XXXIII | poker to gra dla dżentelmenów |

Siedząc w kantynie, odpoczywałam po kolejnym dniu. Ciszę przerywały tylko odgłosy rozmów i stukot sztućców o talerze. Nagle drzwi otworzyły się z impetem, a do środka wkroczył Per, z szerokim uśmiechem na twarzy. Za nim szli Domas i Liv, wszyscy w doskonałych nastrojach.

– Amae! – Per zatrzymał się przy moim stole. – Idziemy dzisiaj na miasto. Musisz z nami iść!

– Serio? – uniosłam brew, udając obojętność. – Wyglądam jak ktoś, kto potrzebuje rozrywki?

– Właśnie dlatego musisz iść – Domas usiadł naprzeciwko mnie, opierając łokcie na stole. – Trochę się odprężysz. Przecież nie możesz cały czas udawać twardzielki.

– Udawać? – skrzywiłam się, zerkając na Erica i Astrid, które podeszły bliżej, słysząc rozmowę. – Myślałam, że to już dawno przestało być udawaniem.

Liv parsknęła śmiechem. 

– No dobrze, niezniszczalna Amae. Chodźmy. Zobaczysz, będzie fajnie.

– I co? Mam się bawić w jakąś radosną dziewczynkę? – zapytałam z sarkazmem, ale uśmiechnęłam się lekko.

– Dokładnie! – Per klepnął mnie w ramię. – Nie martw się, nie każemy ci tańczyć na stole. Chyba.

Astrid zaśmiała się cicho, a Erica spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

– Chyba cię przekonali, co? – zapytała Astrid, siadając obok.

Westchnęłam teatralnie i wstałam.

 – Dobra, ale tylko dlatego, że nie chce mi się siedzieć tutaj i patrzeć na wasze uśmiechnięte gęby. Poza tym ktoś musi was pilnować.

-Ama serio ty nas? Raczej my ciebie. - Powiedziała Liv.

– To jest To! – Per zawołał triumfalnie. – Ruszamy!

Wszyscy wyszliśmy na miasto, śmiejąc się i rozmawiając. Moje myśli krążyły jednak gdzieś daleko, choć starałam się tego nie pokazywać. Czasem dobrze jest po prostu zapomnieć, choć na chwilę, kim się jest i jakie koszmary przeszłość niesie ze sobą. 

Wyszliśmy na brukowane uliczki miasta, które o tej porze były już lekko opustoszałe, ale nadal tętniły życiem w niektórych zakamarkach. Lampy uliczne rzucały ciepłe światło na kamienice, a z pobliskich tawern dobiegały odgłosy śmiechu i muzyki. Powietrze było chłodne, lecz nie na tyle, by zniechęcać do spaceru.

– Gdzie idziemy? – zapytała Erica, rozglądając się wokół.

– Mam swoje tajemne miejsce – Per uśmiechnął się tajemniczo, prowadząc nas wąskimi zaułkami.

Szliśmy za nim, aż dotarliśmy do małej, niepozornej tawerny ukrytej w jednym z bocznych zaułków. Z zewnątrz wyglądała skromnie, ale już po wejściu czuło się przyjemną, kameralną atmosferę. Ściany były ozdobione starymi mapami i rycinami, a w powietrzu unosił się zapach pieczonego chleba i przypraw.

– No, teraz to coś – rzuciła Astrid, z uznaniem spoglądając na wnętrze.

Usiedliśmy przy jednym z większych stołów, zamawiając napoje. Per i Domas szybko zaczęli opowiadać różne historie, rozśmieszając wszystkich przy stole. Atmosfera była lekka, niemal beztroska, co było miłą odmianą od codziennych zmagań.

– Wiesz, Amae – Per nagle zwrócił się do mnie – zawsze wydawało mi się, że jesteś niezniszczalna. Przeżyłaś tyle rzeczy, a nadal tu jesteś, jakby nic cię nie mogło złamać.

Uśmiechnęłam się zadziornie, podnosząc swój kubek. 

– I jeszcze nie raz to zrobię, Per. Nie tak łatwo mnie pokonać.

Wszyscy zaśmiali się, a Liv dodała.

– Jeśli ktoś może przechytrzyć śmierć, to z pewnością będziesz ty, Ama.

