| Przyszłość przez pryzmat szczęścia malowana. |

Rozdział 16 Przyszłość przez pryzmat szczęścia malowana

Strach był rzeczą, którą w czasie swojego siedemnastoletniego życia zdążył już dobrze poznać. Wraz z kolejnymi doświadczeniami i chwilami stawał się jego przyjacielem, ukazując mu swoje nowe oblicza. I chociaż towarzyszył każdemu, nie każdy umiał z nim walczyć.

Jisung bał się wielu rzeczy i pamiętał wiele chwil, gdy odczuwał strach. Gdy był mały, przeraźliwie bał się ciemności. Gdy podrósł, bał się dnia, w którym miał zacząć treningi rycerskie i poznać księcia Oceanum, i chociaż ten później stał się najważniejszą osobą w jego życiu, to nadal pamiętał, jak nerwowo biło tego dnia jego serce. Bez problemu umiał przywołać do pamięci dni, gdy bał się zaliczeń czy treningów szermierki, w których pomagał mu Hyunjin. Tak samo było też z dniem, w którym Hwang wrócił do siebie, gdyż wtedy przeraźliwie bał się o to, że bez niego nie da sobie rady. Całe życie bał się też odpowiedzialności, jaka na nim ciążyła z racji bycia księciem koronnym.

To wszystko jednak był jedynie nieszkodliwy strach, jaki spotykał niemal każdego w ciągu życia. Czym było prawdziwie przerażenie, dowiedział się dopiero niedawno, gdyż pomimo tego, że ostatnimi tygodniami zaznał miłości, to jednak prawie cały czas żył w strachu. Zaczęło się bowiem właśnie od miłości — ponieważ bał się swoich zakazanych uczuć, którymi darzył Hyunjina. I kiedy w końcu oswoił się z nimi i zrozumiał, iż fakt, że kochał drugiego chłopaka, wcale nie był zły, całe jego życie wywróciło się do góry nogami. Wybuch powstania, porwanie, noce spędzone w okropnym bólu w celi, bitwa sześciu armii, strach o rodzinę i Hyunjina, śmierć ojca, koronacja, której to bał się od dziecka — to wszystko go przerażało, nagięło jego silną wolę walki i stanowczo zniszczyło choć trochę jego psychikę. W ciągu kilku tygodni stało się tak wiele złych rzeczy, które nie mogły równać się z tym, co czuł za dziecka.

Jednak strach, który odczuwał w tej chwili równał się z tym wszystkim, co przeżył w ostatnich miesiącach. Jego dłonie drżały i pociły się, sprawiając, że papier między jego palcami robił się nieprzyjemny w dotyku. Serce uderzało niespokojnie w jego piersi, a oczy cały czas śledziły ze skupieniem ciąg literek zapisanych na trzymanym przez niego dokumencie. Znał jego treść na pamięć, w końcu sam ją podyktował, a jednak czytał tekst ten po raz kolejny, cały czas zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno dobrze robił.

W swoich dłoniach trzymał bowiem edykt. Ten jeden dokument, który miał zmienić wszystko — tylko w tym jeszcze momencie nie wiedział czy na dobre, czy na złe.

Rozmawiali z Hyunjinem o tym bardzo długo i wspólnie doszli do wniosku, że nie było na co czekać. Było to ryzykowne i mogło skończyć się naprawdę źle, jednak konsekwencje byłyby takie same nieważne, ile by czekali. Dlatego też decyzja zapadła — Jisung wygłosi edykt, a gdyby wszystko poszło nie tak, jak miało, postanowili uciec do Silvy.

Mimo to nie potrafił uspokoić promieniującego w nim cały czas strachu, bo w końcu wszystko mogło skończyć się źle. W jego głowie tworzyły się coraz to gorsze scenariusze, jednak bez problemu umiał wskazać ten najstraszniejszy — była to powiem utrata Hyunjina.

W pewnym jedak momencie w sali narad, w której to dotąd przebywał sam, rozległ się dźwięk pukania. Już po chwili zobaczył w pomieszczeniu jednego ze strażników, któremu wcześniej powiedział, by zostawić go w spokoju.

