2. Nie mam siostry już od dawna
Biegłem przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że potykam się o wystające korzenie, a krzaki rozcinają mi skórę na nogach i spodnie.
- Eliott, gdzie jesteś?! Tęsknię za tobą...
Słysząc to, przyspieszyłem. Drzewa na drodze raniły mi twarz gałęziami. Po około dziesięciu minutach biegu, cały czas słysząc w tle krzyki i psychopatyczny śmiech Betty, wybiegłem z lasu, docierając na polanę. Była duża. Bez drzew. Kilka, może kilkanaście metrów średnicy.
Znalazłem się może w połowie, kiedy zobaczyłem biegnącą do mnie w podskokach niską brunetkę.
- Kochanie, czemu uciekasz?! - zagadnęła. Starałem się nie zwracać uwagi na to, co się dzieje za mną i biegłem dalej. Niestety przewróciłem się. Chcąc szybko wstać, zaplątałem się w jakieś chwasty. W czasie kiedy starałem się wyswobodzić, Betty coraz szybciej zbliżała się w moim kierunku. Już prawie byłem wolny od zieleniny, gdy nagle Betty przygwoździła mnie do ziemi, siadając mi na biodrach. Mały scyzoryk, który miała w ręce, znalazł się niebezpiecznie blisko mojego gardła. Przejechała po nim lekko. Syknąłem. Czułem, jak coś spływa mi po szyi. Postanowiłem to teraz zignorować. Złapałem ją za rękę, w której trzymała nóż i wykręciłem ją. Dziewczyna zrobiła zbolałą minę. Scyzoryk wypadł jej z ręki i poleciał kilka metrów dalej. Szybko wstałem i chciałem uciec ale ona również się podniosła.
Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała. Chciałem ją odepchnąć ale nie dawałem rady. Kiedy zaczęła wsuwać rękę pod koszulkę wiedziałem, że to za wiele. Udało mi się wyciągnąć sztylet z tego co zostało z mojego buta. A zostało całkiem dużo. Gdy jej ręka nie znajdowała się już pod górną częścią mojego ubioru wbiłem jej sztylet w miejsce, w którym powinno być serce. Betty otworzyła oczy i przestała mnie całować. Przekręciłem ostrze i popchnąłem.
Zaczęła się krztusić i kasłać krwią. Patrzyła na mnie przerażona. Wyciągnęła z siebie sztylet i upadła. Leżała chwilę na trawie brudząc ją czerwoną cieczą, potem zobaczyłem jak jej klatka piersiowa przestaje się unosić. W tym momencie zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Popatrzyłem na swoje ubrudzone krwią ręce i poczułem jak bardzo się trzęsą. Po policzkach zaczęły spływać mu łzy, a ja posunąłem się na ziemię trzęsąc się tak samo jak moje ręce.
- Elliot?! Jesteś tu?! - usłyszałem. Nie był to głos przyprawiający o dreszcze, tak ja ten Betty. To był głos Theo, mojego chłopaka…
- Tak..! Theo, tutaj jestem! - krzyknąłem. Po kilku chwilach zobaczyłem jak szatyn wybiega z lasu i szybko się do mnie zbliża. Zatrzymał się około dwa metry przede mną i popatrzył na brunetkę leżącą za moimi plecami. Następnie zwrócił wzrok w moją stronę.
- Oh, Elliot… - przykucnął obok mnie mocno do siebie przytulają.
- Przepraszam, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, to była twoja siostra… - wziął moja twarz w dłonie, zmazał kciukami łzy lecące po moich policzkach i pocałował delikatnie w usta. Oddałem całusa.
- I jeszcze jedno, Elliot. Nie mam siostry już od dawna, pamiętasz? I tak naprawdę nigdy nie miałem. - Pocałował mnie w czoło i przytulił jeszcze raz. Teraz siedzieliśmy za lekko zakrwawionej trawie przytulając się. To był trudny dzień. Ale już się skończył.
***
Hmm, lubię to
Wiem, że cholernie dawno nic tu nie było
Ale teraz już jest!
Kto się cieszy?
Taaa nikt rzecz jasna
No w każdym razie, kolego dnia/nocy kwiatki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top