♦11♦ Zemsta

Kiedy nosiłam perukę, wyglądałam mniej niepozornie. Nie wiedziałam dokąd idę i nie obchodziło mnie to.

Kiedy w końcu się zatrzymałam, stałam przed cmentarzem. Poszłam tam i znalazłam dwa nagrobki. Isabelle Arkensaw i Gregory Arkensaw. Usiadłam przed nimi i znowu zaczęłam płakać. Kiedy w końcu przestałam, słońce zaczęło wschodzić i rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu. Wzięłam maskę i założyłam ją. Potem wzięłam nóż i trzymałam go tak mocno, jak przedtem. Następnie odwróciłam się i spojrzałam na wschodzące słońce. Planowałam moją zemstę na „Jeff The Killer" i nazwałam się „Wieczna Jane". Dlatego bardziej wieczne dla Jeff'a niż jego szaleństwo, jest jego śmierć.

Począwszy od tego dnia, próbuję znaleźć Jeff'a i go zabić.

Schwytać go.

Schwytać go jak zwierzę*

***

Jeff:

Jak co noc wyszedłem z domu, aby trochę się zabawić.

Wszedłem do jednej z uliczek, ponieważ zauważyłem jakąś dziewczynę, która w nią skręciła. Muszę się jakoś rozluźnić i zabawić. Sprawie, że będzie piękna, a dopiero później martwa.

Kiedy dotarłem do ślepego zaułka, do którego weszła ta dziewczyna, usłyszałem śmiech. Jego echo odbijało się od ścian.

-Co do...

-Ha ha ha. Jeff, ty nigdy się nie zmienisz - echo tych słów rozniosło się dookoła.

-Kim jesteś? - zapytałem, rozglądając się.

-Doskonale mnie znasz Jeff. I ja znam ciebie - dotarło do mnie echo głosu. Dziewczyny.

Zacząłem się rozglądać i wyjąłem z kieszeni swój nóż.

-Na wykałaczka ci nie pomoże kochany.

-Uwierz mi, że jest bardziej niebezpieczny niż wygląda - powiedziałem zdenerwowany.

Ona ze mną pogrywa. Gdyby stała przede mną, to poderżnął bym jej gardło.

-Wierzę. Odczułam to na własnej skórze, Jeffrey'u Woods - warknęła dziewczyna.

Tym razem głos dobiegł zza moich pleców. Odwróciłem się.

-Skąd znasz moje nazwisko?

-Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.

Dziewczyna wyszła z cienia. Jej twarz zakrywała maska, a długie, czarne włosy swobodnie opadały na ramiona. Ubrana w czarne spodnie, bluzkę i buty. W dłoni trzymała nóż kuchenny.

-W końcu cię znalazłam.

-Kim jesteś? - ponowiłem pytanie.

-A więc już zapomniałeś, co zrobiłeś z moją twarzą? - zaczęła się bawić nożem - Oczywiście wiem, że zabiłeś wiele osób i tak naprawdę masz prawo mnie nie pamiętać. Ale może jednak moje imię coś ci powie - spojrzała na mnie - Jestem Jane.

Nie musiałem długo się zastanawiać. Znałem tylko jedną Jane, jednak nie sądziłem, że przeżyje. Spodziewałem się, że po naszej małej zabawie popełni samobójstwo.

-Patrząc na twój wyraz twarzy, jednak mnie pamiętasz - ruszyła w moim kierunku wolnym krokiem - Pozwoliłam sobie zachować maskę od ciebie.

-Jane! Nie spodziewałem się ciebie zobaczyć...

-Żywą? - zaśmiała się i stanęła przede mną - Moja twarz jest jak z horroru, a moje włosy to zwykła peruka, ponieważ po prawdziwych, zostały tylko strzępki - zaczęła krążyć wokół mnie - Wiesz, dlaczego jeszcze żyje?

-Bo lekarze cię odratowali? - zapytałem i byłem gotowy, aby obronić się w razie ataku.

-To prawda. Jednak twoja "Zabawa" boleśnie odbiła się na moim wyglądzie. Ale dzięki tobie, mam nowy cel w życiu - zatrzymała się za moimi plecami - Moim celem jest twoje cierpienie.

Zaśmiałem się.

-I niby jak chcesz to zrobić, co? - zapytałem rozbawiony.

Ku mojemu zaskoczeniu, ona również się zaśmiała. Była bardzo pewna siebie.

