Kawa - Eruri [SnK]

Krótki Shot będący jednocześnie drobnym prezentem dla Nathaniel Yver z okazji świąt ~♥
____________________________________________________

Niebo już od samego ranka było zasnute ciemnymi chmurami. Wiatr delikatnie kołysał gałęziami starej jabłoni, które pozbawione liści przypominały martwą, szarą tkankę - niczym stare, wysuszone gnaty powyginane pod naporem lat i spoczywającego nań śniegu. Gdzieś wśród nich ukryte było gniazdo ptaków. Na wiosnę tętniące życiem - teraz samotne i opustoszałe. Jedynie małe, zagubione piórko, wplątane w gęstą konstrukcję z drobnych patyczków i trawy przypominało o dawnych lokatorach, którzy już dawno opuścili to miejsce.
Grudzień tego roku był wyjątkowo nieprzyjemny - choć nie był zimny tak, jak kilka lat wcześniej i warstwa śniegu sięgała ledwie kilka centymetrów, to ogólna szarość i przeszywający na wskroś lodowaty wiatr bynajmniej nie zachęcał do pieszych wędrówek. 

Niski, ciemnowłosy mężczyzna, opatulony po szyję grubym szalikiem, szybkim krokiem przemierzającym ulicę i kurczowo zaciskający ukryte w kieszeniach kurtki, zmarznięte dłonie  stanowił więc widok tak niespotykany, że niektórzy ludzie - którym dane było spędzić kilka chwil w ciepłych kawiarniach przy głównej ulicy i wesoło popijać sobie drogą kawę - sceptycznie unieśli swe głowy znad filiżanek i chwilę powodzili spojrzeniem za drobną sylwetką, która dziarsko parła do przodu nie zważając na wiatr i śnieg zmieszany z deszczem. Ackerman czując na sobie ciekawskie spojrzenia, prychał pod nosem, jeszcze bardziej wciskając twarz w materiał szalika by jeszcze lepiej uchronić się przed gryzącym policzki i nos zimnem. To nie tak, że wyszedł w taką pogodę z własnej woli; co to to nie. Tak naprawdę, gdyby to od niego zależało, siedziałby właśnie na kanapie w swoim mieszkaniu i robiłby doprawdy znacznie ciekawsze i przede wszystkim przydatniejsze rzeczy niż szwędanie się bez celu po ulicach miasta. Jak więc stało się, że człowiek przecież tak naprawdę waleczny, potrafiący postawić na swoim i przy okazji niezwykle szorstki dla otoczenia ze stoickim spokojem odstąpił swoje mieszkanie Hange, tak naprawdę nie znając jakiegoś szczególnego powodu, dla którego kobieta mogłaby poprosić go o tak wielką przysługę? Owszem, zdawał sobie sprawę, że Zoe już od jakiegoś czasu miała spore kłopoty z wyjątkowo nieznośną współlokatorką, jednak Petra nie wydawała mu się aż tak potworną wiedźmą, by musieć uciekać przez nią z mieszkania i szukać schronienia u znajomego, by spokojnie popracować. Ta wymówka zdała się więc Ackermanowi kompletnie niezrozumiała i pozbawiona sensu - zupełnie tak jakby wybujała kreatywność szatynki pozwoliła stworzyć jej tą historyjkę zupełnie na poczekaniu. A Levi w głębi musiał mieć naprawdę dobre serce.

