XLIII | Amae... Dlaczego |

Stolica w końcu pojawiła się w pełnej krasie. Wysokie mury otaczające miasto zdawały się być nieprzeniknione, a strażnicy przy bramach pilnowali wejścia z niezmienną czujnością. Wjeżdżając do miasta, czułam, jak napięcie narasta. To był świat, gdzie każdy krok musiał być przemyślany, a każdy ruch mógł zdradzić moje zamiary.

Tętniące życiem ulice były pełne handlarzy, żołnierzy i mieszkańców, którzy zdawali się nie zauważać przybysza z daleka. Przemieszczałam się w tłumie, starając się nie rzucać w oczy. Wiedziałam, że muszę zachować ostrożność. Nie byłam tu bezpieczna. Każdy mógł mnie rozpoznać, a jako dezerterka, byłabym natychmiast zatrzymana i zaprowadzona pod sąd.

Zastanawiałam się, gdzie mógł się ukrywać Kaito. Gdzie mógł być trzymany mój brat? Mój ojciec z pewnością ukrywał go w jednym z bardziej pilnie strzeżonych miejsc. To oznaczało, że muszę działać szybko i z rozwagą. Nie mogłam pozwolić sobie na błąd.

Zatrzymałam się w cieniu jednej z uliczek, obserwując przechodniów. Musiałam zdobyć informacje, dowiedzieć się, gdzie jest Hiroshi, zanim ruszę dalej. Zauważyłam grupę dzieci bawiących się niedaleko i poczułam ukłucie w sercu. Hiroshi mógł być jednym z nich, gdyby jego życie było inne.

Zdecydowałam, że najpierw udam się do podziemnych kanałów informacyjnych. W stolicy zawsze istnieli ludzie, którzy za odpowiednią cenę byli w stanie sprzedać każdą informację. Musiałam znaleźć kogoś, kto wiedziałby, gdzie mój ojciec trzyma Hiroshiego.

Skierowałam się w stronę jednego z zaułków, gdzie spodziewałam się spotkać znajome twarze z przeszłości. Zanim jednak w pełni zanurzyłam się w mroczne zakamarki miasta, po raz ostatni spojrzałam na jasne niebo. Czułam, że to był początek końca mojej podróży, ale wiedziałam, że muszę być gotowa na wszystko. Stawka była zbyt wysoka, by pozwolić sobie na zawahanie.

Zanurzyłam się w mroczne tunele, gdzie światło dzienne nigdy nie zawitało. Stare budynki śmierdzące pleśnią i odchodami uliczki to byłą tu codzienność. Gdzieniegdzie były ślady krwi i leżały porozbijane butelki. Przemierzałam labirynt wąskich przejść, kierując się do miejsca, które znałam z przeszłości do starej kamienicy.

Wkrótce dotarłam do małego, z pozoru opuszczonego budynku. Drzwi były lekko uchylone, a z wnętrza dochodziły przytłumione głosy. Weszłam do środka, czując, jak adrenalina wypełnia moje żyły. W środku było ciemno, a jedynie kilka lamp oliwnych dawało nikłe światło.

Za jednym z długich stołów siedział mężczyzna o szorstkiej twarzy i zimnym spojrzeniu. Stary informator, który niegdyś dostarczał mi wiadomości, kiedy jeszcze działałam w podziemiach.

- Amae – powiedział, unosząc brew, gdy mnie zobaczył. – Dawno cię tu nie było. Czego szukasz? Towar ci się skończył? Czy po prostu wracasz do dawnego życia?

- Jost nie pierdol farmazonów. -Powiedziałam twardo - Potrzebuję informacji. Szukam Kaito Tanaki. Trzyma gdzieś mojego brata, Hiroshiego. Muszę wiedzieć, gdzie.

Jost przyglądał mi się przez chwilę, jakby ważył swoje odpowiedzi.

- To będzie cię kosztować, Amae. Kaito jest teraz jednym z bardziej wpływowych ludzi w podziemiach. Nie będzie łatwo go zlokalizować – powiedział, opierając się wygodnie na krześle.

- Zapłacę, ile trzeba – powiedziałam stanowczo wyciągając sakiewkę. – Ale potrzebuję tej informacji teraz.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko, jakby bawiła go moja determinacja.

- Dobra, dobra. Słyszałem, że trzyma chłopca w jednym z ze starych magazynów na obrzeżach. To miejsce dobrze strzeżone, Amae. Jeśli planujesz coś zrobić, musisz być gotowa na poważne kłopoty – powiedział, pochylając się nad stołem.

Zapisał na kawałku papieru adres i podał mi go. Spojrzałam na niego, a potem na mężczyznę.

- Kłopoty i chaos to moje drugie imię. Dzięki staruszku – powiedziałam, chowając kartkę do kieszeni.

