♦13♦ Rodzina Deaney Cz.1

Deaney:

Dzisiejszy dzień zapowiada się zajebiście! Tak się podnieciłam, że nie mogę usiedzieć w miejscu! Chcecie wiedzieć o co chodzi? Mam randkę!

Co prawda nie lubię umawiać się z osobami z Internetu , ale no normalnie mało nie wybucham jak Lucy do mnie napisała!

Pewnie zastanawiacie się dlaczego taka zajebista laska i morderczyni jak ja , szuka dziewczyny przez Internet.

Tak dla fazy. Ten dreszczyk emocji kiedy spotykasz się pierwszy raz z osobą, którą znasz tylko ze zdjęcia!

No jak się okaże, że to jakiś czterdziestoletni zboczeniec, to od czego mam swoje paznokcie prawda ? A jeszcze nie mam organu zboczeńca w swojej kolekcji ... Trzeba to naprawić !

W sumie to nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło !

Miejsce spotkania jest bardziej na odludziu, co mi odpowiada .

Przejrzałam się w lustrze.

-No i jak?

-Mam bawić w lustro z bajki ? - odezwała się Lili i chwilę później pojawiła się zamiast mojego odbicia .

-Lustereczko powiedz przecie, kto jest najseksowniejszą laską na świecie ? - uśmiechnęłam się .

-Jeffrey Woods - wywraca oczami.

-No wiesz co?!

-No masz rację . Ostatnio jak zobaczył swoje odbicie to aż lustro pękło. Musiałam się przeciskać przez mały odłamek - zaśmiała się , a ja razem z nią .

-A Tak serio to jak wyglądam ?

-Wyglądasz dobrze. Poza tym i tak będzie to umazane krwią więc czym tu się przejmować - wzruszyła ramionami - Ta cała Lucy wydaje mi się podejrzana .

-Nie w mojej naturze zabijać kobiety .

-Jeśli to kobieta - dodała .

-Przesadzasz! - Poprawiłam bluzkę tak , aby bardziej podkreślić dekolt - Do zobaczenia później!

Lili westchnęła i zniknęła , a ja ruszyłam biegiem na miejsce spotkania .

***
Dotarcie na miejsce nie zajęło mi dużo czasu. Znam parę skrótów , a że jest jeszcze wieczór , to tym bardziej szybko i bez problemu tu dotarłam .

Miejscem spotkania był park . A dokładniej wielki dąb. Było to miejsce tak ukryte krzakami i innymi roślinami , że mało kto tu przebywa .

Podeszłam bliżej do drzewa i wtedy dostrzegłam kogoś .

Prawdopodobnie to była Lucy .

-Lucy? - zapytałam .

Odwróciła się .

Dziewczyna miała krótkie czarne włosy i zielone oczy . Była trochę zbyt blada jak na tą porę roku . Ubrana była w Jeansowe spodenki , szarą koszulkę na ramiączkach z wzorem łapacza snów i czarne Vansy .

-Przyszłaś - odezwała się.

Jej głos był delikatny, a zarazem szorstki .

-W końcu tutaj miałyśmy się spotkać - uśmiechnęłam się .

Trzymałam od niej dystans , ponieważ miałam złe przeczucia . Patrząc na nią mogę stwierdzić , że między nami jest jakieś 5-6 lat różnicy . Zdecydowanie więcej niż miała napisane na profilu .

Gdy pisałyśmy ze sobą , wydawała się miła i sympatyczna . A teraz jak na nią patrzę to w ogóle nie przypomina tej radosnej dziewczyny ze zdjęcia .

Zlustrowała mnie od czubka głowy aż po stopy . Obserwowała każdy mój ruch .

-Wyrosłaś - odezwała się po dłuższej chwili .

-Mówisz do mnie ?

Oczywiście , że mówiła do mnie bo nikogo innego w okolicy nie było , ale skąd ona mnie zna aby mówić takie rzeczy ? Przegapiłam coś ?

