{37} ,,Alex nie jest moją dziewczyną''
Justins' POV
Kroki dziewczyny odbijały się echem w głowie chłopaka. Przez chwilę sam nie był pewien, czy sytuacja sprzed chwili faktycznie miała miejsce. Jakaś część jego omotanego umysłu miała nadzieję, że dzisiejszy dzień w ogóle nie nastał i nadal jest pogrążony we śnie.
Starał się wierzyć, że za chwilę jego koszmar dobiegnie końca, a on sam otworzy swoje powieki i ujrzy dziewczynę, która była obecna w jego życiu przez ostatnie miesiące. Jednak życie nie jest bajką, a ten dzień nie był tylko wytworem jego wyobraźni.
Słysząc jak taksówka odjeżdża z podjazdu, osunął się na ziemię, plecami napierając na drzwi wejściowe. Schował swoją twarz w dłonie, starając się raz jeszcze przeanalizować dzisiejsze wydarzenia.
Ten mroźny, grudniowy poranek zdecydowanie nie należał do jego najlepszych. Pragnął te dwadzieścia cztery godziny spędzić w miłym towarzystwie dziewczyny, dziewczyny, którą właśnie odesłał do domu.
Sam nie wiedział czemu to zrobił. Bał się? Na pewno bał się konsekwencji, które spoczęłyby na jego barkach, gdyby Paula faktycznie zawiadomiła policję. Wiedział, że nie uniknie kary, ale był przekonany, że kiedyś będzie musiał to odpokutować.
Odchylił swoją głowę do tyłu starając się z całych sił nie rozpłakać. Łzy nie były u niego oznaką słabości, były oznaką tego, że też ma uczucia. Większość mężczyzn wstydzi się tego, ale nie on. To nie pierwszy raz, kiedy pozwala wziąć emocjom przewagę nad swoim ciałem.
Głośno wypuszczając powietrze, złączył swoje dłonie modląc się w myślach. Nigdy tego nie robił i kompletnie nie wiedział jak ma się do tego zabrać. W jego życiu brakowało miejsca na takie głupoty jak Bóg.
- Boże, pomóż mi - zaczął, przełykając głośno ślinę. - Ja nawet nie wiem od czego mam zacząć... na pewno nie masz czasu na wysłuchanie tak zepsutego człowieka jakim jest.
Głos chłopaka z sekundy na sekundę zaczynał drżeć. Starał się zrozumieć czy jego zachowanie jest spowodowane jej odejściem czy tym, że w każdej chwili może wtargnąć tu policja.
- Ja po prostu przestaję sobie z tym radzić - kontynuował. - Już dawno zboczyłem z właściwej drogi, ale dopiero teraz... dopiero teraz jestem w stanie zobaczyć ile błędów popełniłem - westchnął, kręcąc przecząco głową.
- Wiem, że to co zrobiłem w żadnym stopniu nie będzie mi wybaczone, ale chce żebyś wiedział... żebyś wiedział, że przepraszam. Zapomniałem o tobie i o wszystkim, co byłoby dla mnie dobre. Jestem tylko kolejnym zepsutym gówniarzem, który przychodzi do ciebie jedynie w potrzebie. Nawet nie wiesz jak głupio się czuję, mówiąc do kogoś, kto prawdopodobnie mnie nie słucha. To tak, jakbym rozmawiał z duchem i liczył na coś, co nigdy się nie wydarzy.
- Mimo wszystko potrzebuję pomocy. Nie wiem co mam zrobić, mam w głowie pustkę. Czuję jakbym stracił coś ważnego, jakbym stracił kogoś, kto pozwalał mi zrozumieć, kim naprawdę jestem.
Na nowo odchylił swoją głowę do tyłu. Tym razem nie starał się powstrzymać łez. Pozwolił, aby pojedyncze ich krople spływały po jego policzkach, zostawiając tam mokre smugi. Pociągnął nosem i raz jeszcze doszedł do wniosku jak wiele błędów popełnił w swoim życiu.
Podniósł się z pozycji siedzącej i swoje kroki skierował w kierunku schodów. Czuł jak jego nogi są ciężkie, ledwo mógł się przemieszczać. Czuł, jak gdyby każdy jego krok na przód, automatycznie oddał go od dziewczyny.
Przez głowę przelatywały mu wszystkie przyjemne chwile, które miały miejsce tylko i wyłącznie dzięki niej. To ona w pewnym stopniu sprawiła, że chłopak zaczął coraz lepiej radzić sobie z agresją. W pewnym stopniu zabrała ona jego złą stronę, dając mu w zamian coś, czego nigdy nie doznał.
Wszedł do sypialni, którą parę minut temu dzielił jeszcze z blondynką. Ilustrował wzorkiem każdy jej fragment, szukając czegoś, co przypomni mu o jej obecności. Pokój był pusty, dawał radę wyłapać jedynie momentami jej zapach, który wciąż unosił się w powietrzu.
