Loki ff | Jørmungard

- Toast za nowego członka naszej paczki! - wykrzykuje miliarder i podnosi szklankę z wiski.

- To nie jest żadna "paczka" Tony. - poucza go Cap.

- Oj daj spokój sztywniaku! Za Lokiego Odinsona! - znów podnosi naczynie, a wszyscy wiwatują. Tak. Dostałem się do Avengers. Tak. Jestem dobry. TAK. Jestem super... no jestem takim antybohaterem, który kopie złych gości, którzy kopali innych złych gości. Coś pokroju Deadpool'a, ale o 100 razy lepszej wersji.

Impreza zaczęła się równo z wybiciem godziny 22. Trwała już jakieś 2 godziny. Wszyscy się dobrze bawili. Były tańce, były konkursy, oczywiście był alkohol, DJ w którego wcielił się Tony. Thor przyniósł trunku z Asgardu, by się choć trochę upić. Niestety wódką nie da się zaćmić umysłu boga. Oczywiście poczęstował też Steve'a i mnie. Zgodnie z nowo mi poznaną tradycją przyszedł czas na "próbe podniesienia Miølnira". Czy już mówiłem, że byliśmy trochę pijani? Gromowładny postawił swój młot na szklanym stoliku i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Pierwsza podeszła Natasha. Nawet nie drgnął. Clint. Nie było szans. Banner i Stark również nic nie zdziałali. Podszedł Mrożonka. Młot wpadł w delikatne wibracje, ale nie podniósł go.

- No to może Jelonek spróbuje? - wtrącił filantrop.

- Nigdy tego nie podniose.

- Przestań. Po prostu się cykasz. - roześmiał się, na co ja z poważną miną podszedłem do przedmiotu.

- Ah tak? - złapałem za rękojeść i pociągnąłem do góry. O dziwo nie poczułem żadnego oporu i bez problemu utrzymałem go w dłoni. - No to co teraz powiesz? - tym razem ja się roześmiałem, lecz szybko mina mi zrzędła. - Cooooooo...? - chyba duża dawka alkoholu przyćmiła mój umysł, bo dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że naprawdę mi się udało.

- Nie wiem czy to przez procenty w mojej krwi, albo mam fatamorgane, ale wydaje mi się, że Jelonek podniósł młotek.- spytał zdezorientowany Tony.

- Taaaaak. - odparł Thor. - A teraz mi to oddaj. - wyciągnął rękę przed siebie i przywołał swój atrybut.

- Czy coś jeszcze nas zaskoczy? - spytał żartobliwie Clint. No niestety wywołał wilka z lasu. Jak na zawołanie poczuliśmy potworne trzęsienia ziemi o takiej sile, że każdy wylądował na podłodze.

- I było trzeba się pytać!? - warknąłem. Nagle usłyszeliśmy doniosły, ochrypły krzyk, jakby jakiegoś stworznia.

- Wszyscy zostają w budynku! - nakazał obywatelą Iron Man wskakując w swoją zbroję. Dostaliśmy się czym prędzej przed budynek. To co ujrzałem wywołało u mnie ogromny uśmiech. Inni by pomyśleli "co za psychol!? Widzi kilku kilometrowego węża i jeszcze się cieszy!" Upuściłem na podłogę sztylety, które w wcześniej ze sobą zabrałem i szybkim krokiem wyskoczyłem przed szereg.

- Jørmi!!! - wykrzyknąłem rozkładając ręce jak do przytulasa. Gad zwrócił na mnie wzrok i zniżył się do mojego poziomu.

- Co ty robisz!?

- Thorze, spokojnie. - uśmiechnąłem się do niego i znów spojrzałem na węża. Kiedy jego łeb był wystarczająco blisko pogłaskałem go. - A myślałem, że zginąłeś... -

- Co do kurwy!? - wrzasnął Tony - To coś cię słucha!?

- A nie widać? - spytałem poirytowany.

- Czy to jest... - Gromowładny zaczął powoli podchodzić w moją stronę.

- Wąż Midgardu i mój osobisty pupilek? Oczywiście. Ale nie... - nie dano mi dokończyć, ponieważ Jørmi połknął mojego brata w całości. - Podchodź za blisko - przetarłem dłonią twarz.

- To coś zeżarło Thora! - wtrąciła Nat.

- Ostrzegałem go. - odparłem na spokojnie. Westchnąłem. - Jørmoundgardzie, proszę wypluj Thora! - gad tylko naburmuszył policzki i pokręcił głową na boki. - Jørmi! - podniosłem głos. - Policze do trzech. Raz. Dwa. - zrobiłem przerwę dodającą dramatu. - Żebym nie musiał mówić trzy... - nareszcie zwierzę wypluło coś... ale nie Odinsona, tylko randomowego agenta T.A.R.C.Z.Y. - To nie on. No już! - tym razem naprawdę wypluł boga. Cofnąłem się z wypisanym na twarzy obrzydzeniem, gdy go zobaczyłem. Cały był w ślinie i się lepił. Ble. Szybko poderwał się na nogi i odszedł na bezpieczną odległość. Po drodze Jørmungard polizał go jeszcze po plecach.

- Co to miało być!? - spytał lekko przerażony.

"Ale przecież mówiłeś, że jak go zobaczę to mam się go pozbyć..." - odezwał się w mojej głowie głos mojego pupila.

- Tak, ale tylko jak ci pozwole. Tak samo z niszczeniem wiosek, nie wolno. - wyszeptałem do jego łba. Zewróciłem się do Thora. - Przepraszam cię, ale to jeszcze dziecko. Musi nauczyć się wielu rzeczy.

"Ale..."

- Zamknij się. - szepnąłem. Wykonałem w stronę węża kilka ruchów dłonią, oznaczające zaklęcie pomniejszania. Wyszeptałem odpowiednią regułkę i po sekundzie gad zniknął w zielonej mgiełce, by pojawić się u mych stóp. Zmniejszony, miał około 5 metrów długości.
- Więc... - zacząłem nerwowo pocierając ręce. - Wszystko zakończyło się dobrze, nie ma żadnego zagrożenia... idziemy się napić. WHOA!!! - pędem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych - z wężem Midgardu u boku - ignorując nawoływania reszty.

Trochę kitowy koniec : / , ale rozdzialik jest ;) Jak ktoś ma pomysł na lepszą końcówkę to piszcie śmiało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top