[One-Shot] Idol?
Można mnie zakwalifikować jako chyba największą fankę, a wręcz da się powiedzieć, że psychofankę Zardonica. Nie wiecie, kim on jest? Zardonic, w rzeczywistości nazywający się Federico Ágreda, to po prostu muzyk oraz przy okazji też i DJ, znany między innymi z albumów „Antihero" i „Become" oraz z jego bardzo popularnego utworu „Bring Back The Glory". Uwielbiałam i uwielbiam jego muzykę, jego wygląd i w ogóle jego w całości, mimo iż nigdy nie miałam okazji poznać go w prawdziwym świecie, niestety. Jest moim idolem i takim pozostał, a także nie spodziewałam się takich wydarzeń, jakie zdarzyły się ostatnio, w pewien sposób powiązanych z jego osobą. Do tego momentu, moje życie wyglądało normalnie i do pewnego stopnia spokojnie. Chodziłam do liceum, w nadchodzącym roku szkolnym czekała mnie matura, typowe życie przeciętnego nastolatka. No, ale to bardzo szybko, wręcz jednego dnia, przez pozornie błahą sprawę się zmieniło. Co prawda nie Zardonic osobiście się do nich przyczynił, ale...no zobaczycie wkrótce, co mam na myśli.
Zaczynając od początku, dzień rozpoczął się normalnie. Kalendarz wskazywał osiemnasty sierpnia dwa tysiące dziewiętnastego roku, jeszcze dwa tygodnie i jeden dzień do końca wakacji, które spędzałam wyjątkowo leniwie. Przyczynił się do tego wyjątkowo męczący, miniony rok szkolny, ale nie o tym zamierzałam wam opowiadać. Obecnie siedziałam przy biurku z herbatą, którą mimo upału lubiłam pić i na mym tablecie, do którego podłączyłam klawiaturę kupioną kilka tygodni temu i myszkę, pisałam rozdział FanFiction o mym idolu. Właśnie pisałam dialog pomiędzy dwoma antagonistami owego opowiadania, kiedy w górnym pasku, obok ikonki powiadomienia z jednej aplikacji, ujrzałam też drugie. Przedstawiało ono kopertę, sugerującą że na mój e-mail z Gmaila przyszła nowa wiadomość. Jako, iż oczekiwałam na odpowiedź od mojej przyjaciółki, z którą rozmawiałam przez wiadomości prywatne na Wattpadzie, stronie do publikowania swoich opowiadań, która miała opcję prywatnych wiadomości, myślałam że to powiadomienie e-mail o odpowiedzi.
Lecz, gdy rozwinęłam pasek górny, okazało się, że co prawda przyszło mi e-mailowe powiadomienie z Wattpada, jednak nie odnośnie wiadomości prywatnej. Nowa osoba zaobserwowała mój profil, co mnie pozytywnie zaskoczyło, bowiem od dawna nie przybywało mi obserwatorów, prędzej ich traciłam z nieznanych mi przyczyn. Jednak, od razu włączyłam owego e-maila aby sprawdzić kto zdecydował się zostać moim kolejnym obserwatorem i, po uruchomieniu Gmaila...kolejne zdziwienie. Zaobserwował mnie Zardonic. Co przepraszam bardzo właśnie się tu wydarzyło? Z tego co mi wiadomo, to Zardonic nawet nie wiedział i nie wie o istnieniu czegoś takiego jak Wattpad, bowiem po co mu ta wiedza. Szczególnie, że jak sprawdzałam, to na tej stronie mój FanFiction o nim jest jedyny, ku mojemu zdziwieniu, więc nie miał co czytać. Jeżeli mi nie wierzycie, to wpiszcie na tej stronie słowo „Zardonic" i przekonacie się o tym, że nie kłamię.
Druga dziwna rzecz, to fakt, iż w owym mailu, pod napisem „Zardonic zaobserwował cię.", w miejscu, w którym normalnie jest napisane „Myśleliśmy, że może chciałbyś/abyś spojrzeć się na ich profil.", tak, w wiadomościach o nowych obserwujących ewidentnie dało się dostrzec takie zdanie, teraz widniał z niewiadomych powodów napis, a właściwie numer, „#13441812367930562056". Na razie nie zdziwiło mnie to, bowiem Wattpad znany jest z tego, że błędy są tam częste jak kłamstwa polityków w telewizji. Może to po prostu jakiś błąd w generowaniu wiadomości, przez które wyświetliła mi losowe cyfry i znak hash. Postanowiłam jednak sprawdzić profil wattpadowego Zardonica, dlatego nacisnęłam przycisk „Zobacz profil" znajdujący się na końcu wiadomości.
Parę chwil potem, otworzyła się przeglądarka internetowa oraz załadował się profil odpowiedniej osoby. Tam przeżyłam kolejne zaskoczenie, bowiem obok nicku Zardonica widniał taki znaczek jak na oficjalnym, wattpadowym profilu Zayna Malika z One Direction, który oznaczał, że konto zostało zweryfikowane przez administrację i jest prawdziwe. To wydawało się...dziwne. Dlaczego Zardonic podjął decyzję o rejestracji na Wattpadzie? Przecież to dla niego zbędna strata czasu, nie miał co tutaj robić. No, ale cóż, to jego decyzja, bez powodu raczej nie założył tu konta. A poza tym, dlaczego zaobserwował akurat mnie? A, no fakt, ten jedyny na całej stronie FanFiction o nim, zapomniałam.
