Opowieść Świąteczna
Słońce powoli wychodziło zza horyzontu, budząc swoimi promieniami modela. Przetarł lewą dłonią oczy i odwrócił się na prawy bok. Senymi oczami spojrzał na zegarek. 7:34. Powolnym krokiem ruszył w kierunku łazienki. Spoglądając w lustro zobaczył odciski palców na swoim policzku. Wspomnienia z zeszłej nocy uderzyły w niego z ogromną siłą. Jego ojciec go uderzył. Emocje zdecydowanie wzięły górę. Padło zbyt wiele słów. Trafili w swoje słabe punkty. A o co dokładnie poszło? Otóż Gabriel ogłosił synowi, że jutro z samego rana wyjeżdża do Mediolanu na pokaz mody. Adrien nie chciał jeszcze jego stracić . To były w końcu jego pierwsze święta bez mamy. Nie chciał spędzić ich sam. Wykrzyczał wtedy ojcu to co myślał. Pan Agrest zrobił to samo.
Blondyn chcąc oderwać się choć na chwilę od tych nieprzyjemnych wspomnień poszedł się wykompać. Poranna toaleta nie zajęła mu zbyt długo. Parę minut po ósmej schodził po wielkich schodach umieszczonych na wprost drzwi wejściowych. Liczył, że zastanie tam tatę. Ale w domu było pusto. Nie licząc Natali, która za parę godzin również gdzieś wyjedzie. Chłopak smutno spojrzał na choinkę, która czekała aż ją przystroi. Powolnym krokiem podszedł do niej i zaczął ubierać. Ale to nie było już to samo co rok temu. Nie było tej rodzinnej atmosfery ani uśmiechu na twarzy.
Po skończeniu przystrajania choinki zielonooki wyszedł z domu uprzednio zakładając buty i zimową kurtkę. Szedł samotnie uliczkami spoglądając co chwila na radosne rodziny. Na dzieci, które uśmiechały się wesoło, tak jak on kiedyś. Łzy cisnęły mu się do oczu, ale nie mógł sobie pozwolić na rozpłakanie się na środku ulicy. Niespodziewanie zobaczył samego Świętego Mikołaja. Dzieci, które wokół niego biegały przysparzały mu nie małego problemu. Adrien podszedł do niego i odgonił dzieciaki. Święty Mikołaj podziękował mu i zaprosił gestem dłoni do swoich sań. Chłopak uśmiechnął się słabo i już po chwili siedział na wyznaczonym mu miejscu.
-Masz ochotę na gorącą czekoladę?
Adrien ledwo zauważalnie skinął głową. Właśnie tego mu było trzeba. Troski.
Minęło już jakieś piętnaście minut, a po Mikołaju nie było ani śladu. Zielonooki pomyślał, że może była długa kolejka. Niespodziewanie usłyszał potężny huk. Chwilę później zobaczył Świętego Mikołaja. Tylko, że pod wpływem akumy. Jego skóra stała się zielona. Czapka zniknęła z głowy, a czerwony strój zastąpił brązowo zielony kostium składający się z dość obcisłych spodni i koszuli. Chciał się przemienić, ale nie wziął swojego kwami. Przeklnął w duchu swoją bezmyślność. Jak mógł nie wziąść go ze sobą? Szybkim sprintem pobiegł do domu, gdzie zastał wkurzoną Natalie.
W tym samym czasie Marinette niczego nie świadoma projektowała sukienkę na sylwestra. Tikki, która siedziała na jej biurku co jakiś czas przekręcała główkę albo mówiła pojedyncze słowa. Spokój jaki tam panował został przerwany przez trzaśnięcie klapy, która służyła jako drzwi do pokoju Marinette.
-Marinette! Słyszałaś już o Grinch'u?
Zdziwiona fiołkowooka odwróciła się w kierunku swojej przyjaciółki i powiedziała:
-Że o kim?
-Nie słyszałaś jeszcze o tym? Święty Mikołaj został zaakumizowany!
-Ale kto mógł wkurzyć Mikołaja?
Szepnęła niebieskooka kierując te słowa bardziej do siebie niż do Alya'i.
-Dlaczego mi o tym mówisz?
Spytała granatowłosa chcąc zachować spokój i jak najszybciej uciec by móc się przemienić oraz po raz kolejny uratować świat.
-Nie interesuje cię to?
-Jakoś nie bardzo.
Skłamała Marinette.
