cz.II {43} ,,Ile można czekać!"

Zadzwonił do mnie telefon. Nie wiedziałem kto mógłby się do mnie dobijać o tej godzinie. Jednak po chwili namysłu, odebrałem.

-Bieber? Nie wiem dlaczego nie ma cie w pracy, ale natychmiast tu przyjedź.- Usłyszałem głos mojego przyjaciela, dzwonił z nieznanego mi numeru.
-O co chodzi? Coś się stało? Mam ważniejsze sprawy do ogarnięcia.
-Po prostu tu kurwa przyjedź.- krzyknął i przerwał połączenie.

Jeśli stało się coś złego, a mnie tam nie będzie... odpowiem za to przed sądem. To nic przyjemnego. Muszę tam pojechać. Przebrałem się szybko i ruszyłem w stronę samochodu. Nie włączałem zbędnych rzeczy, takich jak radio czy podgrzewane fotele, nie miałem na to czasu.

Wpatrywanie w jezdnie przerwał mi kolejny telefon, rownież z tego samego numeru co kwadrans temu.
-Słucham.
-Bieber kurwa ile można na ciebie czekać?! Mówiłem, że masz przyjechać szybko! Teraz jesteśmy już w szpitalu. Poradzimy sobie.- Zerwał połączenie jak poprzednio.

W szpitalu? Jak to kurwa w szpitalu. Nienawidziłem czegoś takiego, jak można rozłączać się, gdy ktoś jeszcze nie skończył mowić? Po dłuższej chwili znalazłem się pod tutejszym szpitalem. Nie miałem pewności czy to tutaj jest Michael, jednak musiałem tak, czy tak to sprawdzić. Wszedłem do środka przez automatyczne drzwi, które rozsunęły się przez wyczucie mojej osoby. Na nic byłyby moje prośby szukania go przez pielęgniarki, te tutaj i tak mało co wiedziały. Napisałem sms'a

'Gdzie jesteś?'

'Piętro 4, siedzę na korytarzu'

Wjadę windą prosto na czwarte piętro. W każdym razie miałem takową nadzieję. Na moje nieszczęście zatrzymywałem się na wszystkich piętrach, aż do czwartego. Zdążyłem przez ten czas lekko podenerwować się, gdyby nie fakt, że winda zatrzymywała się, a tam nikogo nie było... nie byłoby to dla mnie tak denerwujące. Jak klika się guzik wywołujący windę, to łaskawie się nią jedzie. Lub kurwa w jakiś inny magiczny sposób odwołuje zatrzymanie windy.
Tak jak pisał, siedział na plastikowych krzesełkach przed salą na której zapewne leżało wielu chorych.
-Stary kurwa, co się stało, że tutaj siedzisz?- zapytałem i przywitałem się z nim jednocześnie.
-Naprawdę się nie domyślasz?
-Niezbyt, co ty możesz mieć wspólnego ze szpitalami- na prawdę nie wiem.- odparłem mu i zacząłem głębiej myśleć.
-Wejdź sobie do środka, może to ci otworzy oczy.

Podniosłem się i spojrzałem przez sporą szybę. Pierwsze co rzuciło się moim oczom to bardzo znajoma mi twarz. Tak, przecież to Alex!

-Co ona tu robi?!- natychmiast chciałem złapać za klamkę i otworzyć drzwi, jednak na marne. Była zamknięta jak małpa w klatce.
-Leży. Jesteśmy tu już od dłuższego czasu, ale nie chciałem cie martwic. Wróciłem do biura na chwile, bo zapomniałem marynarki, gdybym się nie wrócił to kto wie co by się jej stało. Leżała przy windzie i płakała.
-Dlaczego płakała?- osłupiałem. Zupełnie wypadło mi z głowy, że nie ma gdzie mieszkać, kiedy ja zostałem na noc u Pauli. Jej klucze od domu, były w mojej kurtce.
-Bardzo bolał ją brzuch. Mówiła, że chyba dostała okresu, a nie ma żadnych potrzebnych jej dupereli. Chciałem jej zaoferować pomoc, w postaci chociażby paczki podpasek. Odmówiła. Poprosiła mnie, abym pomógł jej wstać. Nie była w stanie, słabła i jednocześnie mówiła, że czuje jak z niej cieknie. Dziwnie było mi tego słuchać, ale wydaje mi się, że to ty powinieneś się nią zajmować jeśli chcesz być z nią rodziną Bieber.
********************************************************
160 gwiazdek i 40 komentarzy i nowy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top