- Uważaj na siebie – rzucił, zanim odeszłam. – Twój ojciec nie jest kimś, kogo można łatwo oszukać.

- Nie jestem już tą samą osobą. Widziałam gorsze potwory niż on. - Powiedziałam rzucając w niego sakiewką pieniędzy i wyszłam z pomieszczenia.

Na zewnątrz, czując ciężar informacji, które właśnie otrzymałam. Wiedziałam, gdzie jest Hiroshi. Teraz musiałam tylko dostać się tam i go uwolnić. Ale zdawałam sobie sprawę, że to będzie jedna z najtrudniejszych misji w moim życiu. Czas działał na moją niekorzyść, a każda chwila mogła być decydująca.

Ruszyłam w stronę magazynu. Droga była długa i pełna niepewności. Z każdą kolejną ulicą serce biło mi coraz szybciej, a myśli o Hiroshim i nadchodzącym starciu z ojcem nie dawały spokoju. W końcu dotarłam na miejsce. Magazyn wyglądał na opuszczony z zewnątrz, ale wiedziałam, że to tylko pozory.

Stanęłam w cieniu, obserwując okolicę. Strażnicy patrolowali teren, a ja musiałam znaleźć sposób, by dostać się do środka niezauważona. Skorzystałam z osłony nocy, cicho przemykając wzdłuż ścian. W końcu znalazłam wejście, które wyglądało na mniej strzeżone.

Zamknięcie było proste do sforsowania. Wystarczyło trochę pogrzebać w zamku drutem. Wślizgnęłam się do środka, a wnętrze magazynu wypełnił zapach kurzu, stęchlizny alkoholu i papierosów. Ciemność była moim sprzymierzeńcem, ale musiałam zachować czujność. Przeszłam kilka kroków, nasłuchując każdego dźwięku.

W końcu usłyszałam ciche szuranie dochodzące z jednego z pomieszczeń. Podeszłam bliżej, serce biło mi jak szalone. Ostrożnie otworzyłam drzwi i zobaczyłam chłopca siedzącego na podłodze, związanego i z zasłoniętymi oczami. Jego rude włosy delikatnie opadały mu na jego posiniaczoną twarz. To musiał być Hiroshi.

- Hiroshi? – wyszeptałam, podchodząc do niego.

Chłopiec drgnął na dźwięk mojego głosu, ale nie odpowiedział tylko skulił się przerażony. Powoli podeszłam i zdjęłam mu opaskę z oczu. Patrzył na mnie wielkimi oczami z mieszanką strachu i zdziwienia. Nie znał mnie, a ja nie znałam jego, ale musiałam go przekonać, że jestem tu, by mu pomóc.

- Kim jesteś? - Powiedział drżącym głosem.

- Spokojnie, Hiroshi. Jestem twoją siostrą. Przyszłam cię stąd zabrać – powiedziałam łagodnie, starając się, by mój głos brzmiał uspokajająco.

- Siostrą? – zapytał, marszcząc brwi. Jego głos był cichy i pełen niepewności. – Nie mam siostry. Jestem tylko ja i Tata.

– Wiem, że to dziwne, ale jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Uciekłam od tego potwora zanim się urodziłeś.... Gdybym o tobie wiedziała zabrała bym cię wcześniej. Teraz już jestem, by cię stąd zabrać – wyjaśniłam, odwiązując jego ręce. -Kaito zapłaci za to co nam zrobił.

Hiroshi wciąż patrzył na mnie z nieufnością, ale nie protestował. Wiedziałam, że muszę go stąd wyprowadzić, zanim strażnicy zorientują się, co się dzieje.

- Chodź, musimy iść. Tu nie jesteś bezpieczny – powiedziałam, wyciągając do niego rękę.

Chłopiec w końcu wstał i chwycił mnie za rękę. W jego oczach wciąż był strach, ale widziałam też iskierkę nadziei. Wiedziałam, że to dopiero początek naszej wspólnej drogi, ale teraz musiałam skupić się na jednym ucieczce.

Przytrzymując Hiroshiego za rękę, ruszyłam w stronę wyjścia, starając się poruszać jak najciszej. Jednak zanim zdążyliśmy opuścić magazyn, usłyszałam znajomy, lodowaty głos za plecami.

- Mizu. Wiedziałem, że wrócisz.

Zamarłam, obracając się powoli. W mroku dostrzegłam sylwetkę mojego ojca. Jego twarz była częściowo skryta w cieniu, ale oczy błyszczały jak zimne, nieprzeniknione stalowe ostrza.

- Kaito ty skurwielu – powiedziałam, starając się zachować spokój, choć w środku czułam, jak serce wali mi w piersi.

Uśmiechnął się drwiąco, robiąc kilka kroków w naszą stronę.

