🔶️21🔶️ Bezradność

Lili:

-Matt, latasz jakbyś miał robaki w dupie.

-Martwię się. Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał zmartwiony.

-Tak! - wywracam oczami - Ciąża to nie choroba!

- Ale Slender powiedział, że musisz dużo odpoczywać. To już ósmy miesiąc, a jeśli coś się stanie ?!

Jadaczka mu się nie zamyka od godziny. Panikuje bo musi wyjść do pracy a Hisani się spóźnia.

-Ustaliliście sami, że będziecie mnie pilnować na zmianę - mówię zirytowana - przestań się martwić w końcu. Hisani niedługo się pojawi.

-A jutro? Będziesz sama dopóki nie wrócę z pracy - podszedł i kucnął przede mną, podczas gdy ja siedziałam na kanapie.

Przez cały okres ciąży wszystko było w porządku. Slender miał mnie na oku, można powiedzieć, że miałam lepszą opiekę medyczną niż mają w szpitalach, ale oczywiście im więcej czasu mijało tym bardziej zaczął się niepokoić. Kiedy w końcu nadszedł ósmy miesiąc, powiedział że potrzebuje dużo odpoczynku bo za dużo stresu może zaszkodzić dziecku.

- Matt spokojnie - położyłam dłoń na swoim brzuchu - Dobrze mu tam i nigdzie się nie wybiera, ja zresztą też - uśmiechnęłam się.

-No dobrze - wstał i pocałował mnie w czoło - Muszę już iść. Niedługo przyjdzie Hisani...

-Tak tak - westchnęłam - idź już bo się spóźnisz.

Odwrócił się i złożył ręce jak do modlitwy.

-Boże. Oby to dziecko tylko urodę po niej odziedziczyło - rzekł jakby się modlił.

-Dupek!

Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w jego kierunku, ale zdążył zniknąć za drzwiami, śmiejąc się.

Przez te osiem miesięcy Matt praktycznie tu mieszkał. Nie odstępuje mnie na krok i dba o to aby mnie i dziecku niczego nie brakowało. Cieszę się, ponieważ niedługo to maleństwo osobiście pozna swoją nową rodzinę.

A jako jego mama, nie pozwolę aby stała mu się krzywda. Ta mała istotka niedługo zmieni moje... Nie... nasze życie i to w pozytywnym znaczeniu.

Czekam na to.

Hisani:

-A kogo my tu mamy? - uśmiechnęłam się.

Niedaleko rezydencji, w krzakach dostrzegłam młodego chłopaka. Czyżby nasza mała Lili miała cichego wielbiciela? Matt nie będzie z tego powodu zadowolony...

Och. Zapomniałam, że nasza mała Lili nie może się stresować. Przypadkiem poruszę ten temat jak już nowa istotka przyjdzie na świat.

-Och chłopczyku w ten sposób nie zdobędziesz serca żadnej damy. A szczególnie tej.

Zaśmiałam się, jak gwałtownie się odwrócił co skutkowało upadkiem.

-Kim jesteś? - zapytał chłopak.

Cmoknęłam.

-Pierwsza zadałam pytanie - uśmiechnęłam się - Chyba nie chcesz zagrozić mojej ciężarnej przyjaciółce, prawda? - Zapytałam przejęta - bo jeśli tak to będę musiała coś z tym zrobić. Więc bądź grzeczny i odpowiedz na moje pytanie.

-Zapomnij - warknął.

Westchnęłam.

-Zawsze muszę robić wszystko sama - zaśmiałam się.

Podleciałam do niego. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Położyłam palec na jego czole i już po chwili wszystko wiedziałam. Ludzki umysł jest jak otwarta księga. Nic tylko czytać.

-Jonathan Miller. Masz ładną kartotekę - uśmiechnęłam się - Jakiś ty uparty. Aż dziw, że jeszcze Lili Cię nie zabiła. Może przysłowie "Kto się czubi ten się lubi" sprawdza się w waszym przypadku.

-A ty to kto? - zapytał ponownie.

-Oj. Gdzie mnie maniery - odsunęłam się od niego - Nazywam się Hisani. Dla sprostowania duch nieszczęścia.

Na moje słowa chłopak wstał. Wyglądał na niewzruszonego, ale jego oczy wyrażały niedowierzanie.

- To niemożliwe. To tylko bajka dla dzieci - warknął .

- Nie lekceważ nie - odwrócił się gwałtownie, kiedy pojawiłam się za nim - Usuniesz się sam, czy ja mam to zrobić?

Patrzyłam mu prosto w oczy.

