II | Ja go nadal kocham|
Poranek w herbaciarni był jak zwykle spokojny. Klienci przychodzili, zamawiali swoje ulubione napary i rozmawiali o codziennych sprawach. Silvio i Marcus udali się po nową dostawę do Calanth, więc byłam sama z Hiro. Stojąc za ladą, przygotowywałam kolejną porcję herbaty, gdy w drzwiach pojawiła się znajoma twarz.
– Hange – powiedziałam, uśmiechając się lekko. – Miło cię widzieć.
– Nie mogłam sobie odpuścić wizyty a niedługo mamy wyprawę. – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. – No i musiałam się przekonać, czy naprawdę tutaj mieszkasz. Trost, herbaciarnia... to naprawdę do ciebie nie pasuje jest zbyt spokojne.
Oj gdyby tylko wiedziała, że moje życie to nie tylko herbata.
Jej oczy zabłyszczały ciekawością, gdy spojrzała na Hiroshiego, który siedział przy jednym ze stolików, pochłonięty rysowaniem w notesie.
– A co to za dżentelmen. Podobny jest do ciebie wiesz? – zapytała, podchodząc bliżej. – Miło cię poznać. Jestem Hange.
Hiroshi podniósł głowę, przyglądając się Hange z zaciekawieniem. Po chwili odpowiedział z nieco nieśmiałym uśmiechem:
– Hiroshi. Miło mi.
Hange usiadła przy stole, spoglądając to na mnie, to na Hiroshiego, z typową dla siebie energią i zainteresowaniem.
– Więc, Hiroshi, jak to jest mieć za siostrę taką osobę jak ta tu wariatka? – zapytała, uśmiechając się z lekką przekorą.
- Ja wariatką? To nie ja się podniecam na widok pierwszego lepszego tytana.
Hange zignorowała moją uwagę a jej wzrok był dalej skupiony na rudym chłopcu siedzącym przed nią.
Hiroshi spojrzał na mnie, a jego twarz rozpromieniła się dumą.
– Jest niesamowita – powiedział z przekonaniem. – Zrobiła wszystko, żeby mnie chronić. Chciałbym być jak ona.
Hange uniosła brew, rozbawiona jego szczerością.
– Naprawdę? – spytała z lekkim uśmiechem. – Wiesz, że twoja siostra jest... wyjątkowa, ale w dosyć nietypowy sposób.
Hiroshi kiwnął głową, nie zrażony jej słowami.
– Wiem. I dlatego chciałbym dołączyć do Zwiadowców. Chcę walczyć tak, jak ona walczyła. Chcę pomagać ludziom i chronić ich.
Słysząc te słowa, poczułam, jak serce ściska mi się z bólu. Wiedziałam, co oznacza życie w Zwiadowcach – nieustanne niebezpieczeństwo, śmierć czyhająca na każdym kroku. Nie chciałam tego dla niego.
– Hiroshi... – zaczęłam, ale on spojrzał na mnie z determinacją w oczach.
– Amae siostrzyczko, wiem, że to trudne. Ale jestem gotowy. Chcę być odważny, jak ty. Chcę zrobić coś ważnego.
Hange, która dotąd słuchała w milczeniu, pochyliła się do przodu, patrząc na niego z powagą.
– To poważna decyzja – powiedziała cicho. – Zwiadowcy to nie tylko walka z tytanami. To także życie pełne poświęceń i straty.
-To samobójstwo. - Powiedziałam cicho, ale moje słowa zdawały się nie docierać do siedzącej obok dwójki.
Hiroshi skinął głową, jego twarz była pełna determinacji.
– Wiem. Ale jestem gotowy. Amae nauczyła mnie, jak być silnym. Chcę jej dorównać.
Spojrzałam na niego, czując strach. Wiedziałam, że nie mogę powstrzymać go przed podjęciem tej decyzji, ale serce mnie bolało na myśl, że mógłby przeżyć to samo, co ja. Niewiedział co to znaczy być zwiadowcą.
-Idź na górę Hiro dorośli chcą porozmawiać.
