XXII | Zaczynasz mnie zaskakiwać |

Haru wziął mnie za rękę i poprowadził przez ciemne korytarze podziemia. Nie mówił nic, ale jego twarz zdradzała, że ma dla mnie coś wyjątkowego.

-Gdzie idziemy, Haru? – zapytałam, patrząc na niego z ciekawością.

-Zaraz zobaczysz. To coś, czego jeszcze nigdy nie widziałaś. – odpowiedział, a jego głos brzmiał tajemniczo.

Zatrzymaliśmy się przy dużej dziurze w sklepieniu. Haru kucnął obok mnie i wskazał w górę.

-Spójrz tam. – powiedział cicho z lekkim uśmiechem.

Podniosłam wzrok i zaniemówiłam. Przez dziurę widziałam niebo błękitne, pełne białych chmur, a między nimi ptaki swobodnie latające.

-To... to jest niebo? – wyszeptałam, nie mogąc oderwać wzroku.

-Tak, Mizu. Prawdziwe niebo. – odpowiedział z uśmiechem.

-Jest takie piękne... Chmury! Haru, te białe rzeczy to chmury, prawda? – zapytałam, niemal skacząc z ekscytacji.

-Tak, to są chmury. – potwierdził, patrząc na mnie z ciepłem.

-A te ptaki... One tam latają! Jak one to robią? Haru, czy my też kiedyś tam pójdziemy? – pytałam, nie mogąc ukryć fascynacji.

Haru spojrzał na mnie, a jego uśmiech zniknął na chwilę.

-Może kiedyś, Mizu. Kto wie? – powiedział cicho.

Patrzyłam na niebo z zachwytem, czując, jak moje serce bije szybciej. Po chwili odwróciłam się do Haru i z poważnym wyrazem twarzy zapytałam,

-Haru... dlaczego nie jesteś moim tatą?- Haru zamarł na chwilę, a jego spojrzenie złagodniało.

Przyciągnął mnie bliżej siebie, jakby chciał mnie ochronić przed wszystkim, co złe.

-Czasami życie jest takie, jakie jest, Mizu.

-Ale ja chciałabym, żebyś był moim tatą. – dodałam cicho, wtulając się w niego.

Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, w ciszy, tylko patrząc na skrawek nieba widoczny przez dziurę w sklepieniu. Czułam się bezpieczna, jakby cały brud i ciemność podziemia nagle zniknęły.

-Haru, czy ptaki są szczęśliwe? – zapytałam cicho, nadal wpatrzona w błękit.

-Myślę, że tak, Mizu. Mają wolność, mogą latać, gdzie chcą. 

-A my? Czy my kiedyś będziemy wolni?– spojrzałam na niego z nadzieją w oczach. Haru nie od razu odpowiedział. Jego spojrzenie znowu spoczęło na dziurze w sklepieniu, jakby szukał odpowiedzi gdzieś tam, wysoko.

-Może kiedyś, Mizu. Ale na razie musimy zostać tutaj. – powiedział w końcu, jego głos pełen smutku.

-Nie chcę tu być. Chcę być tam, na górze, pod prawdziwym niebem. – powiedziałam tupiąc nogą i zaciskając małe pięści. Haru uśmiechnął się delikatnie i położył rękę na mojej głowie.

-Pewnego dnia, Mizu. Obiecuję, że znajdziemy sposób. – powiedział, a jego słowa wypełniły mnie nową nadzieją. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, czując, że choć świat wokół nas jest ciemny i brutalny, przy Haru czułam się bezpieczna. Wierzyłam, że z nim mogę przetrwać wszystko, nawet życie w podziemiach.

***

Dotarłam na salę treningową, Levi już tam był, jak zawsze punktualny i nieskazitelny. Stał pośrodku, trzymając drewniany miecz, a jego wyraz twarzy sugerował, że nie ma dziś najmniejszej ochoty na kompromisy.

– Spóźniłaś się – powiedział sucho, nawet nie odwracając się w moją stronę.

– Nie wiedziałam, że liczymy sekundy – odparłam, opierając się o ścianę.

Levi w końcu na mnie spojrzał. Jego błękitne oczy błyszczały z irytacją, ale dostrzegłam w nich coś jeszcze  subtelny błysk, jakby czekał na moją kolejną ripostę.

