{59} ,,Poniesiesz konsekwencje''
- Gdzie byliście tyle czasu? - wyrasta przed nami Tyson, gdy tylko wracamy do głównego lokum. Boję się, że myśli o nieprzyzwoitych rzeczach, przez co rumienię się mimowolnie, chociaż taka sytuacja nie miała nawet miejsca.
- Rozmawialiśmy - odpowiada Justin, ściskając mocniej moją dłoń.
- Nieważne - macha ręką i kieruje swój wzrok na mnie. - Gracie z nami w butelkę?
- Butelkę? - pytam, nie wiedząc czy mówi serio, czy żartuje.
- Tak - odpowiada entuzjastycznie.
- Chcesz w to grać? - pyta mnie Justin, ale widzę po nim, że on nie jest chętny.
- Chcę - odpowiadam mimo wszystko. - Ale na co?
- Prawda wyzwanie albo jakieś buziaki czy coś - Tyson zaczyna chichotać, a Justin posyła mu złowrogie spojrzenie. Cholera, rozumiem, że jest zazdrosny, ale to już robi się chore. Zachowuje się tak, jak gdyby był tu od niechcenia, a Tysona miał ochotę zabić przy najbliższej okazji.
- Mhm - uśmiecham się i po chwili podążamy na środek pokoju.
- Uwaga wszyscy! - krzyczy gospodarz, na którego po chwili spogląda większość gości. - Jest ktoś chętny na grę w butelkę?
Słyszę jakieś szmery i chichoty osób trzecich. Do zabawy zgłosiła się dziesięć osób, co mnie dziwi, bo jest tu ich znacznie więcej. Reszta jest zajęta piciem alkoholu albo zbyt dużym okazywaniem sobie uczuć publicznie.
Siadamy po turecku w kółku, po mojej prawej siedzi Justin, a po lewej jakaś dziewczyna. Gra z nami sześciu chłopaków razem z moim i Tysonem i cztery dziewczyny łącznie ze mną. Nie wiem czemu, ale zaczynam czuć pewną niepewność co do zabawy, boję się wyzwać jakie może dostać Justin, bądź ja.
- Zasady są proste - odzywa się na nowo kolega Justina. - Gramy w prawdę albo wyzwanie. Jeśli ktoś z was nie będzie chciał odpowiedzieć na pytanie albo wykonać zadanego zadania, zdejmuje z siebie jakąś część garderoby.
Justin posyła mi spojrzenie, które nie wróży nic dobrego. Cholera. Mam na sobie jedynie sukienkę, rajstopy buty no i bieliznę. Muszę wykonać każde zadanie. Zanim butelka zaczyna kręcić się przed nami, Justin ujmuje moją dłoń i czule ją całuje. Zamykam na chwilę oczy, jego usta są takie gorące i mam ochotę rzucić się tutaj na niego, ale nie chcę wyjść na jakąś desperatkę, która wymienia się śliną ze swoim chłopakiem na oczach wszystkich.
- Moja - szepcze do mojego ucha, a jego ciepły oddech uderza o moją skórę. Nie wytrzymuję i daję mu szybkiego buziaka w usta.
Mija kilka sekund, a butelka zaczyna kręcić się na wszystkie strony. Moje oczy podążają równo za nią i na moje szczęście w pierwszej kolejce nie pada ani na mnie, ani na Justina. Cieszę się z tego niezmiernie, bo dziewczyna musi wypić na raz pełen kubek drinka. Przechodzą mnie dreszcze jak widzę, gdy wyciera usta dłonią, pokazując puste wnętrze. Dziewczyna kręci butelką, która tym pada na Justina. Czekam cierpliwie, aż usłyszę jego pytanie bądź wyzwanie. Wypuszczam powietrze z ulgą, gdy okazuje się, że jednak dostał pytanie.
- Dobra, Justin - mówi, klaskając w dłonie. - Czy twoja dziewczyna jest dobra w łóżku?
Praktycznie dławię się śliną, gdy słyszę jej słowa. Czy ona faktycznie spytała o to, co myślę? Rozchylam lekko swoje usta i patrzę na Justina, który z nerwów oblizał dolną wargę.
- Najlepsza - odpowiada dumnie, po chwili całując mój policzek. Czuję w tej chwili na sobie wzrok wszystkich, a mi brakuje słów. Wiem jakie zdanie mają tutaj o Justinie, ale nie musieli wcale wiedzieć tego, że my... nieważne.