Hiroshi uśmiechnął się lekko, a Hange obdarowała mnie ciepłym uśmiechem.
– Wygląda na to, że masz naprawdę wyjątkowego brata, Ama – powiedziała, a ja poczułam, że choć przyszłość była niepewna, miałam coś, za co warto było walczyć.
Gdy Hiroshi zniknął na schodach, skierowałam wzrok na Hange, której uśmiech nieco przygasł. Wyglądało na to, że spodziewała się kolejnych pytań.
– Hange... – zaczęłam cicho, zerkając na drzwi, upewniając się, że Hiroshi nas nie słyszy. – Chciałabym zapytać cię o Leviego.
Hange uniosła brew, wyraźnie zaskoczona zmianą tematu.
– O Leviego? – powtórzyła, nachylając się do przodu. – Co chcesz wiedzieć?
Zacisnęłam dłonie, czując, jak emocje zbierają się we mnie.
– Jak on się trzyma? – zapytałam w końcu, starając się, by mój głos nie zadrżał. – Po tym, jak... jak go zraniłam jak odeszłam.
Hange westchnęła, patrząc na mnie z mieszanką troski i smutku.
– Levi... nie jest kimś, kto łatwo pokazuje swoje emocje – zaczęła ostrożnie. – Ale po twoim odejściu... Wiesz, był zdruzgotany. Udało mu się jednak zachować pozory. Wrócił do obowiązków, jest jak zawsze perfekcjonistą, ale..., widzę, że cierpi. Stał się jeszcze bardziej gburowaty niż był wcześniej. Uśmiech, który i tak rzadko pojawiał się na jego twarzy znikną całkowicie.
Zamknęłam oczy, czując, jak ból rozchodzi się po mojej piersi. Wiedziałam, że moja decyzja zraniła go bardziej, niż mogłam to sobie wyobrazić.
– A.... czy zaczął mnie nienawidzić? – wykrztusiłam, bojąc się odpowiedzi.
Hange spojrzała na mnie z powagą.
– Nie sądzę, żeby kiedykolwiek mógł cię znienawidzić za bardzo mu na tobie zależało – powiedziała cicho. – Ale czy jest zły? Zawiedziony? Na pewno. Ale bardziej niż cokolwiek innego, myślę, że tęskni. Za tobą. Za tym co między wami było. Chociaż wiesz to Levi równie dobrze mógł zacząć cię nienawidzić, bo tak łatwiej.
Te słowa były jak nóż wbity prosto w serce. Zacisnęłam szczęki, próbując zapanować nad emocjami.
– Hange... – spojrzałam jej prosto w oczy. – Ja go nadal kocham. Nigdy nie przestałam. Wszystko, co zrobiłam, zrobiłam, żeby chronić Hiroshiego. Ale to nie znaczy, że przestałam czuć coś do Leviego.
Hange pokiwała głową, jej spojrzenie łagodniało.
– Wiem, wiem Amae, że miałaś swoje powody. Ale może... może powinnaś spróbować to naprawić? Powiedzieć mu, co czujesz. Wytłumaczyć czemu odeszłaś.
Wzięłam głęboki oddech, czując, jak ciężar słów Hange osiada na moich barkach.
– Może... – powiedziałam, choć wciąż nie byłam pewna, czy miałam odwagę stanąć przed nim i wyznać prawdę. – Ale to nie będzie łatwe.
Hange uśmiechnęła się lekko, jej oczy błyszczały zrozumieniem.
– Nic, co warte jest walki, nie jest łatwe. Ale jeśli naprawdę go kochasz, może warto spróbować.
Westchnęłam ciężko, opierając łokcie na stole i chowając twarz w dłoniach. Myśli o Levim krążyły w mojej głowie, wzbudzając chaos, który starałam się uciszyć przez ostatni rok.
– Hange, ja... – zaczęłam, podnosząc głowę i patrząc na nią z bólem w oczach. – Nie jestem gotowa, żeby się z nim spotkać. Nie wiem czy kiedykolwiek będę. Nie mam pojęcia, jak mogłabym mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Boję się, że nie chciał by mnie widzieć.