-Znienawidziłam cię od chwili, w której zabiłeś moją rodzinę i zniszczyłeś moje życie. Przez lata ćwiczyłam i pielęgnowałam tą nienawiść. Czekałam na to spotkanie. Pewnie się domyślasz, co chce zrobić, prawda?

-Jane...

-Jestem Wieczna Jane. Zapamiętaj to, ponieważ jestem ostatnią osobą, którą zobaczysz - Szepnęła mi do ucha.

Odwróciłem się gwałtownie, ale ona skryła się w mroku, a jej śmiech rozniósł się po uliczce.

-Nie boję się ciebie, Jane.

-A powinieneś.

Usłyszałem za sobą głos, lecz nim zdążyłem się odwrócić, kopnęła mnie z dużą siłą w kręgosłup, tym samym odpychając mnie. Cholera. Bolało.

Szybko pojawiła się przede mną, złapała za ramiona i kopnęła mnie z całej siły w brzuch, przez co zgiąłem się w pół.

-Koniec gdy wstępnej. Pora się zabawić - rzekła i przyszpiliła mnie do ściany - Wypalenie sobie powiek, było dobrym pomysłem, ponieważ będziesz patrzył, co robię.

-Wybacz, ale jestem już zajęty.

Złapałem jej rękę i wykręciłem ją, jednak Jane szybko zreflektowała i zamachnęła się drugą ręką, w której był nóż. Udało jej się rozciąć mi bluzę. A przynajmniej wydawało mi się, że tylko bluzę, ale kiedy odepchnąłem ją, to zobaczyłem krew w miejscu nacięcia.

-Moja broń, jest o wiele ostrzejsza, niż ci się wydawało - warknęła.

Ruszyła w moim kierunku i wściekle atakowała mnie nożem. Udawało mi się unikać jej ciosów. Była niezwykle zwinna i szybka, ale niech nie zapomina kim jestem.

Złapałem rękę, w której trzymała nóż i wykręciłem ją, przez co upuściła broń. Ja za to wyciągnąłem swój i i zamachnąłem się na nią, jednak Jane za pomocą drugiej ręki, zrobiła to co ja przed chwilą, tylko wykręciła mi rękę tak, że ostrze było skierowane w moją pierś.

-Dobranoc - warknęła Jane i próbowała przebić moją klatkę piersiową, moją własną bronią.

-Nie tym razem maleńka.

Z racji tego, że ręce miałem zajęte, to użyłem nogi, aby ją przewrócić. Normalnie tego nie robię, ale ona teraz jest w furii, przez co źle się to dla mnie skończy.

Schowałem nóż do kieszeni i... Uch, ciężko mi to powiedzieć... Ale... Uciekłem. JA UCIEKŁEM. I to w dodatku przed dziewczyną!

-Nie ukryjesz się Jeff! Wszędzie cię znajdę i zabije! - krzyknęła za mną.

Nie mogę uciec bezpośrednio do kryjówki, ponieważ bez problemu mnie znajdzie.

Znowu nie wierzę w to co chcę zrobić, ale to jedyny sposób, aby mnie nie znalazła. Przynajmniej przez jakiś czas.

Wpadłem do pierwszego lepszego budynku. Jak się okazało, była to fabryka narzędzi kuchennych. Chciałbym się tu rozejrzeć i znaleźć coś dla siebie, ale dźwięk kroków mi na to nie pozwala.

Jane jest coraz bliżej, a ja mam coraz mniej czasu.

Rozejrzałem się. Zauważyłem drzwi z napisem "Szatnia". Szybko wszedłem do pomieszczenia i starałem się dostrzec lustro.

Szafka! W którejś z nich na pewno jest jakieś lustro!

Podszedłem do pierwszej, lepszej szafki i przy pomocy noża rozwaliłem zamek. Otworzyłem ją i odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem lustro. Wolę zginąć z rąk małolaty niż tej wariatki.

Powiedziałem do lustra trzy razy "Bloody Mary" i chwilę później w miejscu mojego odbicia pojawiła się białowłosa dziewczyna z mordem w oczach.

-Wiem, że jestem szczupła, ale to nie znaczy, że będę się przeciskać przez taką szczelinę cały czas - Burnkęła Lili, wychodząc na zewnątrz - Lepiej, żeby to było coś ważnego.

-Jeff! - Dobiegł nas śmiech tej wariatki - Wiem, że tu jesteś! Czuję twój strach, ha ha!

Lili:

Jeff złapał mnie za ramiona i zaczął potrząsać.

-Zabierz mnie stąd! Ta wariatka chce mnie zamordować! - krzyczał szerokousty.

