili, rzekł:
- Ja rozumiem, że ty lubisz takie dni, ale błagam. Nie zachowuj się jak psychol.
W tym momencie, przestałam skakać jak niedojebana, spojrzałam na niego z radością w oczach i spytałam:
- A co to się stało, że po czterech miesiącach w końcu nastał ten cudowny dzień?
- Więzienie pod naszą bazą jest przepełnione, więc trzeba pozabijać trochę losowych osób, aby zwolniły się miejsca. Zabij około trzydzieści osobników i będzie dobrze. – Odpowiedział
- Tak jest!
Po tej rozmowie, podał mi broń w postaci miecza i karabinu maszynowego oraz, aby wyciąganie więźniów z celi przebiegało bezproblemowo, także dał mi sznury, a następnie ja, ciągle niezmiernie zadowolona, wyszłam z bazy i udałam się w kierunku zejścia do więzienia.
Dzień egzekucji był moim ulubionym dniem, bo jak już było wspomniane, tego dnia mordowało się nadprogramową ilość więźniów w więzieniu pod naszą bazą, ale nie tylko. Czasem musiałam przejechać do takowego połowę miasta, aby móc zabić określoną ilość osób. Jednak, takie dnie nie zdarzały się często, bowiem nasi poddani, znając charakter w szczególności Slade'a, bardzo rzadko organizowali bunty, popełniali wykroczenia, a na przykład powstań w ogóle nie było, bo byłyby bardzo krwawo stłumione.
Jednak, po około dziesięciu minutach, dotarłam do celu. Po wejściu do więzienia, rozciągał się długi korytarz, na którego końcu była izolatka dla, w mniemaniu Slade'a, najgorszych przestępców, którzy nie zawsze byli tacy najgorsi. Po prawej i lewej stronie rozciągały się cele. Chwilę potem, krzyknęłam na całe więzienie:
- Witajcie, więźniowie! Wiecie, co to za dzień?!
Po czym zaczęłam nieco szurać mieczem po podłodze, idąc przed siebie i, wzrokiem, wyławiając kandydatów do egzekucji. Kiedy to robiłam, widziałam przerażenie na twarzach skazanych oraz nerwowe i wystraszone szepty pomiędzy nimi. Lubiłam patrzeć jak się bali, to trzeba było przyznać.
Lecz, po chwili, gdy wybrałam już trzydzieści ofiar, zaczęłam gwałtownie otwierać poszczególne cele, brutalnie wyciągać wybranych, związywać ich ręce, aby nie mogli się bronić, po czym, na chwilę, ustawiać pod ścianami. Samo ich wyciąganie zajęło mi niedługo, bo około pięciu minut. Po tym czasie, kazałam im iść na wielki dziedziniec, na którym znajdował się również zakrwawiony murek, pod którym odbywały się wszystkie egzekucje.
Gdy tam dotarliśmy, kazałam więźniom ustawić się pod ścianą, tyłem do mnie. Kiedy wszyscy to wykonali, zaczęłam zabawę: pierwszej dziesiątce przecięłam głowy gwałtownym ruchem miecza, drugą rozstrzelałam z karabinu, a na trzeciej również wykonałam dekapitację. Po skończeniu, kiedy byłam cała we krwi, tak samo jak posiadane przeze mnie bronie, z psychopatycznym uśmiechem, jakby nigdy nic się nie stało, ruszyłam w kierunku więzienia, którym zamierzałam wrócić do bazy. W czasie powrotu, więźniowe, widząc zakrwawioną mnie oraz moje bronie, a także mój psychopatyczny uśmiech, odsuwali się od krat w kierunku tylnej ściany celi. Jak ja to lubiłam.
Jednak, po jakimś czasie, doszłam do bazy i weszłam do głównego pomieszczenia. Slade, jak zwykle, wpatrzony był w wielkie monitory i obserwował sytuację w Jump City. Teraz taki przerywnik tu dam, bowiem nie powiedziałam wam, że Slade zastanawiał się nad zmianą nazwy tego miasta, które miało być stolicą naszego rozrastającego się imperium, gdyż ta wydawała mu się głupia. No w sumie, nazwa „Skaczące Miasto" brzmiała głupio, ale mniejsza.
