2410.03.20 part II
a/n: #sorrynotsorry
Smród spalenizny było czuć wszędzie. O ile na otwartej przestrzeni nie było jeszcze tak źle, bo o dziwo, sztuczny, stacyjny wiatr wciąż funkcjonował, to w środku budynku było już o wiele, wiele gorzej. Mimo że szpitalowi brakowało kilkunastu pięter i wybite dziury straszyły na każdym kroku, to zaduch stawał się powoli nie do zniesienia.
Yoongi wziął płytki oddech, starając się zapanować nad odruchem wymiotnym. Wilgotne, w jakiś sposób lepkie powietrze, wymieszane ze smrodem spalonej elektroniki i czymś organicznym było dla jego nowego zmysłu powonienia zabójczą mieszanką. Od niej wolał nawet smród siarki i jajek, który wyziewał z otwartych, gigantycznych kraterów, jakie widzieli na zewnątrz w czasie drogi. Przystanął na chwilę przy wybitym oknie, nabierając szybko powietrza w płuca.
- Skaner pokazuje, że musimy zejść teraz na drugie piętro. Tam jest przejście do ogrodów, które znajdują się na poziomie zero...- powiedział Namjoon, stając obok niego.
Yoongi skinął mu głową, wciąż patrząc na zewnątrz. Gdzieś w oddali, za wielkim, spalonym aż do samych skał trawnikiem i za placem manewrowym usianym skleconymi naprędce barykadami, widział lądowisko. Chowało się w cieniu ogromnej hali, która pochylała się nad nim niebezpiecznie. Mimo że Yoongi bardzo wysilał wzrok, nie potrafił dojrzeć Selene i czekającego przy niej JK'a.
Wszystko ginęło wśród szarego krajobrazu i mgły, która powoli zaczęła się podnosić. Widać ją było, unoszącą się w coraz gęstszych kłębach, nad płytkimi lejami wybitymi przez działka laserowe. Okopy, zaczynające się zaraz za nimi, były wciąż widoczne jak na dłoni. Nawet z tej odległości Yoongi potrafił dojrzeć wejście do jednego ze schronów. Było półotwarte i zza jego drzwi wystawała broń laserowa.
Na krótki moment jego serce zamarło, ale tylko na krótki. Gdy przyłożył lornetkę do oczu, zobaczył, że mimo, iż broń wycelowana w lądowisko, nie ma dolnej połowy, a dookoła porozrzucane są części czyiś ubrań. Jej lufa wskazywała miejsce, gdzie musiał znajdować się JK pewnie zajęty bardziej kopaniem kamieni, a nie patrolowaniem okolicy.
Odetchnął cicho z ulgą. Okop był pusty. Fałszywy alarm. Przesunął lornetkę w bok. W okolicy wejścia do schronu walały się jakieś metalowe części, fragmenty uzbrojenia, coś co wyglądało jak kości i pewnie nimi było. Zatrzymał wzrok dopiero na usypanym z gruzu małym pagórku, nad którym powiewała wyblakła flaga Federacji i opuścił lornetkę.
- Tam nic nie ma - doszedł go spokojny głos Jina. Mężczyzna stał obok Namjoona i pokazywał mu coś na tablecie. - Zbombardowaliśmy to miejsce w prawie ostatnim tygodniu walk - wyjaśnił cicho i popukał w ekran palcem.
Gdyby nie on, nie byliby w stanie dojść aż tutaj. Mapa nie pokazywała wszystkich danych i zniszczeń, które nastąpiły w ostatnich dniach walk i tylko dzięki jego dobrej pamięci byli w stanie manewrować między gruzami z taką sprawnością. Yoongi widział, jak jego ręka zatacza małe koło. Rysował coś na ekranie w skupieniu, pokazując młodszemu inną trasę. Yoongi nie mógł przestać patrzeć na jego dłoń, w sumie cały czas miał problem, żeby patrzeć gdziekolwiek indziej niż na chłopaka. Sam nie wiedział dlaczego, ale martwił się i nie chodziło tu o misję, o to był spokojny, ale o Jina właśnie.