-Zabieraj łapy! - odsunęłam się od niego - Jaka wariatka? Coś ty znowu zrobił?

-To stara sprawa! Wyjaśnię to, ale nie teraz! Spadajmy stąd!

Nagle ktoś zaczął szarpać za klamkę od drzwi szatni. Ktoś uparcie chciał się tutaj dostać. Jak zwykle Jeff sprowadza na nas kłopoty.

-Jedyna droga ucieczki, to właśnie te drzwi - złapałam go za kaptur i schowałam się z nim między szafki.

-A lustro?

-Jesteś za gruby, nie przeciśniesz się. Chyba, że chcesz abym cię tu zostawiła - spojrzałam na niego.

Wtedy drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka weszła czarnowłosa dziewczyna z maską na twarzy i ostrym nożem w ręce.

-Wiem, że tu jesteś Jeff... - powiedziała melodyjnie.

Zaczęła wolnym krokiem chodzić między szafkami i wieszakami. Wstrzymałam oddech i czekałam na odpowiedni moment.

-Boisz się mnie? Przecież ja chcę tylko wyrównać rachunki - powiedziała czarnowłosa, przejeżdżając nożem wzdłuż szafek.

Nie wiem kim ona jest, ale Jeff na pewno jej nie oszczędził. Później się wszystkiego dowiem. Jeśli on mi tego nie wyjaśni to pogadam z tą dziewczyną osobiście.

-Doliczę do trzech i biegniemy w stronę drzwi - Szepnęłam do chłopaka - Trzy!

Złapałam Jeff'a za rękaw bluzy i pobiegłam w stronę drzwi. Udało nam się wybiec z szatni, ale czarnowłosa była tuż za nami.

-Dlaczego po prostu nas stąd nie zabierzesz?! - krzyknął Jeff.

-A co ja wróżka?! Nie wyczaruje ci lustra! Dlaczego uciekłeś akurat tutaj?!

-Nie patrzyłem dokąd biegnę!

-No właśnie!

Nagle Jeff się przewrócił, a ja razem z nim. Napastniczka złapała Jeff'a za kaptur i odrzuciła do tyłu.

-Mam już tego dosyć. Załatwię to szybko, aczkolwiek boleśnie - Warknęła i zaczęła iść w stronę Jeff'a.

Jeff:

Jane rzuciła się na mnie, w efekcie czego siedziała na mnie i próbowała nabić moją głowę na nóż.

Nie wiem o co ona ma do mnie pretensje. Byłem wtedy młody, głupi... No młody. A tak poza tym to przecież żyje!

-Sory laska, ale ten pan już jest dzisiaj zajęty.

Lili zdjęła ją ze mnie.

-Biegnij do lasu! Jeśli nie będzie mnie tam za pięć minut, to wezwij Slender'a! - Krzyknęła, szarpiąc się na ziemi z Jane.

-Mam cię zostawić z tą wariatką?

-Też mi zaskoczenie. Zostawiłeś mnie w gorszych sytuacjach - wywróciła oczami.

Z paska wyjęła sztylety i zasłoniła się nimi.

-Jazda stąd!

Nie miałem zamiaru się z nią teraz kłócić.

Wybiegłem z fabryki i kilka minut później byłem w lesie. Mam czekać pięć minut? Dobiegnięcie tutaj zajęło mi cztery, czyli jeszcze minuta?

W ogóle do czego to doszło, że muszę uciekać przed dziewczyną! Ale Jane jest gorsza od Niny. Nina się do mnie klei, a Jane wręcz przeciwnie.

Ciekawe jak Lili sobie radzi?

Lili:

Czarnowłosa wstała i chciała wybiec za nim, ale złapałam ją za kostkę i pociągnęłam, w efekcie wylądowała na ziemi.

Podczas naszej szarpaniny zauważyłam, że stara się, chronić maskę. Jakby nie chciała aby została zniszczona. Widzę w tym moją szansę.

-Jak możesz go chronić?! - zapytała wściekła dziewczyna.

-No wiesz, on jest jak dziecko. Sam nie potrafi się obronić - odpowiedziałam.

-W takim razie zginiesz razem z nim!

-Nie wydaje mi się.

Podbiegłam do niej. Prześlizgnęłam się między jej nogami i szybko wstałam. Jak tylko się odwróciła, uderzyłam ją, w efekcie czego maska zsunęła się z jej twarzy.

