XX | Będę grzeczna, nie martw się |
W sali treningowej ledwo zdążyłam złapać oddech po starciu z Leviem, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wpadła Hange, jak zwykle z energią, której nie potrafiłaby powstrzymać nawet armia tytanów.
– Amae! – zawołała, rozglądając się po pomieszczeniu. – Akurat ciebie szukałam!
Spojrzałam na nią, wycierając pot z czoła.
– A co, coś się stało?
– Potrzebuję towarzystwa w wyprawie do miasta – oznajmiła, a jej oczy błyszczały entuzjazmem. – Muszę kupić kilka rzeczy i pomyślałam, że przyda mi się ktoś... zwinny.
Levi, który wciąż stał obok, uniósł brew.
– Zwinny? W mieście?
Hange machnęła ręką, ignorując jego sceptycyzm.
– Tak, zwinny! Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Ama nadaje się idealnie.
– A jeśli odmówię? – zapytałam, choć wcale nie planowałam tego robić.
Hange zrobiła smutną minę, jak dziecko, któremu odebrano ulubioną zabawkę.
– Naprawdę? Mnie zostawisz samą w tak ważnej misji?
Westchnęłam.
– No dobra, idę. Ale ostrzegam, że jeśli zacznie się coś dziwnego, to będziesz się tłumaczyć.
Levi spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem.
– Obyście nie zrobiły czegoś głupiego.
– Jakbyśmy kiedykolwiek robiły coś głupiego! – Hange rzuciła z oburzeniem, po czym pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi.
Gdy wychodziłyśmy, spojrzałam na Leviego i rzuciłam:
– Będę grzeczna, nie martw się.
– Tego się właśnie obawiam – mruknął, kręcąc głową.
Hange śmiała się całą drogę do miasta, opowiadając o jakichś nowych eksperymentach, które planowała. Słuchałam jednym uchem, zastanawiając się, w co mnie wpakowała tym razem.
Kiedy dotarłyśmy, tłum na ulicach nieco mnie zaskoczył. Było późne przedpołudnie, a wszyscy zdawali się być w ciągłym ruchu – sprzedawcy nawoływali do kupna swoich towarów, dzieci biegały między straganami, a w powietrzu unosił się zapach świeżego pieczywa i przypraw.
Hange wciągnęła powietrze z entuzjazmem.
– Kocham ten chaos! To takie... inspirujące, prawda?
– Inspirujące do czego? – zapytałam, przeciskając się przez tłum.
– Do wszystkiego! – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. – Ale najpierw musimy odwiedzić zielarza. Potrzebuję kilku rzeczy do mojego laboratorium.
Ruszyłyśmy w stronę jednego z bocznych straganów. Mężczyzna stojący za ladą spojrzał na Hange z mieszanką zaniepokojenia i rezygnacji, jakby wiedział, że jej obecność nie wróży nic dobrego.
– Co tym razem, pani naukowiec? – zapytał z westchnieniem.
– Kilka ziół, które mogą pomóc w regeneracji po dużym wysiłku – powiedziała, po czym spojrzała na mnie. – Moja towarzyszka mogłaby skorzystać, prawda?
Zmrużyłam oczy, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, zielarz podał jej mały woreczek z suszonymi roślinami.
– To powinno pomóc – powiedział. – Ale używaj z umiarem.
– Jak zawsze! – Hange uśmiechnęła się szeroko, zapłaciła i ruszyłyśmy dalej.
Kolejny przystanek okazał się być kuźnią.
– Po co ci kuźnia? – zapytałam, patrząc, jak Hange przegląda jakieś dziwaczne narzędzia.
– A, to tylko drobna naprawa mojego sprzętu – odpowiedziała, machając ręką.
W tym momencie poczułam lekkie szturchnięcie. Obróciłam się i zobaczyłam małego chłopca, który próbował ukradkiem sięgnąć do mojej kieszeni.
Złapałam go za nadgarstek, zanim zdążył cokolwiek zrobić.
– Łapy przy sobie, mały – powiedziałam chłodno.
Chłopiec spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
– Ja... ja nic nie zrobiłem!
