XIX | Ja pierniczę! Będę wujkiem? |

Kolejnego dnia obudziłam się wcześnie, choć wcale nie czułam się wypoczęta. Nie mogłam zasnąć, a każda próba uspokojenia myśli kończyła się fiaskiem. W głowie wciąż brzmiały słowa Hange. Ciąża. To jedno słowo przewracało mój świat do góry nogami, a ja jeszcze nie miałam pojęcia, jak się w tym wszystkim odnaleźć.

Kiedy zeszłam na dół, korytarz był już pełen ludzi. Żołnierze krzątali się, przygotowując do codziennych obowiązków. Gdy mijałam ich w milczeniu, czułam na sobie kilka ukradkowych spojrzeń, ale ignorowałam je. Miałam większe zmartwienia niż ich ciekawość.

W sali wspólnej już czekała część oddziału specjalnego – Petra, Eld, Gunther i Oluo. Levi stał nieopodal mapy, na której zaznaczał trasę dzisiejszego patrolu. Na jego twarzy malował się ten jego typowy, kamienny wyraz, ale jego oczy zdradzały skupienie.

– Wszyscy obecni? – zapytał, rzucając krótkie spojrzenie w moją stronę. Ton jego głosu był chłodny, jak zwykle, ale wyczułam, że jego złość na mnie nie była już tak intensywna jak wcześniej. Nie odzywałam się, tylko zajęłam miejsce przy stole.

– Tak, kapitanie – odpowiedział Eld, salutując. Pozostali ustawili się w rzędzie, gotowi do raportu.

Levi spojrzał na wszystkich, po czym skinął głową.

– Dzisiaj patrolujemy teren na południe od zamku. Dwa zespoły. Eld, Petra i Oluo idą w jednym kierunku, Gunther idzie ze mną. Amae – tutaj jego spojrzenie utkwiło we mnie – idziesz z nami.

Nie odpowiedziałam od razu, próbując odczytać coś z jego wyrazu twarzy. Czy to był kolejny sposób, żeby mnie pilnować? A może... coś innego? W końcu tylko skinęłam głową.

– Jasne.

– Wyjazd za godzinę. Przygotować konie i sprzęt – rzucił Levi, kończąc odprawę.

Przygotowanie do patrolu minęło w napiętej atmosferze. Czułam na sobie spojrzenia Petry i Gunthera, ale nikt nie odważył się zadać pytania. W końcu wyjechaliśmy. Trasa była spokojna, jak zawsze w pobliżu zamku.

Jechałam obok niego w milczeniu, próbując skupić się na czymś innym niż mój niepokój. Czułam się lepiej niż wczoraj – zawroty głowy minęły, a mdłości na razie mnie oszczędziły. Ale wciąż byłam spięta, a obecność Leviego tylko potęgowała to uczucie.

– Coś cię gryzie? – zapytał nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Jego ton był spokojny, może nawet odrobinę łagodniejszy niż zwykle.

– Nic. Dlaczego pytasz?

Uniósł brew, jakby wiedział, że kłamię.

– Od wczoraj wyglądasz, jakbyś miała zaraz wybuchnąć. Jeśli masz zamiar zasłabnąć w trakcie patrolu, to wolałbym wiedzieć wcześniej.

Poczułam, jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Nie wiedziałam, czy to złości, czy wstydu.

– Dzięki za troskę, kapitanie, ale dam sobie radę – odpowiedziałam chłodno, odwracając wzrok.

Levi nie odpowiedział. Po prostu wrócił do obserwacji terenu, jakby nic się nie stało. Ale ja wiedziałam, że nie odpuści. W końcu był mistrzem w wyciąganiu z ludzi prawdy – czasem subtelnie, a czasem jak czołg. I prędzej czy później, dowie się wszystkiego. A wtedy... no cóż, wtedy wszystko się zmieni.