– No dobra, Amae – zaczął Per, unosząc kufel. – Za ciebie. Niezniszczalna dziewczyna, która zawsze wychodzi cało z każdej opresji!

– I która jeszcze nie raz to zrobi – dodałam, unosząc swój kufel, a reszta zaśmiała się i dołączyła do toastu.

Liv nagle uniosła swój kufel i spojrzała na nas z wyzwaniem w oczach.

– Co wy na to, żeby zrobić małe zawody? Zobaczymy, kto jest w stanie wypić najwięcej w jak najkrótszym czasie.

Astrid uśmiechnęła się szeroko.

 – Och, to jest coś dla mnie. Zgłaszam się pierwsza!

Erica przewróciła oczami, ale widać było, że jest zainteresowana. 

– Okej, ale pod warunkiem, że nikt potem nie będzie się czuł źle. Nie chcę znowu słuchać narzekań.

Per zaśmiał się, podnosząc swój kubek. 

– Zgoda! Ale pamiętajcie, kto to zaproponował i kto wygra!

Zaczęliśmy odliczać. Kufle znów były napełnione po brzegi stanęły przed nami, a Liv rozpoczęła odliczanie.

– Trzy, dwa, jeden... Start!

Każdy z nas chwycił za swój kubek i zaczął pić na czas. Piwo lało się strumieniami, a śmiechy i doping wypełniały pomieszczenie. Astrid, jak na złość, była wyjątkowo szybka, a Per próbował ją dogonić, jednak to Liv pokazała, że zna się na rzeczy, wykańczając swój kufel jako pierwsza.

– Ha! – rzuciła z triumfem. – Kto tu jest niezniszczalny?

Astrid westchnęła, odstawiając swój puste naczynie. 

– Dobra, dobra, wygrałaś. Ale następna runda będzie moja!

Erica zaśmiała się cicho, patrząc na mnie. 

– A ty, Amae? Co powiesz na swoją obronę?

Podniosłam swój kubek z pewnym uśmiechem. 

– Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Zobaczymy, jak pójdzie mi w następnej rundzie.

Zawody trwały dalej, a atmosfera stawała się coraz bardziej wesoła. Każda kolejna runda przynosiła nowe wyzwania i więcej śmiechu, a ja czułam, jak napięcie ostatnich dni całkowicie się rozpływa. Nawet jeśli na chwilę, to było to coś, czego potrzebowaliśmy  trochę beztroskiej zabawy i śmiechu wśród przyjaciół.

Oparłam się o stół, śmiejąc się jeszcze z ostatniej rundy, ale mój wzrok mimowolnie zaczął błądzić po tawernie. Przy jednym ze stołów, w kącie, zauważyłam grupę mężczyzn grających w karty. Ich twarze były skoncentrowane, a na stole leżało sporo monet  z pewnością toczyła się poważna gra.

Zmrużyłam oczy, obserwując ich przez chwilę. Atmosfera przy ich stole była zupełnie inna niż nasza napięcie, rywalizacja, każdy z nich był gotowy na wszystko, by wygrać. Przypomniały mi się stare czasy w podziemiach, gdzie często musiałam polegać na swoim sprycie i szybkim myśleniu, by jakoś przeżyć.

Z uśmiechem spojrzałam na resztę ekipy.

– Myślę, że czas dorobić do wypłaty – rzuciłam, wskazując ruchem głowy na stół z grą w karty.

Astrid spojrzała w kierunku, na który wskazałam, a jej oczy rozbłysły z ekscytacją. 

– Oho, szykuje się niezła zabawa! Ale jesteś pewna, że dasz radę?

Wzruszyłam ramionami, podchodząc bliżej. 

– Jak wiecie nie tak łatwo mnie ograć. Mam trochę doświadczenia w takich grach. A poza tym, czuję, że dziś mam szczęście.

Erica uniosła brew, ale uśmiechnęła się lekko. 

– No dobrze, Amae. Jeśli czujesz się na siłach, to działaj. Ale pamiętaj, żeby nie przegrać wszystkiego.

Liv pokiwała głową z uznaniem. 

– Masz moje wsparcie. Zrób to, co potrafisz najlepiej. Roznieś ich tylko potem podziel się wygraną.