— Wasza królewska mość — zaczął, kłaniając się nisko. Chociaż od koronacji minęły już ponad dwa tygodnie, nadal nie przyzwyczaił się do nowego tytułu. — Książę Hyunjin prosi o audycję.

Jisung westchnął jedynie cicho. Minęły dopiero dwa tygodnie od koronacji, a powoli miał już tego dość — z każdą chwilą życia odczuwał zmiany, jakie w nim zaszły. Nie był już tylko księciem, a centrum zainteresowania całej stolicy. Nie miał czasu dla siebie, nie mógł w spokoju spać przy Hyunjinie, nie mógł znaleźć chwili spokoju w ciągu dnia. Nie chciał tego. Chciał wrócić do przeszłości, gdzie był szczęśliwy.

— Wpuść go — rzucił krótko. — I nie wpuszczaj nikogo, dopóki nie pozwolę.

Sługa ukłonił się krótko, następnie wychodząc z pomieszczenia. Już chwilę później zobaczył w nim uśmiechniętego Hyunjina. Na sam ten widok i na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Hwang zawsze tak na niego działał, toteż nie zdziwił się, że tylko on był w tym momencie w stanie poprawić mu humor.

— Sungie — westchnął na widok młodszego z nich. I Jisung uniósł się z krzesła, na którym to dotąd siedział, odkładając zapisany papier na stół. — Czy powinienem powiedzieć wasza królewska mość — rzucił z uśmiechem na ustach.

Brązowowłosy westchnął znów cicho, bez słowa podchodząc szybko do wyższego chłopaka. Wtulił się w jego ciało, w końcu czując ulgę, gdy do jego nozdrzy dotarł kojący, morski zapach Hyunjina. Zatopił nos w jego koszuli, obejmując go ciasno.

— Błagam, nie — wyszeptał. — Mam już tego dość.

Już chwilę później poczuł we swoich włosach dłoń starszego z nich. Zaczął przez to cicho mruczeć, mimowolnie uśmiechając się pod nosem, chociaż nadal nie czuł się zbyt dobrze.

— Nie dziwię ci się — odparł w końcu Hwang. — Cały dzień nie umiałem cię znaleźć. Nikt nie chciał mi powiedzieć, gdzie jesteś.

Na chwilę zapanowała między nimi cisza. Jisung miał wrażenie, że starszy mógł słyszeć to, jak głośno biło jego serce.

— To akurat moja wina — westchnął. — Powiedziałem, by nikt mi nie przeszkadzał. Musiałem pomyśleć — przyznał.

W tej chwili wiedział już, że wzrok czarnowłosego spoczął na tekście edyktu, który nadal spoczywał na stojącym obok nich stole. Hwang jednak nie przestał go przytulać, układając policzek na głowie młodszego chłopca.

— Chodzi o edykt? — zapytał w końcu Hyunjin. — Przecież rozmawialiśmy o tym.

Słowa starszego były prawdą. Spędzili kilka nieprzespanych nocy rozmawiając na ten temat. Ciężko było ustalić to wszystko w momencie, gdy musieli się mocno natrudzić, by spędzić czas razem, a co dopiero w jednym łóżku. Jisung musiał przenieść się do królewskiej sypialni, która przez cały czas była strzeżona, także jedynym sposobem na spanie w jednym łóżku było wymykanie się Jisunga do jego starej sypialni. Męczyło to ich obu, a dodatkowo przyspieszenie wydania edyktu potęgował fakt, że rodzina Hyunjina chciała wracać już do Oceanum i nie wiadomo było tak naprawdę, jak długo Hwang mógł zostać na kontynencie. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że skoro Jisung został królem, to nie mieli już jak się dłużej ukrywać i wydanie edyktu było jedyną opcją, jednak nie zmniejszało to strachu, jaki się z tym wiązał.

— Boję się — wyszeptał niesamowicie cicho, nie będąc nawet pewnym, czy czarnowłosy go usłyszy. — Co, jeśli lud się zbuntuje? Co, jeśli nas rozdzielą? Co, jeśli któreś z nas zginie? Dobrze wiesz, że to możliwe — dodał. — Wiem, że jestem królem i mogę wszystko, ale to nie oznacza, że wszystko pójdzie dobrze.