Lekarz był tak wyciszony i skupiony, że było to aż w jakiś sposób przerażające. Odkąd tu wylądowali, widać było, że nie analizuje tego co zastali, tak samo jak oni. Mężczyzna niby patrzył na pobojowisko, ale nie wyglądał jakby to ruszało go w jakikolwiek sposób. Zachowywał się wręcz jakby wcale go nie dotyczyło. Ani teraz, ani nigdy. Jakby Orvandil był kolejnym pacjentem w kolejce podczas długiego dyżuru, a nie polem bitwy, do którego znów wrócił. Jin był totalnie wyprany z jakichkolwiek emocji i to chyba tak bardzo ruszało Yoongiego. Mężczyzna wciąż był uważny i nie mógł mieć do jego pracy żadnych pretensji, ale ta mała różnica. Ta wewnętrzna pustka, którą Yoongi czuł w nim prawie namacalnie, zmieniała wszystko. Chłopak łapał się co chwila na tym, że instynktownie pochodzi do niego bliżej i bliżej jakby chciał go odgrodzić od Orvandil swoim ciałem chociaż wiedział, że to nie możliwe.
- Załoga... - głos Hoseoka zabrzmiał nienaturalnie głośno w pustym korytarzu. Przez krótki moment Yoongiemu wydawało się, że odbijał się echem po jego ścianach. Dopiero, gdy Jimin przystawił swój komunikator do twarzy, zorientował się, że ich wszystkie komunikatory rozświetliły się na czerwono, przekazując komunikat awaryjny i każdy z nich włączył się automatycznie w trybie głośnomówiącym.
To nie mógł być telefon sprawdzający stan akcji, coś stało się na Horizon. Yoongi nie zdążył nawet nacisnąć guzika na swoim sprzęcie, gdy Hoseok odezwał się znowu.
- Federacyjny patrolowiec leci w waszą stronę. Szukajcie schronienia... wrócimy po was, obiecuję - dodał po krótkiej chwili i rozłączył się szybko. Ich tablety od razu zaczęły błyszczeć, gdy statek matka rozpoczął przesyłanie danych zebranych przez skaner Horizon.
- Patrolowiec Federacyjny - zaczął czytać szybko Namjoon. - Klasa albatross, 10 osób na pokładzie. Dwa wahadłowce typu Selene na stanie statku - Yoongi wziął krótki, nerwowy oddech. Dlaczego musiało się to stać akurat teraz? Kiedy Hoseok dopiero co dostał w dowodzenie statek.
- Hoseok? - spróbował, włączając swój komunikator. Kanał był zablokowany, wiedział to, ale mimo to próbował dalej. - Hoseok, odbiór - powiedział tym razem głośniej.
Przekleństwa same cisnęły mu się na usta. Obiecał chłopakowi, obiecał mu, że wszystko będzie dobrze. Miało być dobrze i spokojnie i bezstresowo.
- Kurwa... - zaklął tym razem na głos i włączył kanał awaryjny z Jungkookiem. Musiał się zająć najpierw tym, co ma przed sobą. Dopiero potem mógł martwić się Taehyungiem i Hoseokiem. Musiał sobie powtarzać, że Hobi wie, co robi i na pewno podjął dobrą decyzję, a na myślenie o losie Horizon miał jeszcze czas. Będzie dobrze, będzie dobrze. Powtarzał sobie cicho w myślach. - JK - powiedział głośno, odwracając się od reszty załogi i wyjrzał przez okno. Gdzieś na horyzoncie majaczyło mu lądowisko z ukrytą w rumowisku, Selene. - Jungkook, odbiór! - dodał głośniej, bo cisza po drugiej stronie się przedłużała.
- Słyszałem, odbiór - powiedział chłopak spokojnym tonem. Yoongi podrapał się szybko po zmierzwionej grzywce. Słyszał, jak Namjoon dalej wyczytuje koordynaty i podaje odległości. Patrolowiec zbliżał się do nich z zastraszającą prędkością. Jungkook nie byłby w stanie dobiec tutaj, choćby nawet próbował.
- Schowaj się...- zaczął mówić, ale Jin wszedł mu w słowo, odblokowując swój komunikator i odpowiedni kanał.
- Na zachód od twojej lokalizacji jest schron. Idź tam - powiedział i spojrzał na Yoongiego. Widać było, że szuka u niego aprobaty. Yoongi skinął mu tylko głową, pozwalając mówić dalej.
- Ale...- zająknął się JK. - Ale co ze Selene? Co z wami? - zaczął pytać.
- Zostaw statek, sformatuj mu tylko system i uciekaj. Słyszysz? - odezwał się Yoongi. - Schowaj się, gdzie każe ci Jin.
- Po co mam to zrobić? - spytał Jungkook. Słychać było w jego głosie zdezorientowanie. Yoongi czasem zapominał, że chłopak nie miał przeszkolenia wojskowego. Do tego potrafił być wyjątkowo uparty i nieposłuszny.