– Oczywiście, że nie – mruknęłam, puszczając go. – Ale spróbuj jeszcze raz, a nie skończy to się za dobrze.
Hange spojrzała na scenę z fascynacją.
– No proszę, Amae. Widzę, że masz doświadczenie w takich sytuacjach.
– Życie uczy różnych rzeczy – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
Chłopiec uciekł, a Hange wróciła do swojego szperania w kuźni. Westchnęłam, czując, jak powoli zaczyna mnie to wszystko męczyć.
– To już ostatni przystanek? – zapytałam, gdy wychodziłyśmy z kuźni.
– Oczywiście! – powiedziała z entuzjazmem. – Ale musimy jeszcze wrócić do bazy. Levi pewnie będzie wściekły, że zajęło to tak długo.
– Niech sobie będzie wściekły – mruknęłam, wykrzywiając usta w uśmiechu. – Może ma za dużo czasu na czekanie.
Hange parsknęła śmiechem.
– Uwielbiam twoje podejście. Levi będzie miał z tobą jeszcze sporo kłopotów.
– O to właśnie chodzi – odpowiedziałam, patrząc na nią z błyskiem w oku. – Tylko po to tu jestem.
Idąc jedną z mniej zatłoczonych ulic, poczułam niepokojące ukłucie w żołądku. Ulica była cicha, zbyt cicha, a coś w atmosferze sprawiło, że nagle stałam się bardziej czujna. Hange zauważyła moje spięcie.
– Wszystko w porządku? – zapytała, zatrzymując się.
– Tak, chyba... – zaczęłam, ale wtedy go zobaczyłam.
Stał oparty o ścianę, jakby na mnie czekał. Wysoka sylwetka, białe włosy lekko opadające na twarz, która teraz wykrzywiona była w uśmiechu, od którego od razu zrobiło mi się niedobrze. Amon.
– Amae – powiedział, przeciągając moje imię, jakby smakował każdą sylabę.
– Amon – odpowiedziałam sucho, zaciskając dłonie w pięści.
Hange spojrzała na niego, potem na mnie, wyraźnie wyczuwając napięcie.
– Przyjaciel? – zapytała z ostrożnym uśmiechem.
– Nie – powiedziałam jednocześnie z Amonem, który jednak dodał:
– To raczej... skomplikowane.
Jego szare oczy przesunęły się po mnie, jakby oceniały, co się zmieniło od ostatniego razu.
– Wyglądasz lepiej, Amae – powiedział, robiąc krok w moją stronę. – Ale widzę, że nadal się z tym zmagasz. To ciężkie, prawda?
Jego głos był miękki, ale w tym wszystkim kryło się coś drwiącego. Wściekłość narastała we mnie z każdą sekundą.
– Czego chcesz? – zapytałam, starając się zachować spokój.
– Tylko rozmowy – odpowiedział z fałszywą niewinnością. – Czy to tak wiele?
– Dla mnie tak – warknęłam.
Hange, która do tej pory była cicho, postanowiła się wtrącić.
– Może... powinniśmy to omówić w innym miejscu? – zaproponowała, próbując załagodzić sytuację.
Amon spojrzał na nią z cieniem rozbawienia.
– A to kto? Twoja nowa niańka?
– Uważaj na słowa – rzuciłam ostrzegawczo, stając między nim a Hange. – Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Amon uśmiechnął się szerzej, unosząc ręce w geście poddania.
– Spokojnie mała, tylko pytam. Zawsze byłaś taka impulsywna. To właśnie w tobie lubiłem.
– A ja zawsze nienawidziłam twojej manipulacji – odcięłam, czując, jak moje dłonie zaczynają lekko drżeć.
Hange spojrzała na mnie zaniepokojona, ale nie odezwała się.
Amon zrobił jeszcze jeden krok bliżej, a jego ton stał się bardziej jadowity.
– Myślisz, że możesz uciec od tego wszystkiego? Od swojej przeszłości? Od tego, kim naprawdę jesteś? Ode mnie?