Nim jednak czarnowłosy coś odpowiedział, odsunął się delikatnie od młodszego chłopca, chcąc spojrzeć mu w oczy. Ułożył też jedną dłoń na jego policzku, zaczynając delikatnie gładzić kciukiem jego skórę, by jakoś go uspokoić. Umiał wyczytać z oczu Jisunga wszystkie jego uczucia, toteż bez problemu widział, jak bardzo wystraszony był Ahryjczyk. Sam też się bał, to było oczywiste, jednak wiedział, że w tej chwili musiał być silny dla Hana i pokazać mu, że przejdą przez to razem, nieważne jak poważne mogły być tego konsekwencje.

— Zapowiemy, że jutro wygłosisz edykt — oznajmił Hyunjin, cały czas gładząc kciukiem skórę niższego. — Wieczorem przygotujemy wszystko, czego potrzebowalibyśmy, gdyby trzeba było uciekać. Jeśli będzie taka potrzeba, będziemy gotowi i uciekniemy. Mamy po swojej stronie moją mamę i Kaleę, więc pomogą nam, jeśli będzie trzeba — dodał. — Nie opuszczę cię, kochanie. Nieważne jak skończy się jutrzejszy dzień, nie zostawię cię, nawet gdybyśmy mieli zginąć.

Jisung pokiwał w końcu głową. Hyunjin miał rację — musieli zaryzykować ten ostatni raz.

— W porządku — zgodził się. — Wygłoszę edykt.

I chociaż strach w nim nie zmalał ani trochę, to był już pewien, że to zrobi.

‣‣

Tę noc na szczęście spędził u boku czarnowłosego, chociaż od rana i tak zjadał go strach. Nikt z jego doradców nie znał treści edyktu i od momentu, gdy zapowiedział, że dzisiaj go wygłosi, wszyscy starali się dowiedzieć, czego dotyczyła jego treść. On jednak milczał, wiedząc, że nie mieli zbyt wielu zwolenników ich pomysłu — bo w istocie rzeczy była to jedynie Kalea i matka Hyunjina. Dlatego też zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli powie, co zamierza, cały dwór go zatrzyma.

Przez cały poranek funkcjonował jak duch, jakby uczucia wyparowały, zostając zastąpione przez zobojętnienie. Jednak kiedy godzina wydania edyktu nastała, strach powrócił ze zdwojoną siłą.

Stał w swojej nowej sypialni, której balkon wychodził na dziedziniec. Słyszał przez to głosy zgromadzonych tam ludzi, a to jeszcze bardziej wzmagało w nim emocje. Dłonie drżały, a serce uderzało jak szalone i nie pomagał nawet fakt, że Hyunjin cały czas go przytulał. To był ten moment. Nie mógł już dłużej zwlekać i zrozumiał to w momencie, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Hwang momentalnie się odsunął, a Jisung zgodził się na wejście trzeciej osoby.

— Wasza królewska mość — przywitał się gwardzista, kłaniając się też Jisungowi. — Wszystko jest już gotowe — oznajmił.

Jisung pokiwał jedynie głową.

— Zaproś tu królową matkę i księżniczkę Kaleę — rozkazał. Musiał zachować chociaż pozory i dlatego też uznał, że najlepiej będzie, gdy będą u jego boku.

Gwardzista skinął głową, następnie opuszczając pomieszczenie. Jisung spojrzał ostatni raz na czarnowłosego, który to uśmiechnął się słabo, próbując jakoś dodać młodszemu otuchy. Lecz nim Hwang zdążył coś powiedzieć, do pokoju weszły dwie zaproszone przez niego kobiety.

— Matko, Kaleo — przywitał się. Starał się utrzymać jak najpewniejszy głos, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie ukryje przeszywającego go strachu.

I Kalea uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Ścisnął ostatni raz papier, który cały czas trzymał, następnie obracając się w stronę drzwi z balkonu. Teraz albo nigdy.