Przechodząc do ogólnego wyglądu jego konta, pierwsze dwie rzeczy jakie przykuły moją uwagę, to jego zdjęcie profilowe i tło. Nie wiedziałam dlaczego jako avatar miał zdjęcie w śnieżnobiałej masce, którą nosił przed rokiem dwa tysiące osiemnastym. Bowiem, jeżeli cokolwiek wiesz o Zardonicu, to wiesz też to, że od roku jego maska jest inna, zamiast śnieżnobiałej nosi teraz niby tą samą, ale jednocześnie w wielu miejscach, zapewne celowo, porysowaną i ogólnie poniszczoną. Nawet na TIDAL-u, platformie do słuchania muzyki takiej jak Spotify, tylko znacznie bardziej ubogiej, zmienił sobie zdjęcie profilowe na zrobione rok temu, już w nowej masce. W tle dostrzegałam jedynie czerń, prawdopodobnie po prostu wybrał takie tło do zdjęcia, jak na przykład na jego obecnym avatarze na Facebooku. Poza tym, widziałam że na tejże fotografii miał zamknięte oczy oraz stał bokiem do aparatu, co wydawało się nietypowe, gdyż na żadnym jego avatarze nie miał ich zamkniętych. No, ale na razie uznałam, że może chciał sobie zrobić oryginalne zdjęcie i tak to wyszło. Co do tła, to widziałam na nim ciemny las, prawdopodobnie fotografia została wykonana w środku nocy. Poza niepokojąco wyglądającymi drzewami, dostrzegłam też samego Federico stojącego nieco z boku, nadal z zamkniętymi oczami, co robiło się nieco niepokojące. Fotografia zdawała się zrobiona nieco z dołu, a sam las wydawał mnie się dziwnie znajomy. Niestety, na razie nie mogłam z całą pewnością powiedzieć, czy to ten, o którym myślałam, bowiem na zdjęciu nie mogłam dostrzec żadnych charakterystycznych elementów, które w lesie, o którym myślałam, się znajdowały.
Co Zardonicowi strzeliło do głowy, kiedy robił te dwa zdjęcia? Zaczynało mnie to nieco dziwić i niepokoić zarazem, bowiem wiem jakie zdjęcia mój idol wrzucał na przykład na Facebooka i nigdy nie kwalifikowały się one do miana mrocznych. Co prawda mogły one na przykład zapowiadać jakiś jego nowy album lub teledysk, ale wtedy na sto procent dodałby je też i na Facebooka, a poza tym, Zardonic do tej pory nigdy nie tworzył mrocznej muzyki. Nie wiedziałam, no ale to jego, dość nietypowa, decyzja, nie mnie w to wnikać. Przechodząc do samej zawartości profilu, na owym profilu prawie nic się nie znajdowało, co akurat mnie nie zdziwiło, bowiem na przykład na wattpadowym koncie wspomnianego wcześniej Zayna Malika również nic się nie znajdowało. Jedyne, co tutaj widziałam, to ilość osób go obserwujących oraz to, ile osób obserwował on. Jego śledziło dziesięć ludzi, nie dziwne, bowiem na Wattpadzie nie przebywało nigdy wielu jego fanów, a on sam obserwował tylko trzy persony. Mnie, moją przyjaciółkę o bardzo ambitnym nicku Redfire oraz jakąś inną osobę o pseudonimie Kitrow, której nie znałam.
Ech, no cóż, za wiele to ja tutaj do roboty nie miałam, chociaż nie wiedziałam, że mój idol zaobserwował również profil mojej przyjaciółki. Jednak, na chwilę obecną, wróciłam na stronę główną Wattpada w celu zobaczenia, czy dostałam odpowiedź od mej internetowej znajomej. Kiedy strona załadowała się, obok mego zdjęcia profilowego ujrzałam ikonkę czerwonego kółka, która oznaczała powiadomienie lub nową, prywatną wiadomość. Widząc to, nacisnęłam strzałkę skierowaną w dół, która widniała obok mego nicku i, po wykonaniu tego, dostrzegłam że faktycznie, otrzymałam prywatną wiadomość i, po przejściu do skrzynki odbiorczej, że została mi wysłana przez mą przyjaciółkę.
„Redfire: Ty, ciebie też zaobserwował Zardonic? X"D" – brzmiała jej wiadomość.
Widząc to pytanie oraz wiedząc już od jakiegoś czasu, że z dużą prawdopodobnością nasz idol zaobserwował nas na tej stronie, odpowiedziałam jej:
„Tak X"D Byłaby beka, gdyby to było jego oficjalne konto."
A następnie, kiedy ową wysłałam, w oczekiwaniu na odpowiedź wróciłam do mego zajęcia, którym zajmowałam się przed tym nowym, niespodziewanym obserwatorem.
Moja przyjaciółka bardzo szybko odpisała, jednak jej nową wiadomość odczytałam już na telefonie, gdyż nie chciałam wyłączać edytora tekstu w tablecie. Brzmiała ona, jak i cała nasza teraźniejsza rozmowa:
„Redfire: No, ale wiesz, obok jego nicku była ta ikonka oznaczająca zweryfikowane konto. Jezu, a jeżeli to prawdziwy on? X"D
Ja: Chciałabym, ale to byłoby za piękne, aby było możliwe. A poza tym, jego zdjęcie profilowe i to w tle jest zbyt mroczne jak na niego.
Redfire: Może mu się nudziło i chciał coś zmienić.
Ja: Nie sądzisz, że wtedy zmieniłby wystrój swego fanpage, a nie strony, na której ma ledwo dziesięciu obserwujących?
Redfire: Może...Eee, nie ważne. To tylko konto wattpadowe. W każdym razie, tobie też się zbugowała wiadomość o nowym obserwatorze?"
Ta wiadomość już trochę mnie zdziwiła. Tak, błędy na tej stronie to całkowita norma, jeżeli często się na Wattpadzie wizytuje to wie się, jaka to udręka. Jednak na dobrą sprawę dopiero teraz przypomniałam sobie, że w e-mailach od Wattpada NIGDY przed tym dniem nie dało się dostrzec żadnego błędu, nawet głupiej literówki. Akurat system je wysyłający jeszcze owych nigdy nie zaliczył. No, ale od razu odpisałam mej przyjaciółce:
„Ja: Tak, pod informacją, kto mnie zaobserwował, miałam napisane „#13441812367930562056".
Redfire: Ja miałam liczbę „#13441812367930562055". Od twojej różniła się jedynie jedną cyfrą.
Ja: Co one mogą oznaczać?
Redfire: Nie wiem, może Wattpad znowu się zepsuł.
Ja: Ale Wattpad nigdy nie psuł się w mailach.
Redfire: Faktycznie :O Nie mam pojęcia, zobaczymy później jak to się rozwinie."