Hange zmarszczyła brwi, jej spojrzenie stawało się poważniejsze.
– To zrozumiałe, że boisz się konfrontacji – powiedziała miękko. – Ale unikanie tego nie sprawi, że ból zniknie. Może właśnie to spotkanie pomogłoby wam obojgu zamknąć tę ranę. Może nawet wrócić do tego co było.
Pokręciłam głową, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie wiem, czy jestem wystarczająco silna – wyszeptałam. – Po tym, co mu zrobiłam... po tym, jak go zostawiłam. Nie wiem, jak mogłabym mu powiedzieć, że wciąż go kocham, kiedy wszystko, co zrobiłam, wygląda jak zdrada.
Hange westchnęła i położyła dłoń na mojej, ściskając ją delikatnie.
– Czasami najtrudniejsze rozmowy są tymi, które najbardziej potrzebujemy przeprowadzić – powiedziała. – Ale to ty musisz podjąć decyzję, kiedy będziesz gotowa. Pamiętaj tylko, że on też cierpi, Mizu. I może bardziej niż cokolwiek innego, chciałby usłyszeć twoją wersję.
Przełknęłam gulę w gardle, czując mieszankę wdzięczności i strachu. W głębi serca wiedziałam, że Hange ma rację. Ale strach przed zranieniem Leviego jeszcze bardziej powstrzymywał mnie przed podjęciem jakiegokolwiek kroku.
– Może kiedyś – powiedziałam cicho, ściskając jej dłoń. – Ale nie teraz. Nie jestem gotowa.
Hange skinęła głową, akceptując moją decyzję.
– Dobrze. Ale jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie, wiesz, gdzie nas znaleźć – uśmiechnęła się lekko, dodając otuchy. – A tymczasem, ciesz się tym, co masz teraz. Hiroshi potrzebuje cię bardziej niż kiedykolwiek.
Kiwnęłam głową, próbując uśmiechnąć się przez łzy. Wiedziałam, że Hange ma rację. Teraz najważniejsze było zapewnienie Hiroshiemu bezpieczeństwa i stabilności. A reszta... reszta musiała poczekać.
Drzwi herbaciarni otworzyły się z cichym dźwiękiem dzwonka, przerywając chwilę ciszy między mną a Hange. Szybko otarłam łzy i wyprostowałam się, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy.
Do środka weszło kilku nowych klientów – dwoje starszych ludzi oraz młoda para. Przywitali mnie uśmiechami, a ja skinęłam im głową, wracając do roli gospodyni.
– Wybacz, Hange, muszę wrócić do pracy – powiedziałam, podnosząc się z miejsca.
– Oczywiście, nie przeszkadzaj sobie – odpowiedziała z uśmiechem, choć jej oczy wciąż były pełne troski.
Podchodząc do nowych gości, odsunęłam na bok swoje emocje. Przyjęłam ich zamówienia z uprzejmym uśmiechem, kierując się do kuchni, by przygotować herbatę.
Hange, jak to miała w zwyczaju, wciągnęła się w rozmowę z jednym z klientów, opowiadając o swoich przygodach. Mimo że rozmowy toczyły się wokół mnie, czułam jak moje myśli wciąż dryfują ku Leviemu.
Chwilę później wróciłam z tacą pełną filiżanek parującej herbaty. Postawiłam je przed klientami, życząc im smacznego i wróciłam za ladę, by zająć się kolejnymi zadaniami.
Nagle drzwi otworzyły się ponownie, wpuszczając chłodne powietrze. Do herbaciarni wszedł Marcus, że swoim typowym zrelaksowanym uśmiechem. Za nim podążał Silvio, który wyglądał na nieco bardziej spiętego niż zwykle.
– Ama, mamy do pogadania – powiedział Marcus, podchodząc do lady.
– Teraz? – uniosłam brew, zerkając na zajętych klientów. – Mam tu trochę roboty.
Silvio podszedł bliżej, nachylając się nad ladą.
– To ważne. Chodzi o naszą dostawę. Mieliśmy małe komplikacje – mruknął cicho, zerkając w stronę drzwi.
