Levi x Reader

Obudziły mnie ostre promienie słońca, przebijające się przez szybę na przeciwko mojego łóżka. Szybkim ruchem zrzuciłam z siebie kołdrę i wstałam, przeciągając się. Ziewnęłam i moje oczy powędrowały w kierunku zegara. Była piąta rano, a trening zaczynał się o siódmej trzydzieści. Miałam dużo czasu, więc szybko zgarnęłam mundur, szampon i jakieś mydło. Popędziłam w kierunku łazienki i zadowolona wskoczyłam pod prysznic. 

Zaczęłam nucić pod nosem, nawet nie zauważając, że ktoś zaczął korzystać z kabiny obok. Dlatego wielkie było moje zdziwienie i wstyd, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Szybko założyłam mundur i stanowczym krokiem próbowałam uciec z łazienki, nie odkrywając swojej tożsamości. Na moje nieszczęście, ktoś chwycił mnie za łokieć i przyciągnął do siebie.

Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia, gdy spostrzegłam, że osobą dość sprawnie unieruchamiającą mnie jest Levi. Tak, Kapitan Levi Ackermann, najsilniejszy żołnierz ludzkości. Nadzieja ludu na wyzwolenie się spod rządów tytanów we własnej osobie.

Moja twarz zapłonęła, gdy zobaczyłam, że ma na sobie jedynie ręcznik. Taksowałam wzrokiem jego ciało, które swoją drogą było dobrze zbudowane. Kto by pomyślał, że ten wredny krasnal był idealnie umięśniony. W przeciwieństwie do niektórych z korpusu nie wyglądał jak przerośnięty orangutan. Jego sześciopak odznaczał się i od razu potrafił skupić na sobie uwagę, nawet najbardziej wymagającego obserwatora, tak samo jego umięśnione ramiona i plecy, których niestety nie mogłam podziwiać w pełnej okazałości. Patrzyłam na niego dłuższą chwilę, myśląc o tym jak bardzo dobrze wygląda, gdy nagle otrząsnęłam się. Chyba trwało to zbyt długo, zważywszy na zirytowaną mimikę jego twarzy. Chociaż prawdę mówiąc, on zawsze wyglądał na zdenerwowanego. 

- Hm... Kapitanie, czy mógłbyś mnie puścić? - Zapytałam niepewnie.

- Mogłabyś przestać rujnować ludziom dzień od rana i nie wyć pod tym prysznicem? - Skwitował oschle. Auć.

- Mógłbyś przestać rujnować ludziom dzień od rana i nie naskakiwać na nich? W dodatku pół nagi? - Odparłam, naśladując jego głos i robiąc dziwną minę. To chyba nie był dobry pomysł. Czarnowłosy zastygł w bezruchu na kilkanaście sekund, które zdawały się trwać całą wieczność. 

- Po prostu, więcej tego nie rób. - Stwierdził oschle i puścił mnie. Pomasowałam mój obolały łokieć i spojrzałam na niego obojętnie, a przynajmniej starałam się. Widok przede mną był po prostu boski.

Po chwili odwróciłam się i zaczęłam śpiewać na cały głos. Co za palant, wczoraj był całkiem miły. Oczywiście w granicach skrajności. On nigdy nie był całkiem miły. Może mu się odmieniło i stwierdził, że moja egzystencja nie jest nikomu potrzebna i tylko pokrzyżuję im plany? Nie zdziwiłoby mnie, gdyby w sekrecie planował zbrodnię, której ofiarą byłabym ja. Na przykład pozostawienie mnie podczas wyprawy na pastwę tytanów.

Po chwili poczułam jak ktoś zatyka mi dłonią usta. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Takiej reakcji się nie spodziewałam.

- Mówiłem, że nie masz tego robić. Piłaś coś, że tak odwalasz, a może myślisz, że jesteś na tyle silna, że możesz mi się przeciwstawić? Jesteś irytująca. - Wydukał zimnym tonem.

- Spokojnie, już nie będę, ale dlaczego ci to tak przeszkadza? - Zapytałam ciekawa. Nie śpiewałam ani brzydko, ani jakoś głośno. Nie rozumiałam czemu czepia się mnie o taką błahostkę.

- Ta piosenka jest czymś czego wolę nie słyszeć, przywołuje złe wspomnienia. - Odparł otwarcie.