Tutaj, na chwilę obecną, nasza rozmowa wattpadowa zakończyła się. Po niej, co prawda powróciłam do pisania rozdziału, ale ciągle miałam z tyłu głowy przemyślenia na temat tego niecodziennego zdarzenia. Zastanawiałam się czy to konto oraz liczby to po prostu przypadek, czy coś oznaczały. Od razu mówię, że nigdy nie wierzyłam w niewyjaśnione zjawiska, ale po prostu to zdarzenie wydawało mnie się dość dziwne.
Po południu jednak, stała się pierwsza dziwna rzecz związana również z tym kontem. Właśnie czytałam sobie wiadomości, kiedy ujrzałam nagłówek o zaginięciu jakiegoś czternastoletniego Kamila Chmielewskiego. Dawno nie widziałam informacji o zaginięciach, dlatego z ciekawości nacisnęłam na nagłówek i, po załadowaniu się strony, zaczęłam czytać. Informacji nie napisano wiele, jedynie to, że Kamil Chmielewski nagle, w niewyjaśnionych okolicznościach, zniknął z pokoju w swym domu. Ot tak, mimo iż po wejściu rodziców pomieszczenie wyglądało na nienaruszone. Nawet żadne z okien nie zostało otwarte, a szyby stały na swoim miejscu. Proszono również o informację do najbliższej komendy policji lub pod numer dziewięćset dziewięćdziesiąt siedem bądź sto dwanaście, jeżeli ktoś wiedział cokolwiek na temat porwania nastolatka.
Zdziwiło mnie to, taki przypadek uprowadzenia wydawał mnie się wcześniej niemożliwy. W końcu powinny pozostać po porywaczu jakieś ślady lub chociaż otwarte okno czy wybita szyba, a tymczasem nic. Wiedziałam, że teraz media na pewno chwyciły ten temat i nagłaśniały go, więc w końcu Kamil powinien się znaleźć. Nie zastanawiałam się nad tym dłużej, gdyż w sumie co mnie jakiś dzieciak, którego nawet nie znałam, obchodził. Nie należał ani do mej rodziny, ani do grona mych przyjaciół, więc nie miałam co się martwić. Od razu wyłączyłam i odłożyłam telefon na biurko, po czym postanowiłam wyjść na dwór, pospacerować trochę i skorzystać z ładnej, letniej pogody.
Mieszkałam w Działdowie, tak powiem, gdyż ta informacja później okaże się istotna. Nie wiecie, co to za mieścina? Nie dziwię się wam, bowiem jest to miasto w województwie warmińsko-mazurskim, które moim zdaniem, dla takiego nastolatka jak ja, nie jest atrakcyjnym miejscem zamieszkania. Nie znajdowałam tutaj za wiele rozrywek dla siebie, jeżeli mogłam, to jeździłam na całe dnie do Ciechanowa, bowiem tam przynajmniej się nie nudziłam. No, ale przechodząc do dnia dzisiejszego, gdy wyszłam z mego domu stojącego na ulicy Generała Józefa Hallera szesnaście i, po dojściu na chodnik znajdujący się koło jezdni, skręciłam w lewą stronę, po czym zaczęłam iść przed siebie.
Mimo iż nie powinno mnie to obchodzić, zastanawiałam się nad sprawą zaginięcia czternastoletniego Kamila. W końcu to porwanie kwalifikowało się do miana nietypowych i ciągle zastanawiałam się, jak porywacz mógł zabrać to dziecko z jego domu i to tak, że pokój chłopaka wyglądał na nienaruszony. Przecież porywacz, zabierając dziecko, powinien wcześniej wybić szybę w celu dostania się do odpowiedniego miejsca lub zostawić okno otwarte. A tymczasem to wyglądało jak w jakimś amerykańskim filmie science-fiction bądź fantasy, czyli że porywacz przeteleportował się, zabrał co miał, czyli w tym wypadku tego czternastolatka i uciekł tą samą metodą, jaką się dostał. Wiadomo, że w naszym świecie, przynajmniej na razie, nie dało się czegoś takiego zrobić.
Moje rozmyślania nie trwały zbyt długo, gdyż kiedy przechodziłam obok apteki na ulicy Władysława Jagiełły dwadzieścia jeden, nagle, ku mojemu zszokowaniu, ujrzałam stojącego po drugiej stronie ulicy obok budynku Banku BGŻ jakiegoś mężczyznę. To, co wyróżniało go od innych mężczyzn mieszkających w Działdowie to fakt, że wyglądał praktycznie tak samo, jak mój idol. Co prawda wiedziałam, że to na sto procent nie on, bowiem zacznijmy od tego, że trasa koncertowa Zardonica w tym roku nie przechodziła przez Polskę, z tego co wiem. A nawet jeżeli, to miałam stuprocentową pewność, że nie wiedział o istnieniu takiego miasta jak Działdowo. Oprócz tego, widziałam jeden, niby drobny acz istotny szczegół, zdradzający że to nie Zardonic. Otóż ten tutaj miał całkowicie białe, świecące się oczy, które dało się zauważyć przez jego maskę. To wyglądało dziwnie. Jakiś mężczyzna, wyglądający prawie tak samo jak mój idol znikąd pojawił się w takim mieście jak Działdowo. Co prawda mogłam sobie wytłumaczyć, że ktoś po prostu zrobił jego cosplay, ale te białe, świecące się oczy wydawały się przeczyć tej teorii.
W każdym razie, nie zdążyłam się nad tym dłużej zastanowić, gdyż nagle ujrzałam, że nieco uniósł jeden palec wskazujący prawej ręki. Nie wiedziałam, o co chodziło z tym gestem, co miał na myśli w tym właśnie momencie. Zdziwiło mnie to, gdyż uniesienie jednego palca obecnie nie miało za wiele sensu. No, ale jako iż nie oznaczało to również niczego niebezpiecznego, odwróciłam wzrok i po prostu ruszyłam przed siebie. Co prawda ciągle zastanawiałam się, o co mogło mu chodzić z tym gestem uniesienia jednego palca, no ale nie rozważałam nad tym zbyt długo. Nie miałam nawet żadnej hipotezy na temat tego, co miał na myśli.