Westchnęłam, zdejmując fartuch i dając znać Hange, że muszę na chwilę zniknąć.
– Hiroshi jest na górze. Jeśli będzie coś potrzebował, daj mu znać, że zaraz wrócę – rzuciłam do niej, zanim poszłam za Marcusem i Silvio na zaplecze.
Wiedziałam, że sprawy związane z naszym „dodatkowym interesem" rzadko bywały proste. Musiałam mieć pewność, że wszystko jest pod kontrolą, zwłaszcza teraz, gdy miałam coś tak cennego do stracenia – moją nową, choć wciąż kruchą, stabilność.
Gdy tylko drzwi zaplecza zamknęły się za nami, Marcus oparł się o ścianę, a Silvio stanął obok, wyglądając na nieco spiętego. Cisza trwała zbyt długo, aż w końcu nie wytrzymałam.
– Co się dzieje? – zapytałam, krzyżując ramiona na piersi. – Mówcie. No już!
Marcus westchnął ciężko, przeczesując dłonią włosy.
– Dostawa przepadła – oznajmił, nie owijając w bawełnę.
Poczułam, jak złość eksploduje we mnie natychmiast.
– Co to znaczy „przepadła"?! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, zbliżając się do nich. – To była duża dostawa, Marcus kurwa. Nie możemy sobie pozwolić na takie straty!
Silvio podniósł ręce w obronnym geście.
– Zaatakowali na ludzie Vargasa. Zasadzili się na nas w drodze z magazynu. Musieliśmy uciekać, żeby nie skończyć gorzej.
– Vargas? – Warknęłam, a gniew narastał we mnie jeszcze bardziej. – Ten parszywy szczur, który uważa się za władcę miasta? Próbował już kiedyś wtrącać się w nasze interesy. Ja pierdole.
Marcus pokiwał głową.
– Wygląda na to, że tym razem postanowił uderzyć mocniej. Chcieli wysłać nam wiadomość.
Zacisnęłam pięści, próbując zapanować nad emocjami. W głowie kotłowały mi się różne scenariusze, każdy bardziej niepokojący od poprzedniego.
– Wiadomość? – syknęłam, mrużąc oczy. – No to świetnie. Ostatnia rzecz, której teraz potrzebujemy, to wojna z tym szczurem.
Silvio próbował uspokoić sytuację.
– Spokojnie, Ama. Dowiemy się, co się stało i jak to naprawić. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Spojrzałam na niego ostro, próbując stłumić gniew. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę kontroli, zwłaszcza teraz. Gdy Hange była tuż za drzwiami. Musiałam nad sobą panować.
– Macie to załatwić – powiedziałam z zimną determinacją. – I to szybko. Jeśli stracimy więcej dostaw, nasza pozycja w Troście będzie zagrożona. Vargas nie może myśleć, że może nami pomiatać.
Obaj skinęli głowami, wyraźnie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
– Zajmiemy się tym – zapewnił Marcus. – Dowiemy się wszystkiego i damy ci znać.
Wróciłam na salę główną, próbując opanować gniew, który wciąż we mnie kipiał. Jednak myśli o Vargasie i straconej dostawie wrzały w mojej głowie. Nie mogąc się powstrzymać, z całej siły uderzyłam pięścią w ścianę. Ból przeszył moją rękę, gdy poczułam, jak coś pęka w nadgarstku, a knykcie zaczynają krwawić.
-Kurwa. - Syknęłam cicho.
Zacisnęłam zęby, próbując nie okazać bólu, ale Hange, która wciąż siedziała przy jednym z stolików, od razu to zauważyła.
– Co ty wyprawiasz? – Wstała szybko i podeszła do mnie, patrząc na moją krwawiącą rękę. – Pokaż to.
-Nie.
Próbowałam odsunąć się od niej, ale była szybsza. Delikatnie, choć stanowczo, chwyciła mnie za nadgarstek i poprowadziła do stolika.
– Siedź tu i nie ruszaj się – poleciła, wyciągając z torby bandaż i trochę środków odkażających. – Skręciłaś nadgarstek i rozcięłaś skórę na knykciach. Muszę to opatrzyć.