Dziewczyna desperacko próbowała zasłonić twarz rękami i starała się przy okazji namierzyć zgodzie upadła maska.

Żeby kupić nam trochę czasu to kopnęłam ją gdzieś dalej i wybiegłam w ślad za Jeff'em.

Słowo daje. Czy kiedyś nadejdzie dzień, w którym ten facet przestanie sprowadzać na siebie kłopoty? Ostatnio Proxy prawie przez niego podpadły Slenderowi, że już nie wspomnę o Serinie.

Kiedy byłam już w lesie, zaczęłam rozglądać się za czarnowłosym.

-Jeff?!

-Obecny - odwróciłam się, a moim oczom ukazał się chłopak z psem u boku.

-Co tu robi Smile? - zapytałam, ale słysząc szelest doszłam do wniosku, że - później mi powiesz, idziemy!

-Nie możemy od tak wrócić do kryjówki. Znajdzie nas - odparł Jeff, kiedy szybkim krokiem kursowaliśmy między drzewami, aby chodź trochę ją zmylić.

-No i co? Będziemy mieli przewagę liczebną - wzruszyłam ramionami.

Chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu, gwałtownie się zatrzymując i odwracając się twarzą do niego.

-Lepiej już nic nie mów. Wystarczy, że przez ciebie muszę uciekać. Nie rozumiem, czemu po prostu jej nie zabiłeś.

-Możemy to omówić później?

-Nie. Albo mi powiesz, albo poczekamy na nią i sama mi to wyjaśni - Skrzyżowałam ręce na piersi.

Jane:

Kiedy usłyszałam słowa tej dziewczyny, postanowiłam się ukryć i sprawdzić co powie Jeff.

-To stara historia. Trochę, jakby jej podpadłem.

-To akurat wiem. Powiedz lepiej co jej zrobiłeś - białowłosa nie odpuszczała.

Może jak dziewucha pozna prawdę, to nie będzie mi przeszkadzać w zabiciu go. O ile ten morderca odważy się powiedzieć, co zrobił.

-Nic takiego. Taka drobnostka - podrapał się po głowie.

Drobnostka? Drobnostka?! Oszpecenie mnie i zamordowanie mojej rodziny to drobnostka?! Nic się nie zmienił, a ja nie pozwolę, aby taki człowiek chodził po tym świecie.

-Co jest? - szepnęłam, jak usłyszałam warczenie.

Przede mną stał pies. Ale nie zwykły pies. Jego pysk rozdzielał szeroki uśmiech z dwoma rzędami białych, ostrych i ludzkich zębów.

Wpatrywałam się w jego oczy, a w tle słyszałam krzyki dziewczyny i głos Jeff'a. Ale te dźwięki przypominały raczej echo. Nie wiem czemu, ale czułam się nieswojo, jak ten pies się na mnie patrzy. Jakby za pomocą wzroku chciał sprawdzić kim jestem.

Smile Dog. Tak go nazywają. W dodatku należy do Jeff'a. Powinnam go zabić, chociażby dlatego, że Jeff jest jego właścicielem, a jaki Pan takie zwierzę... Ale nie potrafię. Sparaliżowało mnie nieustające spojrzenie Smile'a.

Nagły gwizd przerwał wszystko.

-Smile! Idziemy!

Pies patrzył na mnie jeszcze przez chwilę i pobiegł w stronę tej dwójki, która niedługo później zniknęła mi z pola widzenia.

Z jakiegoś powodu nie poszłam za nimi. Mój umysł krzyczał "Idź! Zabij!". Ale mimo to nie mogłam się ruszyć.

Złapałam się za głowę.

Dzisiaj miałeś szczęście Jeff. Ale następnym razem, nie zawaham się nawet na chwilę.

***
Lili:

-No gadaj wreszcie! - mówił zdenerwowany Jack.

-Ale nie ma o czym rozmawiać! To nie wasza sprawa!

-To jest nasza sprawa, odkąd tutaj mieszkasz. Zaczaj w końcu idioto, że ona zagraża nam wszystkim! - krzyknęłam do niego.

Jeff nadal milczał w tej sprawie. Wykręca się ilekroć o to pytamy.

-Skoro Jeff nam nie powie, to sami poczytajcie - odezwał się nagle Matt.

Siedział na kanapie, z laptopem na kolanach. Stanęłam za nim i oparłam się na jego ramionach.

-Co to?

-Artykuł. Ta dziewczyna, która was ścigała, to Jane. Poczytaj, a wszytko stanie się jasne.

