XXXVII | Poza tym, to tylko kwiatek |
Po powrocie do bazy czułam, jak ciężar ostatnich dni nadal mnie przytłacza. Wspomnienia o Erice były świeże, a ból po jej stracie wciąż przeszywał mnie na wskroś. Przechadzałam się po dziedzińcu, próbując znaleźć ukojenie, ale każda próba wydawała się bezcelowa.
Levi, jakby wyczuwając mój nastrój, pojawił się obok mnie. Jego obecność była cicha, ale pełna troski. Spojrzał na mnie z typową dla siebie powagą, ale w jego oczach dostrzegłam coś więcej - delikatność, którą rzadko okazywał.
- Amae - zaczął, jego głos był miękki, ale zdecydowany. - Chodź ze mną. Musisz się oderwać od tego wszystkiego.
Zaskoczona spojrzałam na niego, niepewna, co miał na myśli. Wskazał na konie stojące nieopodal.
- Przejażdżka konna. Tylko ty i ja. Może to pomoże ci na chwilę zapomnieć.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale jego propozycja wydawała się być właśnie tym, czego potrzebowałam. Skinęłam głową, a Levi uśmiechnął się lekko, co było rzadkim, ale cennym widokiem.
Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w stronę pobliskiego lasu. Cisza między nami była spokojna, a dźwięk kopyt uderzających o ziemię działał kojąco. Levi jechał blisko mnie, jego spojrzenie często błądziło w moją stronę, jakby chciał upewnić się, że jestem w porządku.
Po chwili zatrzymał konia na małej polanie, gdzie promienie słońca przebijały się przez gałęzie drzew, tworząc ciepłą i spokojną atmosferę. Zeskoczył z konia i pomógł mi zejść, jego dłonie przez chwilę zatrzymały się na moich biodrach, a jego dotyk był delikatny, ale pewny.
- Jak się czujesz? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
Zatrzymałam się na chwilę, próbując zebrać myśli. Jego bliskość była kojąca, a jego obecność sprawiała, że czułam się bezpiecznie.
- Lepiej - odpowiedziałam cicho, pozwalając sobie na lekki uśmiech. - Ta przejażdżka... to dobry pomysł.
Levi skinął głową, a jego dłoń delikatnie dotknęła mojej. Przez chwilę staliśmy w ciszy, patrząc na siebie, a świat wokół nas zdawał się zniknąć. Jego spojrzenie było pełne troski i czegoś więcej, czegoś, co czułam od dłuższego czasu, ale bałam się to nazwać.
- Ama - powiedział cicho, jego głos był pełen ciepła. - Wiem, że to trudne. Ale nie jesteś sama. Jestem tutaj dla ciebie. Zawsze.
Jego słowa były jak balsam na moje rany. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale tym razem nie były to łzy smutku. Zrobiłam krok do przodu, a Levi, nie odrywając ode mnie wzroku, otoczył mnie ramieniem, przyciągając mnie bliżej.
- Dziękuję - szepnęłam, opierając głowę na jego piersi. - Naprawdę.
Levi nie odpowiedział, ale jego ciepły dotyk i cichy oddech były wszystkim, czego potrzebowałam w tej chwili. W jego ramionach czułam, że mogę na chwilę zapomnieć o bólu, o stracie. Czułam, że mam kogoś, kto będzie ze mną, niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość.
Staliśmy tak jeszcze chwilę, aż Levi delikatnie odsunął się ode mnie. Jego spojrzenie było miękkie, a kącik jego ust uniósł się w ledwie zauważalnym uśmiechu. Spojrzał na ziemię, a potem nagle pochylił się, by zerwać małego, dzikiego kwiatka rosnącego tuż obok jego buta.
Uniósł go do góry, spoglądając na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Może ten kwiatek poprawi ci humor - powiedział, podając mi go.
Przez chwilę patrzyłam na niego, zaskoczona jego gestem. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem, zabierając kwiatka z jego dłoni.
- Serio, Ackermann? Kwiatki? - zakpiłam, choć w moich oczach pojawił się błysk wdzięczności. - Myślałam, że jesteś bardziej surowy i twardy, a tu taka niespodzianka.
Levi wzruszył ramionami, jego wyraz twarzy był jak zawsze poważny, ale w jego oczach wciąż widniało to samo ciepło.
- Każdy ma swoje miękkie strony - odparł spokojnie. - Poza tym, to tylko kwiatek. Nie przyzwyczajaj się.
- Nie ma obaw - odpowiedziałam z zadziornym uśmiechem, wąchając kwiatek. - Ale kto by pomyślał, że Wielki Levi Ackermann ma romantyczne gesty w zanadrzu?
Levi westchnął, ale nie mogłam przegapić subtelnego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.
- Chodźmy - powiedział, odwracając się w stronę koni. - Jeszcze mamy kawałek do przejechania, zanim wrócimy.