-Ty się nie zmienisz co?
Westchnęłam ciężko, pozwalając jej działać. Nie miałam siły na kłótnie. Gdy zaczęła czyścić rany, próbowałam powstrzymać syknięcia bólu.
– Wyglądasz, jakbyś miała ochotę rozerwać kogoś na strzępy – zauważyła, spoglądając na mnie spod swoich okularów. – Ktoś podpadł?
Spojrzałam na nią, zastanawiając się, ile mogę jej powiedzieć. W końcu ona była częścią wojska a moja złość nie była wywołana przez rzecz, którą ona by pochwaliła. W końcu zdecydowałam się na półprawdę.
– Pewne osoby spierdoliły ważną rzecz – burknęłam, zaciskając szczęki. – I teraz mam z tego powodu problemy.
Hange uniosła brwi, ale nie zadała więcej pytań. Zamiast tego skupiła się na bandażowaniu mojej ręki.
– Nie musisz mi mówić szczegółów – powiedziała spokojnie. – Ale musisz na siebie uważać. Nie jesteś już zwiadowczynią, ale nadal masz w sobie ten sam ogień. Tylko że teraz, jak widzę, wykorzystujesz go w innych... mniej oficjalnych sprawach.
Uśmiechnęłam się gorzko, patrząc na jej skupioną twarz.
– Nic nie umknie twojej uwadze, co? – rzuciłam pół-żartem, choć w moim głosie było więcej goryczy niż humoru.
– Po prostu znam cię już trochę – odpowiedziała, kończąc opatrunek. – I wiem, że zawsze będziesz walczyć o swoje, niezależnie od okoliczności i kosztów.
Spojrzałam na nią, czując mieszaninę wdzięczności i frustracji. Hange zawsze miała sposób, by dostrzec więcej niż chciałam pokazać. Tak samo jak Levi....
Hange skończyła opatrunek, odłożyła bandaż i wzięła głęboki oddech.
– Muszę się zbierać – powiedziała, patrząc na mnie z uśmiechem, który nie krył jednak pewnej smutnej refleksji. – Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Ale kiedyś na pewno jeszcze wpadnę.
Patrzyłam na nią przez chwilę, czując, jak coś w moim wnętrzu się zaciska. Ta jej obecność... przynosiła wspomnienia, które nie były łatwe do przyjęcia. Z jednej strony, cieszyłam się, że ją widzę, ale z drugiej... nie mogłam nie myśleć o tym, jak bardzo jej życie się zmieniło. W końcu podjęłam decyzję.
– Tylko... nie mów nikomu, szczególnie Leviemu, że tu jestem – powiedziałam w końcu, mój głos był cichy, ale stanowczy. – Chciałabym, żeby to zostało między nami świrusko.
Zatrzymała się na moment, spoglądając na mnie zaskoczona. Wiedziałam, że się domyślała, ale nie miała zamiaru naciskać.
– Rozumiem – odpowiedziała, po czym uśmiechnęła się lekko.
Poczułam ulgę, ale nie wystarczyłaby mi tylko ta obietnica. Moje myśli wciąż krążyły wokół Levia, tego, co zostawiłam za sobą.
– I jeszcze jedno – dodałam, czując, jak napięcie w moich ramionach nie opada. – Uważaj na siebie, Hange. Twoja miłość do tytanów... niech cię nie zabije.
Hange spojrzała na mnie, wyraz jej twarzy stawał się bardziej poważny. Przez moment była cicho, jakby rozważała moje słowa.
– Zawsze będę uważać, Ama – powiedziała w końcu, po czym wstała, zabierając swoje rzeczy. – Ale nie martw się o mnie. Jak wiesz, nie jestem łatwym celem.
Zanim wyszła, jeszcze raz rzuciła mi spojrzenie, pełne zrozumienia, ale także pewności, że zna swoje miejsce w tym świecie.
Po jej wyjściu zostałam sama w herbaciarni, z zabandażowaną ręką i sercem wciąż ciężkim od wagi niepowiedzianych słów i ukrytych emocji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top