Aperture Science Explosive Center

Ostatnie co usłyszałem przed utratą przytomności to uderzenie samochodu, pisk opon i trzask tłuczonych szyb. Ewidentnie do szczęścia brakowało mi jeszcze wypadku samochodowego. To, że go przeżyłem to wiedziałem, bowiem w sumie nie należał on, mimo tego, co dało się wywnioskować po pierwszym zdaniu, do aż tak poważnego. Zdziwiłbym się, gdybym w nim zginął. Dobrze, że chociaż tym samym samochodem nie jechałem w tamtym momencie z mym najlepszym przyjacielem lub moją córką. Nie chciałbym, aby przez tego debila, który wjechał w mój samochód, im się coś stało. No, ale powracając do teraźniejszości, przez jakiś czas widziałem jedynie ciemność. Nie wiedziałem jak długo, dla mnie minęło ledwo kilka minut, ale w rzeczywistości mogło upłynąć parę godzin. Jasne, zwykle człowiek pozostaje nieprzytomny tylko parę minut, ale w sumie po wypadkach to nigdy nic nie wiadomo. Nawet jeżeli nie należały do jakiś na tyle poważnych, aby przeżycie ich graniczyło z cudem. No, ale w którymś momencie zacząłem się budzić. Pierwsze, co usłyszałem, to jakaś całkiem przyjemna muzyka, dochodząca najprawdopodobniej z radia znajdującego się niedaleko. Zdziwiło mnie to trochę, bowiem nie podejrzewałem, że pierwsze co usłyszałbym po obudzeniu się z wypadku to muzyka. W ogóle, to w takim razie, gdzie ja się znalazłem? W sali szpitalnej raczej radia się nie znajdowały, a zgodnie z prawami logiki po wypadku powinienem trafić do szpitala. Na szczęście odpowiedź na moje pytanie przyszła bardzo szybko, bowiem w którejś chwili otworzyłem oczy.


Nad sobą ujrzałem jakąś szybę, która stosunkowo szybko rozsunęła się. Poza nią, dostrzegałem cztery szklane ściany i zwykły, biały sufit, na którym znajdowała się włączona lampa. W lewym rogu dostrzegałem jakiś zegar w kształcie elipsy. Widziałem niewielkie fragmenty cyfr, więc stąd wnioskowałem, że to jakiś zegar. No sala szpitala na sto procent tak nie wyglądała, w końcu w swoim życiu kilka razy do szpitala trafiłem, więc wiedziałem to. Dlatego też, no i również z faktu, że wyboru za wielkiego to ja nie miałem, wstałem i rozejrzałem się po miejscu, do którego z nieznanego mi powodu trafiłem. Znaczy jeszcze nim się rozejrzałem, przed sobą, za szybą, na ścianie dostrzegłem jakieś dwa, szare, wąskie i ustawione równolegle do siebie urządzenia z niebieskim paskiem. Nad nimi widniał zegar odliczający czas do otworzenia zapewne jakiegoś wyjścia z tej szklanej klatki. Wnioskowałem to po tym, że zwykłego wyjścia to ja tu nie dostrzegałem, a na sto procent powinienem stąd wyjść. W końcu niby co innego mógł odliczać ten zegar? Czas do spadnięcia na to miejsce bomby atomowej? Oczywiście, że nie. Poza tym, za szybą ściany posiadały kolor biały, poza jednym szarym i, zapewne, metalowym paskiem znajdującym się prostopadle do wielkiego, na razie wyłączonego, monitora. Po mojej lewej stronie, na szklanej ścianie, widniała jakaś szara płyta, która zapewne pełniła rolę zamkniętego wyjścia.


No kurde miło wiedzieć, że po wypadku samochodowym zostałem zamknięty w jakieś klatce zrobionej prawie w całości ze szkła. Postanowiłem chwilę poczekać, z nadzieją, że chociaż dowiedziałbym się, gdzie jestem. Później zamierzałem po prostu stąd spierdalać, zakładając że moje moce nie zostały zablokowane. Znaczy teoretycznie jeżeli chciano mnie tu trzymać, to powinno się me moce zablokować. W końcu o ile na świecie baaardzo mało ludzi posiadało supermoce, to jednak mnie chyba każdy znał, wszyscy wiemy czemu. A co za tym idzie, praktycznie każdy wiedział, że nadprzyrodzone zdolności posiadałem. No, ale życie potrafiło pisać najciekawsze historie, więc kto ci tam wiedział, może moje moce pozostały niezablokowane. Na razie uznałem, że odczekam dziesięć minut. Jeżeli bym się nie dowiedział chociaż gdzie się znajdowałem, to postanowiłem, że po prostu przeteleportuję się poza to miejsce, oczywiście wiadomo co zakładając. Przez ten czas uznałem, że się rozejrzę.


