{11} ,, Masz dzień''
Justin's POV
- Jesteś chora! - warknąłem wstając . - Słyszysz? Jesteś chora! - powtórzyłem, a mój głos zdradzał wszystkie emocje.
Byłem roztrzęsiony, poczułem się jakby ktoś wbił miw plecy nóż. Paula wstała chwilę po mnie, kręcąc przecząco głową.
- Mówisz, że ja jestem chora? - położyła dłoń na moim ramieniu. - Może jestem, ale nie do takiego stopnia, aby nie umieć upilnować 19 latki w sklepie.
- To nie twój pierdolony interes! - wrzasnąłem, na co Paula lekko odskoczyła, odzyskując po chwili swoją pewność siebie. - To co robię to tylko i wyłącznie moja sprawa, rozumiesz? - spytałem jadowicie, wytykając w jej stronę palec.
- Nie zapominaj, że to ja ją odzyskałam. Nie ty. - powiedziała żałośnie uśmiechając się.
Paula na nowo zachichotała powodując, że ponownie czułem w sobie złość, która z każdą mijającą sekundą zaczynała się powiększać. Uważałem tą dziewczynę za bliską sobie i to był jedyny powód, dla którego w dalszym ciągu starałem się kontrolować.
- Dobrze wiesz, że możesz pójść siedzieć? - zaczęła mówić poważniejszym niż dotychczas tonem. - wyrzuciła ręce w powietrze. - To jedyny powód dla którego chcę się jej pozbyć.
Justin popatrzył na nią spod przymrużonych powiek.
- To co się ze mną stanie jest moją osobistą sprawą! - warknął. - Przestań wpieprzać się w nieswoje sprawy, Paula. - pogroził jej palcem. - Tym razem nie żartuję!
- Sam przyszedłeś do mnie bym ci pomogła, więc o co ci teraz chodzi? Bo nie bardzo rozumiem.
- Właśnie, chciałem twojej pomocy. A nie szantażu. Umówiliśmy się na jeden numerek w zamian za pomoc, a ty zrobiłaś sobie z tego co chciałaś! - wykrzyczałem w jej twarz.
- Ja tym bardziej nie żartuje Bieber - skrzyżowała ramiona na piersi. - Masz dzień.
- Dzień? - spytałem unosząc brwi. - Dzień na co?
- Na wyregulowanie wszystkich długów które masz. Siedzisz w tym bagnie po pachy, a jeszcze zajmujesz się ratowaniem tej małej idiotki! Nie widzisz tego, że ona może spowodować to, że pójdziesz siedzieć nawet na dożywocie?!
Tym razem to ja zaśmiałem się w kierunku dziewczyny, przez co na jej twarzy wymalował się grymas niezadowolenia.
- Kto ci dał kurwa pozwolenie na układanie mi życia?! - wrzasnąłem oburzony jej słowami.
Nigdy by nie pomyślałem, że ktokolwiek będzie w stanie chcieć nim rządzić. Od małego byłem zdany na siebie, nigdy nie miałem nikogo, kto by mną dyrygował. Od zawsze sam podejmowałem decyzje i nie śniło mi się tego zmieniać. Paula westchnęła.
- Masz dzień - twarz dziewczyna ukazywała, że mówiła poważnie. - Dzień, albo jutro policja pojawi się w twoim domu.
*****************************************************************************************
Kolejny rozdział! Teraz rozdziały będą nieco krótsze.. ze względu na to, że atmosfera się robi coraz bardziej ,,zła''? Zachęcam wszystkich do komentowania.
Każda gwiazdka i komentarz motywują do dalszego pisania!
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top