cz.III ,,Nazywa się Justin Bieber"
Po bardzo męczącej drodze na lotnisko, oraz po otrzymaniu swojej walizki weszłam na teren lotniska. W środku było dosyć ciepło, więc rozpięłam ciepła kurtkę. Zegarek wskazywał godzinę 11:25 co oznaczało, że do odprawy zostało 30 minut. Poszłam spokojnie oddać walizkę, odebrać bilet. Przygotować się przede wszystkim psychicznie do lotu. Szczerze? Bałam się latać, ale tylko w tedy, gdy byłam sama. Miałam wrażenie, że w tedy przypada większe prawdopodobieństwo zepsucia się czegokolwiek w samolocie.
Siedziałam na plastikowym krzesełku tuż przed miejscem, w którym punktualnie mieli zacząć wpuszczać na pokład samolotu. Czytałam jedną z moich ulubionych książek, które wzięłam ze sobą na wyjazd. Książki bardzo otwierają umysł i pomagają w rozwijaniu wyobraźni.
Po upływie czasu, oraz kilkuminutowego spóźnienia stałam w kolejce, by wejść i zając swoje miejsce. Na moje nieszczęście przydzielili mi miejsca przy tych wszystkich silnikach i innych głośno chodzących sprzętach. Szczerze mówiąc, to ani trochę mi to nie pomagało. Mogłam jedynie liczyć na rzut szczęścia od losu w moją stronę. Jeśli usiądzie ze mną jakaś dobroduszna osoba, zamieni się miejscem.
W jednym momencie moje wszystkie nadzieje zgasły. Zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha, oraz idącego w moją stronę tego samego mężczyznę, którego wcześniej widziałam w hotelu, oraz tłukłam się z nim jedną taksówkę. Czy ten dzień ma jeszcze przede mną więcej niespodzianek?! Mam nadzieje, że nie. Odwróciłam swój wzrok w kierunku książki i otworzyłam ją na przypadkowej stronie, udając przy tym zaczytaną.
-Kogo my tu mamy.- usłyszałam niski głos, który cieżko byłoby zapomnieć. Zastanawiałam się chwile, co zrobić z faktem, iż przez następne pięć godzin jestem skazana na jego towarzystwo. Posłałam mu jedynie mylący uśmiech i wróciłam do książki. Teraz, chociaż na prawdę ją przeczytam. Roześmiałam się lekko na myśl o tym.
-Masz bardzo ładny uśmiech.- powiedział, a mi nie wypadało nie powiedzieć choćby dziękuję.
-Dzięki.- pokiwałam głową i przez chwile patrzyłam w jego stronę.- To wcale nie przypadek, że tutaj siedzisz. Specjalnie stałeś w kolejce w takim miejscu, aby przydzielono ci bilet obok mnie. Nie jestem tak głupia za jaką mnie masz.- uświadomiłam mu swoją wyższość, a ten zaśmiał się.
-Nie mam cię za głupią, wręcz przeciwnie.- oblizał dolną wargę, na co ponownie poczułam się bardziej niż dziwnie.
Samolot wystartował, czyli jedną z najgorszych dla mnie rzeczy mam za sobą. Jeszcze tylko lądowanie.
-Całkiem słodko wyglądasz, kiedy jesteś wystraszona.- przysunął się do mnie bardzo blisko i szybko. Miałam wrażenie, że gdyby nie podłokietnik, który nas oddzielał... to już siedział by na mnie.
-Daruj sobie takie komentarze, naprawdę. Mam narzeczonego.- uświadomiłam mu kolejną rzecz, może za którymś razem się odczepi?
-Tak. Wiem, że masz narzeczonego, nazywa się Justin Bieber. Masz też z nim dziecko, które ledwo udało mu się spłodzić. Dziewczynkę. Ym.. zwie się Katie? Ale spokojnie, ja tylko głośno myślę.- wzruszył niewinnie ramionami, a moje oczy rozszerzyły się. Skąd ten facet wie kim jestem, oraz skąd wie prawdopodobnie wszystko co dotyczy mojej rodziny?!
-Kim ty jesteś.- każde słowa wypowiedziałam z ogromnym akcentem. Musiałam udawać waleczną, nawet jeśli nie byłam taka ani trochę.
-To jest rzecz, która powinna cię najmniej interesować.- puścił mi oczko.
********************************************
150 gwiazdek i 40 komentarzy i nowy :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top