♦3♦ Jak Poznałam Przyjaciółkę
Lili:
-Deaney ile razy ci mówiłam: Nie nazywaj mnie tak!
-Od kąt się znamy to dokładnie... - zastanowiła się chwilę - 23 456 razy, nie licząc momentów, w których mordowałaś mnie wzrokiem - mówi z uśmiechem.
Tak. Od kąt znam Deaney to cały czas mówi na mnie Liluś, Lilka, Liluśka, a ja tego nie lubię.
Od początku wiedziałam, że Deaney nie jest zwykłą dziewczyną. Działało to tak, że za dnia Deaney udawała zwykłą dziewczynę, a wieczorami mordowała. Oczywiście zmieniło się to, jak poznała mnie i chłopaków.
Jesteście ciekawi jak się poznaliśmy? W sumie to mogę wam powiedzieć.
No więc dawno, dawno temu... Miałam w tedy 11 lat...
7 lat wcześniej:
Lili:
-Ty mały diable! Wracaj tu!
-To mnie złap! - wystawiłam język i pobiegłam do salonu.
Byłam sama z Jeff'em w domu, ponieważ Jack i reszta poszli dowiedzieć się czegoś na temat tych ludzi, co podobno chcą mnie zabić. Jeff się mną zajmuje, ale beznadziejny jest. Mam 11 lat i potrafię o siebie zadbać.
-Nie jestem w nastroju do żartów! - Krzyczy Jeff, biegnąc za mną.
-Przyznaj się po prostu, że przegrywasz z dzieckiem! - śmieje się.
-Co mam zrobić, żebyś dała mi w końcu odpocząć? - jęczy zmęczony.
-Na dwór! - mówię od razu.
Nigdy nie pozwalali mi wychodzić na zewnątrz, ze względu na bezpieczeństwo. A jak ma się 11 lat i w dodatku jak się przedawkuje słodycze, to na prawdę poleca się wyszaleć ma dworze. A skąd słodycze? Dokopałam się do zapasów Jeff'a. Będzie ubaw jak zajrzy pod łóżko.
-Wiesz, że ci nie wolno - mówi, krzyżując ręce na piersi.
-Albo idziesz ze mną na zewnątrz, albo powiem Jack'owi...
-Dobra! Wygrałaś... - warknął, a ja uśmiechnęłam się zwycięzko.
Mam na niego haczyk i on doskonale wie, co by się stało, gdyby Jack dowiedział się, co zrobił z jego zapasami nerek. Dałam mu alibi i teraz musi robić to co mu każe. Jestem zła.
***
-Tylko nie oddalaj się. Jak się dowiedzą, że cię wypuściłem, będę martwy.
-Nie będziesz martwy. Byłbyś, gdybym wyszła sama, bez opieki - mówię z uśmiechem.
Pomijając szczegół, że czasami się wymykałam. Nikt się nie skapnął, ponieważ wykorzystałam do tego lustro, a nikt nie wie, co ja tam robie. Myślą, że siedzę tam i się bawię.
Biegałam po lesie, dopóki nie dotarłam do jego granicy. Stanęłam koło jednego z wielu drzew w tym lesie i obserwowałam otoczenie.
Widziałam mnóstwo dzieci w moim wieku i starszych, jak biegali, śmiali się i rozmawiali. Wszyscy mieli na sobie takie same ubrania.
-To jest szkoła - usłyszałam głos Jeff'a.
-Szkoła? - Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc.
-No tak. To miejsce gdzie dzieciaki chodzą i udają, że się uczą. W niektórych obowiązują mundurki, z resztą jak sama widzisz - odpowiada.
Spojrzałam ponownie na budynek. Był dość spory i zadbany.
Poczułam na sobie czyjś wzrok, więc spojrzałam w miejsce, gdzie było pełno dzieciaków.
Wśród nich, była dziewczynka. Patrzyła prosto na mnie. Jej włosy były białe, podobnie jak moje, ale jej oczy były inne. Białka oczu były szare, a to oznaczało, że musiała nosić soczewki. Czułam, że nie była taka jak inni.
Patrzyłyśmy tak na siebie, dopóki nie usłyszałam jakiegoś dźwięku, dochodzącego z budynku.
-Dzieciaki, już po dzwonku! Wracajcie do klas! - w progu drzwi, prowadzących do środka budynku stała blondynka.