Po chwili zobaczyłam jak coraz ciężej mu się oddycha. Z każdą sekundą tracił coraz więcej tlenu. Każdy oddech mógł być ostatnim gdybym chciała.

-Jestem aż tak piękna, że aż oddychać nie możesz? - uśmiechnęłam się.

Złapał się na gardło i zaczął się cofać.

- To...Nie...Koniec... - wysyczał i ostatkiem sił uciekł w głąb lasu.

Manipulowanie ludzkim ciałem jest tak zabawne jak manipulacja emocjami. A skoro już wiem kim on jest to myślę, że Lili się nie obrazi jak pobawię się nim trochę.

Ale innym razem. Teraz pora wracać do tej marudy, ale na wszelki wypadek będę obserwowała cały dom i okolice.

***
*Jakiś czas później*

-Mów. Znalazłeś ją? - zapytała dziewczyna.

-Tak. Jutro będzie sama aż do południa więc radzę ci się spieszyć - odezwał się męski głos w słuchawce.

-O to się nie martw - rzekła - dziwi mnie jednak, że nie chcesz mi pomóc jej załatwić. Szczególnie, że nam obojgu zabrała coś cennego.

-Posłuchaj gówniaro. To że postanowiłem ci udzielić informacji nie znaczy, że od tej pory będziemy przyjaciółmi - warknął chłopak - Każdy swój krok planuje do perfekcji .

-Więc czemu ona jeszcze żyje!? - krzyknęła zdenerwowana - Z resztą wiesz co? To nie ma znaczenia. Sama wymierzę sprawiedliwość! - krzyknęła ponownie po czym gwałtownie rzuciła słuchawkę.

Usiadła na krześle, chowając twarz w dłoniach. Siedziała tak jeszcze parę minut, po czym wstała i z szuflady szafki nocnej wyjęła broń.

-Mamo, tato robię to dla Was.

***
Lili:

-No idź już! - rzekłam, pchając Matt'a w kierunku drzwi.

-Ale jesteś pewna? Może jednak zostanę? - zapytał, stawiając opór.

-Matt to tylko 8 godzin. Co, mam Ci tutaj teraz urodzić żebyś poszedł i był spokojniejszy? - skrzyzowałam ręce na piersi.

-To jest plan - stwierdził.

Westchnęłam. Otworzyłam drzwi wejściowe i dosłownie wykopałam go z rezydencji.

-Widzę Cię tu za 8 godzin. Nie wcześniej!

-Dobra dobra - zaśmiał się - ale jakby coś się działo...

-Będę krzyczeć jak histeryczka a potem zadzwonię do Ciebie. Może być?

-Od razu mi lepiej.

Dał mi buziaka i po chwili zniknął na drzewami, a ja zamknęłam drzwi.

Cóż. Mam teraz 8 godzin całkowitego spokoju. Bez ciągłych pytań o moje samopoczucie. Cóż za błogość. Aż zrobiłam się głodna. Chyba dobiorę się do zapasów L.J. Nie specjalnie się martwię, bo już dawno się domyślił, że podkradam mu zapasy i jego słodycze są mniej zabójcze niż zwykle.

Odkąd w moim brzuchu siedzi ten mały złośliwiec ciągle tylko jem. Że już nie wspomnę że niekiedy jem coś po czym normalnie bym zwymiotowała.

Moje hormony eksplodują, jak coś nie jest po mojej myśli. Przez co biedny Jack prawie stracił oczy. Ktoś chyba będzie miał ulubionego wujka.

Uśmiechnęłam się do siebie.

Nie wątpię, że chłopcy będą go bardzo rozpieszczać. Zwłaszcza, że spodziewamy się właśnie chłopca. Coś czuję, że będę miała szalone życie jak mały przyjdzie na świat. Ale nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. To maleństwo sprawiło, że na nowo kogoś pokochałam. Żałuję tylko, że nie będzie mógł poznać babci, ale nie pozwolę aby o niej zapomniano. Opowiem mu o mamie i z pewnością nie będę ukrywała przed nim kim była.

W końcu będzie jednym z nas.

***
Spojrzałam na zegarek, znudzona już gapieniem się w ekran telewizora.

Za godzinę wróci Matt. Pozostali też pewnie niebawem wrócą.

Ale mam nieodparte wrażenie, że ktoś lub coś mnie obserwuje. No chyba że to znowu moja wyobraźnia. Jestem ostatnio trochę przewrażliwiona, ale i tak to Matt pobija rekordy w tym temacie.

Jak się za chwilę okazało, moje przeczucie mnie nie myliło.