Jechałam dalej w milczeniu, wpatrując się w horyzont i starając się nie myśleć o Levim, ani o tym, co wiedziałam, a czego on jeszcze nie miał pojęcia. Chłodne poranne powietrze muskało moją twarz, kojąc lekko moje nerwy. Wtem Gunther, który jechał po mojej lewej stronie, lekko skręcił koniem w moją stronę.

– Wszystko w porządku, Amae? – zapytał, jego głos był uprzejmy, z delikatną nutą troski.

Spojrzałam na niego z ukosa, nieco zaskoczona jego inicjatywą. Zazwyczaj Gunther był raczej powściągliwy i mówił tylko wtedy, kiedy było to konieczne.

– Tak, wszystko gra – odpowiedziałam, próbując zabrzmieć neutralnie. –

Wzruszył ramionami, patrząc na mnie z ukosa.

– Wyglądałaś ostatnio na zmęczoną. A teraz znowu masz tę swoją „zabij mnie wzrokiem" minę. Więc albo ktoś cię wkurzył, albo coś jest nie tak.

Parsknęłam cicho, nie wiedząc, czy powinnam poczuć się rozbawiona, czy zirytowana.

– Może jedno i drugie – odpowiedziałam z półuśmiechem, który bardziej przypominał grymas.

– O, czyli Levi. – Gunther zaśmiał się cicho pod nosem, zerkając w stronę kapitana, który jechał kilka metrów przed nami, zbyt skupiony na trasie, by usłyszeć nasze rozmowy.

– To nie Levi – skłamałam, odwracając wzrok.

Gunther spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale nie naciskał.

– Wiesz, jeśli coś ci leży na sercu, możesz pogadać – powiedział spokojnie, jego głos brzmiał szczerze. – Wszyscy tu mamy swoje demony, ale czasem rozmowa pomaga.

Zerknęłam na niego, chcąc rzucić coś w rodzaju „dzięki, ale nie potrzebuję terapeuty", ale widok jego przyjaznego, niemal braterskiego uśmiechu sprawił, że zrezygnowałam.

– Doceniam to, Gunther – powiedziałam w końcu. – Ale to nic, czym musisz się martwić. Ta sprawa nie dotyczy ciebie.

– Jak chcesz – odpowiedział, podnosząc ręce w geście poddania. – Ale oferta stoi, jeśli zmienisz zdanie.

Milczałam przez chwilę, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć komukolwiek, co się ze mną dzieje. Gunther miał rację – wszyscy w oddziale specjalnym mieli swoje sekrety i ciężary, które dźwigali. Ale mój był inny. Mój miał twarz Leviego i przyszłość, która wydawała się tak niepewna, że aż przerażająca.

– Dzięki – rzuciłam cicho, ale wystarczająco głośno, by usłyszał.

Gunther tylko skinął głową, jakby mówił „nie ma sprawy". Resztę trasy jechaliśmy w ciszy, która mimo wszystko była trochę mniej niezręczna niż wcześniej.

Po powrocie do zamku miałam wrażenie, że powietrze jest jeszcze cięższe niż zwykle. Levi praktycznie mnie ignorował, co z jednej strony było ulgą, a z drugiej sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej samotna. W końcu postanowiłam odnaleźć Hiroshiego, choć nie byłam pewna, czy rozmowa z nim pomoże mi poukładać to wszystko, co kłębiło się w mojej głowie.

Znalazłam go na dziedzińcu, gdzie pomagał Conniemu ustawiać beczki. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i rzucił coś do swojego towarzysza po czym podszedł do mnie, wycierając ręce w spodnie.

– Hej, siostra! Coś się stało? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.

– Chodź. Muszę z tobą pogadać. – Wskazałam na bardziej ustronne miejsce za murami zamku.

Hiroshi spojrzał na mnie podejrzliwie, ale posłusznie poszedł za mną. Gdy byliśmy wystarczająco daleko, żeby nikt nas nie podsłuchał, zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech.

– Dobra, słucham. O co chodzi? – zapytał, krzyżując ręce na piersi.

– Hiroshi... Ja... – Zatrzymałam się, próbując zebrać myśli. Jak miałam mu to powiedzieć? W końcu to był mój młodszy brat, jeszcze chłopak, który dopiero zaczynał swoje życie w Korpusie Zwiadowców.