- Jak śmiesz dziwko zwracać się tak bez szacunku do swojego ojca.

-Zwracam się tak jak na to zasłużyłeś. Zabiorę go i nie próbuj mi stanąć na drodze.

-Zabrać go? Hiroshiego? -Powiedział ze śmiechem. - Myślisz, że tak po prostu ci go oddam? Zawsze byłaś naiwna, Mizu. Ale teraz widzę, że odziedziczyłaś po mnie coś więcej determinację – powiedział, zbliżając się coraz bardziej.

Hiroshi zaczął drżeć, mocniej ściskając moją rękę. Wiedziałam, że muszę go chronić, za wszelką cenę.

– Nie jestem już tą osobą, którą znałeś. Zmieniłam się przez te 12 lat. Przyszłam po niego i nie odejdę bez niego. Jeśli spróbujesz mnie zatrzymać zabiję jak psa – odpowiedziałam stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.

Ojciec spojrzał na mnie z kpiną.

– Odważne słowa, ale czy jesteś gotowa na konsekwencje? – zapytał, wyciągając rękę w moją stronę. – Zawsze byłaś moją córką, Mizu. Zawsze byłaś i będziesz moją własnością.

– Byłam twoją córką, ale nigdy własnością. Teraz jestem jego siostrą i zamierzam go ochronić – odpowiedziałam, robiąc krok w tył, by zwiększyć dystans między nami. – Nie pozwolę ci go skrzywdzić.

Cisza wypełniła przestrzeń między nami, a czas zdawał się zwolnić. Wiedziałam, że czeka nas konfrontacja, i musiałam być na nią gotowa. Hiroshi patrzył na mnie z mieszanką strachu i nadziei, a ja czułam, że muszę go chronić za wszelką cenę.

Ojciec ruszył w naszym kierunku, a ja wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Byłam gotowa zrobić wszystko, by zabrać stąd brata i zakończyć ten rozdział raz na zawsze. By zapewnić mu chodź namiastkę normalnej rodziny. By mógł być dzieckiem.

Kaito rzucił się w naszą stronę, a ja odruchowo odsunęłam Hiroshiego za siebie, osłaniając go własnym ciałem. Moje zmysły wyostrzyły się, serce waliło jak oszalałe. Nie było miejsca na strach, na żadne błędy, teraz liczyła się tylko walka.

Ojciec zaatakował z brutalną siłą, a ja ledwo zdążyłam uniknąć jego ciosu. Przyparta do muru, czułam, jak adrenalina przejmuje kontrolę. Wyciągnęłam nóż, który miałam ukryty w rękawie, i rzuciłam się na niego. Staraliśmy się nawzajem unieszkodliwić, a każde nasze uderzenie było pełne gniewu i determinacji.

W pewnym momencie jeden z jego ciosów trafił mnie w bok, co sprawiło, że upadłam na podłogę. Krótki moment dezorientacji wystarczył, by ojciec złapał mnie za włosy i rzucił o ścianę.

Podniosłam się szybko mimo bólu jaki rozniósł się po moim ciele. Nie zdążyłam zareagować, gdy ojciec chwycił mnie za szyję, próbując udusić. Czułam jak w desperacji wbiłam nóż w jego bok, co sprawiło, że puścił mnie z bólem. Wstałam szybko, gotowa na kolejne starcie.

Wtedy poczułam zapach dymu. Jedna z pochodni przewróciła się podczas naszej walki, a ogień zaczął rozprzestrzeniać się po drewnianej konstrukcji magazynu. Płomienie szybko objęły ściany, a dym zaczął gęstnieć, utrudniając oddychanie.

- Hiro, uciekaj! – krzyknęłam, odwracając się do chłopca. - Znajdź wyjście i biegnij, nie oglądaj się!

Hiroshi zawahał się tylko na chwilę, zanim pobiegł w kierunku wyjścia. Musiałam go chronić, ale najpierw musiałam dokończyć tę walkę.

Ojciec znowu zaatakował, mimo że krwawił obficie z rany. Ogień otaczał nas z każdej strony, a temperatura szybko rosła. W końcu udało mi się zadać mu decydujący cios nóż przebił jego serce, a jego ciało osunęło się na podłogę. Jego oczy straciły blask, a ja czułam mieszankę ulgi i bólu.

Ale nie było czasu na wahanie. Ogień szalał, a ja musiałam uciekać. Próbując przedostać się przez płomienie, czułam, jak ogień liże moją skórę. Ręce, szyja i twarz zaczęły piec, a ból był nie do opisania. Zacisnęłam zęby i ruszyłam dalej, walcząc o każdy krok.