Skinęłam głową, chowając kwiatek za jedno ucho. Wspięłam się na konia, a Levi zrobił to samo. Ruszyliśmy powoli w kierunku bazy, a ja czułam, jak ciężar ostatnich dni zaczyna powoli ustępować.
Jadąc obok niego, poczułam się nieco lżejsza. Mimo wszystko, mimo bólu i straty, wiedziałam, że nie jestem sama. Levi był tutaj, przy mnie, gotów wesprzeć mnie w każdej chwili. I choć nasze rozmowy często były pełne przekomarzań i zadziornych uwag, czułam, że między nami jest coś więcej, coś, co zaczynało się rozwijać i nabierać kształtów.
I to było wystarczające, bym mogła iść dalej.
Nie mogłam się powstrzymać, musiałam coś zrobić, żeby rozładować tę ciszę.
- Levi - zaczęłam z lekkim uśmiechem. - Co powiesz na mały wyścig?
Spojrzał na mnie z ukosa, uniósł brew w typowym dla siebie geście.
- Wyścig? Serio? - zapytał, ale w jego głosie wyczułam nutkę zainteresowania.
- No jasne - powiedziałam zadziornie. - Do bazy. A żeby było ciekawiej, załóżmy się o coś.
Levi skrzyżował ręce na piersi, zanim uśmiechnął się lekko.
- O co chciałabyś się założyć?
Zastanowiłam się chwilę, po czym złośliwy uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Jeśli wygram, ty będziesz musiał zrobić coś, co ci powiem. Cokolwiek. Bez narzekania.
Levi westchnął, ale kiwnął głową.
- A jeśli ja wygram? - zapytał, a jego głos był pełen wyzwania.
- To ja zrobię coś, co ty sobie zażyczysz - odpowiedziałam, patrząc na niego wyzywająco.
Na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, ale jego oczy błyszczały z determinacją.
- Zgoda. - Poprawił uchwyt na wodzach. - Na trzy?
Skinęłam głową, a serce zaczęło mi szybciej bić z ekscytacji.
- Raz... - zaczęłam, a Levi patrzył na mnie, gotowy do startu. - Dwa... Trzy!
Oboje popędziliśmy konie, pędząc przez las. Wiatr rozwiewał mi włosy, a adrenalina dodawała mi sił. Levi był tuż obok, ale nie zamierzałam dać mu forów.
- Nieźle, Ackermann! - zawołałam przez ramię, śmiejąc się głośno.
- Nie ciesz się za wcześnie, Fauer! - odpowiedział, przyspieszając.
Ścigaliśmy się jak małe dzieci, zapominając na chwilę o wszystkim, co nas otaczało. Śmiech wypełniał powietrze, a ja czułam, że wreszcie mogę odetchnąć.
Gdy dotarliśmy do bram bazy, byliśmy niemal równo. Levi jednak minimalnie mnie wyprzedził, zeskakując z konia z triumfalnym uśmiechem.
- Wygląda na to, że wygrałem - powiedział, patrząc na mnie z satysfakcją.
Zeskoczyłam z konia, udając niezadowolenie, choć w środku czułam się naprawdę dobrze.
- No dobrze, panie byłem pierwszy Ackermann - westchnęłam teatralnie. - Czego sobie życzysz?
Levi podszedł bliżej, a jego spojrzenie było pełne tajemniczości.
- Jeszcze nie wiem - powiedział cicho. - Ale jak coś wymyślę, dam ci znać.
Jego słowa brzmiały jak obietnica, a ja nie mogłam się doczekać, co z tego wyniknie.
Wieczorem, gdy bazę otulił mrok wyszłam na zewnątrz i usiadłam na pobliskim murku wyciągając papierosa. Nie zdążyłam go jeszcze odpalić a za plecami usłyszałam głos.
-Zostaw. Nie pal teraz. - Powiedział spokojne.
Podniosłam się z murka chowając papierosa do kieszeni. Delikatny wiatr rozwiewał moje włosy które wpadały mi do oczu zasłaniając pole widzenia.
Levi stał przede mną, wciąż z tym lekkim, nieco tajemniczym uśmiechem na twarzy. Jego oczy wpatrywały się we mnie z taką intensywnością, że serce zaczęło mi bić szybciej. Czułam, jak napięcie między nami rośnie, a jego obecność zdawała się wypełniać całą przestrzeń wokół.
- Więc? - zapytałam, próbując zachować swój zwyczajowy zadziorny ton. - Masz już pomysł, czego chcesz?
Levi zrobił krok do przodu, zmniejszając dystans między nami. Był teraz na wyciągnięcie ręki, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
- Mam - powiedział cicho, niemal szeptem. - Ale nie wiem, czy będziesz gotowa to zrobić.
