Ciel x Reader
Na zamówienie CieloBlack. Mam nadzieję, że sprostam twoim oczekiwaniom :)
Zaproszenie na bal. Kolejne, które trafiło do kosza na śmieci. Czy arystokraci nie mają nic innego do roboty poza wydawaniem tych bzdurnych bali?! Nienawidziłaś tego. Zawsze pisali to samo. "Ja, (imię i nazwisko jakiegoś arystokraty), serdecznie zapraszam hrabinę (imię i nazwisko) na przyjęcie..." Bla, bla, bla. Jako głowa i jedyna przedstawicielka rodu (nazwisko), a także Motyl Królowej dostawałaś masę tego śmiecia. Przeczytałaś zaproszenie na bal charytatywny od wicehrabiego Druitta (które oczywiście wrzuciłaś do kosza) i spojrzałaś przelotnie na zegar. Dochodziła piąta po południu. Czas na herbatę i podwieczorek. Zapewne twój kamerdyner - James jest już w drodze do twojego gabinetu. Westchnęłaś ciężko, zamknęłaś grubą księgę rachunkową i poukładałaś walające się po całym biurku papiery dotyczące twojej firmy cukierniczej, którą przejęłaś po zmarłym ojcu w równe stosiki. Może i twoja firma nie była tak popularna, jak, np. "Funtom", ale też zaliczała się do dość rozpoznawalnych. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - rozkazałaś znudzonym głosem, a blondyn wykonał twoje polecenie i postawił przed tobą talerz z (ulubione ciasto) oraz kubek z aromatyczną Earl Grey.
- Życzę smacznego, panienko - rzekł po zaprezentowaniu podwieczorku. Skrzywiłaś się lekko.
- Ile razy mam powtarzać, żebyś zwracał się do mnie po imieniu, gdy jesteśmy sami?! - rzekłaś zirytowana. Nienawidziłaś, gdy James tytułował cię per "panienko" i wymusiłaś na nim, by w prywatnych rozmowach używał twojego imienia.
- Przepraszam, (imię) - poprawił się. Pokręciłaś głową z dezaprobatą.
- Anioły... - mruknęłaś pod nosem. Tak. James był aniołem. A żeby było śmieszniej to był twoim aniołem, stróżem. Nie zwracając już na niego uwagi zaczęłaś spożywać ciasto popijając je herbatą.
- (Imię)? Przyszły do Ciebie dwa listy.
- Od kogo?
- Od Jej Wysokości i od hrabiego Phantomhive - powiedział anioł. Zaintrygowana wzięłaś od niego koperty. Królowa poprosiła cię o współpracę ze swoim Psem w celu złapania seryjnego mordercy, który bezlitośnie mordował nastoletnie dziewczęta w wieku 12-18 lat. Natomiast hrabia pisał, że przyjedzie do ciebie w tejże sprawie. Zapoznałaś się z treścią zlecenia, a na twoje usta wpłynął leniwy uśmiech. Zapowiadała się ciekawa sprawa... Szkoda, że James miał zgoła odmienne zdanie tłumacząc ci, że jako czternastolatka jesteś w "grupie ryzyka" (jak to określił), ale ty przecież i tak nigdy go nie słuchałaś.
- Uważam, że nie powinnaś tego robić, (imię).
- Tsk! Denerwujące. James, mam prośbę. Przestań tyle gadać i przygotuj sypialnię gościnną dla hrabiego i jeden z pokoi dla służby, w którym ugościmy kamerdynera lorda Ciela - syknęłaś biorąc w dłoń jeden z dokumentów dotyczących firmy i ruchem ręki odprawiłaś blondyna. Wkurzało cię to, że anioł zachowywał się jak nadopiekuńcza mamusia. Może i był twoim, boskim stróżem, ale istnieją jakieś granice, prawda?
Time skip:
Rano obudziły cię promienie słońca, zapach śniadania i James mówiący, że pora wstać. Ziewnęłaś i przeciągnęłaś się. Blondyn zwyczajowo powiedział co przygotował na śniadanie, podał ci poranną herbatę i wyszedł zostawiając cię z pokojówką, która pomogła ci się przebrać.
- Ładnie dziś wyglądasz, panienko - Służka układała ci włosy zaczesując je w (ulubiona fryzura).
- Dziękuję, Maggie - Uśmiechnęłaś się.
Do przyjazdu gości miałaś jeszcze trochę czasu, więc po śniadaniu udałaś się do gabinetu z zamiarem przemyślenia misji. Zawsze tak robiłaś. Wolałaś mieć rozplanowany każdy przypadek niż iść na żywioł i ryzykować jakimś niepowodzeniem. Nawet nie zauważyłaś mijającego czasu, więc bardzo się zdziwiłaś, gdy James poinformował cię, że hrabia i jego lokaj już przybyli. Spojrzałaś w błękitne oczy blondyna i dostrzegłaś w nich swego rodzaju zdenerwowanie zwykle wynikające z jego nadmiernej troski o ciebie.
- Czy coś nie tak? - spytałaś. Spędziłaś z nim już siedem lat i mogłaś czytać z niego, jak z otwartej księgi. Anioł uśmiechnął się krzywo.
- Po prostu się o ciebie martwię, (imię). Kamerdyner hrabiego jest demonem, a ja nie chcę, żeby coś ci się stało - wyjaśnił i przytulił cię. Uśmiechnęłaś się błogo. W ramionach Jamesa czułaś się tak bezpiecznie. Zupełnie jakby wszelkie zło tego świata wtedy znikało. Maggie (której często się zwierzałaś) nie raz insynuowała, że jesteś zakochana w błękitnookim, ale ty wiedziałaś, że to nieprawda. Wcześnie straciłaś rodziców i brakowało ci bliskości, którą anioł cię obdarzał chcąc zrekompensować ci brak najbliższych. To wszystko.