Zrozumiał swój błąd dopiero po chwili, gdy naprędce wciągnięta kurtka i stary, wełniany szalik okazały się być nie wystarczającą ochroną przed panującym na zewnątrz zimnem. Nie mając jednak zbytnio gdzie się podziać (Nie chciał przecież przeszkadzać Zoe w pracy - ta kobieta potrafiła urządzić niezłe piekło, gdy wytrącało się ją z równowagi. A Levi wcale a wcale nie miał ochoty po raz kolejny tego dnia dokładnie szorować swojego mieszkania.), wcisnął więc dłonie do kieszeni i klnąc pod nosem, ruszył przed siebie. Tego dnia nie pracował, tak jak wielu innych ludzi w jego firmie wziął urlop by w spokoju spędzić wigilię, jednak tym razem Hange z łatwością pokrzyżowała mu jego plany. 
Brunet mrużył lekko oczy i zabawnie marszczył brwi, gdy drobinki śniegu smagały jego twarz, jednocześnie przeszkadzając mu w uważnej obserwacji mijanych knajpek i kawiarni - pech chciał, że jego bystre oko nie dostrzegało w nich ani jednego wolnego miejsca, a uśmiechnięte twarze ludzi, w cieple popijających swoje gorące napoje jeszcze bardziej działały mu na (i tak) zszargane nerwy. Nigdy jeszcze nikomu nie zazdrościł miejsca w ulubionej kawiarni. Tego dnia był chyba jego pierwszy raz. 
Zdenerwowany, w końcu skręcił w mniej znaną część miasta i mrucząc pod nosem niezrozumiałe przez szalik słowa, nieco przyspieszył kroku mając nadzieję w końcu znaleźć kawiarnię, w której w spokoju będzie mógł napić się gorącej herbaty. I w końcu, niemalże gdy dotarł już do końca ulicy, bystre oczy dostrzegły małą kawiarenkę wciśniętą między stare budynki i jakby kompletnie zapomnianą przez resztę świata. Ackerman dość sceptycznie nastawiony, niepewnie szarpnął klamkę drzwi, a mały dzwoneczek radosnym dźwiękiem oznajmił jego pojawienie się. 
Brunet mruknął pod nosem przekleństwo, otrzepując nieco swoje włosy i kurtkę ze śniegu a następnie skierował się do małego stolika w kącie pomieszczenia. Poza nim w lokalu było jeszcze kilkoro ludzi, jednak prowadzili oni swoje rozmowy na tyle cicho, by nie irytować Ackermana jeszcze bardziej. 
"Ale syf". Burknął pod nosem, zrzucając kurtkę z ramion i z widocznym obrzydzeniem wyciągając z niej paczkę chusteczek z zamiarem doczyszczenia stolika z resztek rozlanej kawy. Prawdę mówiąc miał ochotę wstać i odejść. Prawdę mówiąc zrobiłby to już teraz, zaraz. Zatrzymała go jednak myśl, że prawdopodobnie musiałby wałęsać się w tym zimnie jeszcze bardzo długo, nim znalazłby miejsce w czystszym i ładniej urządzonym lokalu. Nic dziwnego, że nikt tu nie przychodził. Jakość obsługi również zostawiała wiele do życzenia. 
Ackerman na szczęście wystarczająco pochłonął się sprzątaniem miejsca, przy którym siedział, by zauważyć iż od jego pojawienia się minęło już nieco czasu, nim w końcu podszedł do niego kelner.
- Najmocniej przepraszam, że musiał pan czekać - Obecność kelnera nie była w stanie jednak oderwać bruneta od swojego zajęcia - Levi wciąż uporczywie szorował chusteczką blat stolika, jakby wciąż uznając że miejsce jest niedoczyszczone. Jakby nie patrzeć, trudno było pozbyć się brudu mając do dyspozycji jedynie chusteczki higieniczne i nieco własnej śliny. 
- Co podać? - Tym razem Levi przerwał na moment i dziarsko podniósł głowę w stronę mężczyzny. Nie spodziewał się jednak, że będzie musiał unieść ją tak przeraźliwie wysoko. Brunet nie pamiętał, kiedy ostatnio dane mu było spotkać kogoś tak wysokiego. I tak przeraźliwie bardzo w jego typie. Zawstydzony własnymi myślami, szybko oderwał wzrok od błękitnych tęczówek okolonych długimi, jasnymi rzęsami i opuścił głowę, pozwalając by kilka ciemnych kosmyków spłynęło na jego twarz. 
- Dużą Latte Macchiato - mruknął, udając że na powrót bardziej zainteresowały go plamy na blacie stolika, niż wysoki, dobrze zbudowany blondyn o aparycji greckiego bożka. Jak to się w ogóle stało, że ktoś taki pracuje w tak brudnym i odrzucającym miejscu?
Blondyn skinął głową i od razu skierował się w stronę lady, by zająć się przygotowaniem zamówionego przez bruneta napoju. To pozwoliło Ackermanowi na chwilę przestać wpatrywać się w stolik i opierając twarz na dłoni, bezczelnie wpatrywać się w każde poczynania przystojnego pracownika kawiarni. Skupienie, które wykwitło na jego twarzy, dłonie, które pewnie wykonywały każdy najmniejszy ruch i ciało, które płynnie poruszało się, jakby współgrając z całą otaczającą je przestrzenią. Ten niezwykły taniec był tak hipnotyzujący, tak niezwykle pociągający, że nim Ackerman obejrzał się, całkowicie zatracił się w tym widoku i otrząsnął się dopiero z chwilą, gdy blondyn w końcu uniósł wzrok i spojrzał mu prosto w oczy. Błękit na chwilę spotkał się z kobaltem, tocząc w ten sposób małą, bezgłośną bitwę, by w końcu całkowicie ją wygrać, gdy zawstydzony Levi, odwrócił głowę prawdopodobnie chcąc w ten sposób ukryć całe swoje zażenowanie. 
Blondyn w końcu nalał parujący napój do wysokiej szklanki i zgrabnie przeciskając się między stolikami, dotarł w końcu do tego należącego do bruneta. Na blacie została postawiona więc kawa, mały talerzyk z ciastkiem, a pod spód mała karteczka, która chyba wzbudziła w brunecie największą ciekawość.
Levi chciał coś powiedzieć, jednak kelner szybko skierował się do innego stolika, przy którym usiadła starsza pani. Brunet wpatrywał się jeszcze chwilę w szerokie plecy mężczyzny, by w końcu pochwycić karteczkę pokrytą eleganckim, pochyłym pismem i po raz pierwszy raz tego dnia szczerze się uśmiechnąć. Myśl, że nie spędzi tych świąt całkiem sam była najlepszym prezentem, który mógł otrzymać pod choinkę.

"Chętnie poczęstuję cię jeszcze inną kawą. Chciałbym jeszcze raz móc zobaczyć Twój uśmiech."


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top