– Zamiast rzucać komentarze, lepiej weź miecz – rzucił, wskazując na broń leżącą na ziemi.

Z westchnieniem podniosłam miecz i zajęłam pozycję naprzeciwko niego.

– Tylko pamiętaj, że mam prawo do przerwy na ciastko, jeśli mnie pokonasz – powiedziałam zadziornie.

– Jeśli cię pokonam, nie będziesz miała siły na ciastko– odpowiedział spokojnie, unosząc broń.

Nasze miecze zderzyły się z głuchym hukiem, a iskry napięcia wypełniły powietrze. Levi, jak zawsze, był szybki, precyzyjny, a jego ciosy wymierzone tak, by mnie zmusić do defensywy. Jednak tym razem nie zamierzałam być tylko na straconej pozycji.

– Z każdym dniem coraz lepiej ci idzie – zauważył, gdy udało mi się zablokować jeden z jego mocniejszych ataków.

– Może w końcu zaczynam się przyzwyczajać do twoich metod – odpowiedziałam, wyprowadzając kontratak, który prawie go zaskoczył.

Levi uśmiechnął się delikatnie  tak subtelnie, że mogłabym pomyśleć, że to tylko moja wyobraźnia.

Zaczynasz mnie zaskakiwać – rzucił, kiedy udało mi się odsunąć go o krok do tyłu.

– A może po prostu jestem lepsza niż sądzisz – odpowiedziałam, rzucając mu wyzywające spojrzenie.

Cios, który wyprowadził w odpowiedzi, był szybki i precyzyjny, ale tym razem byłam gotowa. Uniknęłam go i odskoczyłam na bok, zmuszając go do zmiany pozycji. W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały, a napięcie między nami wzrosło.

– Może – powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie.

Zanim zdążyłam zareagować na jego słowa, znów zaatakował, ale tym razem to ja byłam szybsza. Zrobiłam unik, obróciłam się i wytrąciłam mu miecz z ręki. Levi spojrzał na mnie, unosząc brew.

– Imponujące – przyznał, podnosząc swoją broń.

– Powinnam usłyszeć coś więcej niż tylko „imponujące" – odpowiedziałam z uśmiechem.

Levi odłożył miecz na bok, podchodząc bliżej. Był na tyle blisko, że mogłam wyczuć jego zapach świeży, czysty, z nutą czegoś ostrzejszego, jak stal.

– Robisz postępy – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Przez chwilę milczeliśmy, a przestrzeń między nami zdawała się kurczyć. Miałam wrażenie, że w powietrzu wisi coś niewypowiedzianego, coś, co jedno słowo mogłoby rozwiać.

– Jeśli dalej tak będziesz trenować, może nawet kiedyś mnie pokonasz – dodał w końcu, jego ton łagodniejszy niż zwykle.

Uśmiechnęłam się lekko, choć serce biło mi szybciej.

– Już to zrobiłam i to nie raz – przypomniałam, wskazując na jego miecz leżący na ziemi.

Levi przewrócił oczami, ale dostrzegłam cień uśmiechu, który próbował ukryć.

– Tylko nie przyzwyczajaj się do tego – rzucił, odchodząc w stronę drzwi. – Za godzinę widzę cię w jadalni.

Zostałam sama na sali, czując na sobie ciężar tej krótkiej wymiany. Było w tym coś więcej, coś, co mnie jednocześnie przerażało i intrygowało. Levi... może jednak nie był taki, jakim chciał się wydawać.

Weszłam do jadalni, gdzie większość już się rozgościła. Zwykle hałas i rozmowy przyprawiały mnie o ból głowy, ale dziś czułam się lepiej. No, przynajmniej na tyle, by nie wybiec stąd od razu.

Zajęłam miejsce przy stole, gdzie akurat był Emil. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.

– Duch cię szukał – rzucił. – Siedział pod drzwiami twojego pokoju, dopóki Hange go nie zgarnęła.

– Może jestem jedyną osobą, która go nie terroryzuje – odpowiedziałam, sięgając po miskę z owsianką.

Wzięłam łyżkę, ale kiedy próbowałam coś zjeść, żołądek zacisnął się w supeł. Odstawiłam ją na bok i westchnęłam. Emil zauważył.

