Rozdział VIII
Wczorajszy dzień minął jej szybko i miło. Juszeri pokazała jej Smp i miały czas by się lepiej poznać i pogadać. Niebieskooka liczyła, że dzięki tym miłym chwila młodsza nie myślała o całej sprawie walki o L'manberg. Nie chciałaby dziewczyna, myślała o tym za dużo, bo nie mogą już nic zrobić w tej sprawie. Choć tak ogólnie dużo nie zrobiły. Jedynie Kesja uklęknęła przed Dream'em błagając go o litość dla tych żołnierzy. Było to dla niej bardzo upokarzające i naprawdę, gdy jej to powiedział, biła się z myślami czy nie powiedzieć mu by „spadał na drzewo" lub że „chyba zwariował, jeśli myśli, że ona to zrobi". Niebiesko włosa miała swoje zasady i dumę, dlatego też mieszkała tak daleko by nie musieć podlegać zasadą kogoś, kto na pierwszy rzut oka wydał jej się zły.
W trakcie tego wczorajszego spaceru niebiesko włosa miała też okazje poznać parę nowych osób. Jak na przykład BadBoyHalo, z którym przeprowadziła naprawdę miłą rozmowę, a mufinki, którymi je poczęstował, były przepyszne. Ten dzień zmienił troszeczkę to, jak Kesja postrzegała to miejsce. Nie było to tylko stworzone przez tyrana miejsce, którym może rządzić, było to normalne miasto, a może bardziej królestwo, w którym żyje masa miłych ludzi.
To jednak było wczoraj dziś, to miejsce nie miało już takiego czaru tym bardziej teraz przed świtem. Było cicho i mrocznie i dało się w ciszy usłyszeć powarkiwania Zombie i syczenie pająków, które wyszły z jaskiń na żer. Jednak dziś nie te potwory były najstraszniejsze, a Dream czekający na pierwsze promienie słońca, by wybić buntowników.
Juszeri jeszcze spała, a Kesja gotowa już do drogi wychodziła z domu, by nie obudzić dziewczyny. Wolałaby ta, przespała walkę dlatego wczoraj z premedytacją, przetrzymała ją dłużej w nocy. Przejmowała się dziewczyną i nie chciała, aby ta przypadkiem widziała czyjąś śmierć. Mimo że istnieje szansa, że będzie jej świadkiem wiele razy. To, co działo się teraz, jest dopiero początkiem. Nie zależnie czy Dream wygra dzisiejszą walkę, czy nie. Wilbur i jego ludzie raczej się tak szybko nie podadzą.
Niebieskooka zamknęła za sobą drzwi w jednej rece, trzymając sztylet na wszelki wypadek, jakby jakiś potwór miał ją zaatakować. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę rzeki, przy której powinien być jej koń. Gdy go zauważyła, zagwizdała, a ten podszedł do niej. Wsiadła na niego i ruszyła bez pośpiechu przed siebie. Czy chciała, czy nie musiała przejechać koło L'manberg. Patrzyła w niebo nie zbyt, zwracając uwagę na drogę, dopóki jej koń się nie zatrzymał. Wtedy spojrzała w dół i zobaczyła nikogo innego jak Dream'a.
-Znów przyjeżdżasz ich ratować?- zapytał, opierając się o siekierę.
-Wracam do domu. Zrobiłam, co mogłam. Nie mam tu nic więcej do roboty- powiedziała szczerze z dumą, nawet na niego nie patrząc. Nie zamierzała poświęcać mu żadnej uwagi.
-Wiesz po tym, jak zniszczę tę bandę, mogłabyś zrobić mi masaż, będę wtedy taki wykończony, a ty wtedy będziesz miała coś do roboty skarbie.- powiedział z bezczelnym uśmiechem, wiedząc, że pewnie tym ją wkurzy. Po tym, jak dziewczyna potulnie wykonała jego polecenia i poczuł, że ma nad nią jakąś władzę i nie widział nic złego w takich żartach lub nawet bardziej propozycjach.