Po mojej prawej stronie znajdował się jakiś niewielki stolik z prostokątnym wgłębieniem w nim. W owym wgłębieniu nic się nie znajdowało, jak coś. Na samym stoliku stał brązowy kubek, leżała jakaś teczka z przyczepioną do niej kartką. No i też odnalazło się źródło przyjemnej muzyki. Wydawało ją półokrągłe radyjko, kształtem w sumie przypominające kątomierz, stojące na tym stoliku. Posiadało ono czerwoną, świecącą diodę, przycisk i wyciągniętą antenę. Z kolei niedaleko stolika stał kibel z nieopuszczoną klapą, jak niekulturalnie. No nie wiem, ja tam bym nie chciał w takim miejscu z toalety korzystać. Nie dość, że ściany szklane, to za jedną z szyb, obok jakieś innej szyby, za którą znajdowało się puste pomieszczenie, widziałem kamerę. Jasne, miło że w ogóle tutaj toaletę dali, ale skoro już to zrobili, to powinni chociaż jedną lub dwie ściany zrobić z innego materiału niż szyba. W sumie samo łóżko, na którym okazało się, że niedawno leżałem, też nie dostarczało prywatności, o czym w sumie mogliście się przekonać. Bowiem jedynie nogi osoby na nim śpiącej zostały ukryte pod szarym, metalowym fragmentem. Cała reszta została oszklona, pokazując przy okazji, że leżałem wcześniej na dość brzydkim, szarym materacu. Samo łóżko posiadało jajowaty kształt i stało na jakimś podwyższeniu. Za nim znajdowały się jakieś cosie, wyglądające jak wielkie przyciski. No, ale na dobrą sprawę mogły również spełniać rolę zbiorników. Co prawda nie wiedziałem na co, ale zawsze coś dało się tam wcisnąć. Z kolei na przedzie łóżka widniał jakiś niebieski monitor, który z tego co widziałem, nie wskazywał niczego interesującego.


No, generalnie to cała zawartość tego miejsca. Nie wyglądało jakoś brzydko czy coś, tylko kurde te ściany z szyb. No miałem wrażenie, jakbym był jakimś szczurem laboratoryjnym zamkniętym w klatce. Jasne, zza szyby odgradzającej puste pomieszczenie znajdujące się niedaleko kamery nikt w moją stronę nie patrzył. No, ale kamera wyglądała na działającą, więc jednak ktoś mnie obserwował.

– Dzień dobry. – odezwał się jakiś żeński głos, brzmiący jak syntezator mowy, przerywając moje rozmyślania – Witamy ponownie we wspomaganym komputerowo Aperture Science Enrichment Center. – rzekła, przy okazji wyjawiając mi, że trafiłem do jakieś najprawdopodobniej placówki badawczej, a przynajmniej wnioskując po nazwie – Mamy nadzieję, że twój krótki pobyt w komorze relaksacyjnej był przyjemny. – dodała, kiedy odwróciłem się i ujrzałem, że wielki ekran włączył się.

Ukazywał on, z tego co widziałem, wielki numer „00", jakieś kreski ewidentnie wyglądające jak płaski i długi kod kreskowy oraz dwie proste ikonki. Jedna przedstawiała jakieś urządzenie, prawdopodobnie dyspozytor czy coś w tym stylu, wyrzucające kostkę. Druga z kolei przedstawiała jakąś czarną, prosto narysowaną postać uderzoną ową kostkę w głowę. Serio. Zamierzali na mnie co tam bądź testować? Ten ekran po prostu wyglądał jak jakieś wprowadzenie do pomieszczenia testowego, bardzo łatwego w dodatku, co wnioskowałem po tychże ikonkach. I co, myśleli że tak po prostu pozwolę traktować się jak obiekt testowy? Jasne, zamierzałem wysłuchać do końca wypowiedź przemawiającego do mnie komputera, bowiem i tak miałem sporo czasu, wnioskowałem że nadal pora dnia nie zmieniła się z piątkowego popołudnia. Potem jednak zamierzałem się stąd wynieść, bowiem byłem, jestem i będę zbyt zajebisty, aby ktoś tak po prostu mógł sprowadzić mnie do rangi obiektu testowego.