Uniosłam brew, próbując ukryć lekkie zdenerwowanie, które zaczynało mnie ogarniać.
- Sprawdź mnie, Ackermann - odpowiedziałam, zadzierając podbródek. - Cokolwiek to jest, poradzę sobie.
Levi pochylił się nieco bliżej, jego twarz była teraz tuż przy mojej. Czułam jego ciepły oddech na policzku, a serce waliło mi jak oszalałe.
- Chcę, żebyś mnie pocałowała - powiedział cicho, ale jego głos był pewny i pełen emocji.
Słowa te zawisły w powietrzu, a ja poczułam, jak moje policzki zaczynają się rumienić. Przez chwilę nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. Patrzyłam w jego oczy, szukając w nich jakiegokolwiek śladu wahania, ale znalazłam tylko szczerość i oczekiwanie.
Przez moment wahałam się, a potem zrobiłam krok naprzód, zbliżając się jeszcze bardziej. Moje serce biło jak szalone, ale nie mogłam pozwolić sobie na odwrót. Uśmiechnęłam się lekko, próbując złapać oddech.
- Cóż, skoro tak bardzo tego chcesz... - powiedziałam cicho, zanim złączyłam nasze usta w delikatnym, ale pełnym uczuć pocałunku.
Levi nie odsunął się, wręcz przeciwnie jego ręka delikatnie spoczęła na moim karku, pogłębiając pocałunek. W tej chwili wszystko inne przestało istnieć. Byliśmy tylko my, nasze uczucia i świat, który na chwilę zamarł w bezruchu.
Kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, patrzyłam na niego, próbując złapać oddech. Levi uśmiechnął się lekko, a jego oczy były pełne ciepła.
- Chyba musimy częściej robić zawody, a ja częściej muszę wygrywać- szepnął, a w jego głosie słychać było nutkę triumfu.
- Nie przyzwyczajaj się do zwycięstw kapitanie - odpowiedziałam z uśmiechem, próbując ukryć emocje, które mną targały. - Następnym razem to ja będę wygrywać.
Levi patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jego wzrok intensywny i pełen czegoś, czego nie potrafiłam do końca zdefiniować. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zrobił krok do przodu i niespodziewanie jego dłonie znalazły się na mojej talii. Poczułam, jak ciepło jego ciała otula mnie, a jego spojrzenie nie odrywało się od moich oczu.
- Może następnym razem ty wygrasz, ale na razie to ja jestem na prowadzeniu- powiedział cicho, niemal szepcząc, a jego głos przeszył mnie dreszczem.
Zanim zdążyłam zareagować, Levi nachylił się i jego usta znów znalazły moje, tym razem z większą intensywnością. Pocałunek był głębszy, bardziej namiętny, a jego dłonie mocniej przyciągnęły mnie do siebie. Poczułam, jak moje plecy stykają się z chłodną ścianą budynku, a Levi, nie odrywając się ode mnie, przycisnął mnie swoim ciałem, dając jasno do zrozumienia, że teraz to on przejął kontrolę.
Serce biło mi jak szalone, a mój oddech przyspieszył, próbując nadążyć za emocjami, które wybuchły we mnie jak burza. Jego usta były ciepłe i pewne, a ja czułam, jak całe moje ciało reaguje na jego dotyk. W tej chwili świat zewnętrzny przestał istnieć, a liczyliśmy się tylko my.
Levi oderwał się na moment, patrząc na mnie z tą charakterystyczną dla siebie intensywnością. Jego czoło opadło na moje, a jego oddech był równie niespokojny jak mój.
- Amae - powiedział cicho, a w jego głosie słychać było coś, co sprawiło, że zadrżałam. - Chcę, żebyś wiedziała, że nie zamierzam tego ukrywać.
Spojrzałam w jego oczy, widząc w nich więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie musiałam odpowiadać słowami - w moim spojrzeniu mógł zobaczyć wszystko, co czułam. Uniosłam rękę, dotykając delikatnie jego policzka, a Levi zamknął oczy, jakby chciał zatrzymać tę chwilę na zawsze.
- Nie zamierzam ci tego ułatwiać, Ackermann - powiedziałam z zadziornym uśmiechem, chociaż moje serce było pełne ciepła.
Levi otworzył oczy i uśmiechnął się lekko, pochylając się jeszcze raz, by złożyć delikatny pocałunek na moim czole.
- Nigdy nie oczekiwałem, że będzie łatwo - odpowiedział z nutą humoru w głosie. - Ale za to warto walczyć.
W tej chwili wiedziałam, że cokolwiek nas czeka, będziemy w tym razem. A uczucia, które się między nami rozwijały, były czymś więcej, niż mogłam sobie wcześniej wyobrazić. Oraz żadne z nas nie chciało tego ukrywać.
Speszial for ju
Linajna ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top