Kiedy szepty większości ucichły, Justin chwyta za butelkę i zakręca nią. Tym razem pada na jakiegoś chłopaka, który wydaje się być całkiem trzeźwym. Jego zadaniem jest wstrzymanie oddechu przez minutę, bardzo inteligentne, Justin.
Gramy w grę już jakieś dobre trzydzieści minut, dwie dziewczyny zdjęły część swojej garderoby, a jeden chłopak odleciał z zabawy, bo nie chciał wykonać niczego. Szczerze mówiąc cała ta zabawa zaczyna mnie nudzić do czasu, gdy butelka zatrzymuje się centralnie przede mną. Wylosowała mnie jedna z tych dziewczyn, które wcześniej przez cały czas obserwowały mnie i Justina.
- Dam ci wybór - zaczyna, a jej głos przepełniony jest sarkazmem. - Prawda czy wyzwanie?
- Prawda - szepcze do mojego ucha Justin, ale ignoruje go i wybieram wyzwanie. Nie chcę dać jej wygrać.
- Och, nie spodziewałam się tego - chichocze, a ja przewracam oczami. - Namiętny pocałunek z Tysonem?
- Dobrze - odpowiadam, zanim jej słowa docierają do mnie. - Słucham?!
- Zgodziłaś się, nie ma odwrotu - mówi jakaś dziewczyna, a inny chłopak jej przytakuje. Patrzę na Justina, który wyczekuje mojej odpowiedzi.
- 5 sekund namiętnego pocałunku - przypomina mi, a Tyson patrzy w moje oczy, również oczekując odpowiedzi. Zastanawiam się czy to wyzwanie było zaplanowane czy też nie. - No dalej, nie marnujmy czasu.
- W porządku - odpowiadam w końcu, słysząc jak Justin wypuszcza nerwowo powietrze.
- Chyba nie zamierzasz go pocałować? - słyszę jego głos obok mojego ucha, na co przygryzam wargę.
- To tylko głupia gra, dobra? - tłumaczę się, ale widzę po nim, że jest wściekły.
- Zrezygnuj z tej gry - nalega, ale lekceważę go i mówię ciche "to tylko gra", po czym przysuwam się w kierunku jego przyjaciela. Chwyta mnie za rękę, ale wyrywam ją. Cholera, nie wiem co robię. Będę właśnie całować jakiegoś chłopaka na oczach mojego własnego. Zanim zdążam jednak odpuścić, czuję jak obce usta napierają na moje. To tylko pieprzone pięć sekund, powtarzam sobie. Sekundy mijają niemiłosiernie długo, aż w końcu Tyson odrywa się ode mnie, posyłając mi jeszcze szybkiego buziaka w usta. Powstrzymuję się od spoliczkowania go i wracam na swoje miejsce. Nim siadam w tej samej pozycji, zauważam, że Justin gdzieś zniknął. Czasami mam wrażenie, że zachowuje się gorzej niż dziecko. Przepraszam wszystkich zgromadzonych w kółku i wstaję z podłogi, aby móc go odszukać. Żałuję, że nie spytałam nikogo w którą poszedł stronę, ale muszę dać sobie radę. Zaczynam krążyć po korytarzach, ale po Justinie ani śladu. Boże, czy on naprawdę musiał stamtąd iść? Przecież to tylko nic nieznaczący dla mnie pocałunek podczas durnowatej zabawy. Wzdycham głośno, kiedy po raz drugi zaglądam do męskiej ubikacji, jednak na próżno.
- Kurwa mać - mówię do siebie i opieram czoło o ścianę. Jestem już zmęczona tymi poszukiwaniami i mam szczerą ochotę na powrót do domu, chociaż nie wybiła jeszcze północ. W tej chwili zaczęło zastanawiać mnie nawet to, gdzie przebywa Fredo. Miał tu przyjechać po dwudziestej drugiej, a mimo wszystko w dalszym ciągu go tu nie ma. Zauważyłam też, że zachowuje się dość dziwnie, jak gdyby coś ukrywał. Mam w tej chwili ochotę wyjść z tego domu, zadzwonić po taksówkę i wrócić do domu. Jednak problem jest w tym, że nie mam ani pieniędzy ani telefonu. Ostatecznie decyduję po raz ostatni wejść do pokoju, w którym wcześniej byłam z Justinem. Na moje szczęście spotykam go stojącego przy oknie, a sama mam ochotę uderzyć się w czoło, że nie pomyślałam o tym, aby wejść tu na początku. Zamykam cicho drzwi, ale chłopak nawet nie zwraca na mnie uwagi. Super, mamy do czynienia z obrażonym Justinem.