W końcu wydostałam się na zewnątrz, gdzie powietrze było czystsze, ale ból nie ustępował. Padłam na ziemię, próbując złapać oddech. Hiroshi stał kilka metrów dalej, patrząc na mnie z przerażeniem.

– Mizu! – krzyknął, podbiegając do mnie. – Jesteś cała?

– Jestem... – wyszeptałam, choć ból był nie do zniesienia. – Będę żyć. Tak jak ty. Jesteś już bezpieczny. Nie pozwolę by kiedykolwiek spotkało cię coś podobnego i nie mów mi Mizu. Wyrzekłam się tego imienia dawno temu. Mów mi Amae.

Objęłam go mocno, czując, jak łzy spływają mi po twarzy, mieszając się z brudem i popiołem. Byliśmy bezpieczni, ale wiedziałam, że ta noc pozostawi trwałe ślady, zarówno na moim ciele, jak i w sercu.

Levi Pov - kilka godzin wcześniej

Poranek zaczął się jak zwykle, ale coś było nie tak. Amae nie przyszła na śniadanie. Jej miejsce przy stole było puste, a ja nie mogłem pozbyć się rosnącego niepokoju. Zawsze była tu wcześniej, zawsze z jakąś zaczepką na ustach, kąśliwym komentarzem. Teraz – cisza. Wstałem, zostawiając niedopitą herbatę i ruszyłem w stronę jej kwatery.

Wciąż czułem na skórze wspomnienie poprzedniego wieczoru. Ta chwila, która miała coś zmienić. Serce zaczęło mi szybciej bić. Coś było nie w porządku.

Dotarłem do jej drzwi i zapukałem. Odpowiedziała mi tylko cisza. Więc otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

Pokój był pusty.

Spojrzałem na łóżko – nietknięte. Oczy natychmiast przyciągnęły kartkę leżącą na biurku, obok jej starannie złożonego munduru. Zatrzymałem się na chwilę, próbując zebrać myśli, choć w środku już czułem, co to oznacza. Sięgnąłem po list, rozwijając go z drżącymi dłońmi.

„Levi,

Piszę ten list, bo uważam, że mimo wszystko zasługujesz na prawdę. Byłeś zabawką. Błędem. Nic z tego, co się między nami wydarzyło, nie miało żadnego sensu. Prawda jest taka, że to wszystko było niczym więcej jak chwilową rozrywką. Oderwaniem się od rzeczywistości.

Odchodzę. Nie szukaj mnie. Po prostu daj mi spokój.

Amae"

Każde słowo wbijało się we mnie jak ostrze. Zabawka? Błąd? W głowie kłębiły się wspomnienia z poprzedniej nocy – jej dotyk, jej spojrzenie. Jak mogła to nazwać błędem? Czy mogła aż tak dobrze udawać? Zacząłem czytać list jeszcze raz, jakby chciał upewnić się, że dobrze rozumiem. Ale treść nie zmieniała się. Te słowa były lodowate, bezlitosne.

Zacisnąłem pięści, czując, jak gniew narasta. Uderzyłem z całej siły w ścianę. Ból w dłoni był niczym w porównaniu do tego, co czułem w środku. Skóra na knykciach pękła, krew zaczęła ściekać, ale nie obchodziło mnie to. W głowie kotłowała się tylko jedna myśl: jak ona mogła mnie tak wykorzystać?

– Cholera! – wrzasnąłem, czując, jak emocje przejmują nade mną kontrolę. Czułem się cholernie zdradzony, oszukany. Wspomnienia ostatnich tygodni mieszały się z żalem i gniewem. Jak mogła mówić, że to nic nie znaczyło? Że byłem tylko chwilową rozrywką?

Oparłem się ciężko o ścianę, starając się złapać oddech. Ból w sercu był nie do zniesienia. Amae, ta, która wczoraj wydawała się tak bliska, teraz zniknęła, zostawiając mnie z tym listem, tymi słowami, które paliły mnie od środka.

Nie mogłem pojąć, jak mogła odejść w taki sposób. Wspomnienie jej dotyku, jej głosu wciąż było żywe, a teraz czułem się, jakby to wszystko było jednym wielkim kłamstwem.

Amae... Dlaczego?

Spojrzałem na jej mundur leżący na biurku, jakby to był ostatni dowód jej obecności tutaj. Chodź tak naprawdę był dowodem jej dezercji jej ucieczki. Zacisnąłem pięści, ignorując ból w poranionej dłoni. Musiałem dowiedzieć się, co się stało. Musiałem znaleźć odpowiedzi. Ale teraz, w tej chwili, czułem tylko jedno – przerażającą, rozdzierającą pustkę. Może nawet nienawiść tylko nie wiem czy do niej czy do samego siebie, że dałem jej się tak omamić.

Koniec części pierwszej

Wam też szkoda karła?

Prolog części 2 już dostępny!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top