-Nie spodziewałam się , że w ogóle przeżyjesz , a tym bardziej , że ktoś cię adoptuje - rzekła , a w jej głosie słyszałam nutę pogardy .

Wkurzyłam się.

-O co ci chodzi ? - mówię zdenerwowana .

W odpowiedzi zza pleców wyciągnęła nóż kuchenny i zaatakowała mnie .

Z łatwością unikałam jej ataków , przy okazji zastanawiając się , co tu się odwala?! Kim ona jest i dlaczego mnie atakuje ?

-Następnym razem wezmę cię do kina ! - mówię , kiedy udało jej się rozciąć kawałek mojej bluzki na brzuchu .

Nie tego oczekiwałam na pierwszej randce , ale widzę , że lubi zabawy na ostro .

-Skoro tak się chcesz bawić to nie ma problemu .

W jednej chwili moje paznokcie wydłużyły się , a końcówki zrobiły się ostre niczym stal. Zamachnęła się nożem w moim kierunku , a ja zablokowałam go paznokciami.

-Zdychaj ! - krzyknęła .

Atakowała w szale , a ja nadal nie wiedziałam o co jej chodzi , więc chyba czas się tego dowiedzieć .

-Dosyć tego - warknęłam .

Odparłam jej atak i zwinnym ruchem , wybiłam jej nóż z ręki . Podbiegłam do niej , wykręciłam jej obie ręce do tyłu i powaliłam na ziemię .

-Puszczaj mnie ! - krzyczała , szarpiąc się .

-Gadaj kim jesteś i co o mnie wiesz ! - krzyknęłam , ściskając jej bardziej ręce przez co syknęła.

-Żałuję , że cię wtedy nie zabiłam !

Dosyć tego .

Podniosłam ją i łapiąc za bluzkę , przyszpiliłam ją do drzewa , przykładając jej do gardła nóż , który leżał na ziemi .

-Gadaj , albo zaraz ty zginiesz - Warknęłam .

Po tym jak już odpuściła sobie walkę ze mną , westchnęła rozdrażniona i zaczęła mówić .

-Nie pamiętasz mnie , ponieważ miałaś zaledwie roczek , kiedy podjęłam kroki pozbycia się ciebie - rzekła .

-Słucham dalej .

-To było dokładnie 18 lat temu ...

***
Wbrew temu co myślisz , nie byłaś sierotą.

Mama urodziła cię , kiedy miałam sześć lat .

Już jak była w ciąży bardzo cię kochała , jednak wtedy nie wiedziałam , że ta miłość zmieni moje życie .

Bardzo się cieszyłam na myśl , że będę miała młodszą siostrę . Mówiłam do ciebie , pomagałam w dekoracji twojego pokoju , rysowałam nas jak się bawimy , jednak wszystko się zmieniło kiedy się urodziłaś.

Lekarz był przerażony jak cię zobaczył. Nie chciał cię pokazywać mamie , jednak ta bardzo nalegała , a przecież z matką nie wolno się kłócić .

Mogła bym przysiąc , że urodziła demona .

Twoje oczy były czarne niczym noc. Przez mrok twoich oczu , przebijały się czerwone tęczówki , byłaś bardzo blada , przez co lekarz myślał , że urodziłaś się martwa . Jednak mimo to...

Mama i tata bardzo cię kochali. Nawet bardziej ode mnie . Cały czas liczyłaś się tylko ty . Deaney to , Deaney tamto . Nie ruszyło by mnie to , gdyby nie fakt , że karcili mnie za każdym razem , kiedy ci coś zabrałam , lub źle się tobą zajmowałam . Traktowali cię jakbyś była z porcelany !

Jak myślisz , jak może się czuć dziecko , które zostało odtrącone przez rodziców na rzecz rodzeństwa ?!

W końcu postanowiłam działać .

Kiedy ty i rodzice smacznie spaliście, ja zakradłam się do ich sypialni i wyjęłam cię z kojca .