– Co jest? Nie pasuje ci menu? – zapytał z lekkim uśmiechem.

– Nie jestem głodna – skłamałam.

– Nie wyglądasz, jakbyś nie była – odparł, ale nie naciskał.

Nagle przed moim nosem pojawił się kubek z herbatą. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Levia. Stał nade mną, jak zwykle wyglądając, jakby miał wszystko pod kontrolą.

– Jedz – powiedział sucho, ale jego głos był bardziej ciepły niż rozkazujący.

– Nie rozkazuj mi, co mam robić – odpowiedziałam, opierając się na łokciu.

Levi uniósł brew, stawiając kubek przed mną.

– To nie rozkaz, tylko sugestia. Ale jeśli chcesz, mogę to zmienić.

Zmierzyłam go wzrokiem, a kącik moich ust uniósł się w wyzwaniu.

– Czasem się zastanawiam, czy masz inne hobby poza wkurwianiem mnie.

– Mam – odparł spokojnie, nachylając się lekko w moją stronę. – Wyciąganie z bagna takich jak ty ruda.

Miałam na końcu języka kolejną złośliwość, ale w jego oczach coś błysnęło to coś, co sprawiło, że zapomniałam o tym, co chciałam powiedzieć. Wzięłam łyżkę i zjadłam mały kęs owsianki, tylko po to, żeby znowu się nie odzywał.

Levi uśmiechnął się ledwie zauważalnie.

– I tak lepiej – powiedział, zanim odszedł do swojego miejsca.

Emil, który cały czas się przysłuchiwał, parsknął śmiechem.

– Wy dwoje... Naprawdę coś się dzieje.

– Zamknij się – mruknęłam, próbując się skupić na jedzeniu.

Siedziałam przy stole, mieszając łyżką owsiankę, choć nie miałam zamiaru zjeść więcej niż kilka kolejnych kęsów. Emil wciąż się uśmiechał, jakby miał do powiedzenia coś, co go wyjątkowo bawiło.

– Wiesz, Ama – zaczął z lekkim tonem. – Nie wydaje ci się, że Levi jest... no, jakby to ująć, bardziej... zainteresowany tobą niż zwykle?

Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego, jakby właśnie wyrósł mu trzecią głowa.

– Zainteresowany? – powtórzyłam, unosząc brew. – Levi? Chyba żartujesz.

Emil wzruszył ramionami, biorąc kolejny łyk herbaty.

– No wiesz, przychodzi do ciebie, każe ci jeść, patrzy na ciebie tak... – Zrobił dramatyczne spojrzenie, które miało przypominać Levia. – Z taką intensywnością.

– To się nazywa bycie irytującym, nie zainteresowanym – odparłam.

– Jak chcesz – powiedział Emil z rozbawieniem. – Ale ja swoje wiem.

Odstawiłam łyżkę i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.

– A co ty wiesz o takich sprawach, co? Twój największy związek to z kotem.

– Duch przynajmniej mnie lubi – odciął się Emil, udając obrażenie.

Naszą wymianę przerwało pojawienie się Hange, która niemal wbiegła do jadalni z typowym entuzjazmem.

– Amae! – zawołała, machając do mnie. – Mam coś, co może cię zainteresować.

– Co znowu? – zapytałam, odchylając się na krześle.

Hange usiadła obok mnie i pochyliła się, jakby chciała zdradzić jakiś sekret.

– Levi pytał o twoje zdrowie – powiedziała, a jej ton był aż nadto podejrzany.

– Co? – wykrztusiłam.

– Pytał, czy dobrze się czujesz. Czy coś cię jeszcze męczy po... no wiesz – kontynuowała Hange, machając ręką w powietrzu.

– To pewnie przez trening – odparłam, starając się zbyć temat. – Musiał upewnić się, czy nie rozwalił mnie na amen.

Hange uniosła brew i spojrzała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem.

– Amae, ja nie jestem głupia – powiedziała z rozbawieniem.

– Cóż, zależy od dnia – rzuciłam złośliwie, by odciągnąć jej uwagę od tematu.

Hange tylko się roześmiała, klepiąc mnie po ramieniu.

