cz.II {7} ,,Tacy jak ja się nie zmieniają''
Justin's POV
Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu przykuty do ściany za ręce i nogi. Moja głowa bolała tak cholernie jak bym dostał kijem od bejsbola z pięć razy. Nie wiem dlaczego tu jestem ani gdzie jestem. Jak ja się tu znalazłem? Podejrzewam, że nie byłem tak wstawiony by przyjść i przykuć się do ściany.
Usłyszałem skrzypiące drewniane schody. Przełknąłem sporą ilość śliny i czekałem, aż ktoś pojawi się. Dźwięk kluczy dotarł do moich uszu, zaraz po nim drzwi otworzyły się wpuszczając światło, które swoją drogą oślepiło mnie. Zmrużyłem oczy, aby dostrzec postać wchodzącą do środka.
-Jak się czujesz Bieber?- usłyszałem głos, który doskonale znałem.
-Paula? Co ty tu kurwa robisz?
-Na pewno nie to co ty.- zaśmiała się żałośnie i podeszła bliżej mnie, jednak wcześniej zamykając za sobą drzwi.
-A co ja tu robię?
- Wiesz Justin..Są słowa, których nigdy nie powinno się wypowiadać. Są marzenia, których nigdy nie powinno się wyjawić. Są życzenia, których nigdy nie powinno się wypowiedzieć. Uważaj czego sobie życzysz, bo los bywa złośliwy.- recytowała mi słowa zbyt mądre jak na jej pustą osobowość.
-Co ty pierdolisz kobieto. Co jest z Alex? Gdzie ona jest?- może nie powinienem o to pytać, ta idiotka jest zdolna do wszystkiego.
-Spokojnie, zajmuje się nią twój brat.
Mój brat? Jeszcze tego brakowało? Skąd on i Paula znają się? Och, no tak. Ją i jej pizdę zna już każdy na wylot, zapomniałem.
-Jak to, przecież Drew siedzi w więzieniu. To nie realne.- prychnąłem z nadzieją, że mam rację.
-Chcesz się przekonać, że jednak nie? Nie dawno wyszedł.
-Wytłumacz mi proszę o co w tym wszystkim chodzi, bo się kurwa trochę pogubiłem.
-Wszystko w swoim czasie kochanieńki.- pogłaskała mnie po głowie jak małego szczeniaczka i wyszła. Nie reagując na żadną z moich próśb.
Wszystko w swoim czasie, te słowa odbijały się w mojej głowie przez kolejne kilka godzin.
***
-Wstawaj śpiąca królewno.- usłyszałem krzyk tej samej blondynki, która przyszła tu jakiś czas temu. Czyżby nastała chwila dowiedzenia się czegoś więcej?- Idziemy.- odpięła mnie od zimnej ściany, a ja od razu złapałem się za moje nadgarstki. Bolały jak cholera. Czułem się jak największa pizda. Poszedłem za nią. Próbowałem opracować sobie jakąkolwiek strategię ucieczki.. lub przekupstwa.
-Gdzie mnie prowadzisz?
-Musisz chyba coś żreć, prawda?
-Przydałoby się.
Szliśmy przez kila krętych, długich i ciemnych korytarzy. W końcu dotarliśmy do miejsca w którym były 3 pary drzwi. Paula pchnęła mnie w stronę jednej z nich. Miałem cichą nadzieje, że moim oczom ukarze się duża, pełna jedzenia kuchnia. Jak się domyślacie, myliłem się. Był to mały, cholernie mały pokój z różowymi ścianami. Na jego środku stał mały stolik z krzesłem, a w rogu znajdował się cienki materac.
-Usiądź tu.- rozkazała. Tak zrobiłem.- Sonia!!- krzyknęła bardzo głośno, a ja zerwałem się.- Czego się boisz, nie gryzę.- zaśmiała się i klepnęła mnie w plecy.
-No nie wiem.- grymas wymalował się na mojej twarzy, kiedy przypomniałem sobie nasze początki. Kiedy uczyła się na mnie zadowalać mężczyzn.
Dołączyła do nas starsza kobieta, przywiozła ona jedzenie na szafce z kółkami. Podziękowałem. Wręczono mi plastikowe sztućce na ich widok zaśmiałem się w głos.
-Przepraszam, ale to nie piknik dla księżniczek. Tylko sam nie wiem co.
-Tak będzie bezpieczniej.- pokiwała głową i wyszła.
-Świat kobiet rządzi się własnymi prawami.- zaczęła.- Brutalniejszymi. Każdy z nas walczy o przetrwanie, ale są też takie, które poświęcają same siebie w imię większego dobra. Brzmi szlachetnie, tyle tylko, że wcale takie nie jest. Mogłam się o tym przekonać na własnej skórze, gdy zabiłam pierwszą w swoim życiu osobę. Gdy srebrny sztylet przebił serce mężczyzny, który znaczył dla mnie wszystko..wszystko się zmieniło. Bezpowrotnie. Przeszłość cały czas daje o sobie znać, cały czas szepcze mi do ucha śmiertelne kołysanki. Wypomina moje grzechy. Uciszam je, starając się nie słuchać. Popadam w rutynę. Z czasem zapominam...
Wsłuchałem się w to co mówi. Brzmiało to jak jakaś przemowa na ślubnym kobiercu. Moje oczy rozszerzyły się do rozmiarów pięciozłotówek. Przecież ona nigdy nie była mądra. NIGDY nie wypowiadała tak mądrych słów. Ciężko było ją złamać. Była niezniszczalna.
-Zmieniłaś się.
-Jak każdy.- spojrzała w moje oczy, była smutna. TA KOBIETA BYŁA SMUTNA...
-Tacy jak ja się nie zmieniają.
****************************************************
80 gwiazdek i 20 kom i nowy 💘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top