Byłam wtedy jeszcze zbyt młoda , aby do głowy przyszło mi zabicie ciebie. Dlatego wyniosłam cię daleko od domu i porzuciłam w lesie .

Niestety.

Pomimo to , nie udało mi się zdobyć miłości rodziców. Cały czas cię szukali , wynajęli najlepszych detektywów , nie pozwalali policji stanąć w miejscu. Zupełnie przestali się mną przejmować .

Jakieś 5 lat później zobaczyłam cię w sierocińcu . Wiedziałam , że jakby się tam dowiedzieli , że zaginęłaś oddali by sprawę na policję. Nie mogłam do tego dopuścić , dlatego postanowiłam sfingować śledztwo. Fałszywy policjant , fałszywe dowody .

Wmówiłam im , że nie żyjesz . Leżysz gdzieś i gryziesz ziemię . Że muszą się z tym pogodzić .

Pomimo bólu i płaczu w końcu zaprzestano poszukiwań, jednak nadal nie zwracali ma mnie uwagi . Zawsze ty . Opłakiwali cię codziennie . Matka chodziła na twój grób, gdzie ciebie nawet tam nie było . Modliła się do ciebie .

Wtedy zrozumiałam , że nie mam już rodziny . Że liczysz się tylko ty .

***
- A kiedy zobaczyłam cię na tej stronie randkowej , postanowiłam na zawszę się ciebie pozbyć ! - krzyknęła szarpiąc się .

Byłam w szoku po jej historii .

Ja... Ja mam rodzinę ?

-Gdzie oni są? - pytam od razu - Gdzie ?!

-Nigdy się tego nie dowiesz !

Wykorzystała fakt , że jestem zdezorientowana i wstrząśnięta. Wyrwała się z mojego uścisku i zaczęła biec .

-To jeszcze nie koniec ! - krzyknęła w biegu i zniknęła .

Nie biegłam za nią . Nie miałam siły ani ochoty . Nie po tym co mi powiedziała.

Jeśli Lucy mówi prawdę , to oznacza , że ja mam rodzinę ! Wiem , że Liluśka i reszta są moją rodziną, ale teraz wiem, że gdzieś są moi biologiczni rodzice ... Muszę ich znaleźć , muszę się dowiedzieć czy w ogóle żyją i jak się trzymają, ale przede wszystkim muszę jakoś powstrzymać Lucy .

***
Jack:

- Liluś! Mamy poważne zadanie do wykonania !

Deaney wpadła do domu jak huragan , ale oczywiście nie patrzy pod nogi i wywaliła się już w progu .

-Ała... - Mruknęła.

-Deaney , patrz czasami pod nogi - westchnąłem.

Podniosła się i spojrzała na mnie . Jej oczy aż zaczęły błyszczeć.

-Uuuu, Jack , jaki ty seksi bez tej bluzy! Ten sześciopak robi wrażenie - mówi podjarana.

Wywracam oczami i zakładam bluzę .

-Chyba nie przyszłaś tu , aby mówić jak seksownie wyglądam.

-Nie! - potrząsnęła głową - ale mogła bym , jakbyś zdjął jeszcze raz bluzę , ale nie ważne! Gdzie Lili?!

-Nie ma jej . Wszyscy wyszli , ja z resztą też właśnie miałem zamiar to zrobić. Zgłodniałem trochę - mówię, chowając skalpel do kieszeni i zakładając maskę .

Deaney wyglądała na bardziej rozkojarzoną niż zwykle .

-A nie wiesz gdzie mogła pójść ? - zapytała łapiąc mnie za kołnierz bluzy .

-Pewnie poszła do Jason'a - odpowiadam , zabierając jej ręce - Deaney co się z tobą dzisiaj dzieje ?

-Em... Muszę iść ! - krzyknęła i wybiegła z domu .

Słowo daję, nie mam nawet połowy energii tej co ona. Jednak wydaje się być bardziej energiczna niż normalnie . Nie wnikam w sprawy dziewczyn , o ile nie wpakują się przez to w kłopoty .