Podniosłam się z miejsca. Rozpięłam kilka guzików swojej koszuli i wyjęłam ją ze spodni. Wyjęłam z kieszeni papierosa odpaliłam go od pobliskiej świeczki i ruszyłam w stronę stołu.

– Zawsze. Trzymajcie kciuki.

Ruszyłam w stronę stołu z kartami, czując w sobie adrenalinę. Czas pokazać, że jestem nie tylko niezniszczalna, ale i sprytna.

Podchodząc do stołu, na mojej twarzy pojawił się niewinny uśmiech. Przypomniałam sobie, jak wiele razy w podziemiach udawałam słabszą, by wyciągnąć od kogoś ostatnie grosze. To zawsze działało, a dzisiaj miałam zamiar zrobić to samo.

– Hej, przystojniaki – zagaiłam z lekkim tonem, pochylając się nad stołem. – Mogę się przyłączyć? Nigdy wcześniej nie grałam, ale wygląda na to, że to świetna zabawa.

Mężczyzna szybko omotał wzrokiem moją twarz następnie jego wzrok zjechał niżej. Na mój odsłonięty dekolt.

Mam cię zboku" pomyślałam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Na plecach czułam baczne spojrzenie moich towarzyszy, ale starałam się to zignorować. Teraz liczyła się tylko wygrana.

– Nigdy nie grałaś? – zapytał z lekkim uśmiechem. – No cóż, zawsze jest pierwszy raz. Ale ostrzegam, nie jesteśmy tu dla zabawy. Stawki są wysokie.

Przybrałam zdezorientowany wyraz twarzy, jakby te słowa mnie przestraszyły. 

– Och, no jasne... Nie chcę przeszkadzać. Ale może moglibyście mnie nauczyć? Zawsze chciałam spróbować.

Jeden z nich, nieco starszy, klepnął miejsce obok siebie. 

Mężczyzna odsuną krzesło obok siebie zapraszając mnie do dołączenia do rozgrywki.

-Jaki dżentelmen. -Powiedziałam z lekkim obrzydzeniem parząc na jego parchatą twarz. Wyciągnęłam z uśmiechem z pomiędzy piersi małą sakiewkę. Widziałam ten błysk w jego oczach na widok moich powolnych ruchów. 

– Dobra, mała. Usiądź, pokażemy ci, jak to się robi. Ale pamiętaj, jak przegrasz, to twoja sprawa.-Oblizał usta patrząc na mnie z jakąś chorą intensywnością.

– Dzięki! – zawołałam radośnie, siadając. – Postaram się nie przegrać wszystkiego.

Zaczęliśmy grać, a ja udawałam kompletnie zieloną. Przez pierwsze kilka rund dawałam im wygrywać, robiąc głupie błędy i śmiejąc się z siebie. Mężczyźni zaczęli się rozluźniać, śmiejąc się i żartując, jak to szybko stracę swoje pieniądze.

Wszystko szło zgodnie z planem.

Czułam na sobie spojrzenia mężczyzn, obserwujących każde moje zagranie. Karty przemykały przez ich dłonie, a na stole lądowały kolejne pieniądze. Ja jednak wciąż udawałam, że nie do końca rozumiem zasady, co raz po raz wywoływało uśmiechy i pobłażliwe spojrzenia.

Kiedy rozdano kolejne karty, zerknęłam na swoje. Para asów idealnie. Udając zaniepokojenie, przygryzłam wargę i spojrzałam na mężczyzn.

– Wiecie co? – zaczęłam, wachlując się kartami. – Może to głupie, ale chyba powinnam zagrać va banque. Co wy na to?

Mężczyźni spojrzeli na mnie z niedowierzaniem, a potem wymienili między sobą spojrzenia. Lider grupy zaśmiał się.

– Va banque? Serio? Jesteś pewna, mała?

Skinęłam głową z pozorną niepewnością. 

– No tak... Chyba że boicie się zaryzykować?

To wyzwanie wystarczyło. Ich oczy błyszczały od adrenaliny i chciwości. Myśleli, że to łatwa wygrana.

– Dobra, mała. – Lider rzucił pieniądze na stół, podnosząc stawkę. – Zobaczymy, jak daleko zajdziesz z takim podejściem.

Każdy z mężczyzn postawił wszystko, a atmosfera przy stole zgęstniała. Obserwowałam ich z ukrytym uśmiechem, starając się utrzymać pozory nerwowości.