Drzwi otworzyły się z impetem, a w progu stała młoda dziewczyna z nienawiścią i chęcią mordu w oczach. W prawej ręce trzymała pistolet i celowała nim prosto we mnie.

Była to młoda blondynka o zielonych oczach. Ubrana była w czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę. Włosy miała spięte w wysoki kok, wory pod oczami świadczyły, że nie spała co najmniej kilka nocy.

Jej twarz wydaje mi się znajoma, ale to nie czas się nad tym zastanawiać. Ja jestem wręcz niezdolna do walki, a ona jest dla mnie i dla dziecka zagrożeniem.

-W końcu się znalazłam - powiedziała głosem pełnym nienawiści - zapłacisz za to co zrobiłaś.

-Kim ty w ogóle jesteś!? - zapytałam, robiąc lekki dystans między nami.

-Faktycznie. Możesz mnie nie znać. Ale może moje nazwisko coś ci powie - warknęła - Samantha Rutson. Mówi ci to coś?

Rutson...

No przecież!

-O. Czyżbym zamordowała Twojego tatusia? - uśmiechnęłam się, chociaż w duchu próbowałam jakoś wybrnąć z tej niekorzystnej sytuacji .

-Zabiłaś moich rodziców! - krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy - Odebrałaś mi ich!

-Ja tylko wyrównałam rachunki! - krzyknęłam - Przyczynił się do śmierci mojej matki!

-Była zwykłym mordercą i na to zasłużyła! - krzyknęła wściekła - Mój ojciec za wszelką cenę chciał oczyścić miasto! Wyrżnąć was w pień! Ale wiesz co? - Nabiła broń - teraz moja kolej.

Pociągnęła za spust.

To był ułamek sekundy. Później poczułam tylko ogromny ból w brzuchu, przez co krzyknęłam i padłam na ziemię.

Dziewczyna rzuciła broń i uciekła, ale ja byłam zbyt przerażona tym co się dzieje, żeby się nią przejąć.

Było coraz więcej krwi. Na brzuchu robiła się coraz większa, szkarłatno-czerwona plama... A między nogami działo się podobnie.

Błagam... Niech to się okaże tylko złym snem...

Proszę...

Matt:

Nie mogłem się doczekać kiedy zegar wybije 16:00 i w końcu będę mógł wrócić do Lili i do nienarodzonego syna.

Czas bardzo szybko zleciał o dziwo i w końcu mogłem wrócić do domu.

Jednak kiedy dotarłem przed rezydencję, poczułem że coś jest nie tak, kiedy zobaczyłem otwarte drzwi.

Wbiegłem szybko do środka.

Wszędzie było pełno krwi, a na środku pokoju, na podłodze siedziała Lili trzymając coś w rękach i kiwając się powoli do przodu i do tyłu.

-Boże Lili! - podszedłem do niej i usiadłem obok - nic ci nie jest?!

Nie odpowiedziała. Szlochała z rozpaczy kurczowo trzymając coś przy piersi.

Wtedy zrozumiałem co się mogło stać.

Lili trzymała w rękach dziecko...nasze dziecko...

Martwe...

- Nie byłam w stanie go ochronić - łkała cicho, a po jej policzkach płynęły słone łzy - To moja wina...

-Cii... - przytuliłem ją do siebie mocno.

Nie wiem kto do zrobił. Nie wiem kto dopuścił się takiego zwyrodnialstwa, ale przysięgam, że zapłaci życiem za zabicie naszego dziecka!

To bolało. Bardzo bolało. Wiedziałem jak bardzo Lili cierpi. Ja również cierpiałem, ale muszę być silny. Lili potrzebuje mnie teraz, a ja nie mogę jej zawieść.

Dowiem się kto to zrobił i pożałuje dnia, w którym się urodził.

***
Jack:

-Puk puk.

Dziewczyna krzyknęła na mój widok i próbowała zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, ale nie pozwoliłem jej na to.

Przerażona uciekła do kuchni gdzie czekał już na nią Toby.

-Yo - przywitał się .

Z krzykiem pobiegła do następnego pokoju, którym był salon jednak i tam czekała na nią niespodzianka. A konkretnie Slenderman i Hisani.

-Pogadamy sobie - powiedziałem spokojnie, kiedy otoczyliśmy dziewczynę.

Ponownie chciała wydrzeć jape, ale Slender jej na to nie pozwolił, łapiąc ją za gardło jedną ze swoich macek.

-Spróbuj krzyknąć, a stracisz głowę - rzekł i puścił ją.

Dziewczyna osunęła się na ziemię kaszląc.

-K-kim jesteście?! - wycharczała.