Drżącymi nadal dłońmi otworzył drzwi balkonowe, następnie wychodząc na zewnątrz. Słońce uderzyło w jego twarz, zaś chwilę później do jego uszu doszła wrzawa, jaką to przywitał go lud. I chociaż cały czas się bał, to jednak fakt, z jakim wyczekiwaniem przywitali go Terranie, nieco go uspokoił, sprawiając, że nawet uśmiechnął się delikatnie. Uniósł dłoń, witając wszystkich zebranych. Wyglądał majestatycznie w długim płaszczu i z koroną zdobiącą jego głowę.

Wziął ostatni oddech, rozwijając trzymany ciągle dokument.

— Drodzy Terranie oraz inni podwładni — zaczął, doskonale wiedząc, że jego głos drżał. — W czasie mej koronacji kilkanaście dni temu przysiągłem chronić mój lud aż do końca. Nadeszły jednak czasy pokoju, a przez dobro rozumiem nie tylko wolność. Pragnę panować sprawiedliwie, bez podziału na gorszych i lepszych — wygłosił. Wziął głębszy wdech, zdając sobie sprawę z tego, że wszystkie oczy były wlepione w niego, nie tylko stojących na dziedzińcu poddanych, ale też jego matki, Hyunjina i Kalei, którzy to stali za nim. — Kilka ostatnich tygodni uświadomiło mi, że najważniejszą wartością wcale nie jest władza, a miłość i przyjaźń, bowiem tylko one są w stanie przetrwać najgorsze chwile, takie jak choćby napotkaną przez nas wojnę — dodał. To była ta chwila, gdy musiał przejść już do sedna. — Dlatego też z dniem dzisiejszym na mocy tego edyktu i na wzór naszych braci Silvan wprowadzam na terenie mojego kraju pełną wolność, równość i brak podziałów w odniesieniu do małżeństw i relacji międzyludzkich — oznajmił coraz mocniej drżącym głosem. — Zaznaczam również, że każda para, która nie dostała zgody rodziny na małżeństwo, może dostać ją od głowy państwa, a każda przymuszona do małżeństwa osoba otrzyma azyl w pałacu królewskim. Chcę bowiem stać na straży szczęścia, gdyż to właśnie jego brak prowadzi do wojen i konfliktów.

I wypowiedziawszy ostatnie słowo z powrotem zwinął dokument, następnie obracając się i wchodząc do środka, niezależnie od tego, jaką burzę i poruszenie mogły wywołać jego słowa. Nie miał pojęcia, czy ludzie domyślą się, co szło za jego słowami, że Hyunjin nie bez powodu stał u jego boku, że nie miał na myśli jedynie relacji córki rolnika z arystokratą, ale też małżeństwa jednopłciowe. Teraz to wszystko się już nie liczyło, bowiem słowa zostały wypowiedziane i nie mógł już cofnąć czasu.

Po chwili usłyszał w pokoju kroki pozostałych osób, a drzwi balkonu zostały zamknięte. Jednak kiedy odwrócił się w kierunku pozostałych osób przebywających w pomieszczeniu, ujrzał gniew na twarzy swojej matki.

— Co to miało być? — wrzasnęła.

W tym samym momencie Hyunjin podszedł do Jisunga. Coś po prostu kazało mu to zrobić, gdyż chciał go chronić, tak, jak zawsze. Kalea za to stanęła z boku, przenosząc spojrzenie to z Jisunga i Hwanga, na matkę młodszego z nich.

— Nie podnoś na mnie głosu, jestem twoim królem — odpowiedział głosem o wiele stabilniejszym, niż przed chwilą. — Mówiłem ci, że zamierzam zmienić świat na lepsze i właśnie to robię — oznajmił.

— Wygłaszając taki edykt? — odparła momentalnie. — Czym chcesz rządzić z Kaleą? Ludem czy wściekłą zwierzyną? — dodała oburzona.

Jednak tym razem nim Jisung zdążył się odezwać, na słowa królowej matki odpowiedziała Kalea.