- Przepraszam, nie wiedziałam. Głupio się zachowałam. Już pójdę. - Przeprosiłam cicho. 

Zamurowało mnie, gdy tylko usłyszałam jego słowa. Nie spodziewałam się, że to ta kołysanka wywoływała w nim taką złość. Poczułam się głupio, zachowałam się jak typowy bachor. Mogłam od razu zapytać, a nie szczeniacko drwić. Chyba zbyt dużo czasu spędzałam w towarzystwie Ymir. Udzielały mi się opryskliwość i pyskatość.

- To dobry pomysł. - Rzucił na odchodne.

Wybiegłam stamtąd w zadziwiająco szybkim tempie. Co też sobie myślałam? Co mnie poniosło? Teraz mogłam mieć problemy z Kapitanem. Któż wie, jak mógł się zemścić? Na myśl przyszło mi wspomnienie ostatniej kary, którą mi dał. Sprzątanie stajni. Wzdrygnęłam się, przy tym walka z tytanami była pikusiem. Zajęło mi to ponad dwa dni, gdyż zgodnie z życzeniem Kapitana, musiałam trzy razy zacząć od nowa. 

Dotarłam na plac treningowy. Głośno wzdychając, opadłam na ziemię. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Oprócz wczorajszego dnia, z Levi'em zawsze darliśmy koty. Nie znosiliśmy się, ale wczoraj coś się zmieniło. Ani razu mnie nie zwyzywał, a nawet, uwaga, pomógł mi. Jednak oczywiście ja, jak to na mnie przystało, musiałam to zepsuć. Kto wie, może nawet miałabym fory na treningach. Teraz nie miałam już na co liczyć. Pewnie wszystko wróci do normy i prędzej czy później znów się pobijemy. Wcześniej często to nam się zdarzało, przez co lądowaliśmy w gabinecie Erwina, który tylko kręcił głową z dezaprobatą. 

- Oi, [Twoje imię]! - Słysząc znajomy głos brunetki, podniosłam głowę, by spostrzec stojącą nade mną Ymir - Czyżbyś czerwieniła się na mój widok? Hahaha, niestety nie jesteś słodką Christą.

Już miałam się odgryźć, gdy obie spostrzegłyśmy zmierzającego ku nam Levi'a. Czerwień mojej twarzy przyjęła zdecydowanie intensywniejszą barwę, co nie umknęło uwadze Ymir. Uśmiechnęła się podejrzanie, co sprawiło, że poczułam ciarki przechodzące przez mój kręgosłup. No to miałam problem.

- Ymir! [Twoje imię]! - Podbiegła do nas uśmiechnięta Christa. Jak zwykle dopisywał jej humor - Dlaczego Kapitan już się zjawił? Trening zacznie się dopiero za pół godziny.

- Myślę - zaczęła brunetka - że ma to coś wspólnego z [Twoje imię]. Spójrz na nią, nawet nas nie słucha, tylko wpatruje się w KAPRALA jak w obrazek. W dodatku spójrz na jej rozmarzone oczy i rumieńce. Oi, oi.

Nie mogłam się oprzeć i taksowałam bruneta wzrokiem. Wyglądał nieco inaczej. Zarys jego mięśni odznaczał się pod trochę za małą koszulką. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na to jak bardzo jest atrakcyjny. Przypomniał mi się poranny widok i westchnęłam. Ymir potrząsnęła mną, budząc mnie z transu.

- Kapral, Krasnalowaty Antyspołeczny Pedantyczny Radykalny Agresywny Leń! - Krzyknęła brunetka, na co ja z Christą zrobiłyśmy wielkie oczy.

- Hę?! Kto to powiedział? - Obok nas pojawił się wściekły Ackermann.

- To była [Twoje imię]! - Ymir od razu wskazała na mnie.

- Nie sądzę, słyszałem głośno i wyraźnie Twój głos, Fritz. Nie jest tak irytujący jak głos [Twoje imię]. - Odniósł się chłodno Kapitan.

 - O patrz, idzie twój chłoptaś, Jean! - Krzyknęła, próbując ocalić sobie skórę, brunetka.

Zerkałyśmy z Christą to na siebie, to na Ymir. Zwykle się tak nie zachowywała. Nie wiedziałyśmy co o tym myśleć.

