Szczęśliwe zakończenie

Jeśli bohaterowie będą pochodzić z mojej głowy to zamiast ich imion będę pisać tytuł shota.

Szedł po parku rozmyślając. Kierował się w stronę ICH ławki. Wspomnienia sprzed lat wciąż żyły w jego pamięci... Rogera poznał na studiach. Był on wysokim, miłym i przystojnym brunetem o błękitnych oczach. Peter od razu zwrócił na niego uwagę, ale kto na jego miejscu by tego nie zrobił? Traf chciał, że przyszło im dzielić pokój w akademiku. Roger niemal natychmiast został królem uniwersytetu i często wychodził na imprezy lub sprowadzał do pokoju panienki. Peter, który był typem nieśmiałego kujona wolał nie przeszkadzać współlokatorowi i zaszywał się w uniwersyteckiej bibliotece.

- Dlaczego tu siedzisz zamiast iść gdzieś i się zabawić? - spytał Roger pewnego dnia szykując się do kolejnej imprezy. Peter wzruszył ramionami i przeczesał dłonią swe złote włosy.
- Jakoś tak. Nie lubię tłumów - odrzekł onieśmielony tym, że przystojny kolega się nim zainteresował.
- Rozumiem... - Zaśmiał się Roger. - Chodź ze mną. A nuż Ci się spodoba.
Blondyn spojrzał nieufnie na bruneta i skinął głową zamykając podręcznik do ekonomii.

Dlaczego się wtedy na to zgodził? Może gdyby został w tym pieprzonym akademiku nie doszłoby do wydarzeń, które złamały mu później serce.

Roger miał rację... Impreza się Peterowi spodobała. Co prawda na początku tylko podpierał ściany patrząc na wszystko ze sceptyzmem, ale wystarczyły dwa piwa by się rozkręcił. Potem była kolejna impreza i kolejna i jeszcze jedna... Z każdą następną imprezą współlokatorzy coraz bardziej się do siebie zbliżali, aż w końcu zostali przyjaciółmi.

"Szkoda, że na przyjaźni się nie skończyło!" - pomyślał Peter ze smutkiem przystając na chwilę i obserwując całującą się nieopodal parę, po czym ponownie ruszył przed siebie.

Na jednej imprezie ktoś rzucił im wyzwanie. Pewien student powiedział, że podejmuje się zapłacić im wartość swojego czesnego jeśli Peter i Roger się pocałują. Przyjaciele byli już po kilku piwach toteż przyjęli wyzwanie. Siedzieli obok siebie, więc Roger objął Petera przyciągając go bliżej swojej osoby i czule musnął jego usta. Odebrali swoją nagrodę i opuścili towarzystwo. W pokoju brunet ponownie pocałował blondyna. Tym razem całus był dłuższy, czulszy i bardziej namiętny.
- Kocham Cię, Pet - szepnął Roger.
- Ja Ciebie też - odszepnął zawstydzony Peter. Od tamtego wieczoru byli parą. Niby oficjalną, ale niewiele osób wiedziało, że są razem. Nie obnosili się ze swym związkiem i nie robili niczego na pokaz. Wspólne czułości były dla nich czymś intymnym. Byli szczęśliwi, ale po skończeniu studiów los ich rozdzielił i dotąd nie chciał na powrót złączyć...

Blondyn doszedł wreszcie do ławki. Przychodzili do parku i siadali na niej w każdą sobotę ciesząc się sobą. Już z daleka widział, że ktoś na niej siedzi. Wysoki brunet w czerni.
- Mogę się przysiąść? - spytał mężczyzna, a nieznajomy podniósł wzrok ukazując oczy w kolorze letniego nieba.
- Tak, oczywiście - mruknął uśmiechając się. Peterowi mocniej zabiło serce. Czy to możliwe? Czy to naprawdę ON? Co prawda głos miał inny, ale uśmiech, oczy i kolor włosów pozostały te same.
- Dziękuję - szepnął siadając.
- Jestem Roger McNet - Brunet wyciągnął swą dłoń.
"Nic się nie zmieniłeś!" - pomyślał blondwłosy, a głośno powiedział:
- Peter Johnson. Miło mi - Uścisnął jego dłoń.
- Pet?! To ty?! - Roger otworzył szeroko oczy.
- Tak, Roger. To ja - odparł Peter. 

Time skip:

Dawni kochankowie chodzili po parku rozmawiając. Wspominali wspólne chwile i chwalili się swymi sukcesami. Okazało się, że obaj byli samotni. W pewnej chwili zaczął padać deszcz, ale im to nie przeszkadzało. Schronili się pod najbliższym drzewem, ale i tak zdążyli pożądnie zmoknąć. Roger obserwował chwilę Petera, po czym go pocałował wkładając w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia. Od tęsknoty po miłość.
- Kocham Cię, Pet. Nigdy nie przestałem Cię kochać.
- Ja Ciebie też - Uśmiech Petera wynagrodził brunetowi lata rozłąki. I tak kochankowie ponownie zostali parą. I są nią po dziś dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top