— Nie weźmiemy ślubu — oznajmiła stanowczo.

Kobieta spojrzała na księżniczkę Silvy i kiedy na jej twarzy nie zobaczyła ani krztyny zwątpienia, przerzuciła wzrok z powrotem na swojego syna.

— Myślałam, że nie mówisz poważnie — rzuciła. — Jak ty to sobie wyobrażasz? Co ty chcesz osiągnąć?

I w tym momencie Jisung zrozumiał, że nie mógł już dłużej ukrywać przed matką tego, co było pomiędzy nim, a Hyunjinem. W końcu po to robili to wszystko — by w końcu móc się ujawnić i żyć szczęśliwie tak, jak każda para. I dlatego też ujął dłoń czarnowłosego, pewnie spoglądając matce w oczy.

— Mówiłem ci to już, przejrzyj na oczy — odpowiedział, ściskając dłoń Hyunjina dla dodania sobie odwagi. — I nie obchodzi mnie to, co o tym myślisz, bo teraz to ja jestem królem i to ja decyduję o wszystkim, a chcę być szczęśliwy z osobą, którą kocham.

I nim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, obrócił się i pociągając za sobą Hyunjina, ruszył w kierunku wyjścia z sypialni. To było jego ostatnie słowo i nikt nie był w stanie już zmienić tego, co postanowił. Teraz to on rozdawał karty w grze.

‣‣

Resztę dnia spędzili w starej sypialni Jisunga, starając się cieszyć wzajemną obecnością i nie przejmować się tym, co mogło dziać się poza granicami bezpiecznej przestrzeni, jaką stanowił pokój Hana. Wbrew pozorom nie było jednak wcale tak źle — żaden bunt nie wybuchł, nikt nie szturmował pałacu, nikt poza jego matką nie wyraził dezaprobaty, żaden szlachcic, arystokrata ani możnowładca nie próbował z nim porozmawiać, starając się przekonać go zmiany decyzji. I może była to jedynie cisza przed burzą, ale w tym momencie na nowo narodziła się w nim nadzieja na dobre zakończenie ich historii.

Nareszcie czuł się bezpiecznie w ramionach Hyunjina. Na chwilę udało mu się nawet zapomnieć o tym, że został królem, że zaryzykował swoje życie, wydając ten edykt, że jego ojciec nie żył, a całą Areę dotknęła wojna. Bowiem gdy zasiedli z powrotem na dachu zamku, objęci wpatrując się w morze i horyzont, tak, jak za dawnych lat, znowu poczuł się jak niewinne dziecko, niedotknięte wszystkimi bolesnymi wydarzeniami ostatnich tygodni.

Kiedy słońce zaszło już za horyzont, Hyunjin zaproponował, by przeszli się na spacer na plażę. I chociaż oboje zdawali sobie sprawę z tego, że w obecnej sytuacji było to ryzykowne, to jednak Jisung miał już dość siedzenia w pałacu, którego od momentu koronacji praktycznie nie opuszczał. Dlatego też opatentowanym za dziecka sposobem, wyszli na dwór, najpierw schodząc po barierce jego balkonu, a następnie po starym dębie rosnącym zaraz przy jego oknie. Brązowowłosy na chwilę znów poczuł się jak za dawnych lat, co dodatkowo pozwoliło mu choć na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach.

O tej godzinie miasto było puste, a pałac od murów dzieliły jedynie ogrody pałacowe, toteż na spacer udali się trzymając się za ręce. Sprawiało to, że serce Jisunga uderzało szalenie szybko, a on sam zerkał co chwilę z uśmiechem na starszego z nich. Jego dłoń była ukryta w tej większej, Hyunjina, co w jakiś dziwny sposób jeszcze bardziej dawało mu poczucie bycia kochanym.

Kiedy w końcu dotarli do plaży, poczuł jakąś dziwną ulgę, jakby nareszcie znalazł się w odpowiednim miejscu z odpowiednią osobą. Wtulił się wtedy w jego bok, pozwalając wyższemu z nich objąć się w talii. Czuł jego kojący zapach i bliskość, i w tej chwili nie chciał już niczego więcej.