***
Lili:

- Nie podoba mi się - rzekł zły Jason .

Odkąd przyszłam, czyli jakieś pół godziny temu , jęczy i brzęczy bo mu się jedna z jego najnowszych lalek nie podoba .

-Byłaby lepsza gdybyś zdjął jej tą kokardę z głowy - mówię znudzona .

Jason zrobił tak jak mówiłam . Oddalił się aby spojrzeć na nią jeszcze raz .

-Hm... Teraz z kolei jej czegoś brakuje - powiedział zamyślony .

Walnęłam głową w stół .

-Była zepsuta , naprawiłeś. Powinieneś być z tego dumny !

-Ona musi być idealna ! - krzyknął zdenerwowany .

Kryzys artysty . Nienawidzę kiedy ma taki dzień , bo wtedy nie dość , że jest wkurzony to jeszcze majstruje przy jednej lalce cały dzień , dopóki jej nie rozwali z wściekłości . Nie wiem kim była ta dziewczyna , ale najwyraźniej nawet na lalkę się nie nadaje .

Kiedy Jason już miał zniszczyć swoje dzieło , do jego pracowni wpadła Deaney .

-Lilusia!

Rzuciła się na mnie ciężko dysząc .

-Deaney , wyluzuj . Wyprzedaż gdzieś jest czy co? - zapytałam , odsuwając od siebie przyjaciółkę.

-Nie! Ale potrzebuje twojej pomocy , z resztą od Jason'a też !

Spojrzała na nas błagalnym wzrokiem . W życiu nie widziałam jej tak nakręconej .

Zwróciłam wzrok na Jason'a . Ten tylko wzruszył ramionami , odrywając lalce głowę .

-Mów co się dzieje .

***
-Mówiłam , że tak będzie .

-Nie. Mówiłaś , że nie będzie kobietą.

-Jasne ! Okazało się , że to twoja siostra , która chce cię zabić !

Historia Deaney w zasadzie za bardzo mnie nie zdziwiła . Przynajmniej teraz rozumiem , dlaczego ciśnienie prawie ją rozsadza.

-Lucy zajmę się innym razem , teraz chciałabym odnaleźć moich rodziców - mówi , potrząsając mną.

-Deaney! - krzyknęłam.

Opanowała się .

-Żeby znaleźć twoich rodziców , potrzebujemy chociaż ich nazwisk - Tłumaczę spokojnie .

-Właśnie dlatego wkracza Jason ! - piszczy - Wie wszystko o wszystkich. Chodząca gazeta plotkarska !

Jason westchnął .

-Deni, żeby udzielić ci informacji , potrzebuje chociaż nazwiska - mówi , stojąc przed szafą, w której trzyma informacje o ... O całym miasteczku .

-Ale lipa... - Mruczy.

-A ta cała Lucy? W końcu musiały być jakieś informacje na jej profilu - mówię, bawiąc się wstążką niedoszłej lalki .

-No tak! Liluś jesteś genialna ! - rzuciła mi się ma szyję .

-Wiem - zaśmiałam się .

-Na wasze szczęście , mam komputer - mówi Jason i z szuflady pod stołem wyciąga laptopa - W końcu młodzi mówią ,że internet to najlepsze źródło informacji.

Deaney od razu wzięła laptopa i po tym jak go uruchomiła i otworzyła przeglądarkę, weszła na profil Lucy na tym całym portalu randkowym.

-Szczerze? Nie widzę między wami podobieństwa - stwierdzam, patrząc na jej zdjęcie .

-Mają podobne rysy twarzy , identyczne nosy i podbródki Sweetie. Chociaż Deaney ma mocniejsze rysy na policzkach - Odpowiada Jason.

-Artyści - Westchnęłam.

-Mam! - krzyknęła Deaney - Barthel. Lucy Barthel . Ale nic więcej pomocnego tutaj nie widzę .

-Hm...