Kiedy przyszło do odkrycia kart, zadrżałam teatralnie i odsłoniłam swoją rękę. Para asów błyszczała na stole. Mężczyźni spojrzeli na mnie z mieszanką szoku i niedowierzania.

– Co? – lider wykrztusił, patrząc na swoje przegrane karty. – Nie możliwe...

Uśmiechnęłam się niewinnie, zbierając monety. 

– Chyba miałam szczęście początkującego.

Z uśmiechem zgarnęłam wszystkie monety i wrzuciłam je do swojej sakiewki, zerkając na zszokowane twarze mężczyzn. Atmosfera przy stole gwałtownie się zmieniła. Lider, jeszcze przed chwilą pewny siebie, teraz wyglądał na rozwścieczonego.

– Nie może być! – warknął, wstając od stołu. – Ty oszukiwałaś, mała kurwo!

Uniosłam brwi, udając zaskoczenie. 

– Oszukiwałam? Naprawdę? A może po prostu nie możecie przełknąć przegranej?

Jego kumple zaczęli mruczeć pod nosem, wymieniając między sobą gniewne spojrzenia. Widać było, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Jeden z nich wskazał na mnie palcem.

– To nie możliwe, żebyś wygrała. Coś kombinujesz, dziewczyno.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, lider zamachnął się na mnie. Instynktownie uchyliłam się, a jego pięść trafiła w pustkę. W mgnieniu oka tawerna zamieniła się w pole bitwy. Stoły się przewracały, kufle z piwem rozbijały o podłogę, a wokół rozległy się okrzyki i wrzaski.

– Oho, zaczyna się zabawa – rzuciła Erica, która natychmiast wskoczyła do akcji, wywracając jednego z mężczyzn na ziemię.

Astrid śmiała się, łapiąc kolejnego za kołnierz i rzucając nim o stół. Liv i Domas również dołączyli do bójki, a ja sama musiałam szybko unikać kolejnych ciosów.

– Myślałam, że poker to gra dla dżentelmenów! – krzyknęłam, zadając cios kolanem jednemu z napastników.

Per, który wciąż trzymał swój kufel z piwem, krzyknął do mnie z uśmiechem 

– Wygląda na to, że zmieniłaś zasady gry, Amae!

– I jeszcze nie raz to zrobię!-Śmiejąc się, odparłam

W ferworze walki nagle poczułam, jak coś twardego trafia mnie prosto w twarz. Ból rozlał się błyskawicznie po moim nosie, a świat na chwilę zawirował. Instynktownie cofnęłam się, przykładając rękę do twarzy. Gdy ją odjęłam, na palcach zobaczyłam krew.

– Cholera – wymamrotałam, czując pulsujący ból i narastającą frustrację. – Złamali mi nos...

Jednak nie było czasu na zastanawianie się nad tym. Mężczyzna, który mnie uderzył, szykował się do kolejnego ciosu, ale tym razem byłam gotowa. Wykorzystując jego chwilowe zamroczenie po udanym ciosie, zamachnęłam się i uderzyłam go z całej siły w brzuch, co sprawiło, że skulił się z bólu.

– Myślałeś, że to mnie zatrzyma? – warknęłam, wycierając krew z twarzy.

Astrid, widząc co się stało, rzuciła się w moją stronę, a jej oczy błyszczały gniewem. 

– Ty skurwysynie! Złamałeś jej nos! – Złapała napastnika i rzuciła nim o najbliższy stół, który roztrzaskał się pod jego ciężarem.

Erica pojawiła się obok mnie, szybko oceniając sytuację. 

– Amae, musimy się stąd zbierać, zanim narobimy sobie większych problemów.

– Jeszcze chwila – rzuciłam z zadziornym uśmiechem. – Mam jeszcze rachunki do wyrównania.

– Dobra, czas na odwrót – oznajmił Domas, wskazując na drzwi. – Zanim cała tawerna zwali nam się na głowy.

Choć nos pulsował bólem, nie mogłam powstrzymać się od ostatniego komentarza. 

– Następnym razem będziecie wiedzieć, z kim zadzieracie!

Z trudem, ale z podniesioną głową, wycofałam się razem z resztą, zostawiając za sobą chaos, który sami wywołaliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top