Księżyc górował na niebie, zastępując w tej roli słońce. Jego blask oświetlał w większości objęte snem miasto. Plaża wyglądała jednak tak samo pięknie, jak podczas każdego dnia, wschodu czy zachodu słońca. Było to jego absolutnie ulubione miejsce na świecie, a fakt, że przebywał tam z najważniejszą dla niego osobą, sprawiał, że był naprawdę szczęśliwy, chociaż ostatnie dnie były okropnie ciężkie. Morze migotało świtałem tysiąca gwiazd, które odbijały się w tafli wody, nadając jej srebrzysty kolor. Piasek, który ugniatał się pod ich stopami, nadal był całkiem ciepły po słonecznym dniu. Lekka bryza obejmowała czule ich skórę, sprawiając, że było delikatnie chłodno, lecz pomimo tego ich skóra paliła się ciepłem wzajemnej miłości. Niebo z kolei pokryte było ciemnoniebieskim kolorem, który ozdobiony był mieniącymi się w oddali gwiazdami.

Jednak kiedy dotarli do miejsca, w którym kilka tygodni temu spotkali się w środku nocy, Hyunjin stanął, tym samym zmuszając do tego Jisunga. Młodszy chłopak spojrzał na niego z niezrozumieniem, obserwując, jak Hwang odsuwa się delikatnie, następnie puszczając go.

— Co? — zachichotał cicho młodszy chłopak, czując na sobie intensywne spojrzenie wyższego.

Jednak wtedy Hwang zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziwał. Odrzucił bowiem na bok swoje buty i koc, który ze sobą zabrali, dłoń układając na piersi Terranina.

— Berek! — rzucił, następnie rzucając się do biegu.

Nim Jisung zorientował się w tym, co się działo, Hyunjin zdążył już odbiec w stronę morza. Kiedy w końcu jednak dotarło do brązowowłosego, co powiedział starszy, uśmiechnął się, biegnąc za czarnowłosym. Miał w tej chwili gdzieś fakt, że był królem, poważnym władcą narodu — bo przy Hyunjinie był po prostu sobą.

Oceanin co prawda stanął w miejscu, gdy woda sięgnęła mu połowy łydek, ewidentnie czekając na niższego z nich. I kiedy Han wbiegł do wody, czarnowłosy znów ruszył przed siebie, uciekając tym razem wzdłuż linii brzegu, cały czas też chichocząc. Jisung również nie był w stanie przestać się śmiać, goniąc Hyunjina, chociaż doskonale wiedział, że nie dogoni go przez to, jak długie nogi miał starszy chłopak.

W pewnym momencie jednak Ihryjczyk zaczął truchtać tyłem, rozchylając też swoje ramiona. Pozwoliło to Jisungowi nareszcie na dogonienie go, a gdy tak właśnie się stało, Hyunjin zatrzymał się. Brązowowłosy momentalnie wtulił się w jego ciało, przyciskając twarz do jego mocno pachnącej morzem koszuli.

— Złapałem cię — zauważył, cały uśmiechając się pod nosem. — Dostanę za to nagrodę? — zachichotał.

Hyunjin wydał z siebie cichy pomruk, który miał zapewne oznaczać, że się zastanawiał. Nie odezwał się jednak ani słowem, w zamian po prostu biorąc młodszego na ręce, co spotkało się z głośnym piskiem od strony Jisunga. Nagle znalazł się bowiem ponad ziemią, trzymany przez starszego jak pannę młodą. W pierwszej chwili wystraszył się, że Hwang zamierza go całego wrzucić do wody, lecz gdy ten zaczął kierować się w stronę brzegu, lekko mu ulżyło.

Starszy dość niechętnie odstawił brązowowłosego na ziemię, gdy dotarli z powrotem do ich rzeczy. Wtedy też jednak Hwang rozłożył koc, następnie siadając na nim i zapraszając do siebie Jisunga. Niższy natychmiast skorzystał z tej oferty, wtulając się w bok wyższego i układając głowę na jego ramieniu. Wpatrywali się teraz w bezkres morza i nieba, trzymając się też za ręce. Było idealnie.