-Doskonale wiesz - kucnąłem przed nią i wyjąłem skalpel z kieszeni bluzy - i dobrze wiesz co nas tu sprowadza.

-Zrobiłam to co było konieczne! - krzyknęła.

-Zabicie niewinnego dziecka i doprowadzenie jego matki do depresji jest dla Ciebie koniecznością?! - krzyknąłem wściekły.

Wróciliśmy do domu niedługo po tym, jak Matt znalazł Lili.

Moja wściekłość nie znała granic w tamtym momencie. Samantha skrzywdziła Lili i zabiła niewinne dziecko chcąc się zemścić, jednak chyba nie zdawała sobie sprawy z kim zadarła.

-Zabiła moich rodziców!

-A ty dziecko! - krzyknął tym razem Toby.

-Dostała to na co zasłużyła! - krzyczała, jednak w jej oczach było przerażenie - Jak w ogóle mnie znaleźliście?

- Oh, to nie było trudne. Twój kolega mam pomógł - powiedziała Hisani.

Machnęła ręka i przed nią pojawił się worek, z którego wysypała zawartość.

Samantha pisnęła na widok rozczłonkowanego ciała Miller'a Juniora.

-Już dawno trzeba było to zrobić - dodał Toby.

-Jedyną rzeczą jaką będę żałować naprawdę, będzie fakt, że nie zabiłam go już wtedy kiedy obserwował dom - rzekła Hisani .

Jej słowa były szczere. Ona jako pierwsza ruszyła na Miller'a aby wyciągnąć z niego informacje na temat tego co się stało w rezydencji.

-Zraniłaś Lili i zabiłaś jej dziecko. Naszego członka rodziny, a teraz za to odpowiesz - przejechałem skalpelem po jej policzku, robiąc długą rysę.

-Zabijcie mnie i miejmy to z głowy! - warknęła.

-Zabić? Nie. Spotka Cię los dużo gorszy od śmierci - odpowiedział Slender .

Patrzyła na nas zdziwiona i wysytraszona.

-Każdego dnia, o każdej godzinie, minucie czy nawet sekundzie będziesz żyła ze strachem - Hisani zbliżyła się do niej - Będziesz żyła ze świadomością, że każdy dzień może być twoim ostatnim - Istota cały czas patrzyła blondynce w oczy - Wyjazd z miasta ci nie pomoże. Samobójstwo też. Osobiście dopilnuje aby każda sekunda twojego nędznego życia była istnym koszmarem. A wiesz co będzie najlepsze? - zapytała i uśmiechnęła się - że nawet po śmierci twoja dusza nie zazna spokoju.

Wstałem i podszedłem do okna. W oddali widziałem kolorowe światła, a po chwili dźwięk syren policyjnych.

-Dobra robota Toby - zwróciłem się do chłopaka.

-Co się dzieje? - zapytała Samantha drżącym głosem.

-O nie, Sam! Zabiłaś, a potem rozczłonkowałaś ciało tego chłopaka!? - krzyknęła przerażona Hisani, po czym wybuchła śmiechem.

-Co wy...

-Dokładnie to usłyszała policja kiedy zadzwoniłem - odparł Toby.

-Nie ładnie Sami - zacmokała czarnowłosa.

-Chodźcie zanim nas tu znajdą - rzekł Slender.

-Zaczekajcie! Myślicie że policja w to uwierzy!? - zaśmiała się histerycznie blondynka.

-Jakby nie było trzymasz w rękach narzędzie zbrodni - wzruszyłem ramionami.

Dziewczyna spojrzała na swoje ręce, w której była siekiera.

-Co!? To nie mo-

Nie usłyszałem końca wypowiedzi, bo w momencie, w którym policja wpadła do domu, Slender nas teleportował.

Teraz przekona się jak wygląda prawdziwe piekło.
_____________________________________
ZANIM mnie zabijcie chciałbym coś powiedzieć...

To MikoMarko podesłał mi pomysł! To jego wina! Ja jestem tylko ofiarą 😭 xd

Ale tak na poważnie, to był pierwszy raz od dawna, kiedy płakałam pisząc rozdział. Czułam jakby to się stało naprawdę. Jakby to mnie się przytrafiło... wiem, jestem dziwna ale czasem tak bywa, że za bardzo wczuwamy się w postać książki.

Ale nie sugerujcie się tym rozdziałem. To są jednorazowe opowieści i każda historia toczy się inaczej.

Mam nadzieję że mimo tej tragedii rozdział się podobał (: Dajcie znać w komentarzu i do zobaczenia niedługo mam nadzieję ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top