Rozdział VII

Dziewczyna ze złością patrzyła dalej w miejsce, w którym jeszcze chwile temu były plecy Dream'a, gdy na swoim ramieniu poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-Masz racje to dupek, właśnie dlatego z nim walczymy.- powiedział spokojnym głosem Wilbur.

-Powinnaś się do nas przyłączyć, wszyscy widzieliśmy, co właśnie zrobiłaś dla naszego kraju. Mimo że nas nie znasz ani nie należysz do naszego państwa, uratowałaś nas przed śmiercią. Jestem ci za to wdzięczny- powiedział, patrząc na nią z uznaniem w oczach. Niebiesko włosa już miała mu odpowiedzieć, kiedy podbiegł ktoś do niej i odwrócił ją w swoją stronę.
-Wszystko dobrze ? Nic ci nie zrobił ? To ostrze mogło ci coś zrobić.- mówiła trochę niższa dziewiętnastolatka z dwukolorowymi włosami, patrząc na niebieskooką

-Juszeri już spokojnie. Nic mi nie jest. Jedyne co ucierpiało to moja duma- zaczęła na spokojnie i spojrzała na Wilbura.
-Nie przyłącze się do was. To nie moja walka, tylko twoja i ludzi, których w to wciągnąłeś. Jedynymi powodami, dla których to zrobiłam, jest to, że nie chciałam by Juszeri, była światkiem rozlewu krwi i jak dla mnie walka powinna być sprawiedliwa. Macie dzięki mnie więcej czasu lepiej uzbrójcie się lepiej, bo inaczej Dream zgniecie wsze powstanie jak zapałkę- mówiła, patrząc mu w oczy.

-Nie chcesz się do nas przyłączyć, ale jednak przejmujesz się losami tej walki i naszego powstania. Jaki to ma sens?-zapytał. Był zaciekawiony, dlaczego tak jest, dlaczego obca im dziewczyna uklęknęła na kolana przed Dream'em, by ich ratować. Co nią kierowała, że tak pędziła konno i biegłaby tylko go powstrzymać.
-Rozumiem waszą chęć walki o wolność i posiadania swojego miejsca na własnych zasadach gdzie nie musicie tłumaczyć się klaunowi w zielonym, co robicie. Ja mam już swoje miejsce i w przeciwieństwie do was ja nie musiałam o nie walczyć.- odpowiedziała szczerze, jednak szybko dodała.

-Zanim znowu spytasz nie przyłącze się do was. Nie zamierzam zabijać w imię miejsca, w którym nie będę przebywać. Nie jestem fanką zabijania i tyle w temacie.- odpowiedziała twardo, kończąc temat. Wilbur był mądrym mężczyzną i zrozumiał od razu, że to oznacza koniec tematu i nie ma nawet co próbować. Skinął jedynie głową w geście zrozumienia.
-A więc pozwól jedynie, że podziękuje ci jeszcze raz za to, co dziś zrobiłaś, postaramy się dobrze wykorzystać czas, jaki nam zapewniłaś.- powiedział z takim wrodzonym wyrafinowaniem i wyciągnął rękę w jej stronę. Niebiesko włosa uścisnęła jego dłoń z miłym uśmiechem, po czym odwróciła się przodem do swojej jedynej przyjaciółki, jaką tu miała.

-Juszeri, mój wierzchowiec jest wykończony długą i zdecydowanie za szybką podróżą i raczej nie będzie teraz, wstanie wyruszyć w drogę powrotną. Mogłabyś nas ugościć u siebie. Byśmy mogli odpocząć, a on by mógł napić się wody? - zapytała z uśmiechem, licząc na pomoc ze strony młodszej, bo inaczej totalnie nie miałaby gdzie się podziać tej nocy. Nie, żeby spanie pod gołym niebem jakoś jej przeszkadzało, jednak w obliczu tego, co ma się tu dziać o świcie, wolała po prostu być w bezpiecznym miejscu.

-Oh tak oczywiście. Możesz u mnie przenocować.- powiedziała z uśmiechem. Niebieskooka kiwnęła głową zadowolona.
-Do nocy zostało jeszcze dużo czasu, co zamierzasz robić w tym czasie?-zapytał Wilbur, był ciekawy, jakie zamiary ma nieznajoma.

-Może pozwiedzam SMP, raczej nic lepszego nie mam tu do roboty- stwierdziła szczerze.
-Jeśli chciałabyś, możesz spędzić czas z nami. Poznasz moich ludzi, których ocaliłaś, a przy okazji z chęcią poznałbym cię bliżej.- stwierdził, patrząc na nią.
-Zakończmy temat ocalenia lub nie. Bo to żaden argument, by mnie przekonać. Z przyjemnością poznam twoich ludzi, ale na razie wystarczy, że mi ich przedstawisz. Lepiej byście nie marnowali czasu i wzięli się za zbieranie arsenału.- zauważyła. Według niej już powinni biegać i zbierać materiały na broń, a nie stać tu i z nią gadać.

-Masz racje, więc załatwmy to szybko- powiedział i pociągnął ją za ramie, do stojących w grupie ludzi.
-Proszę o to dzielni żołnierze walczący za wolność L'manberg.- wypowiedział te słowa z dużą dumą, pokazując ręką na grupę ludzi. Co trochę zaskoczyło niebieskooką to to, że w tej grupie znajdowali się dwaj chłopcy i humanoidalny lis. Pierwszy raz widziała takiego lisa, ogólnie pierwszy raz widziała lisa na żywo.

-Jestem Tubbo, miło mi- przedstawił się jako pierwszy uroczy i bardzo miło wyglądający chłopak, wyciągając rękę w jej stronę, którą po chwili uścisnęła.
-Ja Jestem TommyInnit, Ale WyStarczy TommY- powiedział blondyn, trochę głośniej niż trzeba było.

-Jestem Nihachu. Naprawdę miło mi cię poznać- różowo włosa dziewczyna mówiąca to miała głos słodszy od miodu, co jakoś automatycznie wywołało przyjazny uśmiech na twarzy Kesji.
-Jack Manifold- Przedstawił się kolejny
-A ja jestem Fundy- przedstawił się lis.
-To mój syn- powiedział Wilbur z uśmiechem.
-Jakie to uroczę syn walczący z ojcem ramię w ramię.- stwierdziła z uśmiechem niebieskooka.

-Ja jestem Kesja i poznanie was to naprawdę wielki zaszczyt. Teraz jednak nie zamierzam zabierać wam więcej czasu. Bo teraz tym bardziej liczę, że uda wam się go pokonać, bo jesteście naprawdę interesującymi i miłymi ludźmi. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się zobaczymy.- pożegnała się z nimi i odeszła razem z Juszeri.

-Trzymam kciuki za nich. Nie chce, by przegrali, choć coś czuj, że mimo tego dnia zwłoki nie mają szans.- powiedziała Juszeri, idąc obok starszej, która prowadziła konia.
-Nie wiemy jeszcze, co przyniesie jutrzejszy dzień. Może cię zaskoczą i wygrają, mają dużą siłę woli, a to jest już duży krok do wygranej.- oznajmiła i obejrzała się przez ramie na czarne mury L'manberg.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top