- Tam mogą być dane dotyczące Horizon. Szczątkowe, ale mogą dojść, że my to my. Lepiej nie ryzykować - wyjaśnił szybko. - Biegnij już - dodał, chociaż słyszał w słuchawce świst powietrza. Nie musiał nawet sprawdzać na tablecie, że chłopak wykonał rozkaz i wraca do Selene.
- Wysyłam mu mapę - mruknął cicho Jin, ładując szybko na swój tablet potrzebne dane. Yoongi zerknął na swój komunikator.
Federacyjny Albatross przygotowywał się do zatrzymania na orbicie Orvandil i niedługo, zgodnie ze wszystkimi procedurami, wyślą tu swój własny wahadłowiec z patrolem. To nie była kwestia godzin, raczej minut, bo odległość nie była wielka i patrząc na to, co przesłała im Horizon, patrolowiec wiedział, że ktoś jest na stacji. Nie będą zwlekać z wysłaniem zwiadu.
W słuchawce słychać było JK'a, który był już na statku. Między jego nierównymi oddechami, przebijały jakieś metaliczne trzaski i tąpnięcia, i coś, co brzmiało jak odliczanie. Yoongi zamknął na chwilę oczy. To był tryb autodestrukcji systemu Selene. To da się naprawić. Powtarzał głos w jego głowie, da się zrobić, nie ma problemu. Chodzi tylko o to, żeby spowolnić nadchodzący patrol. Da radę, nie muszą mieć wszystkich sprawnych systemów. Muszą tylko dostać się na orbitę Orvandila i Hoseok wyłapie ich sygnał. Na pewno to zrobi, już raz im się przecież udało. Nie musi się przejmować tym, że jeśli zniszczy teraz system Selene, to będzie musiał improwizować później z odłączaniem innych rzeczy tylko po to, żeby wyrwać się z uścisku sztucznej grawitacji stacji. Pierwsze misje Apollo, które udawały się na eksplorację księżyca Ziemi, miały mniej pamięci niż pierwsze ziemskie smartfony, więc czym on się przejmuje? Im się udawało. Im się udawało... Serce biło mu jak oszalałe.
- A wy? - spytał Jungkook. Jego głos odbijał się echem w pomieszczeniu. Yoongi otworzył szybko oczy, czuł się jakby ktoś obudził go z transu.
- My będziemy kontynuować misję - odparł spokojnym tonem. Mówienie przychodziło mu z trudem. Mieli jedną, jedyną szansę na zdobycie kryształów i nie mogli się już wycofać. Horizon była na wyczerpaniu i tak naprawdę nie było ich stać nawet na ucieczkę z tego kwadranta przed Federacją, bez benitoitów. Jeszcze nie wiedział, jak to zrobią, ale nie mieli innego wyjścia.
- Rozdzielimy się - powiedział, odwracając się w stronę Jimina i Namjoona, którzy obserwowali tą wymianę zdań. - Zdobędziemy kryształy i wrócimy po ciebie - Jin wciąż patrzył w swój tablet. Yoongi widział, że obserwuje poczynania JK'a na kamerach zainstalowanych w Selene, a później na tych na zewnątrz, kiedy chłopak już wybiegał ze statku. Gdy stracił go z oczu, przełączył urządzenie na monitorowanie jego sygnatur życiowych.
- Kapitanie? - powiedział Namjoon. Nie było to nawet pytanie, raczej wyrażenie zdziwienia. Yoongi wiedział, że mieli się nie rozdzielać. Doskonale o tym wiedział, ale to była jedna z takich sytuacji, w której nie mieli innego wyjścia.
- Ty idziesz ze mną - rozkazał Yoongi. - Jimin z Jinem. Wy... - zawahał się i spojrzał na obu mężczyzn. - Weźmiecie sektor B-9. Jest bliżej i mówiłeś, że wiesz, jak tam dojść - dodał i przeniósł wzrok na Jina, który, mimo że wciąż był przerażająco spokojny, w jakiś sposób wydawał się Yoongiemu niepewny i zdziwiony. W sumie sam nie wiedział, dlaczego tak myślał. Mężczyzna wyglądał dokładnie tak samo, jak przed komunikatem z Horizon. Położył rękę na jego przedramieniu i ścisnął ją lekko.