Wyglądała na dość starą. Miała na sobie znoszony, zielony sweter i czarne spodnie. Na nosie miała okulary z czarnymi oprawkami, a jej włosy były związane w wysokiego kucyka.
Wszyscy wbiegli do budynku oprócz tej dziewczynki, która cały czas się na mnie patrzyła.
-Deaney? Lekcje się zaczęły - mówi blondynka do biało włosej.
-Tam jest dziewczynka - wskazała w moją stronę, jednak nim nauczycielka zdążyła spojrzeć, Jeff wziął mnie na ręce i schował za drzewem.
-Deaney, masz bujną wyobraźnię. Wracaj do klasy - mówi blondynka.
Wzięła ją za rękę i prowadziła w stronę budynku.
Dziewczynka o imieniu Deaney spojrzała w naszą stronę ostatni raz, zanim zamknęły się za nią drzwi.
-Na nas już pora. Zaraz przyjdzie skrzat. Jack i inni też pewnie niedługo wrócą - westchnął Jeff i ruszył w stronę domu, ze mną na rękach .
Mówiąc "skrzat", miał na myśli Ben'a. Jeff za nim nie przepadał, z resztą z wzajemnością. Ja lubiłam Ben'a. Zawsze razem albo graliśmy, albo dokuczaliśmy Jeff'owi, jednak tym razem nie to zakrzątało mi głowę.
Podczas podróży myślałam o tej dziewczynce.
Kim ona była?
Czy to możliwe, że jest taka jak ja?
***
-Ale to prawda!
-Lili, nie możemy polegać tylko na przeczuciach - mówi Jack.
Zrobiłam naburmuszoną minę.
-No dobra. Sprawdzimy to, okej? - skinęłam głową.
I tak wiem, że tego nie sprawdzą. Nie jestem głupia. Sama musze to sprawdzić.
-Idę spać - mówię, udając zmęczenie.
Uwierzą mi, bo po pierwsze jestem dobrą aktorką, a po drugie jest godzina 23:00.
-O tej godzinie? - pyta zaskoczony Jeff.
-Nie będziesz mi mówił, jak mam żyć - wystawiam mu język, a on zrobił to samo.
-Bardzo dojrzałe - podsumowuje Jack.
-Dobranoc - i po tych słowach wbiegłam do lustra.
Weszłam do labiryntu i... Stanęłam.
Niby jak mam się czegoś o niej dowiedzieć, skoro nie wiem nawet gdzie jej szukać. Nie pozostaje mi nic innego jak rozejrzeć się i liczyć na szczęście.
Kręciłam się tak przez dobre pół godziny. Ale w końcu udało mi się ją dostrzec.
Dostrzegłam ją, jak siedziała na łóżku w jakimś pokoju. Jedyne co oświetlało pomieszczenie, to mała lampka stojąca na szafce. Nie miała już soczewek i wyglądała jakby na coś czekała.
Po chwili zgasiła światełko i skierowała się w stronę okna. Otworzyła je i wyskoczyła. Mogłam jeszcze dostrzec, jak biegnie w stronę lasu. Tylko jak ja się tam dostane... Już wiem!
Wyszłam z labiryntu i spojrzałam na pokój, który dzieliłam z Jack'iem. Był urządzony na dwa sposoby. Tak jakby był podzielony na pół.
Upewniłam się, że nie ma go w pokoju i wyszłam z lustra. Postanowiłam zrobić to samo co tamta dziewczyna i wymknęłam się oknem. Na szczęście nie mieszkaliśmy wysoko, więc lądowanie było gładkie.
Pobiegłam w stronę lasu, licząc, że znajdę czarnooką.
Nie miałam broni. Wyglądałam jak zwykła dziewczynka, która zabłądziła w lesie, ale nikt nie jest na tyle głupi, aby tutaj wejść. Jack mówił, że ludzie z miasteczka boją się tu wchodzić. W sumie się nie dziwię.
Umiem się bronić, ale zawsze mogę zawołać Smile'a, licząc się z późniejszymi problemami...
Moje rozmyślania, za ewentualnymi kłopotami przerwał szelest i czyjś głos.
-Małe dziewczynki nie powinny chodzić same po lesie - odwróciłam się w stronę osoby, która do mnie przemówiła.
Był to mężczyzna. Był... Fuuu... Łysy, nosił dresy i w dodatku śmierdziało od niego spirytusem.
-Chodzę, bo mogę - A właściwe, chodzę, mimo, że nie mogę.