Lalkarz podszedł do szafy i otworzył ją. Naszym oczom ukazała się wielka góra gazet , magazynów , teczek i innych tego typu rzeczy. To morderca czy dziennikarz ?

-Barthel, Barthel ... - podrapał się po głowie - Kiedyś zdobyłem artykuł właśnie z tym nazwiskiem , tylko gdzie Ja go... O tu jest !

Spod sterty papierów wyjął jeden z wielu wycinków gazety i podał ją Deaney .

-Rodzina Barthel, Anastasia i Eryk . Zgłosili zaginięcie jednej z córek 18 lat temu - Wskazał na fragment tekstu - Według nich to było porwanie , jednak dziecko nie zostało odnalezione i po kilku miesiącach śledztwo zawieszono . Uznali cię za martwą.

-Ja... - Deaney wzięła do drżącej ręki wycinek z gazety - Ja muszę ich odnaleźć ... - dotknęła zdjęcia , na którym byli prawdopodobnie jej rodzice.

-Jason wiesz coś ? - spojrzałam na przyjaciela.

Kiwnął głową.

-Mimo upływu lat , nadal zamieszkują obrzeża miasta, w domku jednorodzinnym. Kierujecie się na wschód miasta - Wyjął z kieszeni kartkę i coś na niej zapisał - To jest adres. Mieszkają sami. Lucy wyprowadziła się od nich dwa lata temu , ale regularnie ich odwiedza .

-Skąd ty tyle wiesz ? - pytam w szoku .

-Każda informacja się kiedyś przyda - puścił mi oczko .

-Deaney - Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez - Pomogę ci jak mogę , ale skonfrontować się z nimi musisz sama.

-Dziękuję - przytuliła mnie co odwzajemniłam .

Nie mogę jej dać żadnej nadziei ani gwaranci , jednak jest moją przyjaciółką i zrobię wszystko aby ją chronić .

***
W międzyczasie:

- Mogę na ciebie liczyć ? - zapytała czarnowłosa .

-Słuchaj laleczko . Mnie interesuje tylko jedna dziewczyna - odpowiada brunet .

-To przy okazji pozbędziesz się dwóch - dziewczyna wywraca oczami - To jak?

-Hm... - zastanowił się - Co będę z tego miał ?

-Czystą kartotekę - odpowiada dziewczyna , z torebki wyjmując niebieską teczkę - Tak się składa , że jest tutaj wystarczająco dużo dowodów , abyś skończył na krześle elektrycznym . Jeśli pozbędziesz się szkodnika , ta teczka spłonie razem z dowodami .

Czarnowłosa uśmiechnęła się zwycięsko . Doskonale wiedziała , że miała chłopaka w szachu .

-Szantarzujesz mnie ? - warknął chłopak .

-Ależ skąd - mówi , chowając teczkę - Uświadamiam cię tylko o jej istnieniu , a co z tym dalej zrobisz to twój interes .

-Zdajesz sobie sprawę, że mogę cię zabić i zabrać teczkę?

- Wiem - uśmiechnęła się - ale tego nie zrobisz . Z jednego prostego powodu - Zbliżyła się do chłopaka , dzieliło ich zaledwie parę centymetrów - To nie ja jestem na twoim celowniku.

Chłopak zastanawiał się chwilę. Kalkulował wszystkie za i przeciw, aż w końcu rzekł:

-Zgoda .

-Świetnie ! - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej - Jak już załatwisz sprawę, skontaktuj się ze mną - dałam mu wizytówkę - Muszę osobiście zobaczyć jej zwłoki .

-Mogę chociaż wiedzieć , kim ona jest dla ciebie ? - zapytał , biorąc wizytówkę .

-Pasożytem - odpowiada - A pasożytów należy się pozbyć .
__________________________________
Hura. Skończyłam 😂

Oto kolejny One shot, w którym poznacie nieco przeszłość naszej Deaney ;)

Dajcie znać co myślicie i do zobaczenia niedługo mam nadzieję :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top