– Twoja próbka została przetworzona i jesteśmy teraz gotowi do rozpoczęcia właściwego testu. – mówiła, przerywając me krótkie rozmyślania, gdy sięgnąłem do kieszeni mego ubioru, aby sprawdzić czy jest tam jeden przedmiot, który może mnie się niedługo przydać – Zanim jednak zaczniemy przypominam, że chociaż podstawowym celem działania centrum wzbogacania jest zabawa i nauka – rzekła, gdy wyczułem owy przedmiot i dobrze, jeszcze pozostało mi upewnić się, że moja teleportacja nadal działała. No, ale przed tym zamierzałem dosłuchać wypowiedzi przemawiającego do mnie komputera do końca – można też odnieść poważne obrażenia. – dodała, kiedy spróbowałem chwycić kubek przy użyciu mej psychokinezy – Ze względu na bezpieczeństwo własne i innych, powstrzymaj się od dotykania... – ciągnęła dalej, gdy okazało się, że moja psychokineza działała.

No kurde przeinteligentnie, bardzo gratuluję. Na sto procent każdy wiedział, że posiadałem nadprzyrodzone zdolności, wszakże zapewne pamiętacie, że stałem się znany w szerszym świecie poprzez wywołanie trzeciej wojny światowej. Dlatego też na sto procent każdy wiedział, że posiadałem nadprzyrodzone zdolności. Jasne, cieszyłem się, że nie zostały mi zablokowane, bowiem tak mogłem w bardzo prosty sposób wrócić do domu i nie musieć testować czego tam bądź. No, ale rozumiecie, z samej perspektywy tych, którzy chcieli na mnie testować, to idiotyczne, że nie zablokowali w żaden sposób mych mocy. No, ale powracając do teraźniejszości, po ostatnim słowie nastąpiło jakieś zwarcie, aż lampa zwisająca z sufitu przygasła oraz posypało się z niej kilka iskier. Kobieta z głośników zaś zaczęła mówić coś bardzo szybko po, z tego co się zorientowałem, hiszpańsku. Nie miałem pojęcia, co dokładniej mówiła. Nie dość, że wypowiadała się bardzo szybko, to na dodatek ja hiszpańskiego nie znałem. Umiałem w tym języku powiedzieć może z cztery słowa na krzyż oraz jedno zdanie, które i tak przypadkiem usłyszałem. Nigdy jakoś mnie ten język nie interesował, wszakże gdyby mnie obchodził, to bym się go nauczył. Co to za problem, szczególnie dla takiej osoby jak ja.

– Cofnij się. – przerwała me rozmyślania kobieta z głośników, mając ewidentnie gdzieś, że raczej powinna dokończyć przerwane wcześniej zdanie – Portal otworzy się za trzy, dwa, jeden. – zakończyła, gdy zwróciłem wzrok w kierunku zamkniętego wyjścia ze szklanej klatki.

Portal? Niech już mnie nie okłamuje, w naszym świecie nie istniały jeszcze portale. Jasne, gdyby urodził się ktoś umiejący je tworzyć to spoko, ale tak to---


A jednak skubana miała rację. Bowiem, kilka sekund potem, na zegarze nad zamkniętym wyjściem pojawiły się same zera, a na szarej płycie uruchomił się pomarańczowy portal. A to ci dopiero ciekawostka, nie podejrzewałem że w dwudziestym pierwszym wieku dało się takie coś stworzyć. Czyli prawdopodobnie według kobiety z głośników miałem ową technologię portali testować. No sorki, ale jak wspomniałem, nie zamierzałem pozwolić na to, aby sprowadzić mnie do rangi obiektu testowego. Mogliście wziąć jakiegoś żula z ulicy, którego i tak nikt by nie żałował, a nie kogoś takiego jak ja. No, ale przed ucieczką z tego miejsca w najbardziej nieklimatyczny, chociaż w sumie czy ja wiem, sposób w dziejach, podszedłem do owego portalu. O, dzięki temu mogłem się przejrzeć w szybie jednej ze ścian klatki, w której się obudziłem. Okazało się, że mój ubiór zmieniono na jakiś pomarańczowy kombinezon, który wyglądał okropnie. Nie, serio mówię, wyglądałem w nim tak paskudnie, że to aż szok. Poza tym, widziałem że nie miałem butów, tylko zamiast nich do mych kostek zostały przyczepione jakieś wygięte, metalowe drążki. W sumie dopiero teraz się zorientowałem, że czułem coś przyczepionego do mych kostek. Ciekawiło mnie na dobrą sprawę, jaką rolę miały te drążki spełniać. No cóż, skoro miałem testować technologię portali, to prawdopodobnie miały chronić me nogi przed połamaniem w wyniku na przykład upadku z wysoka.