I kiedy tak wpatrywał się w horyzont, wtulając się w ciepłe ciało Hyunjina, do jego głowy zaczęły powracać wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem. Zaczęło się od chwil jego z dzieciństwa, kiedy to wymykali się razem z Hyunjinem z zamku i spędzali tu noce, rozmawiając o przyszłości i składając sobie niezliczone obietnice. Pamiętał dokładnie pożegnanie z czarnowłosym w arhyjskim porcie, gdy ten musiał wrócić do Oceanum. Doskonale w jego pamięci zakodowane było to, jak nie potrafił się od niego oderwać, a łzy ściekały ciurkiem wzdłuż jego policzków, gdyż doskonale wiedział, że nie zobaczy swojego najlepszego przyjaciela przez następne kilkadziesiąt miesięcy. I tego dnia Hwang złożył mu obietnicę i przysiągł, że wróci, chociażby miał przepłynąć morze wpław. Pamiętał też, jak trzy lata później w tym samym porcie powitał Hwanga z powrotem, tym jednak razem płacząc ze szczęścia. Do jego głowy powróciło też wspomnienie dnia sprzed kilku tygodni, kiedy to spotkał Ihryjczyka właśnie w tym miejscu w środku nocy, kiedy to postanowił się przejść na plażę, gdyż nie umiał zasnąć. Tamtej nocy coś w ich relacji poszło do przodu, a on doskonale pamiętał, jak Hyunjin przysiągł chronić go za wszelką cenę. Jednak nie ostatnim, ale zapewne najważniejszym wspomnieniem związanym właśnie z tym morzem stanowczo była noc, gdy Hyunjin pocałował go po raz pierwszy, a oni nareszcie odnaleźli szczęście i miłość w swoich sercach. To morze istotnie było jak księga niosąca ze sobą historię ich miłości.

Jednak w pewnym momencie jego rozmyślania przerwało mu ciche westchnienie starszego z nich. Uniósł głowę z jego ramienia, spoglądając na twarz czarnowłosego.

— Pamiętasz tę noc, gdy obiecałem ci na tej plaży, że zawsze będę cię chronił? — rzucił.

Jisung uśmiechnął się szeroko, kiwając głową.

— Oczywiście — odparł. — Wcześniej dałeś mi buziaka w czoło, chociaż teoretycznie byliśmy przyjaciółmi — zachichotał.

Przez te słowa i czarnowłosy uśmiechnął się szerzej. Odwrócił jednak po chwili głowę, spoglądając z powrotem na morze, sięgając wzrokiem daleko po horyzont.

— Myślałem dużo od tamtego czasu — westchnął w końcu. — Przysięgałem i sobie, i tobie, że cię nie zostawię, że będę cię chronił aż do końca i nic ci nie będzie grozić — dodał, sięgając do kieszeni. — Dostałem to od mamy, kiedy powiedziałem jej o nas — oznajmił, na co Jisung zmarszczył brwi, gdyż nie miał pojęcia, o czym mówił teraz Hyunjin. — I zdałem sobie sprawę z tego, że nie chcę żyć z nikim innym, jak z tobą. Nieważne, jak, gdzie i w jakich warunkach, chcę tylko ciebie w moim życiu — wypowiedział, a wtedy też brązowowłosy zrozumiał, że jego głos drżał.

Jisung miał spytać, o czym ten mówił, gdyż nie miał pojęcia, co się działo, jednak nim zdążył się odezwać, Hyunjin w końcu wyciągnął coś z kieszeni. I kiedy czarnowłosy wstał z koca, następnie klękając tuż przed młodszym chłopcem, Han rozchylił usta, zdając sobie sprawę z tego, co się działo.