– O, ty! – powiedziała. – Ale serio, może powinnaś z nim porozmawiać. Wydaje mi się, że...

Nie dokończyła, bo nagle w drzwiach pojawił się Levi. Spojrzał na nas obu, a potem jego wzrok spoczął na mnie.

– Amae – powiedział krótko. – Masz chwilę?

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wślizgnął się na moje usta.

– Nie, nie mam– odpowiedziałam z przekąsem, wstając z miejsca.

Hange wyglądała, jakby miała eksplodować z ciekawości, ale zignorowałam ją i poszłam za Levim, zastanawiając się, czego tym razem chce.

Szliśmy korytarzem w ciszy, a kroki Levia odbijały się echem od zimnych, kamiennych ścian. Miałam wrażenie, że to jeden z tych momentów, kiedy milczenie mówi więcej niż słowa. Czułam się dziwnie — jakby to wszystko, co dzieje się między nami, nabierało nowego znaczenia, którego sama jeszcze do końca nie rozumiałam.

W końcu to ja przerwałam ciszę:

– No więc? Co znowu? Kolejne kazanie? – zapytałam, zerkając na niego z boku.

Levi spojrzał na mnie kątem oka, a na jego twarzy pojawił się ledwie zauważalny cień uśmiechu.

– Tylko jeśli na nie zasłużysz – odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– W takim razie lepiej przygotuj notatki, bo jestem w formie – rzuciłam zadziornie.

Levi zatrzymał się nagle, a ja niemal na niego wpadłam. Obrócił się i spojrzał na mnie z tej swojej typowej, lekko zblazowanej perspektywy.

– W formie? – powtórzył, unosząc brew. – Masz na myśli to, że ledwo trzymasz się na nogach?

Wywróciłam oczami, odchylając się nieco do tyłu.

– A ty zawsze musisz być taki surowy? Może czasem spróbuj powiedzieć coś miłego, co?

– Miłego? – zapytał, jakby to było najdziwniejsze słowo, jakie kiedykolwiek usłyszał.

– Tak, na przykład: „Amae, naprawdę dobrze sobie radzisz, mimo że ledwo zaczynasz z powrotem czuć smak życia" – odparłam z przesadnym dramatyzmem, gestykulując rękami.

Levi pokręcił głową, ale tym razem wyraźnie widziałam, że walczy z uśmiechem.

– Dobrze sobie radzisz – powiedział w końcu, ale ton jego głosu był zaskakująco szczery.

Zatrzymałam się, patrząc na niego z lekkim zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że naprawdę to powie.

– Co? Nie słyszałam, możesz powtórzyć? – rzuciłam, udając, że nie usłyszałam.

– Nie licz na to – odparł, odwracając się i ruszając dalej.

Dogoniłam go, starając się ukryć uśmiech, który uparcie nie chciał zejść mi z twarzy.

– Wiesz, może faktycznie da się z ciebie coś wykrzesać – powiedziałam, patrząc na niego z boku.

Levi westchnął, ale tym razem nie wyglądał na zirytowanego.

– A z ciebie może kiedyś zrobi się kogoś, kto nie działa tylko pod wpływem impulsu – rzucił, ale w jego głosie nie było złośliwości.

Szliśmy dalej, a między nami zapanowała cisza, ale tym razem była inna – mniej napięta, bardziej... spokojna. Może nawet trochę intymna. Levi zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi na zewnątrz, patrząc na mnie z wyraźnym zamyśleniem.

– Co? – zapytałam, unosząc brew.

– Nic – odpowiedział krótko, po czym dodał: – Po prostu zastanawiam się, jak długo jeszcze będziesz udawać, że wszystko jest w porządku.

Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego spuściłam wzrok na swoje buty, czując, jak coś ciepłego i jednocześnie niepokojącego pojawia się gdzieś w mojej klatce piersiowej.

– Dopóki sama w to nie uwierzę – powiedziałam cicho.

Levi nie skomentował. Po prostu otworzył drzwi, wpuszczając do środka chłodne powietrze.

– Chodź, jeszcze trochę powalczymy z twoim uporem – rzucił, wychodząc na zewnątrz.



Miło mi będzie słodziaki jak zostawicie coś po sobie 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top