XLII | Nie szukaj mnie |
Pod osłoną nocy, z drżącymi rękami, pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiego plecaka. Wiedziałam, że nie mogę dłużej zwlekać. Hiroshi był tam, z naszym ojcem. Każda minuta zwłoki mogła oznaczać dla niego kolejną porcję cierpienia, które znałam z własnego doświadczenia. Musiałam go odnaleźć, wyrwać z rąk tego człowieka, który dla mnie nigdy nie był ojcem, a jedynie oprawcą.
Spojrzałam na list leżący na stole. Słowa, które tam napisałam, bolały bardziej, niż kiedykolwiek bym przypuszczała.
„Levi,
Piszę ten list, bo uważam, że mimo wszystko zasługujesz na prawdę. Byłeś zabawką. Błędem. Nic z tego, co się między nami wydarzyło, nie miało żadnego sensu. Prawda jest taka, że to wszystko było niczym więcej jak chwilową rozrywką. Oderwaniem się od rzeczywistości.
Odchodzę. Nie szukaj mnie. Po prostu daj mi spokój.
Amae"
Każda litera tego listu była jak cios zadany własnemu sercu, wierutnym kłamstwem. Levi był dla mnie kimś więcej, był jedynym mężczyzną, którego naprawdę kochałam z wzajemnością. Wiedziałam jednak, że nigdy nie zrozumiałby mojej decyzji. Jego lojalność wobec zwiadowców była niezachwiana, a dezercja była w jego oczach największą zdradą. Nie mogłam pozwolić, by próbował mnie zatrzymać. Nie mogłam pozwolić by miłość zaślepiła mnie do tego stopnia, że odpuszczę, że zapomnę o moim bracie i pozwolę Kaito go dalej krzywdzić.
Spojrzałam w lustro. W moich oczach odbijała się walka, którą toczyłam w sobie. Miłość do Leviego kontra obowiązek wobec Hiroshiego. Wygrało to drugie. Levi był dorosły on sobie poradzi. Mój brat natomiast zbyt długo przebywał w piekle zwanym domem rodzinnym. Domem, który powinien być bezpiecznym schronieniem. Musiałam go wyciągnąć. Dać mu chodź by zalążek tego co nazywa się normalnością. Czułam, że muszę to zrobić, niezależnie od ceny.
Otworzyłam drzwi i po raz ostatni spojrzałam na pusty pokój. Wiem, że Levi przyjdzie tu rano, gdy nie pojawię się na śniadaniu, znajdzie mój list. Wyobrażałam sobie jego reakcję, gniew, może nawet ból. Ale nie mogłam pozwolić sobie na wahanie. Musiałam iść naprzód.
Gdy cichy szelest moich kroków zniknął w mroku nocy, czułam jak każda część mnie krzyczy, żebym porozmawiała z Levim, Hange, czy kimkolwiek innym. Na pewno znaleźli by inne rozwiązanie. Ale oznaczało by to również przyznanie się do wszystkiego. Do całej przeszłości. Musiała bym również wyjawić pochodzenie Astrid. Ujawnić to, że pomimo kilku lat spędzonych na powierzchni żadna z nas nie ma w dalszym ciągu obywatelstwa. A dokumenty które przedstawiałyśmy przez cały ten czas były fałszywe. Spowodowało by to problemy nie tylko mi i Astrid, ale i całemu korpusowi. Nie mogłam im tego zrobić. Musiałam po prostu odejść.
Dotarłam do stajni, gdzie cichy pomruk nocy wypełniał powietrze. Konie spały, ich spokojne oddechy mieszały się z delikatnym szelestem moich kroków. Serce waliło mi w piersi, ale wiedziałam, że nie mogę zawahać się teraz. Czas działał na niekorzyść Hiroshiego, a ja musiałam być już w drodze.
Wybrałam jednego z koni, silnego i zwinnego, który bez trudu pokona długą trasę do stolicy. Gdy dotknęłam jego grzywy, poczułam, jak zwierzę reaguje na moją obecność, jakby wyczuwając moją determinację. Szybko i cicho przygotowałam go do drogi, starając się nie budzić nikogo wokół. Każdy odgłos wydawał się zbyt głośny w tej ciszy, jakby zdradzał moje plany.
Siodło było na miejscu, a ja poczułam, jak adrenalina wypełnia moje żyły. Wciągnęłam głęboko powietrze, starając się uspokoić drżące dłonie. Wsiadłam na konia, a jego ciepło przyniosło mi odrobinę ulgi. Wiedziałam, że to jedyny sposób, by dotrzeć do Hiroshiego.
