Dipper Pines x Lizbeth Cipher

Wymyśliłam sobie taki parring, bo... bo tak. Postać Lizbeth Cipher to główna bohaterka pisanego przeze mnie ff z Gravity Falls pt. "Siostra" (jakby ktoś był zainteresowany i chciał przeczytać to serdecznie zapraszam).

Leśną ścieżką szedł Stanford Pines, a za nim Stanley i Mabel. Wszyscy troje byli w bardzo bojowym nastroju. W końcu doszli do drewnianej, myśliwskiej chatki zamieszkiwanej przez trójkę demonicznego rodzeństwa Cipher'ów, a Ford zapukał do drzwi. Te niemal natychmiast się otworzyły, a w wejściu stanął Bill Cipher.

 - O, Szósteczka. Proszę, proszę... Stan i Gwiazdeczka też przyszli - Uśmiechnął się.

 - Gdzie on jest, Cipher?! Gadaj! Co zrobiłeś Dipperowi?! - warknął Ford wyciągając zza płaszcza broń i wycelował nią w blondyna, a ten westchnął przeciągle.

 - Dlaczego zawsze, gdy Sosence coś się stanie myślicie, że to moja wina? - spytał. - Przecież trzymam się od dzieciaka z daleka, tak jak obiecałem.

 - B-bill? Mu-musisz co-oś zob-baczyć - Ponad ramieniem blondyna pojawił się bardzo do niego podobny, błękitnooki chłopak o wylęknionym spojrzeniu.

 - Co znowu, Will? Znalazłeś ją? - spytał blondyn i podszedł do brata, a Ford, Stan i Mabel razem z nim. Cała piątka wpatrzyła się w szklaną kulę w rękach niebieskowłosego i... 

 - CO?! - zawołał Stanford.

 - TO NIEMOŻLIWE! JA JEJ POKAŻĘ! - wrzasnął Bill.

 - Dipper... Jak mogłeś?! - zaszlochała Mabel.

 - A to Ci dopiero... - mruknął Stanley.

W szklanej kulce Dipper chodził po lesie trzymając za rękę dziewczynę w niebiesko-żółtej sukience i z wiankiem białej koniczyny na włosach. Włosy te, związane w 2 warkocze, miały bardzo nietypowy kolor - jeden warkocz był bowiem żółty, a drugi niebieski. Dziewczyna uśmiechała się delikatnie słuchając szatyna, który z zapałem coś jej opowiadał. W pewnym momencie jednak się zatrzymała, uwolniła dłoń z uścisku towarzysza i wskazała palcem na ducha kobiety w długiej sukni, która wyglądała jakby została uszyta z płatków dzikich róż. Dipper natychmiast wyjął dziennik, ołówek i zaczął z uwagą szkicować kobietę. Gdy skończył spojrzał na towarzyszkę.

 - Dziękuję, Lizbeth - mruknął, a dziewczyna uśmiechnęła się zaglądając mu przez ramię do dziennika.

 - Nie ma za co. Ta kobieta to "Strażniczka Lasu" - powiedziała, a brązowowłosy zamienił ołówek na długopis i zaczął zapisywać jej słowa. - Opiekuje się lasem. Wszystkim istotami, które tu żyją dbając o to by żyły ze sobą w zgodzie i harmonii. Oczywiście, jeśli istotom z lasu zagraża niebezpieczeństwo to ona stara się temu zaradzić - wyjaśniła Lizbeth, a Dipper zapisał każde jej słowo.

 - Mogę Cię o coś spytać, Lizbeth? - Szatyn schował dziennik i długopis do plecaka.

 - Właśnie to zrobiłeś, Dipper - Zaśmiała się, ale po chwili spoważniała. - Pytaj śmiało.

 - Skąd ty tak dużo wiesz? - Usłyszała i westchnęła. 

 - Nie wiem za dużo. Wciąż muszę się wiele nauczyć - powiedziała i wyprzedziła lekko Dippera, po czym obróciła się na pięcie w jego stronę. - Wiem tylko tyle ile powiedzieli mi bracia.

 - Musisz bardzo kochać swoich braci - Zauważył Dipper.

 - Billa i Willa? - spytała i w jednej chwili się rozpromieniła. - Jasne! Są dla mnie całym światem. Nie wyobrażam sobie życia bez któregokolwiek z nich.

 - Heh! Rozumiem Cię... Sam mam taką więź z Mabel - powiedział, ale lekko posmutniał.

 - Coś się stało? - spytała z troską i podeszła do Dippera. Szatyn przez chwilę wpatrywał się w jej dwukolorowe oczy, po czym złapał ją w talii, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Lizbeth przez chwilę stała w bezruchu, po czym przymknęła oczy i oddała pocałunek. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że tego nie chciała. Miała świadomość, że jej bracia mogą ją teraz obserwować, ale nie przejmowała się tym choć wiedziała, że Billius nie będzie zadowolony. Jednak Dipper był w tej chwili bardziej absorbujący. Oderwali się od siebie dopiero, gdy obojgu zabrakło powietrza. Szatyn przybliżył usta do ucha dziewczyny.

 - Dla mnie to ty jesteś całym światem. Kocham Cię, Lizbeth Cipher - wyszeptał. Demonica westchnęła i wtuliła się w chłopaka.

 - Ja Ciebie bardziej, Dipperze Pines - odszepnęła i błogo się uśmiechnęła. W końcu... Tak długo czekała na tą chwilę.        

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top