cz.II {6} ,,Jestem jaka?!''
Zrezygnowana zachowaniem chłopaka postanowiłam zadzwonić po Fredo. Miałam cichą nadzieję, że chociaż on mnie nie wystawi. Wybrałam numer do przyjaciela i z niecierpliwością czekałam aż odbierze.
- Halo? Fredo?- zapytałam gdy usłyszałam chrząknięcie w słuchawce.
- Tak Alex, coś się stało?
- Właściwie to nie, ale mam do ciebie prośbę.- oznajmiłam mu i przeszłam do rzeczy.- Zawiózł byś mnie do fryzjera? Jestem umówiona na 14:30, a Justin ma kaca i nie chce mu się mnie wieźć.
- Ym, nie ma problemu, w takim razie będę u ciebie jakoś o 14? Pasuje? - mówił szybko, najwyraźniej nie bardzo mógł rozmawiać.
- Okej! będę czekać.- szybko mówiąc rozłączyłam się.
Chcąc czy nie chcąc musiałam zapytać Justina czy da mi jakiekolwiek pieniądze na owego fryzjera. Jak dobrze wiemy nie pracuje. Wiąże się to jedynie z tym, że nie mam żadnych pieniędzy. Rozglądając się wokół siebie nie znalazłam wzrokiem mojego chłopaka. Pewnie poszedł pod prysznic. Tak pomyślałam. Jednak myliłam się, siedział na kanapie wpatrzony w zgaszony telewizor. Nie czekając dłużej podeszłam do niego i zajęłam miejsce tuż obok niego.
- Mogę wiedzieć co ci jest?- skrzyżowałam ręce i spojrzałam na niego z pod byka.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. Od wczoraj jesteś jakaś zrzędliwa od wczoraj.- Uniosłam brwi na dobór jego słów.
-Jestem jaka?
-Zrzędliwa.
-Usłyszałam co powiedziałeś, dobrze wiesz, że to nie o to chodziło.- prawie zabiłam go wzrokiem.- To ty jesteś nieczuły, rozmawiasz ze mną jak z obcym.
-Czy człowiek nie może mieć już gorszego dnia?
-W takim razie daj mi pieniądze na fryzjera i mnie nie ma.- wzruszyłam ramionami, nie chciało mi się z nim użerać. Chłopak sięgnął po swoje spodnie i wyciągnął z nich portfel.
-Przepraszam bardzo, ale co ja sobie zrobię z tymi włosami za to?!- pomachałam mu banknotem przed twarzą.
-Miałaś tylko podciąć końcówki, a z tego co się orientuje to nie kosztuje 40 dolarów.
-Naprawdę nie pomyślałeś, że będę musiała jeszcze zapłacić Fredo za paliwo? Mam chodzić głodna?!- złapałam za jego portfel i wyciągnęłam tyle ile uważałam. Podniosłam swój tyłek z kanapy.
Weszłam do sypialni i otworzyłam garderobę. Spojrzałam przez okno, wnioskując po tym, że niebo jest zachmurzone.. raczej nie jest ciepło. Wybrałam ubrania i chwyciłam za szafkę z bielizną. Było tam wiele kompletów, które dostałam od Justina. Nie chciałam ich ubierać. Nie po tym jak się zachował.
(w to ubrała się)
Zrobiłam sobie lekki makijaż. W między czasie napisałam do mojego przyjaciela czy nie mógł by być szybciej. Zgodził się być za 30 minut na co ucieszyłam się.
***
-Coś się stało, że tak szybko miałem przyjechać?- Zapytał po chwili. Tak Fredo był osobą, która troszczyła się o wszystko. Czułam się jak jego mała siostra o którą dba.
-W sumie to nie, chociaż Justin zachowuje się dziwnie od tej imprezy.- mój ton posmutniał.
-Dziwnie? Rozwiń się proszę.
-Jest taki nie czuły, agresywny. Nic mu się nie chce. Nawet nie powiedział mi, że mnie kocha... wręcz przeciwnie nazwał mnie zrzędliwą.- chłopak zaniemówi. Odniosłam wrażenie, że zdziwiło go to tak samo jak mnie.
-Spróbuję z nim pogadać, pasuje? Jednak nie obiecuje wielkich postępów.- zaproponował, a ja bez dłuższego namysłu zgodziłam się.
****************************************************
80 gwiazdek i 20 kom i nowy rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top