Nie minęła chwila, a wszyscy stanęli tak, aby widzieć ekran laptopa.

Zmrużyłam lekko oczy i zaczęłam czytać.

Wieczna Jane, tak? Jej prawdziwe nazwisko to Arkensaw. Była normalną dziewczyną i nie bardzo znała Jeff'a. Ale to co jej zrobił wcale nie było drobnostką.

-To nazywasz drobnostką? Nic dziwnego, że kobieta chce cię zabić!

-Podsumujmy - Ben zaczął wyliczać na palcach - Zabiłeś swoich rodziców, PRAWIE Zabiłeś Liu, zabiłeś jej rodziców i w sumie to ją oszpeciłeś. Cudem przeżyła. No brawo stary.

-No ale patrzcie co dostała od Jeff'a - Nina próbowała bronić Jeff'a.

-Dajcie spokój. Wtedy nie brałem tego jak straszną zbrodnię! Nie uważam, abym zrobił coś złego. Dzięki mnie ma cel w życiu - powiedział Jeff.

-Tak. Dzięki tobie jej celem jest odesłanie ciebie do piekła - powiedziałam, zerkając na niego.

-To już inna sprawa...

-Dobra. Daruj sobie - podeszłam do drzwi, otworzyłam je i zagwizdałam.

Po chwili przyszedł Smile.

-Gdzie idziesz? - Zapytał Matt.

-Ja? Nigdzie. Ale będziemy mieli gościa. A przynajmniej na to liczę - Kucnęłam przed psem i zawiązałam mu na szyi sznurek z karteczką.

Napisałam ją jak chłopaki próbowali wyciągnąć z Jeff'a informacje.

-Wiesz gdzie szukać Smile - pogłaskałam go, a Smile pobiegł i zniknął w lesie.

-Ty chyba nie chcesz...

-Tak. Jeśli mój plan się powiedzie to będziemy mieli gościa.

***
Jeff:

Ona do reszty zwariowała! Tak po prostu ją tu zapraszać?! Ta wariatka rzuci się na mnie jak tylko mnie zobaczy!

-Wyluzuj Jeff. Nina cię obroni - Zaśmiała się Lili.

-Bardzo śmieszne... - Burknąłem.

-Nie martw się misiu! Nie pozwolę zrobić ci krzywdy - Krzyknęła Nina.

Usiadła mi na kolanach i przytuliła, prawie mnie przy tym dusząc. Za co, ja się pytam? Jedna wariatka mnie kocha, a druga chce mnie zabić.

-Ale Jeff ma rację. Sprowadzenie jej tutaj to czyste szaleństwo - Rzekł Jack.

-Zwłaszcza, że tak naprawdę nie znamy jej za dobrze - Dodał Liu.

Lili Westchnęła, a naszą rozmowę przetrwało wycie.

-O. Już są - mała podeszła do drzwi - Najpierw ja z nią pogadam, a później z nią tutaj przyjdę.

Po tych słowach wyszła.

Dobra. Zazwyczaj jej szalone pomysły były w granicach tolerancji, ale teraz to przesadziła.

Jane była jedną z pierwszych moich ofiar. Może trochę wtedy przesadziłem, ale chyba ważniejsze jest to, że żyje no nie? A poza tym dałem jej prezent na przeprosiny. W końcu ta maska i nóż, którym teraz chce mnie zabić to ja jej dałem.

Szkoda, że podczas tego pożaru nie spaliło jej mózgu na tyle, aby zapomniała, że tam byłem. Po co ona to rozpamiętuje? Nie zrobiłem jej czegoś, czego sam na własnej skórze  nie odczułem.

Westchnąłem. To będzie długi dzień.

Jane:

-To znowu ty? - zapytałam, kiedy stanął przede mną Smile Dog.

Miał coś przywiązanego do szyi. Podeszłam do niego i zdjęłam sznurek, do którego była przyczepiona karteczka. Rozwinęłam ją i przeczytałam.

"Powinnyśmy wyjaśnić wszytko na spokojnie. Spotkajmy się. Smile cię do nas przyprowadzi.

~L"

Powinnyśmy? Jestem pewna, że to ta dziewczyna z wczoraj napisała ten liścik.

Czyli Jeff dalej nie puścił pary z ust? To do niego podobne.

Hm... Ale skorzystam z propozycji. Dzięki temu Jeff sam wpadnie mi pod ostrze. Ha ha. To aż zbyt proste. Ta dziewczyna jest na tyle głupia, aby zaprowadzić mnie do ich kryjówki.