Co do mego spaceru, to pochodziłam po Działdowie około półtorej godziny oraz, przy okazji, zrobiłam małe zakupy w postaci nabiału, który kończył się w domu. Jednak, kiedy wyszłam z Żabki przy ulicy Władysława Jagiełły dwadzieścia sześć i chciałam skręcić w lewą stronę z zamiarem powrotu do domu, po drugiej stronie ulicy pod wejściem do Rossmanna, ku mojemu zdziwieniu, ujrzałam tego samego mężczyznę wyglądającego prawie identycznie jak mój idol, który widocznie patrzył w moim kierunku. Najgorsze zdawało się to, że nikt go nie widział. Ludzie przechodzili koło niego i nawet nie zwracali na niego uwagi, co zdawało mnie się dość dziwne, gdyż wyglądał nietypowo. Na dodatek nie wiedziałam dlaczego patrzył akurat w moją stronę i nawet, gdy odruchowo odwróciłam wzrok, czułam na sobie jego spojrzenie.
Nie chcąc przebywać w tym miejscu, szybkim krokiem ruszyłam w kierunku mego domu. Trochę zaczęło mnie to niepokoić, mimo iż dopiero drugi raz go spotkałam i nadal mogłam traktować to jako zbieg okoliczności. No, ale dlaczego wpatrywał się akurat we mnie oraz inni ludzie zdawali się go nie zauważać? Przecież w naszym świecie, znajdując się na ulicy, nie da się stać widocznym tylko dla konkretnych osób, a wiedziałam, że ten ktoś to na pewno normalny człowiek. Nie zamierzałam mówić o tym dziwnym zbiegu okoliczności ani mojej mamie, ani internetowej przyjaciółce, gdyż wiedziałam, że mi nie uwierzą. Postanowiłam jednak, przynajmniej rozmawiając z moją mamą, poruszyć temat tego porwania czternastoletniego Kamila. Wiedziałam, że moja mama podczas pracy zawsze miała w tle włączony telewizor, a że to uprowadzenie klasyfikowało się do miana nietypowych, to w telewizji z całą pewnością już o tym wspominali niejednokrotnie. Chciałam po prostu dowiedzieć się, co moja rodzicielka sądziła o tej nietypowej sprawie.
Przez całą drogę do domu, która nie zajęła mi zbyt dużo czasu ze względu na to, że sklep znajdował się niedaleko ulicy Generała Józefa Hallera szesnaście, co jakiś czas w różnych, niezbyt odległych ode mnie miejscach, dostrzegałam tego tajemniczego człowieka podobnego z wyglądu do mego idola. Na dodatek, za każdym razem widziałam, że patrzył w moim kierunku, a inni przechodnie zdawali się nie zauważać tego mężczyzny. Niepokoiło mnie to coraz bardziej, gdyż teraz już nie kwalifikowało się to do miana zbiegu okoliczności. Nadal wiedziałam, że moja mama oraz moja internetowa przyjaciółka mi nie uwierzą w tą nietypową opowieść, dlatego uznałam, że im tego po prostu nie powiem.
No, ale kiedy dotarłam do domu jednorodzinnego, w którym mieszkałam, po wejściu do niego poczułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że jeżeli ten człowiek nadal zamierzał mnie obserwować, to teraz przynajmniej dzieliły nas ściany i okna, a nie jedynie jezdnia. Jednak, jako iż obecnie mogłam poczuć się nieco bardziej bezpiecznie, poszłam najpierw do salonu. Po znalezieniu się w owym miejscu, widząc że moja mama pracowała na komputerze, powiedziałam po prostu:
– Wróciłam
– OK – odpowiedziała moja mama, nie odrywając wzroku od monitora.
– Tak w ogóle – zaczęłam, stawiając siatkę z zakupami koło drzwi – słyszałaś o tym porwaniu czternastoletniego Kamila Chmielewskiego? – spytałam, opierając się o półki znajdujące się niedaleko drzwi.
– Ciężko o tym nie usłyszeć – zaczęła Aleksandra, gdyż tak miała na imię moja mama – skoro co chwilę mówią o tym w telewizji. – po tych słowach odstawiła laptopa na bok – Ale trzeba przyznać, że cała sprawa wydaje się dość dziwna i absurdalna zarazem. – zakończyła
– Też nie wiem, jakim cudem porywacz mógł zostawić pokój tego chłopaka w takim stanie, w jakim zastał ten pokój. – stwierdziłam, odwracając wzrok w kierunku włączonego telewizora, w którym znowu pojawiła się informacja o zaginionym.
– I jakim cudem jego rodzice nic nie usłyszeli, kiedy ten ktoś im się do domu włamywał. – dodała moja matka, gdy brałam torbę z zakupami i szłam w kierunku kuchni.
– W ogóle, to ten dzieciak w żaden sposób nie próbował się bronić? – spytałam, otwierając lodówkę – Nawet nie próbował krzyczeć aby tym przywołać swoich rodziców? – dodałam, wypakowując pierwszy produkt i wstawiając go na jedną z półek.
– Z tego wniosek, że porywacz był od niego znacznie szybszy i w kilka chwil go obezwładnił. – odpowiedziała Aleksandra, kiedy wyjmowałam drugą z kupionych rzeczy – Ale to też dziwne, w końcu ten Kamil powinien zdążyć krzyknąć. – dodała po chwili, gdy ja wysuwałam jedną z półek w lodówce.
– Ta sprawa wydaje się bardzo dziwna. – skomentowałam, wyjmując kolejny z kupionych w Żabce produktów – Mam wrażenie, że znajdą Kamila martwego. – dodałam, zamykając szufladę w lodówce.
– Może uda im się odnaleźć go żywego. – odparła moja mama, kiedy wyjmowałam ostatni z produktów – W końcu może dzięki child alert uda im się odnaleźć go jeszcze dziś lub jutro. – dodała, gdy zamykałam lodówkę.
Na śmierć zapomniałam, że istniało i istnieje coś takiego jak child alert.
„Teraz to już się nie uwolnimy od napierdalania o tym zaginięciu." – pomyślałam lekko poirytowana.