Cisza nocy była moim sprzymierzeńcem, a mrok ukrywał mnie przed światem. Skierowałam konia w stronę wyjścia, serce tłukło się w piersi z każdym krokiem. W każdej chwili ktoś mógł zauważyć mnie w ciemności. Czułam, jak dystans między mną a zwiadowcami się zwiększa, jak oddalam się od wszystkiego, co znałam.
Myśli o Levim nie dawały mi spokoju. Jego twarz, jego spojrzenie, gdy znajdzie mój list wszystko to wbijało się w mój umysł jak cierń. Wiedziałam, że go ranię go swoim odejściem, że zostawiam za sobą coś, co mogło być... czymś więcej. Coś co pozwoliło by mi na szczęście. Ale nie mogłam myśleć o tym teraz. Hiroshi powinien być moim priorytetem.
Gdy opuściłam teren bazy i wjechałam na otwartą drogę, poczułam, jak napięcie w moich ramionach nieco opada. Miałam przed sobą długą drogę, pełną niepewności i zagrożeń. Ale jedno wiedziałam na pewno nie zatrzymam się, póki nie odnajdę Hiroshiego i nie uwolnię go z rąk naszego ojca. To była moja misja, moja walka. I zrobię wszystko, by wygrać.
***
Świt zaczął rozjaśniać horyzont, malując niebo w odcieniach różu i pomarańczu. Zmęczenie po nie przespanej nocy dawało się we znaki, a każdy krok konia był coraz cięższy. Po kilku godzinach jazdy w końcu dostrzegłam zajazd przy drodze, niewielki, ale wystarczający, by na chwilę odpocząć.
Zatrzymałam konia przed budynkiem i zeskoczyłam na ziemię. Moje ciało domagało się chwili wytchnienia. Weszłam do środka, gdzie panował przyjemny półmrok, a zapach świeżo parzonej kawy unosił się w powietrzu.
Za ladą stała młoda dziewczyna, o zniszczonych blond włosach splecionych w warkocz. Gdy mnie zauważyła, uśmiechnęła się serdecznie.
–Witaj, podróżniczko! Czym mogę ci pomóc? – zapytała.
– Szukam miejsca, gdzie mogłabym odpocząć i coś zjeść – odpowiedziałam, starając się, by głos nie zdradzał zmęczenia.
– Oczywiście, zapraszamy. Tata zaraz przyniesie coś ciepłego do jedzenia. Nazywam się Tere. – Podała mi rękę, którą uścisnęłam lekko.
– Amae – przedstawiłam się krótko.
Tere wskazała mi stół w rogu, gdzie mogłam usiąść. Po chwili z zaplecza wyszedł starszy mężczyzna, z siwymi włosami i szerokim uśmiechem.
– To mój tata, Rolf. On tutaj rządzi – zażartowała dziewczyna.
Rolf podszedł do mnie z misą ciepłej zupy i kawałkiem chleba.
– Witaj. Musisz być wyczerpana. Proszę, zjedz coś i odpocznij. – Postawił przede mną jedzenie i usiadł naprzeciwko. – Skąd jedziesz, jeśli można zapytać?
Zawahałam się na moment, nie chcąc zdradzać zbyt wiele.
– Z daleka. Mam sprawy do załatwienia w stolicy – odpowiedziałam wymijająco.
Rolf skinął głową, jakby rozumiał, że nie chcę mówić więcej.
– Stolica to niebezpieczne miejsce. Musisz na siebie uważać – powiedział z troską w głosie.
Tere przyniosła mi kubek parującej herbaty i usiadła obok ojca.
– Jeśli potrzebujesz odpoczynku, mamy wolny pokój na piętrze. Możesz się zdrzemnąć, zanim ruszysz dalej – zaproponowała.
Poczułam wdzięczność za ich gościnność. Przytaknęłam z uśmiechem.
– Dziękuję, to bardzo uprzejme. – Zjadłam zupę i wypiłam herbatę, czując, jak powoli wraca mi energia.
Po posiłku blondwłosa zaprowadziła mnie na górę, do małego, przytulnego pokoju. Położyłam się na łóżku, a zmęczenie szybko wzięło górę. Zanim zasnęłam, pomyślałam o Hiroshim, o tym, co mnie jeszcze czeka. Ale teraz, choćby na chwilę, mogłam pozwolić sobie na odpoczynek.
Obudziłam się kilka godzin później, gdy słońce stało już wysoko na niebie. Promienie wpadały przez okno, delikatnie oświetlając pokój. Czułam się odrobinę lepiej, choć świadomość celu mojej podróży nie pozwalała na pełen spokój. Wstałam, poprawiłam ubranie i zeszłam na dół.