-Prowadź piesku - zwróciłam się do Smile'a.

Warknął groźnie. Chyba nie lubi jak się go nazywa "Pieskiem".

-Dobra, sory.

Przez chwilę mi się przyglądał, ale w końcu zaczął biec w przeciwną stronę, a ja pobiegłam za nim.

To będzie Game Over dla Jeff'a.

Lili:

Czekałam na zewnątrz budynku już dobre piętnaście minut.

Normalnie to bym olała cała sprawę, ale czy chcemy czy nie, Jane jest jedną z nas. Nie każe jej się z nami zaprzyjaźnić, ale chociaż się dogadać.

Rozumiem chęć zemsty ze strony Jane, ale mimo, że Jeff zrobił jej krzywdę to... Taki po prostu jest. Wszyscy w jakiś sposób kogoś skrzywdziliśmy. Jesteśmy mordercami i nikt nie jest w stanie tego zmienić. Matt zaakceptował to kim jestem, ponieważ kocha mnie taką jaka jestem.

-Serio myślisz, że to się uda?

Poczułam jak ręce Matt'a obejmują mnie w talii.

-Nie. Ale warto spróbować - odpowiadam - Poza tym, Jane nie odważy się zaatakować Jeff'a przy wszystkich.

-Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Jeff nie jest w stanie usiedzieć w miejscu.

-Bez przesady. Zaprosiłam tylko dziewczynę, która chce go zabić - wzruszyłam ramionami.

-Myślisz, że ją zmienisz?

-Nie chcę jej zmieniać. Chcę tylko aby zrozumiała.

-To znaczy?

-Sam doskonale wiesz, że każdy z nich żył kiedyś na własną rękę - odwróciłam się do niego twarzą - Dopóki Slender ich nie zgromadził, zabili i torturowali wiele osób, aby zaspokoić swoje potrzeby.

-Ale teraz też tak jest - zwrócił uwagę.

-Ale wtedy każdy miał swoje początki. Ginęli tak naprawdę przypadkowi ludzie. Teraz sam wiesz jak jest - uśmiechnęłam się - Nawet ci, którzy wzywają Krawawą Mary są świadomi, że nie dożyją rana.

-O ile w nią wierzą - uśmiechnął się.

-To już inna historia.

Matt wziął moją twarz w dłonie i pocałował. Od razu odwzajemniłam pocałunek, ale jak to bywa w takich sytuacjach, ktoś nam przetrwał. A konkretnie Smile, który przyprowadził naszego gościa.

-Szczerze to myślałam, że nie przyjdziesz - rzekłam odwracając się przodem do Jane.

-Skoro podajesz mi Jeff'a na tacy, to szkoda nie skorzystać - Powiedziała beznamiętnie.

-Tylko, że nie sprawdziłam cię tu, aby oddać Jeff'a w twoje ręce.

-Myślisz, że będziesz wstanie mnie powstrzymać? - skrzyżowała ręce ma piersi - A może twój kochanek to zrobi?

-Twoje złośliwości nie robią na mnie wrażenia - Podeszłam do niej - W środku jest sporo osób, które chcą cię poznać.

-Serio?

-W sumie to zmusiłam ich do tego - wzruszyłam ramionami - Zastanów się dwa razy, zanim cokolwiek zrobisz.

-To ostrzeżenie? - zapytała spokojnie.

-Dobra rada. Której radzę posłuchać.

***
Atmosfera jest dosyć napięta, odkąd przyszła Jane.

Traktowała wszyskich chłodno i z dystansem. Może poza Liu. On jako jedyny usłyszał od niej zdanie bez kpiny i wrogości w głosie. Jeff to się nawet nie odzywał. W sumie słusznie, ale nie uszło mojej uwadze, że Jane szukała okazji, aby poderżnąć mu gardło.

-Nie rozumiem, jak można kochać kogoś takiego jak on - odezwała się Jane.

Stałam z nią nieco na uboczu, obserwując ekipę.

-Mówisz o Ninie?

-Co ona w nim widzi?

-W sumie to nikt tego nie wie.

-Widzę, że ją też tak urządził - w jej głosie było pełno jadu.

-Nina sama tego chciała. Tylko uśmiech jest jej robotą - mówię, patrząc na swoją przyjaciółkę - Więc jeśli cokolwiek zrobisz Jeff'owi, licz się z jej Zemstą.

Jane Westchnęła.

-Ej, dziewczyny, mam Newsa - nagle za nami pojawiła się Deaney - Mamy zakochanego!

