XVII | Może po prostu jestem przemęczona |


– Wygląda na to, że mamy nowych – mruknęłam, zerkając pytająco na Elda.

– Przybyli dziś rano – odparł, wzruszając ramionami.

Ruszyłam w ich stronę, chcąc zobaczyć, kim są ci rekruci. Gdy się zbliżyłam, moje serce na moment zamarło. Wśród nowych twarzy dostrzegłam kogoś, kogo miałam nadzieję, że nigdy nie zobaczę w mundurze. Hiroshi.

Mój młodszy brat stał tam, rozmawiając z chłopakiem o krótkich blond włosach i dziewczyną o stalowych oczach. Wyglądał doroślej, poważniej, ale wciąż był tym samym Hiroshim, którego znałam. Tyle że teraz... był jednym z nas.

Poczułam, jak robi mi się słabo. Świat na moment zawirował, a ja musiałam oprzeć się o ścianę, by nie stracić równowagi.

– Amae? – usłyszałam głos Elda, który spojrzał na mnie z zaniepokojeniem.

– Wszystko w porządku – skłamałam, biorąc głęboki oddech.

Hiroshi zauważył mnie w tej samej chwili. Jego spojrzenie było mieszanką zaskoczenia i.... dumy? Nie ruszył się, ale widziałam, że rozpoznał mnie od razu.

– Hiroshi?! – powiedziałam głośno, choć mój głos nie był tak stanowczy, jak chciałam.

Podszedł do mnie powoli, a jego twarz wyrażała coś, czego nie potrafiłam nazwać.

– Cześć, siostra – powiedział spokojnie, jakby to było najnormalniejsze spotkanie na świecie.

– Ty... ty naprawdę to zrobiłeś – wyszeptałam, patrząc na jego mundur zwiadowcy. – Dlaczego?

– Bo chciałem – odpowiedział stanowczo, ale z nutą łagodności w głosie. – Wiedziałaś, że zamierzam dołączyć.

–Tak, ale miałam nadzieję, że po tym co widziałeś w Troście zmienisz zdanie! – wybuchłam, ale zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, usłyszałam za sobą znajomy, zimny głos.

– Fauer. Uspokój się – Levi pojawił się za mną, jak zwykle niewzruszony.

Odwróciłam się gwałtownie, a jego spojrzenie przeszło na Hiroshiego.

– Już się znamy – dodał Levi, kiwając lekko głową w stronę mojego brata. – Ale teraz wszyscy nowi mają zebrać się w środku.

Hiroshi spojrzał na mnie jeszcze raz, zanim skinął głową i ruszył za innymi do budynku. Stojąc tam, patrzyłam, jak znika za drzwiami, a moje serce biło jak oszalałe.

Levi spojrzał na mnie z wyraźnym zniecierpliwieniem.

– Nie rób z tego dramatu, Amae – rzucił chłodno.

– To mój brat – syknęłam, czując, jak wzbiera we mnie gniew.

– Wiem – odparł spokojnie. – Dlatego lepiej, żebyś się uspokoiła, zanim porozmawiasz z nim.

Nie odpowiedziałam, tylko zacisnęłam pięści i odwróciłam się, by pójść za Hiroshim. Musiałam z nim porozmawiać, ale najpierw musiałam złapać oddech. To wszystko było zbyt wiele naraz.

Mijało kilka godzin od przybycia Hiroshiego i reszty nowych zwiadowców. Próbowałam skupić się na czymkolwiek, ale myśli o bracie i jego decyzji nie dawały mi spokoju. Spacerowałam po korytarzach, mijając kolejne znajome twarze, aż w końcu dotarłam do sali, gdzie Hange pochylała się nad stertą dokumentów.

– Amae! – zawołała, zauważając mnie. – Chodź tu, muszę ci coś pokazać!

Nie miałam ochoty na rozmowy, ale podejście do Hange wydawało się lepsze niż dalsze błąkanie się bez celu. Podeszłam, a ona podniosła na mnie wzrok, od razu unosząc brwi w zdziwieniu.

– Wyglądasz... marnie – stwierdziła, zaskakująco bezpośrednio.

– Dzięki, to naprawdę podniosło mnie na duchu – mruknęłam sarkastycznie, opierając się o stół.

Hange przyglądała mi się uważnie, jakby próbowała coś rozgryźć.