- Powinno być ok - odparł chłopak od razu. - Wiem, jak tam dojść - dodał po chwili i sięgnął po swoją maskę tlenową, unikając wzroku Yoongiego, który zabrał od razu swoją dłoń i zaczął zakładać swój sprzęt. - Droga do F-45 powinna być czysta. Idźcie za kanałami melioracyjnymi, a potem w stronę budynku administracji. Jeśli będziecie mieć problemy, wyślijcie nam swój podgląd z kamery.
- Bądźmy w kontakcie - powiedział Namjoon i podszedł do Jimina, który już łapał go za kark i pocałował go lekko. W tym samym momencie jasny rozbłysk rozświetlił niebo nad nimi. Jeden z transporterów Selene osiągnął właśnie granicę z atmosferą i powoli obniżał się do lądowania. Nie mieli już czasu. Yoongi czuł na sobie wzrok Jina.
- Broń w pogotowiu - wyjął swoją własną z kabury umieszczonej na udzie i sprawdził ją szybko. Wyłączył w niej tryb ogłuszania. - Odezwijcie się, jak będziecie już na miejscu i wtedy ustalimy co dalej, ok? - Jin skinął mu lekko głową.
- Ok - odparł cicho. Yoongi widział, że chłopak chce coś powiedzieć, ale Jin wahał się tylko chwilę. Zamiast otworzyć usta, złapał Jimina za rękę i pociągnął go lekko w swoją stronę. Nawet na niego nie spojrzał, nie przystanął. Obaj bez pożegnania zniknęli za załomem korytarza.
- Powodzenia - głos Jimina rozniósł się jeszcze echem w pustym budynku, ale zniknął zaraz, gdy transporter zaczął schodzić niżej i huk jego silników porwany przez wiatr, wdarł się do pomieszczenia.
Yoongi zerknął jeszcze na stojącego wciąż w tym samym miejscu Namjoona, który z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywał się w puste miejsce, gdzie przed chwilą zajmowali mężczyźni.
- Będzie dobrze - powiedział Yoongi. Kłamstwo jeszcze nigdy nie przyszło mu tak łatwo.
***
Ziemia drżała, gdy Federacyjny transporter podchodził do lądowania. Dopiero, gdy dotknął płozami lądowiska, Jungkook zorientował się, że bransoletka zamontowana na jego lewym nadgarstku wibrowała lekko.
Alarm ostrzegający go o zmianie składu powietrza szalał, ale chłopak nie przejmował się nim. Wiedział, że powinien założyć maskę tlenową, miał tego pełną świadomość nawet bez przypominajki, bo smród wydobywający z podziemi stawał się nie do zniesienia, ale maski, a zwłaszcza te tlenowe, zawsze kojarzyły mu się źle, dlatego odwlekał jej założenie, jak tylko mógł. Federacyjna Selene po raz ostatni wypuściła gorące powietrze spod spodu i osiadła z hukiem niedaleko ich własnego statku. Mur, przy którym leżał Jungkook zadrżał niebezpiecznie.
- Selene Federacyjna... - powiedział cicho chłopak do komunikatora, odblokowując kanał z pozostałymi.- 5 osób na pokładzie - dodał po dłuższej chwili, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do innej formy widzenia.
Zaszły srebrem, gdy tylko zaczął je mrużyć i wytężać wzrok, starając się dojrzeć załogę Federacyjnego patrolowca wysiadającego ze środka małego statku. Mgła od razu przestała mu przeszkadzać i wreszcie wszystko widział jak na dłoni.
Sylwetki piątki żołnierzy poruszały się niepewnie i ostrożnie po nowym terenie i prawie od razu okrążyły ich Selene. Dwie osoby podeszły do włazu z boku statku. Robiły to uważnie, widać było w ich ruchach niepewność i napięcie. Nie spodziewali się nikogo tu zastać.
Jungkook widział to w sposobie ich poruszania i nerwowych ruchach. Temperatura ich ciał, która rosła dramatycznie z każdą minutą, też zdradzała, co działo się w ich głowach. Nie potrzebował być blisko nich, żeby się o tym przekonać.
Gdy jedna z osób klęknęła przy panelu kontrolnym znajdującym się obok wejścia do ich transportera, druga szybkim ruchem dłoni przywołała żołnierza stojącego nieopodal. Ten zasalutował i po krótkiej komendzie oddalił się z powrotem na statek.
- Odsyłają jedną z osób z powrotem na Selene - zakomunikował, odprowadzając ją wzrokiem.
- JK, miałeś siedzieć w schronie - odezwał się Jin. Chłopak słyszał w jego głosie zdenerwowanie.