-Podziękuje. Masowanie ciebie to ostatnie co chciałabym robić. I jeszcze raz nazwiesz mnie skarbie, a naprawdę pożałujesz, że kiedykolwiek mnie spotkałeś. Żegnam idioto- powiedziała i przy okazji mijania go na koniu kopnęła jego siekierę tak, że stracił równowagę i upadł. Ona niewzruszona tym jechała, dalej widząc, jak słońce pomału wschodzi. Pośpieszyła konia do galopu, chciała się oddalić od tego miejsca, zanim zacznie się walka.
W pewnym momencie jednak zatrzymała konia i spojrzała w stronę ścian L'manberg, które wyróżniały się wśród zieleni drzew.
-Powodzenia żołnierze.- wyszeptała i ruszyła dalej spacerem, nie czuła potrzeby, by się śpieszyć.
·°·°·°·°·°·°·°·°·°·°·
Podróż była długa, jednak już w oddali dziewczyna zauważyła pustynie, co bardzo ją ucieszyło. Znaczyło to, że jest już prawie w domu. Stojąc na granicy między lasem a pustynią zeszła z konia i puściła go wolno. Droga zajęła jej niestety, więcej niż założyła, więc była teraz noc, co nie było dobrym znakiem.
Jak przejechanie przez las nocą nie jest wielkim problemem, to spacer nocą po pustyni jest dość niebezpieczny ze względu na wszechobecne posuchy lub inne gówna. Jednak posuchy są najgorsze z tego wszystkiego, bo jest ich dwa razy więcej niż innych potworów.
Niebieskooka odpaliła pochodnie i wzięła do ręki sztylet. Pomału szła w stronę swojego domu, kiedy w świetle księżyca zauważyła w oddali grupę posuchów, jednak oprócz nich było tam cos jeszcze. Od czegoś odbijało się światło, a te monstra atakowały to coś. Wiedząc, że to może być głupi pomysł dziewczyna, ruszyła w tamtą stronę.
Będąc bliżej, zauważyła, że to, co odbijało światło to miecz. To jego właściciela atakował potwory. Mężczyzna był dość wysoki, a na twarzy miał cos dziwnego. Tylko tyle mogła zauważyć dziewczyna w tym słabym świetle.
-Nie dam się wam zabić potwory- wy warczał zmęczonym, ale także wkurzonym i pełnym determinacji głosem.
Nie mogąc tak dłużej bezczynnie siedzieć, dziewczyna wkroczyła. Stanęła przed nieznajomym i wymachując pochodnią, aby odstraszyć potwory.
-Niedaleko stąd mam dom. Dasz rade biec?- zapytał nieznajomego.
-Tak.- powiedział, szybko wiedząc, że nie ma teraz czasu na inne pytania, bo już zaczęły nadchodzić kolejne potwory.
Niebiesko włosa schowała sztylet i złapała rękę mężczyzny, co trochę go zaskoczyło.
-A więc biegniemy na trzy- powiedziała, przygotowując się.
-Raz.- złapała mocniej pochodnie, pomału cofając się do tylu
-Dwa.- wzięła głęboki oddech, by uspokoić serce bijące ze strachu.
-Trzy.- rzuciła pochodnie w grupę posuchów i zaczęła biec w stronę bazy. Potwory zaczęły się palić, co dało im czas na ucieczkę. Zauważyła zarysy swojej oazy i przyspiesza bieg. Mężczyzna na szczęście nadążał za nią.
-Osłaniaj mnie- poleciła, gdy byli przy bramie. Szybko znalazła klucz i otworzyła ją, wciągając go za pelerynę do środka. Zamknęła bramę za nimi.
-Już jesteśmy bezpieczni. Tutaj nie wejdą- powiedziała, lekko dysząc po tym biegu.
-Bard...- zaczął nieznajomy, jednak po chwili stracił świadomość, a jego ciało zaczęło bezwładnie opadać.
-O nie nie nie!- wykrzyczała zaskoczona tym i złapała go, opierając ciężar jego ciała na sobie.
-Eh lepiej wezmę cię na dół- stwierdziła, wzdychając ciężko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top