– Nie chodzi mi o twoją twarz, tylko... – wskazała dłonią na moje ręce. – Trzęsą ci się.

Spojrzałam na swoje dłonie, które rzeczywiście lekko drżały. Od kilku dni byłam bardziej zmęczona niż zwykle, a w nocy często budziły mnie mdłości. Może Hange miała rację, że wyglądałam gorzej niż zazwyczaj.

Może po prostu jestem przemęczona – odparłam, próbując zbyć jej uwagę.

Hange jednak nie wyglądała na przekonaną. Zmarszczyła brwi i podeszła bliżej, przyglądając mi się z bliska.

– Masz bladą cerę, a oczy wyglądają na podkrążone. I.... co to za dziwny zapach? Czy to... czy ty jadłaś coś dziwnego? – zapytała, marszcząc nos.

Zerknęłam na nią, zaskoczona. Faktycznie, od jakiegoś czasu odczuwałam dziwne zachcianki – niektóre smaki wydawały mi się nie do zniesienia, a inne zaczęły mi nagle smakować, jakby były najlepszym jedzeniem na świecie.

– Może. Nie wiem, Hange. Przestań mnie przesłuchiwać – westchnęłam, próbując wyminąć ją i uciec z pomieszczenia.

Ale Hange była szybsza. Zablokowała mi drogę, a jej spojrzenie było już poważniejsze.

– Amae, kiedy ostatni raz... – zaczęła, ale urwała, patrząc na mnie znacząco.

Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, co miała na myśli, ale w momencie, gdy jej pytanie do mnie dotarło, poczułam, jak serce zaczyna mi walić jak szalone.

– Nie, Hange. To niemożliwe – odparłam od razu, choć mój głos zabrzmiał mniej stanowczo niż chciałam.

– Jesteś tego pewna? – zapytała, unosząc brew.

– Tak – skłamałam, ale jej spojrzenie mówiło, że mi nie wierzy.

Próbowałam zachować spokój, ale coś w jej tonie sprawiło, że zaczęłam analizować każdy szczegół z ostatnich tygodni. Mdłości, zmęczenie, zawroty głowy, dziwne zachcianki... Wszystko zaczynało układać się w jedną, przerażającą całość.

– Amae – powiedziała Hange cicho, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Może powinnaś to sprawdzić.

Nie odpowiedziałam. Po prostu odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia, czując, jak żołądek ściska mi się z nerwów. Nie, to nie mogło być możliwe. Po prostu nie mogło.

Na dziedzińcu, gdzie powietrze było zimne i przenikliwe, stałam w cieniu zamkowych murów paląc kolejnego z rzędu papierosa, starając się nie zwracać uwagi na zawroty głowy, które zaczęły znowu mnie dopadać. Było mi słabo, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać – nie teraz, nie przed nimi. Wszyscy byli zajęci swoimi obowiązkami: Armin, Mikasa i Eren cicho rozmawiali, Jean sprawdzał uprząż, a Sasha i Conny coś żartowali, głośno się śmiejąc. Hiroshi stał z boku, wciąż wpatrzony w swoje ostrza. Mój brat... Mój młodszy brat, w mundurze zwiadowcy.

Poczułam, jak ściska mnie w żołądku na sam jego widok. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu był, po wszystkim, co przeszliśmy. Chciałam podejść, porozmawiać z nim, zapytać, jak sobie radzi, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zawroty głowy powoli mijały, ale serce nadal waliło mi jak oszalałe.

I wtedy poczułam na sobie jego wzrok. Levi. Stał przy wejściu do zamku, oparty o framugę drzwi, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Patrzył na mnie w ten sposób, który zawsze doprowadzał mnie do szału – jakby widział wszystko, każdą moją myśl, każdy sekret. Na jego twarzy malował się wyraz chłodnej obojętności, ale w jego oczach dostrzegałam coś więcej: złość, żal, a może... rozczarowanie?

Przełknęłam ślinę i uniosłam brodę, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to rusza. Nie chciałam tej konfrontacji, ale wiedziałam, że jej nie uniknę. Levi zawsze dostawał to, czego chciał, a teraz chciał odpowiedzi.

Zanim zdążyłam odejść, ruszył w moją stronę. Jego kroki były ciche, niemal niesłyszalne na kamiennej nawierzchni, ale każdy z nich sprawiał, że czułam, jak moje serce bije coraz szybciej.