– Już cię nie potrzebuję – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
– Nie? – Uniósł brew, a jego uśmiech stał się chłodniejszy. – A co z tym uczuciem pustki? Tym głodem, który nigdy nie znika? Myślisz, że ci w tym pomogą? – Wskazał głową na Hange. – Oni?- Powiedział to z taką drwiną, że przeszły mnie ciarki.
– Lepiej oni niż ty – odparłam niepewnie.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, a jego spojrzenie stawało się coraz bardziej lodowate.
– Zobaczymy – powiedział w końcu, odwracając się na pięcie. – Ale wiesz, gdzie mnie znaleźć, kiedy znowu zaczniesz tonąć w swoim bagnie.
Zniknął za rogiem, a ja w końcu wypuściłam powietrze, którego nawet nie zauważyłam, że wstrzymywałam.
– Kim on był? – zapytała Hange, patrząc na mnie z troską.
– Nikim ważnym – odpowiedziałam, ale moje słowa brzmiały niewiarygodnie nawet dla mnie.
Hange spojrzała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem, ale postanowiła nie naciskać.
– Jeśli to „nikt ważny", to masz dość intensywną reakcję na takich ludzi – mruknęła, wkładając ręce do kieszeni. – Chodźmy, zanim zrobi się jeszcze bardziej dziwnie.
Ruszyłam za nią, starając się nie myśleć o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Ale oczywiście Amon miał rację –jego słowa wciąż brzmiały w mojej głowie, jak echo. Głód nigdy nie znika.
Hange próbowała zmienić temat, zadając pytania o miasto, o uliczki, którymi szłyśmy, ale mój umysł był daleko. Kiedy dotarłyśmy do targu, atmosfera nieco się rozluźniła. Ludzie krzątali się między stoiskami, sprzedawcy zachwalali swoje towary, a dzieciaki biegały między nimi, śmiejąc się i krzycząc.
– Wiesz co? – odezwała się Hange, przerywając moje myśli. – Kupimy coś dla Ducha. Emil twierdzi, że ten kot od dawna nie miał porządnej zabawy.
– Duch? – Uniosłam brwi. – Myślałam, że koty mają całkiem niezłą zabawę same ze sobą.
– Ale to specjalny kot! – Hange odparła z ekscytacją. – Jest wyjątkowy, tak jak każdy z nas. A poza tym, czy widziałaś, jak Levi patrzy na ten bałagan, kiedy Duch przewraca rzeczy? To bezcenne.
Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu.
– Masz rację, to może być warte każdej ceny.
Hange złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę straganu z zabawkami dla zwierząt. Zaczęła wybierać między piórkami, małymi myszkami na sznurku i kulkami, które wydawały się świecić.
– Co myślisz? – zapytała, pokazując mi zestaw kulek, które wyglądały, jakby miały wybuchnąć przy najmniejszym ruchu.
– Levi nas zabije – stwierdziłam, wskazując na nie. – Weźmy je.
Hange roześmiała się głośno, przyciągając kilka spojrzeń.
– Wiedziałam, że się zgodzisz!
Kiedy zapłaciła za zabawki, zaczęłam się trochę rozluźniać. To była dobra chwila normalna, a jednocześnie absurdalna, jak wszystko, co wiązało się z Hange. Ale wtedy zauważyłam, że ktoś nas obserwuje. W tłumie mignęła znajoma sylwetka, ale zanim zdążyłam się jej przyjrzeć, zniknęła. Nie musiałam jej widzieć aż za dobrze wiedziałam kto za nami podąża.
– Coś nie tak? – zapytała Hange, widząc moje napięcie.
– Nic – skłamałam, starając się uspokoić. – Po prostu się rozglądam.
Nie była przekonana, ale nie naciskała.
– To co, wracamy? – zapytała wesoło, trzymając w rękach torbę z zabawkami.
– Tak, chodźmy – powiedziałam, ale w głowie wciąż miałam obraz tej postaci. Amon. Znowu.
***
Wróciłyśmy do bazy, a Hange zniknęła niemal natychmiast, coś mrucząc o „ważnych sprawach do omówienia". Ja tymczasem skierowałam się do pomieszczenia, w którym zwykle przesiadywał Duch.