W głównej izbie zastałam Tere, która właśnie sprzątała stoły. Kiedy mnie zobaczyła, od razu podeszła z uśmiechem.
– Wyspałaś się? – zapytała z troską.
– Tak, dziękuję. Czuję się dużo lepiej. – Spojrzałam na nią z wdzięcznością. – Naprawdę jestem wam wdzięczna za pomoc.
– Nie ma za co. Cieszymy się, że mogliśmy pomóc – odpowiedziała. – Chcesz coś jeszcze zjeść przed drogą?
– Nie, dziękuję. Muszę już ruszać czas ucieka sama rozumiesz– odpowiedziałam, choć kusiła mnie jeszcze chwila odpoczynku.
Rolf pojawił się z zaplecza, niosąc torbę z kilkoma bułkami, owocami i manierką z wodą.
– To na drogę. Nigdy nie wiadomo, kiedy znajdziesz następny zajazd – powiedział z uśmiechem, wręczając mi koszyk.
– Dziękuję, naprawdę nie wiem, jak wam się odwdzięczę – powiedziałam, czując wzruszenie.
– Po prostu bądź ostrożna – odpowiedział Rolf. – I pamiętaj, że zawsze jesteś tutaj mile widziana.
Skinęłam głową, czując, jak te słowa dodają mi otuchy. Wyszłam na zewnątrz, gdzie koń czekał cierpliwie, gotowy do dalszej drogi. Założyłam siodło, sprawdziłam wszystko jeszcze raz i wsiadłam na grzbiet.
Tere i Rolf stali w drzwiach, machając na pożegnanie. Odwzajemniłam gest, a potem ruszyłam w dalszą drogę. Każdy krok konia przypominał mi, że czas nie stoi w miejscu. Hiroshi czekał na mnie, a ja nie mogłam go zawieść.
Krajobraz zmieniał się powoli, a ja zbliżałam się do stolicy z każdym kolejnym krokiem. Myśli o tym, co mnie czeka, nie dawały mi spokoju, ale wiedziałam jedno – muszę być silna. Dla Hiroshiego, dla siebie. Cokolwiek się stanie, nie zatrzymam się, dopóki go nie odnajdę i nie uwolnię.
Jadąc dalej, pozwoliłam myślom odpłynąć ku Leviemu. Zastanawiałam się, czy już znalazł list. Wyobrażałam sobie, jak reaguje, czy od razu czuł gniew, czy może rozczarowanie. Jak wysyła ludzi na poszukiwania. Byłam pewna, że zrobi to mimo mojej prośby. Wiedziałam, że te słowa były okrutne, ale musiałam je napisać. Inaczej nigdy by mnie nie puścił, nigdy by nie zrozumiał, dlaczego muszę to zrobić.
Każdy kilometr oddalający mnie od bazy zdawał się tylko potęgować ten wewnętrzny konflikt. Czułam ciężar, jaki zostawiłam za sobą, ale nie mogłam pozwolić, by to mnie zatrzymało. Hiroshi potrzebował mnie, a ja musiałam być silna. Nie pozwolić by emocje znów wzięły górę.
Droga wiodła przez pola i niewielkie lasy. Powietrze było świeże, a słońce coraz mocniej grzało, przypominając, że dzień już dawno się rozpoczął. Wiedziałam, że do stolicy zostało jeszcze kilka godzin jazdy, ale z każdą minutą czułam, że zbliżam się do celu a oddalam od miejsca, w którym zostało moje serce. Moje życie.
Próbowałam skupić się na tym, co mnie czeka. Stolica była miejscem pełnym niebezpieczeństw, szczególnie dla kogoś takiego jak ja dla dezerterki o kryminalnej przeszłości. Ale nie mogłam pozwolić, by strach mnie powstrzymał.
Mimo to, myśli o Levim wracały jak bumerang. Czy zrozumiał, dlaczego to zrobiłam? Czy kiedykolwiek mi wybaczy? Czy ja sobie wybaczę? Wiedziałam, że to pytania bez odpowiedzi, przynajmniej na teraz. Musiałam skupić się na tym, co przede mną.
Horyzont zaczął się zmieniać. W oddali zobaczyłam pierwsze oznaki miasta – dym unoszący się z kominów, dachy budynków, które wkrótce miały stać się tłem dla mojej misji. Serce zaczęło mi bić szybciej, wiedziałam, że czas na odpoczynek się skończył. Zbliżałam się do stolicy, do miejsca, gdzie wszystko mogło się zmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top