Znaczy wiedziałam, że child alert to ważna i przydatna rzecz, ale to nie zmieniało faktu, że ciągłe gadanie o tym samym zaginięciu w pewnym momencie stawało się nudne i, a przynajmniej tak mnie się wydawało, od któregoś tam powtórzenia przestało wpływać na ludzi. No, oprócz starszych babć, bowiem one zawsze miały dużo czasu, więc mogły się angażować w poszukiwania zaginionego dzieciaka.
W każdym razie, przechodząc do bardziej przyziemnych spraw, po wypakowaniu zakupów udałam się do mego pokoju i cały dzień zajmowałam się różnymi rzeczami, które lubiłam robić, czyli rysowałam, pisałam opowiadania oraz przeglądałam różne rzeczy w Internecie. No, ale około godziny szesnastej, gdy akurat dodawałam jeden z mych nowych rysunków na Wattpada, ujrzałam że na tej samej stronie napisała do mnie moja przyjaciółka:
„Redfire: Ej, profil Zardonica się zmienił. Widziałaś?
Ja: Nie. Czekaj, zaraz sprawdzę."
Po tej informacji, weszłam na wattpadowy profil Zardonica i faktycznie, zaszły tam pewne zmiany. Zdjęcie profilowe co prawda pozostało takie samo, jakie widziałam je rano, ale tło uległo drobnej zmianie. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, ale dało się dostrzec, że obecnie na nim Zardonic miał otwarte oczy oraz również pokazywał ręką ten sam gest uniesionego, jednego palca, który widziałam u tego dziwnego człowieka spotkanego niedawno na ulicy. To, co jeszcze wydawało się dziwne, to fakt, iż ten wattpadowy Zardonic, z tego co widziałam po zdjęciu w tle, miał całkowicie białe, świecące się oczy. Oprócz tego dostrzegłam, że przestał obserwować jednego z trzech użytkowników, a mianowicie tego nieznanego mi bliżej Kitrowa.
Taka zmiana wydała mnie się dość dziwna i zaczęłam nabierać coraz większych podejrzeń, że to jakieś nieprawdziwe konto. W końcu dało się bardzo łatwo dostrzec różnice pomiędzy tym kontem a chociażby facebookowym fanpage oryginalnego Zardonica. To konto tutaj zostało stworzone w zbyt mrocznej tematyce, co kompletnie nie pasowało do mego idola. Zdziwiło mnie to, ale jednak jeżeli to faktycznie jakieś fikcyjne konto, to nie miałam się co martwić, komuś po prostu mogło się wybitnie nudzić. Mimo wszystko, chwilę później, wyszłam z tego profilu i postanowiłam odpisać mojej przyjaciółce.
Kilka chwil później, gdy przeszłam do opcji pisania wiadomości prywatnych, odpisałam jej:
„Ja: Faktycznie, zmieniło się. Na stówę to fikcyjne konto.
Redfire: Skąd wiesz? Pewności mieć nie możemy.
Ja: Po pierwsze, po jasną cholerę prawdziwy Zardonic miałby zakładać konto na Wattpadzie? A po drugie, kolorystyka tego profilu jest zbyt mroczna jak na prawdziwego Zardonica. To do niego nie pasuje.
Redfire: W sumie...Eee, nie ważne. Nawet jeżeli to fikcyjne konto, to nie ma się co przejmować."
To akurat prawda, nie miałyśmy powodu do niepokoju. No, ale po tej rozmowie, ja aż do wieczora zajęłam się sobą i, czasem, pisałam z moją przyjaciółką, jednak nasze rozmowy nie wydadzą się wam zbyt istotne, po prostu rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Oprócz tego, co mnie zaczynało mocno niepokoić, często kiedy wyglądałam przez okno, widziałam tego tajemniczego człowieka wyglądającego jak mój idol, który wyraźnie się we mnie wpatrywał. Aż w pewnym momencie, jako iż to na prawdę stawało się niepokojące, zasłoniłam rolety w pokoju, dzięki czemu przynajmniej znajdując się u siebie w pokoju mogłam mieć od niego chwilę spokoju.
Wieczorem jednak, zaczęło się robić dość dziwnie. Otóż, gdzieś tak około godziny dwudziestej trzydzieści, przeglądałam Pinteresta i oglądałam tam różne memy, przy okazji z drugiego pokoju słysząc, jak moja mama pakowała walizkę, gdyż jutro musiała na dwa dni wyjechać. Nudziło mnie się, a jeszcze nie miałam ochoty iść spać, więc musiałam się czymś zająć. Jednak, w pewnym momencie, dostałam powiadomienie z Messengera od mojej przyjaciółki, która miała na imię Karolina tak przy okazji. Widząc to, co mnie nieco zdziwiło, gdyż rzadko pisałyśmy ze sobą przez Facebooka, włączyłam ową wiadomość.
„Karolina: Te, u ciebie też gwiazdy są takie podejrzanie białe?
Ja: Gwiazdy z natury rzeczy są białe...
Karolina: Jednak u mnie są ZBYT białe. Wydają się świecić nienaturalnie mocno.
Karolina: Nie chcę cię straszyć, ale mam wrażenie, że pod moim blokiem stoi jakiś mężczyzna podobny prawie idealnie do naszego idola. Jedyne, co go różni, to białe, świecące się oczy. Patrzy się w moim kierunku!"
Ta wiadomość nieco mnie wystraszyła. Skoro Karolina również widziała tego człowieka, to oznaczało, że on faktycznie istniał i, że to, iż również go widziałam, nie oznaczało żadnych przewidzeń. Nie zdążyłam się nad tym dłużej zastanowić, gdyż usłyszałam dźwięk powiadomienia z Messengera:
„Karolina: U ciebie też działa tak dziwnie oświetlenie?
Ja: To znaczy?
Karolina: W sensie włączam lampkę, ale mimo iż widzę, że żarówka się świeci, to nie oświetla ona reszty pomieszczenia.
Ja: Nie, u mnie oświetlenie działa normalnie.
Karolina: Kurde, wiem że to dziwne, ale mam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował. Moi rodzice śpią w swojej sypialni, to nie mogą być oni. Kiedy się odwracam, nikogo nie widzę.