-Może pomóc ci wrócić do domu? - chyba nie dotarły do niego moje słowa.
-Nie dzięki - mówię oschle - Najpierw zapoznaj się z definicją mydła - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Pyskata z ciebie dziewczynka. Trzeba cię uciszyć - Warknął.
Zaczął do mnie podchodzić, jednak nawet nie zdążył mnie dotknąć, kiedy ktoś z tyłu, przebił ręką jego brzuch na wylot. Ta ręka miała długie pazury i resztki jelit na końcówkach.
Facet zrobił wielkie oczy. Napastnik usunął rękę, zostawiając w brzuchu łysolca dziurę. Ten padł martwy na ziemię.
-Nawet jego flaki śmierdzą - stwierdzam i kieruje swój wzrok na sprawcę.
Okazało się, że to była ta sama dziewczynka, którą widziałam dzisiaj rano. Wiedziałam, że nie jest zwykłym człowiekiem.
-Nie... Nie boisz się mnie...? - pyta zaskoczona.
Chyba nie była przyzwyczajona do spokojnych reakcji ludzi. Jej ubranie, jak i ręce były całe we krwi.
-Oczywiście, że nie - mówię z uśmiechem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i schowała pazury.
-Jestem Deaney - podała mi rękę.
-Lili - uścisnęłam jej dłoń.
-Fajnie poznać kogoś, kto się mnie nie boi - mówi, a w jej głosie mogłam usłyszeć radość.
-Ja się cieszę, że w ogóle poznałam kogoś. Nie wolno mi wychodzić z domu, więc jestem tu nielegalnie - Wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego? - pyta Deaney.
-To długa historia. Później ci ją opowiem. A może ty mi powiesz coś o sobie?
-Co tu dużo mówić. Ludzie ze szkoły się mnie boją i mówią, że jestem dziwna i straszna... I w sumie mają rację - mówi smutna.
-Nie jesteś - pocieszam ją - Jesteś taka jak my.
-My? - spojrzałam na mnie dziwnie.
-Tak. Jest więcej takich osób jak ty. Mieszkam z nimi. Może przyjdziesz do nas? Przy okazji trochę lepiej się poznamy - najwyraźniej ucieszyła ją moja propozycja.
-Pewnie! Tylko... Jak was znajdę? - pyta.
-Nie martw się. Przyjdę po ciebie, tylko najpierw muszę powiedzieć Jack'owi...
-Kłopoty?
-I to duże. Ale wybaczy mi. Do zobaczenia jutro Deaney - pożegnałam się z nią i pobiegłam przed siebie.
Szykuje się długi wykład.
***
-Wyszlaś na dwór bez opieki?! - Krzyczy Jack.
No tak. Ja mu mówię co się stało, kogo poznałam, a jedyne co zapamiętał to to, że wyszłam na zewnątrz. Dlaczego dorośli pamiętają tylko te złe rzeczy?
-Nie byłam bez opieki. Deaney ze mną była - mówię z uśmiechem, ale szybko zszedł jak na niego spojrzałam - No nie gniewaj się... - zrobiłam słodkie oczka.
-Nie nabiorę się na ten numer. Jak mogłaś wyjść sama na zewnątrz? A jakby cię złapali? - mówi zdenerwowany.
Dobra. Mamy sytuację awaryjną. Trzeba to podkręcić.
-Przepraszam - mówię cicho, a w oczach pojawiają mi się łzy.
Jeśli to nie zadziała, to będzie na prawdę źle. Zostaje wtedy opcja "Płacz dopóki ci nie wybaczy".
Przez chwile stał bez ruchu, mając skrzyżowane ręce, ale po chwili westchnął.
-Daj spokój Jack. Też by mi się nie ciało bez przerwy siedzieć w domu - odezwał się Jason - Nie może tutaj siedzieć wiecznie.
Podeszłam do Jack'a, chwyciłam jego bluze i zastosowałam moje słynne, niewinne oczka. W końcu nie wytrzymał.
-Może masz rację - kucnął przede mną - Ale nie wychodzisz na zewnątrz sama, jasne?
-Tak! Obiecuje! - mówię z uśmiechem.
Spojrzałam na Jason'a, który puścił mi oczko.
-Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to przyprowadź tutaj swoją koleżankę - odezwał się Slender.