- Umm... Kapitanie, wydaje mi się, że Ymir nie najlepiej się czuje. Powinnam zabrać ją do skrzydła medycznego. - Rzekła nieco zdezorientowana blondynka, rzucając mężczyźnie błagalne spojrzenie.

- [Twoje imię]! Pięknie dziś wyglądasz! Założę się, że możesz przywrócić moją wiarę w ludzkość. - Powiedział zalotnie Jean.

Na mojej twarzy malowało się kosmiczne zdziwienie. Co z nimi wszystkimi było dzisiaj nie tak? Uszczypnęłam się w rękę, ale niestety to nie był sen, a rzeczywistość.

- Koniomordemu też przydałaby się opieka medyczna. - Skwitowałam, przewracając oczami.

- Oszczędź tego kowboja, zamiast tego jeźdź na koniu. - Dodał szybko Jean. Zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem Kirschtein nie wypił podejrzanego trunku, który wczoraj proponował nam Reiner. To zachowanie nie było do niego podobne.

- Dość tego! To jest Korpus Zwiadowczy, a nie Korpus Niańczenia Bachorów z tego, co sobie przypominam. Ymir, [Twoje imię] zrobicie pięćdziesiąt okrążeń, sprintem. Macie skończyć przed rozpoczęciem treningu. Kirschtein dla ciebie wymyślę coś specjalnego. Ah i [Twoje imię], chcę cię widzieć po treningu u siebie. - Podsumował naprawdę wściekły Ackermann. Aż żyłka zaczęła pulsować na jego skroni. 

- Ymir... Co to u licha miało być? - Wybuchnęłam, gdy odbiegłyśmy na tyle daleko, by nikt nie był w stanie nas usłyszeć. 

- Nie mówiłaś, że podoba ci się Levi. Czuję się urażona. Myślałam, że go nie znosisz. Poza tym nie widziałaś jak zareagował? Ty też ewidentnie mu się podobasz. - Mrugnęła do mnie brunetka, na co przewróciłam oczami.

- Nie. Po prostu już drugi raz dzisiaj mu podpadłam, gdyby mi to uszło płazem, jego duma nie wytrzymałaby tego.

Opowiedziałam Ymir o dzisiejszej sytuacji w łazience, a ona próbowała nie wybuchnąć śmiechem. Niestety nie udało mi się pociągnąć jej za język i dalej nie miałam pojęcia, co tak naprawdę było przyczyną dziwnego zachowania jej i Jeana. Może Christa coś wskóra, ale szczerze w to wątpiłam. Fritz potrafiła od razu odgadnąć czyjeś zamiary, a tym bardziej wykorzystać je przeciwko rozmówcy. 

***

Po zakończonym treningu ledwo co stałam na nogach. Kapitan dał nam niezły wycisk. Zaczęłam nerwowo bawić się włosami. Nie chciałam iść do gabinetu Ackermanna. Mimo mojego dziwnego pociągu do niego, który co prawda pojawił się dzisiaj, a już był nieprawdopodobnie silny, ten człowiek mnie przerażał. Gdy się wkurzał, jego oczy i usta zwężały się w prostą linię i wyglądał wtedy dosłownie jakby miał zabić nieszczęśnika swoim ulubionym mopem.

W końcu, a trwało to wieki, zebrałam się w sobie i ruszyłam w kierunku gabinetu wrednego krasnala. Trzęsłam się z nerwów, które powoli zjadały mnie od środka. Najbardziej martwiła mnie myśl o tym, że Kapitan może kazać mi sprzątać. Przy jego skrupulatności i złośliwości zajęłoby mi to całe wieki. Naprawdę wolałabym już siedzieć z Hange i tymi jej tytanami.

Z zamyślenia wyrwał mnie ucisk na moim łokciu. Krzyknęłam przerażona, wywracając się razem z moim napastnikiem, którym okazała się być zwariowana okularnica. Na mój wrzask także odpowiedziała krzykiem. Po chwili podniosłyśmy się z ziemi.

- [Twoje imię], spokojnie to tylko ja. Chodź ze mną. - Pociągnęła mnie uporczywie za sobą.

- Hange, teraz nie mogę. Muszę iść do Kapitana. - Starałam delikatnie wyrwać się z jej stalowego ucisku. Skąd ta kobieta miała tyle siły?