-Kogo? - zapytałam rozbawiona.

-Liu cały czas nawija o Jane - wskazała na chłopaka - Normalnie wpadłaś mu o oko!

-Bzdury - warknęła - nie szukam miłości, tylko zemsty. A wy mi to uniemożliwiacie!

-Sztywniara z ciebie - stwierdza Deaney - Powinnaś się cieszyć. Liu jest całkiem przystojny.

-I jest bratem osobnika, na którego poluje - Warknęła.

-Nie oceniaj go, tylko dlatego, że jest bratem Jeff'a - Odezwałam się - Spróbuj chociaż z nim pogadać. Wiem, że go polubiłaś.

Jane skrzyżowała ręce na piersi. Nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł do nas Liu.

-Możemy porozmawiać? - zwrócił się do czarnowłosej.

Deaney szturchnęła ją lekko łokciem. Teraz jak wie co i jak, to nie odpuści. Jane ma przechlapane.

-Dobra - odpowiedziała i po chwili oboje wyszli na zewnątrz.

-Ile im dajesz? - zwróciłam się do przyjaciółki.

-Ciężko powiedzieć. Ale jeśli ta rozmowa potoczy się nie tak jak to przewiduje... No to mamy dwóch chłopaków w ekipie mniej - stwierdza Deaney.

Nie znam Jane, ale znam Liu. Ta dwójka wydaje się być dobrym połączeniem.

Jane:

-Miejmy to za sobą - oparłam się o ścianę budynku.

-Wiem, co zrobił ci Jeff... - zaczął niepewnie.

-I co w związku z tym?

-Przykro mi - powiedział, a ja się zaśmiałam.

-Twoje żale nie uratują twojego brata, a mi nie zwrócą rodziny i twarzy.

Powoli zaczyna nudzić mnie ta rozmowa. Być może Liu jest przeciwieństwem Jeff'a, ale to niczego nie zmieni. Zabije jego brata prędzej czy później.

-Wiem. Ale może spróbowałabyś...

-Przebaczyć? Zrozumieć jego działanie? Liu, Jeff zabił naszych rodziców, oszpecił mnie i omal nie zabił ciebie - podeszłam do niego - Dziwię się, że nadal go bronisz.

-Był wtedy zagubiony. Uwierz mi, że od tamtego wyczynu sporo się zmieniło - Mówi spokojnie.

Jeff ma przy sobie osoby, którym zależy na nim. Nie pojmuje jak taki bydlak może mieć przy sobie kogoś takiego jak Liu, czy Nina. Po tym co zrobił, jedyne na co zasłużył, to śmierć.

-Nigdy mu nie wybaczę. Zabije go prędzej czy później. Jeśli ktoś mi stanie na drodze, skończy tak samo.

-To chociaż dzisiaj spróbuj odpuścić i pobyć trochę w towarzystwie - jego słowa mnie zaskoczyły.

Spodziewałam się raczej, że będzie bronił brata i powie coś w stylu "Jeśli coś stanie się mojemu bratu to cie zabije". Może Liu jednak nie jest taki jak Jeff.

-Wiem, że przez lata żyłaś w samotności, planując zemstę - Ciągnął dalej - Nie każe ci z niej zrezygnować, ponieważ wiem, że i tak postawisz na swoim. Nie musisz rozmawiać, ani patrzeć na Jeff'a. Po prostu wejdźmy do środka i dobrze się bawmy - złapał mnie za rękę.

Nie bardzo wiem, jak teraz zareagować. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji.

-Tylko dzisiaj - powiedziałam.

Moje słowa wywołały na jego twarzy uśmiech.

Nadal trzymając mnie za rękę, weszliśmy do budynku, gdzie spędziłam resztę wieczoru.

Liu starał się, abym nie widziała Jeff'a na oczy. Naprawdę chciał, abym czuła się dobrze. Było całkiem miło i... Trochę ich polubiłam. Naprawdę nie rozumiem, czym Jeff zasłużył sobie ma takich przyjaciół. Powinien być sam. Jego ciało powinno teraz gnić pod ziemią.

Przysięgam, że sprawię, aby zasnął na wieki.

***
Lili:

-Czyli, nie czujesz już urazy do Jeff'a? - zapytałam czarnowłosą.

Następnego dnia wieczorem, spotkałam się z Jane na dachu opuszczonej fabryki. Jej twarz była zwrócona ku zachodowi słońca.