- Jestem w nim - skłamał gładko, patrząc na drzwi schronu przed sobą. - Możesz sprawdzić na mapie. Masz mój lokalizator - dodał leniwym tonem i znów odwrócił się w stronę lądowiska. Żołnierz przy włazie musiał skończyć pracę, bo wstał z klęczek i przywołał do siebie resztę. Jungkook pomyślał przelotnie, że mógł zabezpieczyć lepiej zamek, wychodząc, ale na to było już za późno. Magnesy puściły i drzwi stanęły otworem. - Są na naszym statku.
- Dzieciak...- w głosie Yoongiego dało się wyczuć lekkie zrezygnowanie. - Nie podchodź bliżej, słyszysz? Schowaj się w schronie, zabarykaduj i nie ruszaj się stamtąd - dodał. W słuchawce słychać było świst powietrza, a potem coś, jak stęk Namjoona i gruchot metalu.
- Gdzie jesteście? - spytał od razu Jimin, wtrącając się w rozmowę.
- Jedna trzecia trasy - odparł Yoongi. - Jest trochę gruzu, ale da się przeżyć. Niektóre przejścia ciężko chodzą - mówił dalej, a Jungkook wychylił się bardziej zza murka, starając się dojrzeć, co robi załoga Federacyjnego patrolowca. - Jungkook, odbiór.
- Słyszałem...- głos chłopaka był cichy. Żołnierze dalej siedzieli w środku.
W słuchawce słychać było tylko ciężkie sapnięcie Jina. On i Jimin przedzierali się właśnie przez ruiny ambulatorium. Starszy chłopak w skupieniu odtwarzał w pamięci kolejne etapy misji na Orionie. Każde miejsce ataku, każda bomba. Pamiętał je wszystkie. Nie mogli skręcić tam, gdzie wytyczył im trasę Yoongi, musieli iść prosto aż do schodów i wreszcie będą mogli zejść do piwnicy. Ta powinna być cała. Uda się, już prawie widział oczami wyobraźni ich cel. Gdy JK dodał jeszcze cichsze "Bez odbioru", zatrzymał się na chwilę.
- Co? - spytał Jimin, odwracając się.
- JK coś kombinuje - powiedział starszy chłopak i odpiął z pasa narzędziowego na biodrach swój tablet.
- Przesadzasz...
- Mówię ci - padła od razu odpowiedź. Jin włączył program monitorujący systemy życiowe. Yoongi wyglądał normalnie, Namjoon też, serce JK'a biło mocniej, coraz mocniej. - Zobacz na jego parametry - podetknął chłopakowi pod nos tablet.
- Lepiej sprawdź swoje staty. Sto uderzeń serca na minutę, to nie jest zdrowe - mruknął Jimin wyjmując z torby narzędziowej mały laser. - A nawet jeśli... on jest bezbronnym dzieciakiem. Wiem, że nie chcesz w to wierzyć, ale tak jest. Nic mu nie będzie - mówił dalej i zaczął przecinać wiązanką laserową pęk kabli, które wystawały ze ściany zaraz obok drzwi do piwnicy. Za nimi powinien znajdować się skład. Jeśli będą mieli szczęście, coś jeszcze w nim będzie, ale Jimin próbował nie robić sobie nadziei, chociaż wiedział, że na to jest już za późno. Nastawił się już, że znajdą tam jakieś kamienie i jeśli składowisko okaże się puste, będzie czuł się zawiedziony.
- Zajmij się swoją robotą - odburknął Jin, nie spuszczając wzroku z ekranu. I wtedy bicie serca Jungkooka podskoczyło. To nic, to mogło być nic. Może zmiana ciśnienia albo założył maskę tlenową, ale potem cały jego organizm zaczął szaleć i jego profil osobowy zmienił się ze spokojnego zielonego koloru na jadowicie pomarańczowy. Lekarz ścisnął mocniej tablet. Nie będzie jeszcze panikować, nie ma do tego podstaw. Próbował się uspokoić. Jimin pewnie miał rację.
- Zajmuję... - mówił spokojnie drugi chłopak, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Kable, które przecinał upadły na ziemię obok jego stóp i drzwi otworzyły się z cichym świstem.
Długi korytarz, który ukazał się ich oczom był ciemny. Tylko gdzieniegdzie widać było lampy przysufitowe. Większość z nich była zepsuta albo po prostu leżała pogruchotana na ziemi razem ze stłuczonymi fiolkami zrobionymi z przeźroczystego aluminium, które zawierały benitoity.