– Amae, nie przerażaj mnie. – Jego głos stał się bardziej poważny. – Mów, co się dzieje.

Zacisnęłam dłonie w pięści, czując, jak serce wali mi w piersi.

– Jestem w ciąży. – Wyrzuciłam to z siebie jednym tchem, zanim zdążyłam się rozmyślić.

Hiroshi spojrzał na mnie przez chwilę z szeroko otwartymi oczami, jakby próbował przetrawić to, co właśnie usłyszał. A potem... zaczął się śmiać.

– C-co? – Wydusił przez śmiech, trzymając się za brzuch. – Ja pierniczę! Będę wujkiem?

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, czując, jak wzbiera we mnie irytacja.

– To nie jest śmieszne, Hiroshi – powiedziałam surowo. – Nie mam pojęcia, co z tym zrobić.

Ale on nie przestawał się śmiać.

– Nie, nie, przepraszam – powiedział, próbując się uspokoić. – Po prostu... To ty, Amae. Zawsze twarda, zadziorna, a teraz... No wiesz. To po prostu brzmi tak surrealistycznie.

Westchnęłam ciężko, przeczesując dłonią włosy.

– Nie wiem, jak mam o tym powiedzieć Levimu przyznałam cicho, unikając wzroku Hiroshiego.

To w końcu go uciszyło. Jego uśmiech zniknął, a na twarzy pojawił się cień troski.

– Czyli... to jego dziecko? – zapytał, a ja tylko skinęłam głową.

Hiroshi podrapał się po karku, zastanawiając się nad czymś intensywnie.

– No dobra, to może być trudne – przyznał. – Ale znasz Leviego. Jest zimny jak lód, ale... myślę, że mu zależy. W swoim dziwnym, zamkniętym sposób.

– Hiroshi, on mnie nienawidzi. Ledwo możemy ze sobą rozmawiać. Jak mam mu powiedzieć, że noszę jego dziecko?

Mój brat poklepał mnie po ramieniu, próbując dodać mi otuchy.

– Nie wiem, Ama. Ale jedno jest pewne zawsze znajdowałaś sposób, żeby radzić sobie z każdym problemem. I teraz też znajdziesz. A ja... cóż, zawsze możesz na mnie liczyć. Będę najlepszym wujkiem w historii!

Mimo wszystko uśmiechnęłam się lekko, słysząc jego słowa.

– Dzięki, Hiro – powiedziałam cicho.

– Hej, od tego są bracia. A teraz idź, zanim Levi zauważy, że cię nie ma na treningu czy coś. – Zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.

Ruszyłam z powrotem w stronę zamku, czując, że choć moje problemy wciąż były dalekie od rozwiązania, rozmowa z Hiroshim dała mi odrobinę siły, której tak bardzo potrzebowałam.

W drodze powrotnej do zamku czułam, jak zaczyna mnie mdlić. Z każdym krokiem żołądek podchodził mi coraz wyżej, a w ustach poczułam znajomy, nieprzyjemny smak. Zatrzymałam się przy murze, czując, że nie dam rady iść dalej.

Próbowałam wziąć kilka głębokich oddechów, ale to nic nie pomogło. W końcu opadłam na kolana i zwymiotowałam. Zgięłam się w pół, starając się jakoś opanować drżenie ciała.

– Amae? Wszystko w porządku? – Usłyszałam znajomy głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Hange, która najwyraźniej była w pobliżu.

Nie mogłam się nawet zmusić do odpowiedzi. Po prostu machnęłam ręką, próbując ją zbyć, ale Hange jak zawsze nie zamierzała się wycofać.

– O nie, nie zbyjesz mnie tak łatwo – powiedziała, klękając obok mnie i kładąc dłoń na moim ramieniu. – Czy to kolejny objaw... no wiesz, tego stanu?

Westchnęłam ciężko, ocierając usta.