– Amae – odezwał się, zatrzymując się kilka kroków przede mną. Jego głos był zimny, twardy jak stal. – Co się z tobą dzieje?

– Nic – odparłam szybko, może zbyt szybko.

Uniósł brew, a jego spojrzenie stwardniało. Wiedział, że kłamię. Zawsze wiedział.

– Wyglądasz jakbyś zaraz miała się przewrócić. I nie mów, że to nic. Nie jestem ślepy.

– Może po prostu jestem zmęczona twoim ciągłym wtrącaniem się w moje życie – warknęłam, próbując go wyminąć.

Złapał mnie za ramię, delikatnie, ale z wystarczającą siłą, bym się zatrzymała.

– Nie uciekniesz od tego, Amae – powiedział cicho, ale w jego głosie była wyczuwalna złość. – Już raz uciekłaś i dobrze wiesz, jak to się skończyło. Więc przestań grać w te swoje gierki i powiedz mi, co się dzieje.

Zerwałam się z jego uścisku, patrząc na niego z wściekłością.

– Moje życie nie jest twoją sprawą, kapitanie – syknęłam. – Nie było wtedy i nie jest teraz. Radziłam sobie bez ciebie i będę radzić sobie dalej.

W jego oczach coś się zmieniło. Może to był ból, a może po prostu jeszcze większa złość. Ale nie odpowiedział od razu. Stał tam, patrząc na mnie, jakby próbował zrozumieć, dlaczego tak bardzo mu się opieram.

– Jesteś niemożliwa – mruknął w końcu. – A jeśli coś ci się stanie, to nie będziesz miała nikogo, kogo mogłabyś winić, tylko siebie.

– Nie potrzebuję twojej troski ani twojego gniewu – odparłam, odwracając się od niego. – Po prostu zostaw mnie w spokoju.

Nie zatrzymał mnie tym razem. Ale kiedy odchodziłam, czułam jego wzrok na swoich plecach, zimny i ciężki, jakby wypalał dziury w mojej duszy.

Wróciłam do swojego pokoju, starając się ignorować drżenie rąk. Levi zawsze wiedział, jak wyprowadzić mnie z równowagi. Wiedział, jak trafić w te miejsca, które bolały najbardziej. Nie miałam ochoty nikogo widzieć, ale wiedziałam, że muszę się uspokoić, zanim ktoś inny zauważy, że coś jest nie tak.

Sięgnęłam po papierosa, wzięłam głęboki wdech i przysiadłam na parapecie. Patrzyłam na dziedziniec, gdzie nowi rekruci ćwiczyli pod okiem bardziej doświadczonych zwiadowców. W tłumie znowu dostrzegłam Hiroshiego. Stał obok Conniego i Sashy, śmiejąc się z czegoś, co powiedzieli. Wyglądał... szczęśliwie. Normalnie. Może nie był to najlepszy czas, żeby z nim rozmawiać, ale nie mogłam tego dłużej odkładać. Miałam wrażenie, że jeśli teraz się nie odezwę, nasze relacje już nigdy nie wrócą do normy.

Zgasiłam go i zeszłam na dół, mijając korytarze pełne znanych mi twarzy. Gdy dotarłam na dziedziniec, Hiroshi właśnie kończył rozmowę z Sashą i Conniem. Odwrócił się w moją stronę i jego uśmiech zbladł, gdy zobaczył wyraz mojej twarzy.

– Ama – powiedział cicho, wyczuwając, że coś jest nie tak. – Wszystko w porządku?

Zatrzymałam się tuż przed nim, próbując zebrać myśli.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam, wskazując na ławkę w cieniu.

Przytaknął, a jego wcześniejsza beztroska gdzieś zniknęła. Usiadł obok mnie, wpatrując się we mnie z niepokojem.

– Chodzi o to, że... – zaczęłam, próbując znaleźć odpowiednie słowa. – Nie miałam okazji ci powiedzieć, ale... Jestem z ciebie dumna, Hiroshi. Naprawdę. Ale... Nie chciałam, żebyś do tego wszystkiego dołączał.

Hiroshi westchnął, odwracając wzrok.