— Jisungie — zaczął starszy z nich, w końcu spoglądając w oczy Hana. Jisung bez problemu ujrzał w nich starch, ale i też szczerość, kompletne oddanie i najprawdziwszą miłość. — Jestem przy tobie najszczęśliwszy na świecie, wiesz? Potrzebuję jednak w życiu jeszcze tylko jednej rzeczy — oznajmił. Czarnowłosy otworzył też w tym momencie pudełeczko, które chwilę wcześniej wyciągnął z kieszeni. Wzrok niższego natrafił na śliczny pierścionek, który według wcześniejszych słów Hwanga musiał wcześniej należeć do jego mamy. — Wyjdziesz za mnie?

W jednej chwili te kilka słów sprawiły, że z oczu Jisunga wyleciały łzy. Uśmiechał się on jednak szeroko, czując, jak mocno uderzało jego serce. I może był jeszcze młody, może w życiu czekało go naprawdę wiele przeszkód, a ich obu czekało ciężkie życie, ale w tej chwili to wszystko nie liczyło się ani trochę, bowiem w końcu mógł być szczęśliwy u boku osoby, którą tak bardzo kochał. I właśnie dlatego też pokiwał energicznie głową, w tej chwili nie pragnąc już niczego więcej.

— Tak, Hyunnie — dodał jeszcze przez łzy. — Wyjdę za ciebie, kochanie.

Jednak nim Hyunjin zdążył wsunąć pierścionek na palec Jisunga, ten ułożył obie dłonie na policzkach czarnowłosego, następnie przyciągając go do pocałunku. Poczuł, jak starszy chichocze, naraz oddając na szczęście pocałunek. Brązowowłosy pociągnął go za sobą, z powrotem kładąc się na kocu. Całował usta starszego czule, starając się przekazać mu wszystkie uczucia, którymi go darzył. Hwang był całym jego światem, całym jeszcze szczęściem, po prostu jego wszystkim.

Ale i Hyunjin starał się oddawać wszystkie pocałunki tak samo czule. Cały czas skradając buziaki z ust młodszego, udało mu się jednak wsunąć na palec niższego śliczny pierścionek, który to istotnie należał kiedyś do jego mamy. W pewnym jednak momencie odsunął się delikatnie, spoglądając Jisungowi w oczy — tak jak zawsze bez problemu był w stanie wyczytać z nich to, co młodszy czuł. I w tej chwili, na przepięknej twarzy jego ukochanego widział jedynie szczęście i miłość, która tak mocno paliła się w obu ich sercach.

— Kocham cię, Sungie — wyszeptał, dłoń układając na pulchnym policzku Hana i skradając z jego czoła kolejnego buziaka. — Kocham cię najmocniej na świecie, słoneczko.

Jisung przyciągnął go jednak do kolejnego pocałunku, cały czas uśmiechając się jak głupi.

— Ja też cię kocham, Hyunnie — wyszeptał w jego usta. — I będę cię kochać aż do końca mych dni.

Chwilę później ich usta połączyły się w kolejnym pełnym miłości pocałunku, bowiem w tamtym momencie nie liczyło się już nic, poza nimi. Tego dnia spełniła się ich zapisana w gwiazdach historia, a świadkiem tego wszystkiego znów było morze, które już zawsze miało nieść swoim szumem powieść ich życia, zapewniając im wieczność. Teraz był już tylko Hyunjin i Jisung.

— KONIEC —

...

[4069 słów]

łącznie: 66 095 słów ; około 238 stron książkowych

hey, kochani.

po ponad 2,5 roku w końcu muszę to powiedzieć: oficjalnie dotarliśmy do końca once upon a time. czy chce mi się płakać? owszem. ouat było moim pierwszym hyunsungiem, inspirowanym moim snem, moim dzieckiem i książką, z którą wiążę wiele uczuć. i chociaż w tym czasie napisalxm sporo innych książek, które również mi się podobają, to jednak ta nadal nosi miano jednej z moich ulubionych.

szczerze, minął szmat czasu, od kiedy pojawił się pierwszy rozdział. zmieniłxm się i ja, i mój styl pisania, przez co szczerze mam wrażenie, że ostatnie rozdziały nie zawierały tej samej magii, co pierwsze. mam jednak nadzieję, że całokształt się wam podobał i nie zapomnicie tak szybko o tej książki.

widzimy się w innych książkach, seeya!

~ altrey

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top