- Justin - zaczynam, a on unosi dłoń na znak, abym przestała.
- Skończ - mówi, a ja marszczę brwi. - Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać.
- Słucham? - pytam, czując oburzenie.
- Wyjdź stąd, nie chcę też na ciebie patrzeć.
Rozszerzam swoje oczy, a cicho westchnięcie opuszcza moje usta. Czy mój własny chłopak kazał mi właśnie wyjść z pokoju, bo nie chce ze mną rozmawiać?
- Tylko mi nie mów, że to te głupie wyzwanie cię tak zdenerwowało! - prawie krzyczę, a on jedynie kręci głową z rozbawienia.
- Więc nie miałabyś nic przeciwko gdybym to ja był na twoim miejscu i całował się z jakąś dziwką tutaj? - pyta, a jego głos jest obojętny. Nienawidzę tego. - Siedziałabyś tam na swojej dupie i potem biła mi brawo, tak?
- Justin... - znowu zaczynam, ale przerywa mi na nowo.
- Zdradziłaś mnie, Alex. Kazałem ci zrezygnować, kazałem ci wziąć prawdę, chciałem cię cofnąć, ale ty to zrobiłaś. Zdradziłaś mnie i masz jeszcze czelność być zła na to, że nie chciałem tego gówna oglądać.
- Nie zdradziłam cię - mówię delikatnie, a on ponownie prycha.
- Więc całowanie się z inną osobą, będąc w związku z kimś jest dla ciebie rzeczą na porządku dziennym, tak?
- To nie tak...
- Od samego początku proszę, abyś trzymała się od niego z daleka, ale nie. Ty wolisz iść z nim sam na sam do łazienki, potem oprowadza cię po mieszkaniu, wspólne zdjęcie, teraz ten pocałunek. Zdecyduj się z kim chcesz być, bo trójkąty mnie nie kręcą.
- Jak możesz mówić coś takiego - krzyżuję ramiona i kręcą z niedowierzaniem głową. - Jak możesz w ogóle myśleć o tym, że chciałabym być z kimkolwiek innym?
- Nie wiem - wyrzuca ręce w powietrze i kontynuuje. - Ale moim zdaniem jeśli kogoś kochasz, to nie całujesz się z drugą osobą na jej oczach.
- Justin, to tylko gra! To tylko pieprzona gra! - bronię się, ale nadal na darmo.
- To nie była pieprzona gra! - warczy, a po moim ciele przechodzą dreszcze. - To była pieprzona zdrada. Zdrada, przez którą czuję teraz do ciebie obrzydzenie. Za kogo oni cię teraz wezmę, huh? Za dziwkę, która całuje się z kim popadnie czy za łatwą dziwkę, bo dodatkowo ma chłopaka?
- Przestań mnie wyzywać! - odgryzam się, zaciskając swoje pięści. Mam ochotę go uderzyć.
- To przestań dawać mi do tego powody! Zachowałaś się jak dziwka, jak łatwa dziwka! Będę ci to wypominał tak długo aż twoja wewnętrzna moralność zeżre cię od środka.
Z moich oczu zaczynają sączyć się łzy. Osoba w której się zakochałam mówi mi własnie, że jestem łatwą dziwką. Nie miałam pojęcia, że Justin potraktuje to grę tak poważnie. Przecież ten pocałunek nic dla mnie nie znaczył, chciałam się jedynie bawić. Nigdy nie miałam na myśli tego, by go zdradzić.
- Jeśli tak bardzo cię to zabolało, to przepraszam - mruczę, wycierając łzy ze swoich policzków.
- Twoje przepraszam nie cofnie tego, co zrobiłaś Alex. Kocham cię i tak, zabolało mnie to, ale mimo wszystko te przepraszam to za mało.
- W takim razie co mam zrobić? - pytam, nie chcąc się z nim kłócić.
- Nie ty, a ja - mówi, a ja marszczę brwi.
- Nie rozumiem - odpowiadam szczerze, kręcąc przecząco głową.
- Poniesiesz konsekwencje.
*******************************************************
Długo pisany rozdział, jest to 4 od końca rozdział. Jeszcze 3 i kończymy 1 częśc. Niesamowite. Dziękuje za 40 K wuswietlen. Buziaki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top