– Amae, wiedziałem, że tak powiesz. Ale ja też chcę walczyć. Chcę mieć szansę coś zmienić. Ty zawsze robiłaś to, co musiałaś, a ja... Nie mogłem po prostu siedzieć i nic nie robić.

Chciałam odpowiedzieć, ale poczułam znajomy zawrót głowy. Zacisnęłam dłoń na krawędzi ławki, żeby nie stracić równowagi.

– Amae, dobrze się czujesz? – zapytał, pochylając się w moją stronę.

Machnęłam ręką, próbując go uspokoić.

– To nic. Po prostu zmęczenie.

Spojrzał na mnie sceptycznie, ale nie naciskał.

– W każdym razie – powiedział, zmieniając temat – cieszę się, że tu jesteś. To... dobrze cię widzieć, nawet jeśli tak rzadko rozmawiamy.

Uśmiechnęłam się słabo, próbując ukryć niepokój. Hiroshi dorastał szybciej, niż chciałam to przyznać. Był już nie tylko moim młodszym bratem, ale i zwiadowcą – kimś, kto podejmował decyzje, które mogły go kosztować życie. I choć nie chciałam tego zaakceptować, wiedziałam, że muszę.

– Ja też się cieszę – powiedziałam cicho. – Tylko obiecaj mi jedno. Nie ryzykuj więcej niż musisz.

Spojrzał na mnie z determinacją w oczach.

– Obiecuję – odparł. Ale wiedziałam, że to tylko słowa.

Siedziałam w laboratorium Hange, patrząc na stosy dokumentów, szkiców tytanów i dziwnych fiolek pełnych nieznanych mi substancji. Zapach chemikaliów i spalenizny drażnił mnie w nos, ale to była Hange – zawsze balansująca na granicy chaosu i geniuszu. Sama Hange krzątała się przy jednym ze stołów, układając coś z takim zapałem, jakby właśnie miała odkryć tajemnicę wszechświata.

– Hange – zaczęłam, próbując zwrócić jej uwagę.

Spojrzała na mnie przez ramię, uśmiechając się szeroko.

– Amae! W końcu jakaś przerwa od tych nudnych tytanów. Co cię sprowadza? – Jej ton był lekki, ale widziałam, że dobrze wiedziała, o co chodzi.

– Musisz zrobić mi testy krwi – powiedziałam prosto z mostu, unikając jej wzroku.

Hange zatrzymała się w pół ruchu, a uśmiech nieco przygasł. Odłożyła to, co trzymała w rękach i podeszła bliżej.

– To te zawroty głowy, prawda? I.... inne rzeczy, o których mówiłaś wcześniej.

Kiwnęłam głową, nie mogąc się zmusić do odpowiedzi na głos.

– Amae, już ci mówiłam, co podejrzewam – zaczęła, ale uniosłam rękę, przerywając jej.

– Nie chcę zgadywać, Hange. Chcę mieć pewność.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W końcu westchnęła, jakby próbowała zebrać swoje myśli.

– Dobrze, zrobię testy. Ale... Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą... – Urwała, przyglądając mi się uważnie.

– Nikomu o tym nie powiesz – powiedziałam szybko, podnosząc głos bardziej niż zamierzałam. – Obiecaj mi, Hange. Nikomu.

Jej oczy zwęziły się w sceptycznym spojrzeniu.

– Amae, jeśli to jest to, co myślę, będziesz musiała się z tym zmierzyć. Nie możesz tego ukrywać wiecznie.

– Obiecaj – powtórzyłam uparcie. – Tylko ty będziesz wiedziała.

Hange zmarszczyła brwi, ale w końcu uniosła ręce w geście poddania.

– Dobra, dobra. Ale tylko pod jednym warunkiem. Jeśli stanie się coś, co będzie zagrażać twojemu zdrowiu, nie będę trzymała buzi na kłódkę.

Przytaknęłam, choć wiedziałam, że to nie była idealna sytuacja.

– W porządku.

Hange westchnęła ciężko i zaczęła przygotowywać sprzęt.

– To będzie szybkie – rzuciła, wyciągając igłę i fiolkę. – Ale wiesz, Amae, jeśli się okaże, że mam rację, to będzie oznaczało poważne zmiany.

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w ścianę, próbując nie myśleć o tym, co mogły przynieść te zmiany.


Dum dum dum duuuuuum 

Się porobiło 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top