- Tak, tak, słyszałam. On też będzie tam gdzie zmierzamy. Lubisz go, prawda? - Zapytała z dziwnym entuzjazmem, malującym się na jej twarzy.

- Co ty wygadujesz?! To wzajemna znośliwość, nic więcej! - Wyrwałam się jej jak oparzona.

- Ptaszki mi wyćwierkały, że on też cię lubi! - Ponownie mnie chwyciła.

Podążałam za nią, nie mając bladego pojęcia o co jej chodzi. 

- Hange, dlaczego wszyscy dziwnie się zachowujecie? O co tutaj chodzi? Gadaj. - Stanęłam w miejscu, oczekując na jej odpowiedź. Lepiej dla niej żeby wyjaśnienia były kompletne.

- Dziwnie, czyli jak? - Spytała, udając że nic nie wie.

- Skończ. Doskonale wiesz co mam na myśli.

- Dobrze, już dobrze. Nie patrz tak na mnie. Wyglądasz jak Levi, gdy Gunther przez przypadek połamał jego ulubioną miotłę. - Nie wytrzymałyśmy i obie zaśmiałyśmy się głośno. Oczywiście wszyscy bardzo współczuli Guntherowi, aczkolwiek ta sytuacja była wręcz komiczna. Samo wspomnienie tego jak Ackermann gonił biednego żołnierza po całej kwaterze z połamaną miotłą i krzycząc wniebogłosy, sprawiało że na usta cisnął się szeroki uśmiech - Wracając, nie wiem o co chodzi innym, ale ja chcę wam opowiedzieć o moim nowym, przełomowym odkryciu.

O nie, w jej oczach pojawił się ten typowy dla niej błysk w oku. Wiedziałam, że teraz zacznie wywód o tym, dlaczego badania nad tytanami są tak ciekawe. Przestałam słuchać brunetki, wiedząc że coś planuje i nie miało to absolutnie nic wspólnego z tytanami. Dotarłyśmy do drzwi przed którymi się zatrzymałyśmy. Hange otworzyła drzwi.

- No wreszcie, ile można czekać. Mogłaś mówić, że tyle to potrwa, zjadłbym w tym czasie obiad. - Syknął znerwicowany czarnowłosy.

- To na mnie już pora! - Krzyknęła Hange, wpychając mnie do pokoju i zamykając głośno drzwi, które już zaraz zakluczyła.

- Um... Co. - Wydusiłam z siebie, patrząc na zamknięte drzwi. 

- Wyważę je. - Zdeklarował sie Levi.

- Nawet nie próbuj! Erwin nie podaruje ci kolejnych zepsutych drzwi! - Krzyknęła zza drzwi brunetka - A teraz, już naprawdę znikam. Nie próbujcie uciec. Ja wszystko widzę.

Jej głos zabrzmiał naprawdę przerażająco. Nawet Ackermann, którego twarz na co dzień nie przejawia innych wyrazów niż pogarda, irytacja czy zdenerwowanie, wykrzywił się, wyglądając na lekko wystraszonego. Hange używała takiego tonu tylko wtedy, gdy ktoś wątpił w jej badania. Tych osób już z nami nie ma.

Podeszłam do regału z książkami i zaczęłam przeglądać ubogi zbiór. Padło na tytuł, który dotyczył dobrego planowania strategii. Mogło się przydać, gdy już stąd wyjdę i zaplanuję śmierć brunetki.

- To wszystko twoja wina! - Wyparował ni stąd, ni zowąd wściekły Kapitan.

- Jak to moja? Oboje w tym siedzimy! Poza tym nawet nie wiem dlaczego nas tu zamknęła, chętnie spędziłabym czas z kimkolwiek innym, nawet jeśli miałby to być Keith Shadis. - Na samo wspomnienie jego nazwiska przeszły mnie ciarki. Gość potrafił być przerażający.

- Nie czytaj książki, tylko pomyśl jak nas stąd wyciągnąć. - Wyrwał mi książkę z dłoni.

- Hej! Ja chciałam to czytać. Nie słyszałeś jej? Nie mamy niczego próbować. Wolę na razie nic nie robić, jest przerażająca. - Wzdrygnęłam się lekko.

- Ty nas w to wpakowałaś, to ty nas z tego wyciągniesz.