-Moja nienawiść i chęć zemsty pozostają bez zmian. Kiedyś zarżnę go jak świnię - jej ton był spokojny - Ale teraz muszę zniknąć.

-Może pora zapomnieć o tym co było? - zapytałam, bacznie ją obserwując.

-Zapomnieć? - odwróciła się do mnie. Jej twarz w dalszym ciągu była zakryta maską - Nie. Może kiedyś otworzysz oczy i zobaczysz, kim Jeff jest naprawdę.

-Być może nie widzę tego co ty, bo to ukrywasz - wskazałam na maskę.

Jane dotknęła ją delikatnie, by po chwili zdjąć ją, razem z peruką.

Nic nie powiedziałam tylko patrzyłam beznamiętnie na twarz dziewczyny. Nic co teraz powiem, nie zmieni tego co ona czuje.

-Jeff zrobił ze mnie potwora i odebrał wszytko co kochałam. Patrząc w lustro nie widzę już tamtej dziewczyny. Pięknej i wesołej. Zostało samo "i" - Założyła maskę i perukę  - Tacy ludzie jak Jeff nigdy się nie zmienią - Jej ton głosu był zimny - Kiedyś przekonasz się o tym na własnej skórze.

-Gdzie chcesz iść? - zapytałam, zmieniając temat.

-Gdzie? Gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie będę mogła pozbyć się tego co czuje.

-Jak to?

-Lili... Wbrew pozorom, zdążyłam poczuć do was pewną sympatię. Nie wiem, czym Jeff sobie na to zasłużył - po raz kolejny zwróciła się ku zachodowi.

-Jane, każdy z nas kroczył samotną ścieżką. Ale znaleźliśmy wspólny cel i sporo się zmieniło.

-Tacy jak my się nie zmieniają - spojrzała w dół - Na zawsze pozostaniemy mordercami, nie posiadającymi wyrzutów sumienia. Mordowanie to dla nas chleb powszedni.

-Zdziwiła byś się - na moje słowa się zaśmiała - co cię tak bawi?

-Tak jak wspomniałam, my się nie zmieniamy - zwróciła się do mnie - Ja zawsze będę nienawidzić Jeff'a, a Nina będzie go chorobliwie kochać. Możesz kochać Matt'a, jednak nawet on nie zmieni tego kim jesteś.

-Ale....

-Nasza natura sprawia, że krzywdzimy nawet tych, których kochamy. I wiesz co jest w tym najlepsze? Nie poczujesz nic, ponieważ to nas wszyskich łączy. Brak wyrzutów sumienia.

-Chyba dalszą dyskusja nie ma sensu - stwierdzam po chwili.

Podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.

-Może w twoich słowach jest trochę racji, ale ja również ją mam. I ty doskonale o tym wiesz - tym razem jej głos był łagodny - Na mnie już czas. Pewnego dnia wrócę, ale tym razem już nikt mnie nie powstrzyma. Niech Jeff cieszy się ostatnimi chwilami swojego nędznego życia.

Stanęła na krawędzi dachu.

-Do zobaczenia.

Skoczyła i po chwili zniknęła w cieniu zachodzącego słońca.

Jane ma rację. Jej nienawiść jest tak głęboka, jak miłość Niny do Jeff'a. Nina go kocha, a Jane nienawidzi i nic tego nie zmieni.

Jeff naważył piwa i teraz musi je wypić.

Nie będę stawała Jane na drodze, jednak nie ręczne za resztę chłopaków. Jednak Jane nie przewidziała jednego. Odeszła nie dlatego, że nas polubiła. Ale dlatego, że poczuła coś do Liu. Coś więcej niż tylko sympatię.

Jest między młotem, a kowadłem. Musi sobie wszytko poukładać w głowie. Wróci, kiedy to zrobi. Pytanie tylko co okaże się silniejsze:

Nienawiść i chęć zemsty na Jeff'ie, czy miłość, którą czuje do Liu.

***

*Fragment Creepypasty o Jane The Killer.
____________________________________
Pomysł podsunęła VrajaTheWitch

To najdłuższy One Shot jaki napisałam xOx Ma aż 4160 słów (Bez notki) XP

Pisałam go zazwyczaj wieczorami, więc proszę się nie dziwić, że jest pod koniec taki ckliwy T_T Wiecie jak to jest z myśleniem w nocy ;-; Także przepraszam, jeśli ten One Shot zawiódł wasze oczekiwania ;-;

Jeśli macie jakieś pomysły na One Shota to piszcie na priv lub w komentarzu i do zobaczenia 🐻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top