Zdał sobie sprawę jak ważną osobą stała się ona w jego życiu. Z jednej strony żałował tego, co zrobił, a z drugiej strony był dumny, bo w końcu znalazł kogoś, kto był w stanie mu pomóc. Nie była ona psychologiem ani psychiatrą, nawet kogoś takiego nie przypominała.
Jednak jej obecność, jej słowo, jej uśmiech... wszystko wprawiało go w stan euforii. Czuł jak gdyby przy niej stawał się całkiem nowym człowiekiem. Pokazała mu ona świat takim, jakim sam nie byłby w stanie go ujrzeć.
Opadł błogo na łóżko, raz jeszcze zasłaniając swoją twarz dłońmi. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Jedna jego połowa kazała mu wstać i jechać za nią, a druga kazała zapomnieć, by uniknąć konsekwencji.
Jego wewnętrzną walkę przerwała mi wibracja, która wydobywała się z kieszeni jego spodni. Przeklął pod nosem tego, kto właśnie w tej chwili potrzebował z nim kontaktu. Zignorował połączenie, nie kwapiąc się nawet, aby wyciągnąć telefon.
Jęk irytacji opuścił jego usta, kiedy osoba po drugiej stronie nie dawała za wygraną i w dalszym ciągu napastowała jego udo, które drżało pod wpływem wibracji.
Mrucząc coś pod nosem, wyjął szybko telefon odblokowując go i przykładając do ucha.
- Czego kurwa? - warknął, nie patrząc nawet z kim ma przyjemność rozmawiać.
- Coś się stało? - spytała osoba po drugiej stronie. Jej głos był doskonale znany dla chłopaka, jego oddech uspokoił się, a ciało zrelaksowało.
- Nie - wymruczał, pociągając nosem, co dało idealny obraz tego, w jakim stanie teraz jest. - Czego chcesz akurat teraz? - starał się przybrać normalny ton, ale jego głos na nowo zaczynał drżeć.
- No nie wiem... - zaczął Fredo, kiedy wyczuł, że z chłopakiem jest coś nie w porządku. - Myślę, że powinienem wiedzieć czy mam coś ze sobą wziąć na święta.
Justin westchnął głośno, kiedy przypomniał sobie, że za trzy dni nadchodzą święta, a on nie kupił nawet głupiej choinki. Nie zrobił kompletnie nic, oprócz wyboru prezentu dla Alex, który teraz będzie zmuszony oddać lub wyrzucić.
- Justin? - spytał ponownie Fredo, kiedy chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. - Czy aby wszystko dobrze?
- Tak - wymamrotał Justin. - Nie właściwie to kurwa nic nie jest w porządku - wyrzucił po chwili, nie mogąc dłużej tłumić w sobie tego bólu.
Usłyszał głośne westchniecie po drugiej stronie.
- Co się stało? - głos jego przyjaciela był delikatny, co cieszyło go.
- Sam nie wiem... - przeczesał dłonią po swoich włosach. - Żebym kurwa sam to wiedział.
Fredo nie odzywał się przez dłuższą chwilę, co znaczyło, że zbiera odpowiednie słowa.
- Justin, porozmawiaj ze mną - przyjaciel nalegał, lecz szatyn wciąż nie był w stanie wyznać mu prawdy.
Bał się tego, jak zareaguje jego przyjaciel, gdy dowie się o wszystkim. Obawiał się co o nim pomyśli, gdy zda sobie sprawę jak bardzo został okłamany. Jego myśli na nowo zaczęły toczyć zawziętą walkę.
- Jest coś, o czym nie wiesz Fredo - zaczął, przełykając ślinę.
- Kurwa nie denerwuj mnie, tylko wyrzuć to z siebie - głos chłopaka po drugiej stronie wydawał się być niecierpliwy.
- Alex nie jest moją dziewczyną - wyrzucił, czując jak do jego oczu na nowo pchają się łzy. Łzy wstydu, że okłamał wokół tyle osób.
- C-co? - wyjąkał Fredo, na co Justin głośno westchnął. - Jak nie jest twoją dziewczyną?
- To nie jest sprawa na telefon - w głosie szatyna wyczuwalne było zakłopotanie.
- Jadę - rzucił, po czym rozłączył się, nie dając brązowookiemu na odpowiedź.
W chwili jak tej Justin dziękował Bogu za przyjaciela, jakim jest Fredo. Bał się jedynie tego, co będzie, gdy chłopak pozna całą prawdę o nim i o jego związku z Alex. Pociągając raz jeszcze nosem, z drugiej kieszeni wyciągnął jeszcze nieotwartą paczkę papierosów.
Nie przeszkadzała mu minusowa temperatura za oknem i nie martwiąc się jakąkolwiek chorobą, otworzył je na szeroko, będąc w samej bluzce. Wyciągnął swoją ulubioną zapalniczkę i podpalił końcówkę fajka, dając swoim płucom chwilę przyjemności.