- Czemu zwalasz winę na mnie? Co ja takiego zrobiłam!? Oddaj mi tę książkę i też znajdź sobie jakieś zajęcie. Rozmowa z tobą jest ostatnim na co teraz mam ochotę. - Stwierdziłam mocno zirytowana, próbując odebrać mu książkę.

Jednak on zrobił unik i rzucił książkę na drugi koniec pokoju, po czym wykręcił mi rękę. Zabolało, dlatego szybko kopnęłam go w piszczel. Mężczyzna wstrzymał okrzyk bólu, rozluźniając ucisk, co od razu wykorzystałam, wyrywając mu się. Spojrzeliśmy na siebie złowrogo. Ruszył na mnie, próbując kopnąć mnie w splot słoneczny, ale na szczęście w porę udało mi się uniknąć ciosu, sama uderzając go w głowę. Szykowałam się do kolejnego kopnięcia, jednak on złapał moją nogę i oboje runęliśmy na ziemię.

Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że Levi leży na mnie, a nasze twarze dzieli tylko kilka centymetrów. Moja złość momentalnie poszła w niepamięć. Dokładnie przyglądałam się jego twarzy, badając każdy szczegół. Mocna, zaciśnięta szczęka. Wystające lekko kości policzkowe. Lekko zaróżowione usta. Oczy, i jego oczy. Nie było w nich już śladu dawnej furii. Zamiast tego kurczowo wpatrywał się w dolną część mojej twarzy, po czym odwzajemnił moje spojrzenie. Wpatrywaliśmy się w siebie, nie wiedząc, co zrobić. Wydawało mi się, że myślimy o tym samym. Poczułam ponownie ten dziwny, silny pociąg do niego. 

Miałam ochotę zmniejszyć dystans i go pocałować. Bałam się jednak, w końcu przed chwilą się pobiliśmy. Mogłam się mylić i przez moje uczucia, których sama nie potrafiłam zdefiniować, nadinterpretować jego. Speszona odwróciłam wzrok. Poczułam jak rumieńce wchodzą na moją twarz. Już chciałam zrzucić go z siebie, gdy nagle poczułam coś na moich ustach. To były jego wargi. Zamknęłam oczy, ale nie odwzajemniłam pocałunku, przez co po chwili mężczyzna odsunął się. Szybkim ruchem, chwyciłam go za koszulkę i przyciągnęłam z powrotem do siebie. Jego usta były delikatne jak aksamit, a pocałunek sam w sobie namiętny i cudowny. Targały nami silne uczucia, które chcieliśmy przez to wyrazić. Natarczywie pragnęliśmy, by ta chwila trwała wiecznie. Spragnieni siebie, toczyliśmy walkę o dominację. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on przygryzł moją dolną wargę, przez co z moich ust wydostało się ciche jęknięcie. To był zdecydowanie najlepszy pocałunek w moim życiu.

- Wiedziałam! - Krzyknęła okularnica, wbiegając do pokoju. 

Szybko odskoczyliśmy od siebie, zdziwieni nagłym pojawieniem się brunetki, która jak się okazało nie była sama.

- Mówiłam wam! Ha! - Piszczała uradowana Hange, skacząc w drzwiach - Warto było przeprowadzić ustawiony zakład, by zmusić was do działania, a w konsekwencji połączyć tę dwójkę, czyż nie są cudowni?

- Czekaj chwilę, ustawiony? - Brew Ymir poszybowała wysoko. 

- Zakład? - Zapytałam zdziwiona, wstając na nogi.

- Kazałam im wzbudzić w was emocje, na przykład zazdrość!

- Jesteś martwa. - Powiedzieli równocześnie Ymir i Levi, po czym rzucili się w pogoń za brunetką. 

- Żeby nie było, nie podobasz mi się ty, tylko Mikasa. Ani słowa o tej sytuacji, [Twoje imię]. - Podsumował Jean, wychodząc. Zaśmiałam się na to lekko.

Dotknęłam lekko swoich warg, które dalej miło pulsowały. Wiedziałam, że od teraz relacja moja i Levi'a nie będzie już taka sama. Na plus oczywiście.


***

2548 słów!

Pierwszy one shot skończony. ^^

Podobał się? Następny pojawi się za kilka dni i na pewno nie będzie o Levi'u. 

Jutro za to ukaże się kolejna część "Nic nie trwa wiecznie [Levi x Reader]" i może coś nowego, mojego. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top