Ja: Ja tak mam na co dzień i nie narzekam. ;p
Karolina: To nie jest śmieszne. -,- Serio, boję się, że ktoś obcy jest w moim domu.
Ja: Jeżeli ktoś się do ciebie włamał, to dzwoń na policję, to logiczne."
Nie wiedziałam, co się u niej działo. Nie miałam możliwości skontaktować się z nią w żaden inny sposób niż tylko przez Facebooka, Wattpada i e-maila. Znałyśmy się jedynie przez Internet, nigdy w życiu nie widziałyśmy się na oczy. Nigdy nie wymieniłyśmy się ani numerami telefonu, ani adresami zamieszkania, gdyż nie uznałyśmy tego za istotne. Jednak, mimo naszej internetowej znajomości bardzo ją polubiłam i teraz trochę bałam się, co się u niej działo. Jednak, chwilę potem, napisała ona do mnie wiadomość, która zmroziła mi krew w żyłach:
„Karolina: CHOLERA, KTOŚ TU IDZ---„
W tym momencie jej status zmienił się na informację, że Karolina była dostępna sekundę temu. Cholera, co się tam u niej stało?! Zaczęłam się na prawdę bać, a najgorsze jest to, że nawet nie mogłam do niej zadzwonić w celu upewnienia się, czy nic jej nie jest. Miałam nadzieję, że ona sobie w ten sposób nie żartowała ze mnie.
Parę chwil potem, ujrzałam że Karolina ponownie weszła na Facebooka. Czyli jednak robiła sobie ze mnie jaja? Jeżeli tak, to mogła wymyślić inny sposób straszenia mnie, a nie taki jak ten. Dlatego też, od razu napisałam do niej:
„Ja: No zajebisty żart, nie ma co. Myślałam, że coś ci się stało. -,-„
Nie odpisywała przez pięć minut, co wydawało mnie się nietypowe jak na nią. Zwykle odpowiadała minutę, najwyżej trzy po otrzymaniu wiadomości. Dlatego też, widząc to, ponownie już nieco zaniepokojona, napisałam ponownie:
„Ja: Ej, żyjesz?"
Wiem, że normalnie nie powinnam tak dramatyzować, wszakże ona mogła na przykład gdzieś pójść czy coś takiego, ale sami rozumiecie. Teraz naprawdę się o nią bałam, gdyż nie wiedziałam czy sobie ze mnie żartowała, czy naprawdę ktoś włamał się do jej domu i coś jej zrobił. Aż w końcu, dostałam odpowiedź, która nieco mnie wystraszyła:
„Karolina: Karoliny, którą znałaś, już nie ma. Pogódź się z tym."
Po czym zobaczyłam, że ponownie wylogowała się z Facebooka.
Nie wiedziałam, co się u niej działo i na dodatek nie mogłam do niej pojechać w celu sprawdzenia, czy nadal żyła. Jedyne co, to pozostało mi sprawdzać wiadomości, czy nie napisano o jakimś nowym porwaniu bądź morderstwie oraz mieć nadzieję, że to jakiś jej nieśmieszny żart. Chciałam wierzyć w to drugie, miałam nadzieję, że nic jej się nie stało. Dlatego właśnie dwie godziny nie poszłam jeszcze spać, mimo iż normalnie powinnam już spać i odświeżałam wiadomości. Aż w końcu, około godziny dwudziestej drugiej, gdy odświeżyłam ponownie wiadomości, ujrzałam nagłówek o zaginięciu szesnastoletniej Karoliny Abramowicz, czyli mojej przyjaciółki, z którą rozmawiałam dwie godziny temu! Z tego co z przerażeniem przeczytałam, zniknęła identycznie w ten sam sposób jak czternastoletni Kamil.
Ta informacja mnie zszokowała i to mocno. Czyli ona wtedy nie żartowała, tylko naprawdę do jej domu wtargnął jakiś porywacz! Jednak w takim razie, jeżeli oczywiście Karolina nie kłamała, skąd wzięły się te dziwne zjawiska jak nienaturalnie białe gwiazdy czy nieoświetlające pomieszczenia lampki? Przecież normalny człowiek nie miał możliwości wytworzenia takich efektów. A poza tym, jakim cudem już druga osoba mogła zostać uprowadzona w ten niecodzienny sposób? Przecież w standardowych okolicznościach powinno zostać chociaż otwarte okno. Na dodatek, moja przyjaciółka mieszkała w bloku na czwartym piętrze! Porywacz nie mógł wejść przez okno, a jeżeli włamał się drzwiami, to rodzice Karoliny powinni to usłyszeć i jakoś zareagować!
Ta cała sytuacja wydawała się dziwna i nieprawdopodobna, jednak miałam nadzieję, że moja przyjaciółka jeszcze żyła i, że akcja poszukiwawcza zakończy się sukcesem. Jednak, dzisiejszej nocy nie zasnęłam do godziny trzeciej, gdyż bałam się, że mogłam podzielić los Kamila oraz Karoliny...
Następny dzień upłynął mi względnie normalnie. Względnie, bowiem poza faktem, że moja mama wyjechała na dwa dni w delegacje do Białegostoku, widziałam również tego tajemniczego mężczyznę, nadal wyglądającego prawie identycznie jak mój idol. W dalszym ciągu wpatrywał się w moim kierunku oraz, gdy spojrzałam w jego stronę pierwszy raz tego dnia, uniósł nieco dwa palce. Nie wiedziałam, o co chodziło mu z tym gestem i dlaczego codziennie unosił o jeden palec więcej. Wiem, że to, co teraz napiszę zabrzmi głupio, ale może chodziło mu o to, że to ON porwał Kamila i Karolinę, a ja miałam stać się jego trzecią ofiarą? Wydawało mnie się to nieprawdopodobne, bowiem z jakiego powodu mógł to robić?