No, ale cóż, musieli sobie poszukać innego naiwniaka, który bez próby ucieczki przystałby na testowanie technologii portali. Oczywiście zakładając, że byłoby im to dane. Dlatego też, wiedząc już, że moje moce działały, wyjąłem owy przedmiot, którego obecność chciałem sprawdzić, z kieszeni. Jeżeli was ciekawi, to wyjąłem średniej długości, prostokątny detonator z czerwonym, bowiem jakim innym, przyciskiem u góry. Swoją drogą, aż dziw bierze, że mi go nie zabrano przed umieszczeniem w tymże miejscu. No cóż, może po prostu nie wiedzieli, że to detonator, bo i skąd. Chociaż z drugiej strony, podejrzanie wyglądający przedmiot raczej powinni mi zarekwirować przed wrzuceniem do tej szklanej klatki. Jednak oczywiście tym lepiej dla mnie, bowiem wszystko szło zgodnie z planem. Dlatego też cofnąłem się w kierunku szyby, za którą znajdowała się jedna z kamer i przystanąłem. Następnie zaś, nacisnąłem przycisk. Miałem trochę czasu na reakcję, a dokładniej dwadzieścia sekund. Dlatego też po naciśnięciu go, pokazałem do kamery środkowy palec, bowiem ktokolwiek mnie przez kamerę podglądał to zasłużył i po prostu przeteleportowałem się poza Aperture. Następnie zaś, korzystając z czasu, który mi pozostał, otoczyłem się mymi barierami ochronnymi, aby nic mnie się stało. Co wy, myśleliście że nie zamierzałem podziwiać eksplozji? Nie ma tak łatwo, chciałem zobaczyć jak spektakularnie ten ośrodek by wybuchł. Oczywiście chwilę musiałem zaczekać, dlatego wstępnie rozejrzałem się po miejscu, w które trafiłem. Okazało się, że znalazłem się na jakimś spooorym polu pszenicy. Przede mną zaś widniało wejście do Aperture w formie jakieś starej, podniszczonej szopy. To akurat mnie nie zdziwiło, wszakże chyba każdy normalny chciałby jakoś zamaskować wejście do takiej placówki. A w końcu wątpiłem, aby kogokolwiek zainteresowała jakaś szopa stojąca sobie na polu. Samo pole z kolei wyglądało na baaardzo duże, wręcz nie widziałem jego granic. Jasne, na sto procent gdzieś się znajdowały, ale gdzie to cholera jego wie.


No, ale dłużej zastanowić się nie zdążyłem, bowiem dwadzieścia sekund szybko minęło. Po tym czasie, po odwróceniu wzroku w kierunku szopy, usłyszałem dochodzące z podziemi eksplozję, aż w końcu jedną z większych, która wydostała się również na powierzchnię. Tak, rozerwała ona całą szopę na strzępy oraz przy okazji zrobiła całkiem sporą wyrwę w ziemi. No cóż, przynajmniej w końcu o czymś ciekawym bym dzisiaj usłyszał w wieczornych wiadomościach, a nie ciągle jakieś pierdoły. Sam wybuch wyglądał w sumie w porządku, nie spodziewałem się jakichś fajerwerków po wysadzeniu podziemnego ośrodka badawczego. Również wyleciało na ziemię trochę części, jak na przykład różne metalowe fragmenty wyglądające jak zniszczone części jakiegoś superkomputera. Czyżby wtedy to właśnie owy superkomputer do mnie przemawiał? W sumie prawdopodobnie, bowiem jaki inny komputer mógłby tak po prostu mówić tyle sensownie brzmiących zdań. No cóż, w takim razie wolałem nie wiedzieć, co by się mogło wydarzyć, gdyby moje moce zostały zablokowane. Jasne, podejrzewałem że jego twórcy to nie debile i kiedy ten superkomputer jeszcze istniał to zainstalowali mu jakiś moduł moralności czy coś w tym stylu, ale i tak.


Wracając jednak do teraźniejszości, wybuch, a przynajmniej w tej części ośrodka, trwał dość krótko, ale nie dziwne. Zwykle wybuchy przebiegają szybko, co nie? Kiedy zaś się zakończył, po prostu jak gdyby nigdy nic opuściłem me bariery ochronne i odwróciłem się. Po zrobieniu tego, po prostu, jak każdy normalny na moim miejscu by postąpił, przeteleportowałem się do mego domu. Ciekawi was, skąd miałem ten detonator i jakim cudem pojawiły się materiały wybuchowe w tym, co pewnie wywnioskowaliście po mej dotychczasowej opowieści, pozornie nieznanym przeze mnie ośrodku?


No cóż. To już temat na inną historię...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top