- Dobrze. Chodźmy już. Nie wypada by goście czekali - powiedziałaś i wyszłaś z gabinetu. Tak naprawdę ciekawiło cię jaki jest hrabia. Znałaś go ze słuchu i wiedziałaś o nim tylko tyle, że był w twoim wieku. Weszłaś do salonu, w którym znajdował się granatowowłosy chłopiec o błękitnych oczach (a raczej oku, bo drugie było ukryte za czarną opaską) ubrany w granatowy garnitur. Za nim stał wysoki (wyglądający na dwadzieścia parę lat) brunet o czerwonych oczach ubrany w czarny uniform lokaja.
- Moja panienka, hrabina (imię i nazwisko). Głowa rodu (nazwisko), właścicielka firmy (możecie wymyślić nazwę firmy) i Motyl Królowej - przedstawił cię James.
- Mój panicz, hrabia Ciel Phantomhive. Głowa rodu Phantomhive, właściciel firmy "Funtom" i Pies Królowej - Kamerdyner hrabiego poszedł w ślady Jamesa. Oj... wyczuwasz tu napiętą atmosferę i wiszącą w powietrzu kłótnię.
- Sebastianie - Hrabia obdarzył lokaja spojrzeniem pełnym dezaprobaty i podszedł do ciebie.
- Hrabia Ciel Phantomhive. Miło mi panią poznać - powiedział i ucałował twą dłoń, a ty (nie wiedzieć czemu) zarumieniłaś się delikatnie.
- H-hrabina (i-imię i na-nazwisko). Ró-również mi... ło pa-pana po-poznaaaać - odparłaś "leciutko" się jąkając. W duchu miałaś ochotę zapaść się pod ziemię. Co za wstyd! James obdarzył cię karcącym spojrzeniem. Zawsze pilnie dbał o twoje maniery i dobre imię twego rodu. W odpowiedzi uraczyłaś blondyna zakłopotanym, przepraszającym uśmiechem i nakazałaś mu przynieść herbatę i drobną przekąskę.
Time skip:
Ty i Ciel (chłopak zaproponował ci w pewnym momencie, żebyście przeszli na "ty") rozgrywaliście kolejną partię szachów. Byłaś całkiem dobra w tej grze, ale twój towarzysz również nie był amatorem.
- Szach! - Uśmiechnęłaś się triumfalnie stawiając swoją wieżę tak, że czarny król był z każdej strony zagrożony białymi pionami. Ciel wpatrywał się zdziwiony w szachownicę.
- J-jak? - zapytał po chwili.
- To proste... - Wzruszyłaś ramionami i wytłumaczyłaś chłopakowi co robił źle.
- (Imię)? Gdzie nauczyłaś się tak dobrze grać? - spytał ostrożnie. Usiadłaś na miejscu, gdyż dotąd stałaś przy Cielu pokazując mu błędy w jego taktyce i tłumaczyłaś, jakie ruchy byłyby poprawne. Innymi słowy powiedziałaś mu co ma robić, żeby z tobą wygrać.
- Mój tata od najmłodszych lat wpajał mi zasady gry w szachy - Uśmiechnęłaś się na wspomnienie postawnego, brązowowłosego mężczyzny w wieku trzydziestu kilku lat próbującego wyjaśnić twojej zapłakanej, zdenerwowanej, kilkuletniej wersji jak poprawnie powinno grać się w szachy. Na chwilę odpłynęłaś myślami do tych szczęśliwych chwil.
- Rozumiem - Ciel pokiwał głową.
- Tata był taki kochany. Wychowywał mnie samotnie, bo mama zmarła przy porodzie, a on nie ożenił się powtórnie. Zmarł z powodu udaru słonecznego, gdy miałam siedem lat... - Przy ostatnim zdaniu głos ci się załamał. Nie lubiłaś wspominać o śmierci ukochanego taty. - Na szczęście wtedy pojawił się James. Zajął się mną i pomógł pozbierać po stracie najbliższej mi osoby - dokończyłaś już z uśmiechem, a Ciel podszedł do ciebie i przytulił cię. Zarumieniłaś się na ten gest, ale nic nie powiedziałaś i pozwoliłaś chłopakowi głaskać twoje (kolor) włosy.
- Przykro mi, (imię). Wiem co czujesz. Naprawdę. Moi rodzice też nie żyją. Spłonęli, gdy miałem dziesięć lat - Ostatnie dwa zdania wypowiedział dziwnie pustym głosem. Westchnęłaś cicho. Chłopak otworzył się przed tobą, a z tego co słyszałaś był dość zamknięty w sobie. Rumieńce na twoich policzkach strasznie paliły, a ty cieszyłaś się nieobecnością Jamesa (razem z Sebastianem wybrał się do Scotland Yardu po papiery dotyczące sprawy).
- To naprawdę przykre, Ciel - powiedziałaś z autentycznym zmartwieniem jednocześnie napawając się jego bliskością. Miałaś tylko nadzieję, że chłopak nie słyszy twego bijącego w szalonym tempie serca. Wiedziałaś co to znaczy, bo potrafiłaś czasem posłuchać Maggie, gdy ta rozwodziła się nad miłością.
- Ech... Było, minęło - mruknął nachylając się nad tobą i złączył wasze usta w delikatnym, acz namiętnym pocałunku, przed którym się nie broniłaś. Przecież tego właśnie pragnęłaś, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top