-Dobra! A tak w ogóle to... - dałam znak Jack'owi ręką, aby się nachylił
Kiedy to zrobił, ja wyszeptałam mu na ucho pewną informacje.
-Jeff! Coś ty zrobił?! A potem ja się zastanawiam, dlaczego znikają mi nerki! - Tak. Sprzedałam Jeff'a.
-O ou - Tak szybko jak Jeff wypowiedział te słowa, tak szybko zaczął uciekać, a Jack pobiegł za nim.
Dwie rzeczy za jednym zamachem. Uniknęłam kilku godzinnego wykładu i dokuczyłam Jeff'owi. Jednak nie było tak źle.
-Cała Mary - podsumował Jason.
***
-Fajnie poznać w końcu kogoś takiego jak ja - podsumowuje Deaney.
Wieczorem przyprowadziłam ją do nas, oczywiście bardziej bezpieczną drogą, czyli lustrem.
Myślałam, że na początku, jak to zwykle bywa, będzie nieśmiała i takie tam. A ona od razu polubiła wszystkich, zaczęła się witać i nawet tak jak ja, polubiła dokuczać Jeff'owi.
Jak już zapoznała się ze wszystkimi, poszłyśmy do pokoju porozmawiać. Ben nie był zadowolony, ale jak mu powiedziałam, że jutro z nim pogram, to nie robił już problemu.
-Mówiłam. Teraz jesteś jedną z nas - mówię z uśmiechem.
-A najlepsze jest to, że czytałam ich historie! Wszystko się zgadza, no może poza Jeff'em. Wydawał się straszniejszy - podsumowuje Deaney.
-Też tak na początku myślałam. Pozory bywają mylące - Machnęłam ręką - A skoro o tym mowa. Jak to się stało, że zabijasz?
-W sumie to nie wiem - wzruszyła ramionami - Od kąt pamiętam, byłam inna niż pozostałe dzieci. Zawsze odludek, dziwak. Nie znałam swoich rodziców, bo wychowałam się w domu dziecka. Mam w zwyczaju zabijać tylko mężczyzn. Zazwyczaj tych, co byli w jakichś sposób źli dla kobiet.
-Nikt się nie zorientował?
-Nie. W dzień byłam "Normalnym" dzieckiem, a w nocy wymykałam się oknem i szłam zabijać. Wracałam przed świtem - mówi, wzruszając ramionami - A ty?
-Moja mama zginęła, kiedy miałam 5 lat. Jack mnie znalazł i się mną zaopiekował. Później poznałam resztę i od tamtej pory mieszkam z nimi. Można powiedzieć, że jak uratował mi życie.
-A twój tata? - dopytuje Deaney.
-Nie wiem - Wzruszyłam ramionami - Zniknął dzień przed zabójstwem mamy.
-Twoja mama to Krwawa Mary prawda?
-Tak. Cały czas staram się, aby być taka jak ona.
-To ja Ci pomogę! - mówi Deaney radośnie.
-Serio?
-Tak! W końcu od tego są przyjaciółki, prawda? - na jej twarzy cały czas był uśmiech.
Na początku byłam zdziwiona, ale potem się Uśmiechnęłam i skinęłam głową.
-Tak. Jesteśmy przyjaciółkami.
Teraz:
No to teraz wiecie jak to było.
Nieco później powiedziała mi o swojej orientacji, ale jakoś mnie to nie zniechęciło. Deaney lubi mi robić na złość, nazywając mnie właśnie "Liluś". Nie wiem właściwe dlaczego mnie tak nazywa, ale nie będę wnikać.
Każda z nas ma swój charakter, jednak to nam nie przeszkadza. Przyjaźnimy się i możemy na sobie polegać.
-Liluś mam do ciebie ważne pytanie! - odezwała się nagle Deaney.
-Wal - mówię i biorę łyk soku.
-Kiedy małe Lilusiątka?!
Kiedy usłyszałam to pytanie, to aż wyplułam sok.
-Deaney! - krzyczę zła.
-Też cię kocham!
____________________________________
Tak wiem, długo Czekaliście, ale jest już One Shot!
Postanowiłam, że może fajnie by było opisać, jak Deaney i Lili się poznały :)
Co myślicie? Napiszcie w komentarzu :)
A i polecam piosenkę na górze xOx Tylko przeczytajcie ostrzeżenie na początku. Chore, ale fajne *_* Repaly ma mnie już dosyć *-*
Miłego Weekendu! Bajo 🐻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top