-No okej. Jak coś będę koło Luwru.
Rzekła Alya i wyszła z pokoju bohaterki. Granowłosa wykorzystując to, że jest sama przemieniła się i ruszyła za pomocą swojego yo-yo w miejsce, gdzie podobno był Grinch.
W między czasie Adrien tłumaczył sekretarce swojego ojca, gdzie był. Wiedział, że musi się pośpieszyć, bo Paryżanie liczą na niego. Czas leciał, a on nie był jeszcze na miejscu. Gdy po jakiś godzinnych tłumaczeniach udało mu się przemienić i uciec to co zobaczył wzbudziło w nim niepokój. Marinette leżała na gruzach jakiegoś budynku, ludzie zostawali zamykani w prezentach, a po Biedronce nie było ani śladu. Ale teraz nie przejmował się nią. Widząc tą drobną osóbkę o granatowych włosach jego serce zostało brutalnie ściśnięte. Dopiero teraz zrozumiał ile dla niego znaczy. Podbiegł do niej i wizął ją na ręce. Biegł przed siebie, byle jak najdalej od miejsca zamieszania. Co jakiś czas spoglądał na fiołkowooka czekając aż się przebudzi. Niestety tak się nie stało. Nie miał pojęcia co zrobić. Po dłuższym zastanowieniu postanowił zostawić Marinette w jego pokoju.
Po parogodzinnej krwawej walce Czarny Kot jak i jego przeciwnik nie miał sił. Rany w czarnym lateksowym kostiumie wcale nie ułatwiały mu poruszania się, wręcz przeciwnie. Na niebie zaczynały pojawiać się pierwsze gwiazdy, a mieszkańcy miasta tracili nadzieję na wygraną. W pewnym momencie Grinch zadał mocny cios, po którym Czarny Kot się zahwiał. Jednak mimo braku sił superbohater rzucił kocim kijem w złoczyńce zadając tym samym ostateczny cios. Ale był jeden problem. Co zrobić z akumą? Jak na zawołanie pojawiła się Biedronka i złapała akumę do swojego yoyo. Po oczyszczeniu akumy bez słowa uciekła.
Czarny Kot natomiast pobiegł do swojego domu. Wskoczył przez okno do swojego pokoju i z ulgą zauważył, że fiołkowooka się przebudza. Marinette udając zdezorientowanie popatrzyła pytająco na Kota.
-Nie przejmuj się tym teraz księżniczko.
-Księżniczko? To jakiś kiepski tekst na podryw?
-Jak najbardziej.
Odpowiedział po czym pocałował ją. Zszokowana dziewczyna nie wiedziała co robić. Na szczęście lub nie po paru sekundach superbohater odkleił się od jej ust i ze zwycięskim uśmiechem wyszedł oknem. Granatowowłosa przez jakąś minutę przyswajała to co się właśnie stało. Po ocknięciu się z szoku przyłożyła rękę do twarzy i opuszkami palców dotknęła swoich ust. Sama nie wiedzieć czemu uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie całującego ją Chat'a. Tę piękną chwilę przerwał dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawił się Adrien. Można powiedzieć, że uśmiechał się jak głupi do sera co bardziej pasowało do Plagg'a, jego kwami.
-Adrien?
-W samej osobie.
Gołym okiem można było zauważyć, że młodzieniec był nad wyraz szczęśliwy. Granatowowłosej przypominał Chat'a.
-J-ja...
Blondyn położył palec na jej ustach czym skutecznie ją uciszył.
-Nie musisz się tłumaczyć. Idziesz na dół zjeść kolację ze mną, Nino, Alya'ą i twoimi rodzicami?
-Jasne.
Już po chwili zielonooki schodził ze schodów, a za nim nieco zmieszana Marinette.
Przy stole siedziała już wymieniona wyżej reszta osób. Fiołkowooka zajęła miejsce na przeciwko Adriena, który zdecydowanie zbyt często na nią spoglądał nie przestając ani na chwilę się uśmiechać. Gdy w pewnym momencie ich spojrzenia się skrzyżowały spojrzeli na siebie tak jakby wszystko wiedzieli i nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Na tą jedną chwilę jakby gwar rozmów i muzyka ucichły, a czas zatrzymał się w miejscu.
The End
~•~
To mój pierwszy one shot, więc pewnie nie wyszedł jakos super. Ale i tak zapytam. Co o nim sądzicie? Chcecie więcej takich one shot'ów?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top