Wracając do rzeczywistości, po chwili, odwrócił się w moim kierunku. Widząc to, że byłam cała we krwi oraz, jak to zwykle po dniu egzekucji było, psychopatycznie uśmiechałam się, westchnął i spytał:
- Pamiętasz te czasy, gdy byłaś płatną zabójczynią i kiedy ja powiedziałem ci, że to nie jest twoja natura i, że nie jesteś stworzona do zabijania?
- Pamiętam... - Odpowiedziałam nieco psychicznym głosem.
- Pierwszy raz w życiu muszę to przyznać, ale myliłem się. Cholernie myliłem się. Bardzo dobrze ukrywałaś swoją prawdziwą naturę.
Jednak, po tej krótkiej rozmowie, oddałam mu zakrwawione bronie i sama udałam się do mego pokoju, aby przywrócić się do porządku.
Kiedy weszłam do odpowiedniego miejsca, wzięłam mój komunikator, który dał mi kiedyś Sebastian, mój chłopak oraz czyste ubranie i udałam się do łazienki, aby się wykąpać. Po paru chwilach, gdy już wlałam wodę i byłam w wannie, ujrzałam kątem oka, że wielka, biała literka „H" na moim komunikatorze, który leżał na umywalce obok wanny, zaczęła migać na czerwono, a po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Od razu wytarłam jedną dłoń, wzięłam owy przedmiot i odebrałam, naciskając ową literkę. Po chwili, usłyszałam głos Sebastiana, który mówił:
- Hej, Tri.
- No cześć. Coś się stało, że dzwonisz? – Spytałam
- Mam dzisiaj wyjątkowo wolny dzień, więc może spotkamy się? Zważywszy na to, że nie widzieliśmy się już od półtora miesiąca.
- A czemu nie. Tylko gdzie i o której?
- Może pod moją Akademią, o trzynastej.
Sebastian, po tym jak ja, po domniemanej śmierci Slade'a, która nigdy nie nastąpiła wiadomo czemu, przejęłam władzę nad światem, odbudował swoją dawną „H.I.V.E Academy" i teraz nią zarządzał. Dlatego spotykaliśmy się rzadziej niż kiedyś, ponieważ nie zawsze miał czas i ja to rozumiałam.
- Chwila, a która teraz jest? - Spytałam
- Dwunasta - Odpowiedział
- Okej, może być o trzynastej.
- No to świetnie! Przez te półtora miesiąca działo się tyle rzeczy, że mam ci wiele do opowiedzenia.
- U mnie to samo. No, ale widzimy się o trzynastej. Cześć!
- No cześć!
Po tej rozmowie, połączenie zakończyło się, a ja skończyłam się myć, wytarłam się i ubrałam na to spotkanie.
Założyłam jasnoniebieską, długą sukienkę, którą bardzo lubiłam zakładać na jakiekolwiek spotkania, a przy okazji dzisiaj było ciepło, więc tym lepiej. Na nogi włożyłam granatowe buty na niewielkim obcasie, gdyż teren przed Akademią był wyboisty i jakbym założyła szpilki, to mogłabym je połamać. Włosy spięłam w koka, po czym, gdy wyszłam z łazienki, ówcześnie wrzucając mój kombinezon do prania, wzięłam niewielką torebkę, do której schowałam telefon oraz, odruchowo, komunikator i sprawdziłam godzinę. Była dwunasta dwadzieścia. Widząc to, od razu wyszłam z mego pokoju i udałam się do wyjścia z bazy.
W głównym pomieszczeniu, Slade pozornie mnie nie zauważył, gdyż nadal patrzył w monitory. Jednak, kiedy drzwi otworzyły się, wydając hałas, usłyszałam za sobą jego głos:
- Gdzie idziesz i to tak wystrojona?
- Spotkać się z Sebastianem. Wiesz przecież, że nie widziałam go przez półtora miesiąca. – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- OK, tylko uważaj na siebie.
- Spokojnie, będę uważać. Nie jestem małą dziewczynką.
- Jednak to nie zmienia faktu, że jesteś moją córką, więc się o ciebie martwię.
- Oj, nie bądź taki przewrażliwiony.
Jednak, po tej rozmowie, wyszłam z bazy i udałam się w odpowiednim kierunku.