– Tak – przyznałam w końcu cicho, wiedząc, że nie ma sensu kłamać.

Hange zmarszczyła brwi, ale w jej oczach dostrzegłam coś, co przypominało troskę.

– Słuchaj, Amae. Mam kilka ziół, które mogą pomóc na mdłości. Może nie rozwiążą problemu w stu procentach, ale na pewno poczujesz się lepiej.

Spojrzałam na nią z lekką ulgą.

– Naprawdę? – zapytałam, nie kryjąc nadziei w głosie.

– Oczywiście – odpowiedziała Hange z uśmiechem. – Przyniosę je do twojego pokoju za chwilę. Ale wiesz, Amae... musisz bardziej o siebie dbać. W twoim stanie powinnaś unikać stresu, a tym bardziej takich sytuacji.

Przewróciłam oczami, choć wiedziałam, że ma rację.

– Tak, Hange, wiem. Dzięki – powiedziałam z lekkim uśmiechem, próbując się podnieść.

Hange podała mi rękę, pomagając stanąć na nogi.

– Nie ma sprawy. A teraz wracaj do swojego pokoju, odpocznij chwilę. I przestań robić z siebie bohaterkę. Masz teraz o wiele ważniejsze sprawy na głowie.

Jej słowa, choć wypowiedziane z żartobliwym tonem, miały w sobie sporo prawdy. Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę zamku, zastanawiając się, jak długo uda mi się ukrywać to wszystko przed resztą. A szczególnie przed Levim.

***

Siedziałam na kamiennym murku niedaleko stołu, na którym Hange ustawiła kilka kubków z herbatą. Eren siedział na przeciwko niej, z wyraźną frustracją na twarzy. Przez cały poranek próbowali skłonić go do kontrolowanej przemiany, ale nic z tego nie wychodziło. Levi, jak zawsze, stał w pobliżu, obserwując wszystko z chłodną rezerwą.

Czułam zmęczenie. Gdyby nie Hange i jej zioła, pewnie mdłości znowu by mnie dopadły, a i tak nie czułam się najlepiej. Miałam nadzieję, że ten eksperyment szybko się skończy.

– Spróbuj jeszcze raz – powiedziała Hange, podając Erenowi kubek z herbatą. – Może to pomoże ci się skupić.

Eren spojrzał na nią sceptycznie, ale wziął kubek.

– To nie ma sensu – mruknął. – Już próbowałem się przemienić na wszystkie sposoby.

– Po prostu wypij – Hange uśmiechnęła się, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Obserwowałam ich kątem oka, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Wolałam unikać rozmów z Levim, który stał kilka kroków ode mnie i nawet na mnie nie spojrzał. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

Eren podniósł kubek do ust, ale w tym samym momencie, gdy jego palce dotknęły metalowej łyżeczki w kubku, wszystko się zmieniło.

Poczułam potężny huk i oślepiające światło. Eksplozja była tak silna, że straciłam równowagę i z impetem upadłam na ziemię. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu.

Gdy uniosłam głowę, zobaczyłam, jak wokół Erena unosi się para, a część jego ciała zaczyna się zmieniać. Ręka, bark, wszystko w połowie przybrało tytaniczną formę. Jego oczy świeciły intensywnym, zielonym blaskiem.

– Cholera – wysyczał Levi, podbiegając bliżej.

– Eren! – krzyknęła Hange, ale jej głos był pełen ekscytacji, nie strachu.

Ja jednak czułam coś zupełnie innego. Moje serce biło jak oszalałe, a ręce drżały. Usiadłam, starając się złapać równowagę, ale świat wokół mnie zdawał się wirować.

– Amae, wszystko w porządku?! – usłyszałam głos Hange, która podbiegła do mnie, klękając obok.

– T-tak – wydukałam, chociaż sama nie byłam tego pewna. Moje ciało zdawało się działać na autopilocie, a serce waliło mi w piersi.

Eren powoli zaczął wracać do normalności, jego tytaniczna forma stopniowo znikała. Levi stał kilka kroków od niego, gotowy w każdej chwili interweniować.