Aż w końcu przypomniałam sobie o tym, że wczoraj, kiedy uniósł tylko jeden palec, potem, po powrocie do domu, zauważyłam zmiany na jego profilu wattpadowym. Wiem, to głupie, ale teraz postanowiłam sprawdzić czy też coś się zmieniło. Wszakże obecnie nie groziło mi niebezpieczeństwo, gdyż ten facet nawet nic nie robił i raczej nie miał w planach włamania się do mego domu, więc mogłam sobie na to pozwolić. Kilka minut potem, kiedy uruchomiłam jego profil, zaniepokoiłam się.
Faktycznie, zmienił się nieco. Obecnie, na zdjęciu w tle również unosił dwa palce, pokazując je w kierunku oglądającego, a na zdjęciu profilowym dało się dostrzec jego otwarte, białe i świecące się oczy. Na dodatek ujrzałam, że nie obserwował już konta Redfire, a jedynie moje. To wydało mnie się dość dziwne. Nie wiedziałam czy to po prostu przypadek, czy to konto należało do tego mężczyzny stojącego za oknem po drugiej stronie ulicy i wpatrującego się we mnie. Mimo wszystko, mogłam z całą pewnością stwierdzić, że to dość nietypowe.
No, ale kilka chwil po tej dziwnej zmianie na tymże profilu, ponownie odwróciłam się w kierunku okna. Mężczyzna nadal tam stał, ale kiedy tylko ujrzał, że ponownie odwróciłam wzrok w kierunku okna, dostrzegłam że szyderczo uśmiechnął się. Chryste, jego uśmiech to coś przerażającego. Zacznijmy od tego, że kiedy to zrobił, okazało się, że jego maska w rzeczywistości stanowiła jego twarz, bowiem mogłam wyraźnie ujrzeć, jak się uśmiechnął. Poza tym, posiadał bardzo liczne, długie, ostre i wąskie zęby. Mogły się skojarzyć z zębami ryb głębinowych, jednak u niego owe zęby zostały umieszczone równo koło siebie, co czyniło je bardziej niepokojącymi. Przez to, jego szczęka była nienaturalnie długa, kończyła się z obu stron niedaleko jego uszu, co potęgowało mój strach i niepokój.
Teraz miałam stuprocentową pewność, że ten ktoś to nie człowiek. No, bo jaki człowiek miał TAKIE zęby? Jednak, widząc to, od razu gwałtownie i odruchowo odwróciłam wzrok. Nie wiedziałam, czym to coś było i co ode mnie chciało, ale zaczynałam się coraz bardziej bać. Na dodatek zdawało się, że inni ludzie na ulicy go nie zauważali, no bo bądźmy szczerzy, kto normalny zignorowałby taki nienaturalny uśmiech? Pozostało mi mieć cichą nadzieję, że to coś nic mi nie zrobi.
Tego dnia, faktycznie, nic złego się nie stało. Zasłoniłam rolety w moim pokoju oraz w kuchni oraz zasłony w każdym pokoju, nie chcąc widzieć tego kogoś i cały dzień spędziłam w domu. Zajmowałam się moim hobby, o którym wam wspomniałam wcześniej oraz regularnie sprawdzałam wiadomości z kraju, chcąc wiedzieć, czy moja przyjaciółka została odnaleziona. Niestety, przez cały dzień pojawiały się najczęściej informacje o zaginięciu i jej, i czternastoletniego Kamila. Mimo wszystko, ten i w sumie następny dzień spędziłam normalnie.
Następny dzień faktycznie spędziłam normalnie, nadal nie odsłaniając okien oraz nie wychodząc z domu, ale wieczór okazał się okropny. Co prawda rozpoczął się normalnie, po prostu siedziałam na łóżku i słuchając muzyki z telefonu rysowałam sobie jeden z mych rysunków. Poza tym, w domu panowała cisza, gdyż mama jeszcze nie wróciła, a jedyne hałasy jakie dochodziły do mego pokoju to te zza otwartego okna. Lubiłam letnie wieczory, szczególnie kiedy miałam okazję spędzić je całkowicie samotnie.
No, ale około godziny dwudziestej pierwszej, coś się zmieniło. Otóż, w pewnym momencie, w mym pokoju zrobiło się tak nagle całkowicie ciemno. Kiedy odwróciłam się w kierunku dotychczas włączonej lampki, zauważyłam że wyłączyła się. Zdziwiło mnie to, gdyż odkąd wymieniłam żarówkę takie coś się nie zdarzało. No, ale postanowiłam po prostu włączyć ją na nowo, gdyż akurat obecnie potrzebowałam światła. Niestety, gdy nacisnęłam przycisk ją włączający, dostrzegłam coś, co mnie zaniepokoiło. Tak, żarówka zaświeciła się, ale mimo iż wydostawało się z niej światło, w ogóle nie oświetlało nawet metalowego klosza od lampki. Po prostu żarówka włączyła się, ale mimo iż świeciła, to niczego nie oświetlała. Zdziwiona tym zjawiskiem oraz zaniepokojona, wstałam i spróbowałam zapalić lampkę przyczepioną do mego biurka oraz oświetlenie zwisające z sufitu. Nic to nie dało, gdyż żarówki zachowywały się tak samo, jak w przypadku lampki przyczepionej do łóżka. Widząc iż me próby oświetlenia pokoju na nic się nie zdały, wyłączyłam lampki i oświetlenie górne nie chcąc bezpodstawnie marnować prądu.
Jednak, myśląc że to po prostu z oświetleniem mego pokoju coś się stało, poszłam sprawdzić światło w łazience. Lecz, gdy szłam w jej kierunku, zaczęłam czuć jeszcze większy niepokój, potęgowany uczuciem jakby ktoś mnie obserwował. Mimo iż odwracałam się za siebie, poza mną w domu nikt nie przebywał. Nigdy do tej pory nie czułam się obserwowana, gdy przebywałam sama w jakimś miejscu, a szczególnie nie aż tak bardzo jak w tym momencie. Nie wiedziałam, co się działo, ale najgorsze zdawało się to, że nie mogłam nawet włączyć światła, bowiem w łazience żarówki zachowywały się tak, jak w mym pokoju.