Nie byłam biologiczną córką Slade'a, o czym świadczy choćby to, że ja miałam na nazwisko „Whittaker", a on „Wilson", ale od bardzo dawna traktował mnie jak swoją przyszywaną córkę, a ja go traktowałam jak ojczyma i, w stosunku do mnie, on całkowicie zasługiwał na to miano, co w sumie można było wywnioskować po naszej rozmowie.
Jednak, na dziesięć minut przed trzynastą, doszłam pod główną siedzibę „H.I.V.E Academy". Sebastiana jeszcze nie było, więc zaczęłam na niego czekać pod budynkiem. Zjawił się równo o trzynastej i, widząc mnie, podszedł do mnie, po czym powiedział:
- Hej, kochanie.
I pocałował mnie w policzek. Ja zaś, odpowiedziałam:
- Hej. Tak w ogóle, to gdzie zamierzamy iść?
- A może tak po prostu, na spacer, byle spędzić ze sobą czas. – Odpowiedział
- Dobry pomysł.
Po tych słowach, chwycił mnie pod rękę i oboje ruszyliśmy przed siebie.
W czasie drogi, spytałam:
- No i co tam się u ciebie działo przez te półtora miesiąca, gdy się nie widzieliśmy?
Po tym pytaniu, opowiedział mi o wszystkich zdarzeniach, tych śmiesznych, miłych, niemiłych i nieśmiesznych, a było ich sporo, zważywszy na czas, przez który się nie widzieliśmy. Kiedy skończył, spytał:
- A u ciebie, co się stało?
W tym momencie, ja opowiedziałam mu o wszystkich zdarzeniach, które przytrafiły się mi oraz Sladeowi przez ten czas, łącznie z dzisiejszym dniem egzekucji. Kiedy skończyłam opowiadać, ten rzekł:
- Ty chyba bardzo lubisz te dni egzekucji.
- Jasne! Nie wierzyłam, że to kiedykolwiek powiem, ale nawet przyjemnie zabija się tych więźniów. – Odparłam
- Jeżeli będziesz chciała, gdy nastąpi taki kolejny dzień i, jeśli będę miał czas, to mogę ci w nim pomóc.
- A czemu nie. Skoro chcesz, to nie będę ci zabraniać.
W czasie naszego spaceru, porozmawialiśmy jeszcze na różne tematy. O naszym życiu, o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, szczególnie rozrastającego się imperium, no po prostu gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Podczas tego spotkania, także zaszliśmy do jakieś restauracji na obiad, podczas którego również rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, czasem i śmiejąc się. Było naprawdę wesoło, szczególnie jak na sytuację, która panowała w mieście. No, ale przecież nie byliśmy zwykłymi cywilami, więc mogliśmy żyć jak dawniej, a nawet lepiej niż dawniej.
Do bazy wróciłam około godziny dziewiętnastej, a odprowadził mnie Sebastian. Kiedy byliśmy pod mym domem, pożegnaliśmy się, po czym ja weszłam do środka, a on odszedł w swoim kierunku. Kiedy zaś weszłam do środka bazy, Slade słysząc kroki, odwrócił się i spytał:
- Długo cię nie było.
- Oj, przecież dopiero dziewiętnasta. – Odparłam
- Sześć godzin cię nie było...
- I ty się dziwisz? Nie widziałam Sebastiana półtora miesiąca, więc chcieliśmy spędzić ze sobą jak najwięcej czasu.
- No niby tak, ale...Ech, nie ważne.
Po czym machnął ręką. W tym momencie, cicho zaśmiałam się i udałam do mego pokoju.
Będąc w nim, udałam się do kuchni, zrobić sobie kolację. Na nią, zrobiłam sobie tosty z masłem orzechowym, herbatę oraz wzięłam z lodówki niewielki jogurt o smaku truskawkowym, po czym, gdy przygotowałam wszystko, usiadłam przy stole i zaczęłam jeść oraz pić, przy okazji przysłuchując się krzykom z zewnątrz. Było ich mniej, zważywszy na to, że był wieczór, ale jednak nadal były.
Poskończeniu jedzenia i picia, umyłam naczynia, po czym, jako iż byłam zmęczonadniem, wzięłam piżamę, udałam się do łazienki i zaczęłam przygotowywać do snu.Zajęło mi to krócej, bo około dziesięciu minut. Po tym czasie, odłożyłamubranie do szafy, weszłam na moje łóżko na antresoli i położyłam się. Paręminut potem, usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top