– Co to, do cholery, było?! – warknął Levi, spoglądając na Hange.

– To przypadek! – odparła Hange, z wyraźnym błyskiem fascynacji w oczach. – Eren zareagował na coś może na łyżeczkę, może na sytuację. Musimy to dokładnie przeanalizować!

– Lepiej się upewnij, że to się więcej nie powtórzy – rzucił Levi, zanim spojrzał na mnie, leżącą w trawie. – Fauer, możesz wstać, czy mam cię tam zostawić?

W jego głosie była mieszanka irytacji i niepokoju, ale ja nie miałam siły na sprzeczki.

– Poradzę sobie – odparłam cicho, podnosząc się powoli, z pomocą Hange.

Czułam, że Levi obserwuje mnie uważnie, ale nie miałam ochoty na jego komentarze. Miałam nadzieję, że zdołam dojść do siebie, zanim ktokolwiek zacznie zadawać pytania, na które nie chciałam odpowiadać.

Gdy tylko stanęłam na nogi, oparłam się o pobliski drewniany słup, starając się uspokoić oddech. Czułam, jak krew pulsuje mi w skroniach, a serce nieco zwalnia tempo. Hange podała mi kubek z wodą, którą przyniosła z niewiadomego miejsca.

– Wypij, to ci pomoże – powiedziała spokojnie, choć jej oczy wciąż błyszczały z podekscytowania po tym, co stało się z Erenem.

Skinęłam głową i upiłam kilka łyków, starając się ignorować wzrok Leviego. Czułam, jak jego spojrzenie pali mnie żywcem, ale nie miałam siły, by mu odpowiedzieć w jakikolwiek sposób.

– Hange, weź Erena i dowiedz się, co się właśnie wydarzyło – powiedział Levi chłodnym tonem, zbliżając się do nas. –Fauer, idź do środka. Wyglądasz, jakbyś zaraz miała znowu zemdleć.

– Jest porządku – odparłam szorstko, ale mój głos był słaby.

Levi uniósł brew.

– W porządku, jasne. Dlatego leżałaś na ziemi. Nie dyskutuj ze mną.

Już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy Hange przerwała:

– Może to dobry pomysł, Ama. Chodź, zaprowadzę cię do środka, zanim znowu poczujesz się gorzej.

Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że nie mam siły ani ochoty na kolejną kłótnię z Levim. Kiwnęłam głową i poszłam za Hange w stronę budynku, zostawiając Erena z Levim i resztą.

Gdy tylko znalazłyśmy się w cichym korytarzu, Hange odwróciła się do mnie, marszcząc brwi.

– Powiedz mi szczerze, jak się czujesz? Te objawy wydają się coraz bardziej intensywne.

– To tylko stres – wymamrotałam, choć obie wiedziałyśmy, że kłamię.

Hange przewróciła oczami.

– Amae, nie zgrywaj bohaterki. Wiem, że to nie jest zwykły stres. Ciąża nie jest łatwa, szczególnie w twojej sytuacji. Nie możesz tego ignorować.

Przygryzłam wargę, czując narastający niepokój. Wiedziałam, że Hange ma rację, ale nie mogłam po prostu stanąć przed wszystkimi i wyznać prawdę. Zwłaszcza przed Levim.

– Nie mam wyboru – powiedziałam cicho. – Muszę jakoś to przetrwać.

Hange westchnęła, ale nie naciskała.

– Dobrze, ale pamiętaj, że jeśli coś będzie nie tak, masz przyjść do mnie. I serio, postaraj się unikać stresu. Twoje ciało ci tego nie wybaczy.

Skinęłam głową, choć wiedziałam, że unikanie stresu w obecnej sytuacji było praktycznie niemożliwe.

Nagle usłyszałyśmy kroki na końcu korytarza. Levi zbliżał się do nas, a jego twarz, jak zwykle, była trudna do odczytania.

– Hange, potrzebuję cię na zewnątrz – powiedział stanowczo, ignorując moje spojrzenie. – A ty, idź do swojego pokoju i odpocznij.