Zaczynałam bać się coraz bardziej, gdyż uczucie bycia obserwowaną zwiększało się z każdą chwilą. Wiedząc, że prawdopodobnie nic ani nikt nie przebywał, ani nie przebywało w tym domu, mimo wszystko szybko udałam się do kuchni i wyjęłam z szuflady najrzadziej używany nóż, gdyż mając przy sobie jakąkolwiek broń, czułam się bezpieczniej. Wiedziałam także, że ten nóż musiał mieć najbardziej naostrzone ostrze, więc jeżeli jakimś cudem ktoś poza mną przebywał w tym miejscu, to przynajmniej miałam łatwiejszą szansę obrony.
W każdym razie, mając przy sobie broń, ruszyłam sprawdzić salon. Znajdował się naprzeciwko kuchni, dlatego bardzo szybko do niego dotarłam. Po znalezieniu się w owym miejscu, mocno ściskając nóż, zaczęłam się powoli rozglądać.
W owym miejscu panował mrok, co w sumie nieco mnie zdziwiło, bowiem zwykle dostawało się tutaj przy wyłączonych światłach choć trochę światła z latarń ulicznych. Po mojej prawej stronie, nad jasnobrązowym regałem z różnymi szafkami, wisiał wyłączony, całkowicie czarny telewizor. Jedyne, co miało w nim inny kolor, to czerwona dioda, oznajmiająca że owe urządzenie zostało wyłączone. Pod nim, na jednym z głośników wieży do słuchania muzyki należącej do mojej mamy stała antena, z włączoną jedną, zieloną diodą. Po lewej stronie owego salonu znajdowała się czarna sofa, która w całkowitym mroku wyglądała dość niepokojąco.
Nie zastałam tutaj jednak nic ani nikogo, co nie powinno tutaj się znajdować. Postanowiłam spróbować zapalić światło, sądząc że ten problem ze światłem powinien już minąć. Niestety, myliłam się, gdyż żarówka zachowywała się nadal tak samo, jak poprzednie, które próbowałam włączyć. Na dodatek, w tym miejscu, szczególnie kiedy wchodziłam w głąb salonu, uczucie obserwowania wzrastało z każdą chwilą, tak samo jak mój strach. Wiedziałam, że nikt poza mną nie przebywał obecnie w tym domu, czego się przekonałam idąc do tego salonu, ale i tak się bałam, że jednak ktoś tu przebywał. Aż w końcu, odwróciłam się w kierunku wyjścia z tegoż pokoju, gdyż nie znalazłam tutaj niczego podejrzanego. Żałuję, że to zrobiłam.
W progu salonu ujrzałam tego dziwnego człowieka, którego do tego momentu widziałam w różnych miejscach miasta. A właściwie, z tego co mogłam się przekonać niedawno, tego dziwnego humanoida, bowiem człowiekiem nie mogłam go określić. Nie miałam zielonego pojęcia, jak on dostał się do mego domu bez wydawania żadnego dźwięku. Nie wiedziałam również, czemu włamał się do mego domu i co chciał mi zrobić. Na dodatek, nie miałam możliwości ucieczki z owego salonu, gdyż stał w progu. Widząc go, jedyne na co się zdobyłam teraz, to cofanie się w kierunku okien, patrząc na niego z przerażeniem.
Jednak, chwilę później, stało się coś, co jednocześnie mnie przeraziło oraz utwierdziło w przekonaniu, że ta istota stojąca przede mną to w stu procentach nie człowiek. Otóż, nagle, zza jego pleców wysunęło się dużo czarnych...macek? Na takie wyglądały, które zaczęły się wyciągać w moją stronę. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, pochwyciły mnie za ręce i nieco uniosły nad podłogę. Z przerażenia aż nóż wypadł mi z ręki, uderzając o podłogę z charakterystycznym łoskotem. Nie wiedziałam, co ten potwór chciał ze mną zrobić, ale obecnie nie miałam nawet szans obrony. Kilka sekund później, przysunął mnie z prawie drugiego końca pokoju nieco bliżej siebie i uniósł jeszcze nieco wyżej. Parę chwil potem, widząc moje przerażenie, szyderczo się uśmiechnął, ukazując rzędy tych niepokojących, długich i ostrych zębów. Jego uśmiech obecnie wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż za dnia. Lecz, chwilę później, pierwszy raz odkąd mnie śledził przemówił swoim niepokojącym głosem, brzmiącym jak zmiksowanie głosów różnych mężczyzn i przepuszczenie tego kilka razy przez jakiś program do obróbki dźwięku, tak aby brzmiało niepokojąco i dość strasznie:
– Przed swoim przeznaczeniem nigdy nie uciekniesz.
Po czym, jedna z jego macek puściła mnie, a następnie zacisnęła się mocno na mojej szyi. Nie mogłam w ogóle złapać oddechu ani nawet spróbować się wyrwać, gdyż właśnie w tym momencie poczułam, że jego pozostałe macki trzymające moje ręce mocniej się na nich zacisnęły. Kilka sekund później, ostatnie co ujrzałam przed śmiercią to jego przerażający, szyderczy uśmiech...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
TRZECIE PORWANIE W DZIAŁDOWIE W CIĄGU JEDNEGO TYGODNIA!
Dnia 28 sierpnia 2019 roku w okolicy godziny dwudziestej pierwszej doszło do już trzeciego porwania w Działdowie. Tak jak w dwóch poprzednich przypadkach, porywacz nie zostawił żadnych śladów, a porwana siedemnastolatka, Konstancja Frydrychowicz, zaginęła tak nagle. Jedyne, co odkryła matka porwanej po wejściu do domu to włączone światło w salonie oraz nóż leżący na podłodze. Jednak, owa broń nie miała na sobie krwi, a jedyne odciski palców, jakie udało się z niego zdobyć należały do Konstancji. Nie wiadomo, co dokładniej stało się z nastolatką i gdzie znajduje się obecnie, sąsiedzi dziewczyny donoszą, że nie słyszeli żadnych krzyków czy nawet dźwięków sugerujących, że ktoś mógł włamać się do domu Konstancji.
Wszystkich, którzy mają jakiekolwiek informacje na temat obecnego miejsca pobytu Konstancji proszeni są o kontakt z najbliższą komendą policji lub pod numer 997.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top