Jimin wszedł do pomieszczenia pierwszy, taksując wzrokiem całe pomieszczenie. Wysokie szafy z półkami, jakby wyryte w litej skale meteorytu, były niewzruszone. Wszystkie stały prosto, mimo że i temu miejscu nie udało się schować przed bombami i działami Federacji. Wszędzie było widać ich działanie. W dziurach w suficie, w roślinności, która przedzierała się przez nie do środka, benitoitach, które w niektórych miejscach pokrywały podłogę tak grubą powłoką, że przypominały plażę.
Jimin przesunął po nich czubkiem buta. Były bezużyteczne. Wszędzie, gdzie patrzył widział czarne, utlenione kamienie, które nie nadawały się do niczego. W zetknięciu z tlenem, benitoity traciły swoje właściwości i nadawały się jedynie do robienia lekko radioaktywnej biżuterii i niczego więcej.
- Ja pierdolę - zaklął na głos Jimin. Wszedł głębiej do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Każdy rząd półek wyglądał dokładnie tak samo.
- Może...- zaczął Jin niepewnie, odrywając wzrok od swojego tabletu. - Da się...- zająknął się. Tablet zadrżał gwałtownie w jego ręce. Profil JK'a migał. Coś działo się z jego skafandrem. - JK? - mężczyzna od razu sięgnął po komunikator i zaczął wzywać chłopaka. Jego sygnał utykał gdzieś na łączach. - Jungkook, odbiór! - ryknął na cały głos. Dopiero wtedy doszedł ich urwany i ciężki oddech chłopaka.
- To nie jest najlepszy czas na to - odparł chłopak o dziwo bardzo spokojnym głosem. Gdzieś w oddali dało się słyszeć strzały, a potem coś, co brzmiało jak stęknięcie. - Jestem teraz trochę zajęty.
- Miałeś siedzieć w schronie! - nie wytrzymał Jin. O ile wcześniej potrafił jakoś względnie zachować spokój, to teraz coś w nim pękło i nie potrafił się przed krzyczeniem. - Słyszysz mnie?!
- Nie jestem głuchy - odparł chłopak. Tablet Jina drżał. Statystyki Jungkooka były coraz bardziej czerwone, aż w końcu cały jego tablet rozżarzył się czerwienią.
- Co ty robisz? - pytał go dalej Jin, ale młodszy chłopak już nie odpowiadał. W końcu na profilu JK'a wyskoczyła czarna ikonka i wszystkie statystyki ustały. - JK! - jego własne serce pracowało z taką szybkością, że myślał, że zaraz zemdleje.
Jin słyszał, jak młodszy chłopak stojący obok niego, gwałtownie i nerwowo nabrał oddech, a potem wszystko, jakby zatrzymało się. Dźwięki, czucie w palcach, bo Jimin zabierał już od niego tablet i Jin nie miał siły nawet protestować. Poddał się mu, z zaskoczeniem patrząc na swoje ręce, które bezwolnie oddają mu urządzenie. Jego wzrok też jakby zatrzymał się, bo cały czas wracał do ekranu i do czerwonego koloru, który zajmował teraz całą jego powierzchnię.
- Nie - powiedział na głos, chociaż nie wiedział do końca, co miał na myśli. To nie mogło się tak skończyć. Wyrwał z rąk Jimina tablet i zaczął nerwowo sprawdzać na nim ostatnie koordynaty Jungkooka. Był niedaleko Selene. Miał się nie ruszać, powtarzał chłopak w myślach. Miał tylko jedno jedyne zadanie.
- Doktorze... - Jimin próbował mu przerwać, ale ten urwał jego wypowiedź szybkim ruchem dłoni.
- Idę tam - postanowił. Wiedział, że jeśli Yoongi się o tym dowie, to będzie miał znów kilkutygodniową awanturę, ale miał to gdzieś. Musiał wiedzieć, co się stało. Jimin sobie poradzi, nie potrzebował go już teraz. Jin dostarczył go tam, gdzie miał dostarczyć i nie przyda mu się na wiele. Spojrzał na chłopaka lekko szalonym wzrokiem. Był przygotowany na kłótnię, ale o dziwo Jimin skinął mu głową. Teraz liczył się tylko JK i jeśli nie stało się najgorsze, to sam, osobiście go zabije.
a/n: :>
Piszę obecnie trzy fiki w tym samym czasie i mam ochotę się zabić. To był błąd. Duży błąd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top