– Nie musisz mi mówić, co mam robić – rzuciłam odruchowo, choć moja złość była bardziej oznaką obrony niż rzeczywistej determinacji.

Levi spojrzał na mnie chłodno, ale nie powiedział ani słowa więcej. Odwrócił się na pięcie i wyszedł, zostawiając mnie samą z Hange, która tylko westchnęła i pokręciła głową.

– Wy dwoje musicie naprawdę w końcu porozmawiać – powiedziała cicho, zanim również odeszła.

Zostałam sama, z bijącym sercem i mnóstwem myśli kłębiących się w mojej głowie. Jak miałam sobie poradzić z tym wszystkim? Jak miałam powiedzieć Leviemu prawdę, skoro ledwo mogliśmy ze sobą rozmawiać?

Po chwili samotności zdecydowałam, że naprawdę muszę odpocząć, chociaż mój umysł wcale na to nie pozwalał. Wróciłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku, opierając głowę o chłodną ścianę. Moje ręce drżały, a serce wciąż biło jak oszalałe.

Próbowałam zebrać myśli, ale każda z nich prowadziła mnie z powrotem do jednej rzeczy – do tego, co noszę w sobie. Coś, co zmienia wszystko, co już i tak było wystarczająco skomplikowane.

Nie chciałam spać, ale zmęczenie wygrało. Zamknęłam oczy i zanim się zorientowałam, pogrążyłam się w niespokojnym śnie.

***

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Z początku nie byłam pewna, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie, że wróciłam do swojego pokoju.

–Fauer, otwieraj – usłyszałam znajomy, ostry głos, którego miałam nadzieje już dziś nie słyszeć.

Z jękiem podniosłam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam, jego spojrzenie przeszyło mnie na wylot.

– Czego? – rzuciłam, nie kryjąc irytacji.

– Idziemy na spotkanie. Erwin chce, żebyś tam była.

– Dlaczego? Przecież jestem tylko problemem – odparłam sarkastycznie, ale Levi nawet nie mrugnął.

– Po prostu się zbierz – rzucił, odwracając się i odchodząc bez słowa.

Zacisnęłam pięści, ale zrobiłam, co kazał. Szybko poprawiłam włosy i narzuciłam na siebie płaszcz. Gdy dotarłam na miejsce, sala była już prawie pełna. Erwin, Hange, Levi i reszta oddziału specjalnego siedzieli przy stole, rozmawiając cicho.

Usiadłam z boku, starając się nie zwracać na siebie uwagi, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę moje obecne samopoczucie.

– Dobrze, skoro już wszyscy są, możemy zaczynać – zaczął Erwin, przerywając rozmowy. – Zbliża się 57 wyprawa za mur.

Zamrugałam, próbując się skupić na jego słowach, ale moje myśli znów zaczęły dryfować. Czułam na sobie wzrok Leviego, ale nie odważyłam się spojrzeć w jego stronę.

– Amae – głos Erwina wyrwał mnie z zamyślenia.

– Tak?

– Dołączysz do oddziału Leviego na tej wyprawie. Waszym zadaniem będzie ochrona Erena.

Przytaknęłam, chociaż w środku aż ściskało mnie ze stresu. Wyprawa w moim stanie? To będzie piekło.

– Dobra, to tyle. Przygotujcie się – zakończył Erwin, a wszyscy zaczęli się rozchodzić.

Wstałam, chcąc jak najszybciej wyjść, ale Levi zagrodził mi drogę.

– Wyglądasz, jakbyś miała zaraz paść. Jeśli nie jesteś w stanie zrobić nic sensownego, lepiej teraz powiedz.

– Jestem w stanie – odparłam ostro.

Levi zmrużył oczy.

– Nie zachowuj się, jak dziecko.

– O czyli wracamy do tego etapu naszej znajomości. Jak miło.

– Fauer.

– No co jest Ackermann?




No nie mogę Hiroshi to jednak słodziak 

Zostawcie coś po sobie misiaki 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top