Nie znosił tego uzależnienia, ale to był jedyny sposób, aby jego ciało w jakikolwiek sposób się zrelaksowało. Czując ciarki na swoim prawie nagim ciele, spalił papierosa w dosłownie minutę, po czym spluwając wyrzucił peta przez okno.
Skierował się do łazienki, gdzie swoją twarz obmył zimną wodą. Z całych sił starał się zawładnąć nad swoim ciałem, a przegrał walkę, uderzając z całą siłą w lustro. Jego wargi zaczęły drżeć, kiedy oczy dostrzegły smugi krwi skapujące z rozciętej dłoni.
Czując mocne pieczenie, zamknął swoje oczy, wkładając rękę pod strumień letniej wody. Odetchnął z ulgą, kiedy silny ból zaczynał ustępować. Wolną dłonią otworzył szafkę szukając jakiegokolwiek bandaża, który będzie w stanie zatamować nagły przypływ czerwonej cieczy.
Klnąc pod nosem, uderzył w szafkę, kiedy jego oczy nie napotkały tego, czego szukał. Zbiegł szybko po schodach z nadzieją, że znajdzie cokolwiek w kuchni, jednak tutaj też nic nie było. Ten dzień definitywnie należał do najgorszych.
Uważając, aby nie zabrudzić swojej komórki, wyjął telefon i wybrał numer swojego przyjaciela.
- Wyjechałem - usłyszał, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek.
- Muszę po nią jechać - powiedział, po czym przycisnął telefon ramieniem do ucha, i z trudem zarzucił na siebie kurtkę.
- Jechać gdzie? - głos Fredo wydawał się zdziwiony. - Gdzie i po kogo chcesz teraz jechać?
- Alex - wyrzucił, zakładając buty.
- Gdzie ona jest? - spytał zaciekawiony, na co chłopak głośno westchnął.
- To nieistotne, dowiesz się wszystkiego jak przyjedziesz - rozłączył się i z hukiem zamknął drzwi. Odpalił swój samochód i zakrwawioną dłonią przekręcił kluczyk w stacyjce. Mamrocząc pod nosem przekleństwa czekał, aż silnik ruszy, a on wyruszy w drogę.
Spojrzał na zegarek, który wskazywał 14.14. Wiedział, że na stacje mam około trzydziestu minut, a najbliższy pociąg do Stratford odjeżdża dopiero o 16. Ucieszył się w duchu, że ma jakąkolwiek nadzieję na odzyskanie dziewczyny.
Wypuścił głośnio powietrze, po czym wyruszył na zaśnieżone ulice miasta. W jego myślach nadal krążyły zdania, którymi będzie starał się sprawić, aby dziewczyna wróciła. Po chwili jego umysł przejęła obawa. Strach, że nie będzie umiał ukryć jej przed Paulą, która pojawi się jutro w jego domu z nadzieją, że Alex nie będzie.
Nie chcąc o tym myśleć, nacisnął na pedał gazu, aby jak najszybciej znaleźć się w miejscu, do którego tak się spieszy. Był tak przejęty tym, co się wydarzy, że zapomniał nawet włączyć radia, które było u niego codziennością.
Nigdy nie zdarzyło mu się prowadzić, nie włączając uprzednio muzyki. Miał po kolei każdy samochód, ignorując klaksony i przekleństwa innych uczestników drogi. Śmiał się w głębi ducha z tego, jak bardzo jego życie jest w tym momencie żałosne.
Przecież istnieje duża szansa, że nie znajdzie jej w tym tłumie na czas. Nie ma nawet pewności, czy dziewczyna będzie chciała z nim rozmawiać. Zniósłby wszystko, byłby w stanie pojechać za nią do Stratford, ale nie pogodziłby się z tym, gdyby nie chciała do niego wrócić.
Ostatnia wersja była najbardziej prawdopodobna biorąc pod uwagę to, jak ją potraktował. Jednak Alex nie wiedziała, że większa połowa słów, która padła w jej kierunku nie była nawet prawdą. Bał się przyznać do tego, że połowa jego zakurzonego serca otworzyła się dla niej i była gotowa ją przyjąć.
Moment, w którym patrzył w jej oczy i kłamał był dla niego na tyle trudny, że lekko mógł oddychać. Był dla niej okropnym "chłopakiem", ale nigdy jej nie okłamał. Bił i robił inne rzeczy, ale jeszcze nigdy nie skłamał.
********************************************************************************
Nie potrafie trzymać w niepewności tak duzej liczby osob... dlatego rozdział już dziś!! jeśli będzie 40 gwiazdek to dodaje kolejny jak najszybciej.. :D
GWIAZDKI I KOMENTARZE MOTYWUJĄ DO DALSZEGO PISANIA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top