22
Justin budzi się w środku nocy i oplata mnie swoimi ramionami. Czuję się wtedy bardzo bezpieczna, jednak nadal się o niego martwię.
Ma koszmary.
Nie chce mi powiedzieć co mu się śni, ale wiem, że jest to coś ważnego; coś co go dręczy; coś co nie daje mu spokoju i panicznie się tego boi.
- Justin? - szepczę do jego ucha.
- Tak? - mówi, kierując swój wzrok w moją stronę.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co ci się śni? Czemu nie opowiedz mi o swoich koszmarach? Nie ufasz mi?
- Ufam ci. Ale się boje - rzuca.
- Czego? - dopytuje.
- Boję się o ciebie. Boję się, że ode mnie odejdziesz i... Boję się.
- Głuptasie. Nie odejdę od ciebie. Nigdy.
- Przysięgasz? - mówi do mnie z nadzieją wymalowaną na twarzy.
- Przysięgam. Zawsze tutaj będę. Przy tobie. Z tobą. I nigdy nie odejdę. Obiecuje - rzekłam.
Justin od razu rzuca się na mnie i mnie całuje.
Po chwili wstaje z łóżka i bierze mnie za rękę, ciągnąć w kierunku szafki.
- Co ty robisz? - pytam.
- Poczekaj.
Odwraca mnie plecami do siebie i każe się nie ruszać. Nie za bardzo wiem o co chodzi, ale spełniam jego prośbę bez żadnego marudzenia.
- Możesz się odwrócić - mówi.
Robię to. I zamieram.
- Kochanie. Czy uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostałabyś moją żoną? Wiem, że krzywdziłem cię miliony razy i traktowałem jak nic nie wartą szmatę, ale zawsze w głębi serca znaczyłaś dla mnie coś więcej. Moim celem w życiu od samego początku byłaś tylko i wyłącznie ty. Nie mam nic po za tym. Zostań moją żoną. Zamieszkaj ze mną. Miejmy razem wspaniałą piątkę dzieciaków i żyjmy długo i szczęśliwie, a naszym celem niech będzie zdobywanie się i naszej miłości każdego dnia na nowo. Wyjdziesz za mnie? - mówi, a w moich oczach pojawiają się łzy.
- Tak, ale piątka to za dużo. Trójka nam wystarczy - mówię z uśmiechem na ustach.
Justin wsuwa pierścionek na mojego palca i podnosi się z podłogi.
- Na początku myślałem o ósemce, ale wiedziałem, że się na tyle nie zgodzisz - informuje mnie, a ja zaczynam się głośno śmiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top