Kot leżał na biurku, udając, że świat go nie obchodzi. Gdy tylko wyciągnęłam z torby nową zabawkę . Duch natychmiast ożywił się i zeskoczył z biurka.
– Wiedziałam, że to cię zainteresuje – powiedziałam, rzucając kulkę na podłogę.
Duch rzucił się za nią, a ja usiadłam obok, obserwując, jak zwierzak przewraca ją łapkami i goni po całym pomieszczeniu. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy nagle zderzył się z nogą stołu i przez chwilę wyglądał, jakby chciał obrazić się na cały świat.
– Serio, Duchu? – zapytałam, gdy znów wrócił do zabawy.
– Co ty wyprawiasz? – Usłyszałam nagle niski, irytujący głos, który wyraźnie należał do Leviego.
Podniosłam głowę, a on stał w drzwiach, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i tym swoim wiecznym wyrazem dezaprobaty na twarzy.
– Bawię się – odparłam z uśmiechem, rzucając kulkę jeszcze raz. Duch rzucił się za nią, jakby nie zauważył Leviego.
– Nie masz nic lepszego do roboty? – zapytał, a jego spojrzenie prześlizgnęło się po pomieszczeniu.
– A ty? – odcięłam się. – Chyba nie przyszedłeś tu, żeby sprzątać.
– Właśnie miałem to zrobić – odparł sucho, wskazując ręką na rozsypane papiery i zabawki leżące w różnych miejscach.
– Cóż, przynajmniej ktoś doceni twoją pracę – rzuciłam, wskazując na Ducha, który mruknął cicho i wciąż biegał za kulką.
Levi westchnął, jakby był zmęczony moją obecnością, ale nie odwrócił wzroku.
– Hange mówiła, że w mieście spotkałaś kogoś podejrzanego.
Zamarłam na chwilę, ale szybko odzyskałam rezon.
– Mówiła tak? Cóż, Hange widzi podejrzanych wszędzie.
Levi uniósł brew.
– Ruda.
Westchnęłam, wstając z podłogi.
– To nic takiego, Levi. Nikogo ważnego, naprawdę.
– Nie kłam – odpowiedział ostro, podchodząc bliżej. – Jeśli to było „nic takiego", dlaczego wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha?
– Może dlatego, że to Duch – rzuciłam z ironicznym uśmiechem, wskazując na kota, który akurat w tej chwili zaczął turlać kulkę w stronę Leviego.
Levi spojrzał na mnie z tym swoim wyrazem twarzy, który mówił: „Przestań robić z siebie idiotkę".
– Porozmawiamy później – powiedział w końcu, odwracając się na pięcie. – Posprzątaj to miejsce, zanim tu wrócę.
– Jasne, szefie – odparłam z sarkazmem, ale Levi już zniknął za drzwiami.
Duch wskoczył na moje kolana i zaczął mruczeć, jakby chciał mnie pocieszyć.
– Dzięki, kocie. Chociaż ty jesteś po mojej stronie.
Siedziałam jeszcze chwilę, głaszcząc Ducha i próbując zapanować nad myślami. Spotkanie z Amonem nadal tkwiło w mojej głowie jak drzazga, a Levi... cóż, Levi jak zwykle wchodził z butami tam, gdzie nie powinien.
– Powinnam mu powiedzieć? – mruknęłam do Ducha, który odpowiedział cichym miauknięciem. – Masz rację, to by było głupie.
Kot przeciągnął się na moich kolanach, a ja wstałam, odkładając go na bok. Zaczęłam zbierać porozrzucane papiery, z westchnieniem zauważając, że połowa z nich wcale nie była moja. Levi pewnie specjalnie zostawił ten bałagan, żeby mnie wkurzyć.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanęła Astrid z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Amae! Słyszałam, że Levi znowu cię przesłuchuje – powiedziała, opierając się o framugę. – Czy kiedykolwiek da ci spokój?
– Nigdy – odparłam z rezygnacją, wrzucając papiery na stos na stole. – Ale nie martw się, przyzwyczaiłam się.
Astrid rozejrzała się po pokoju, zauważając Ducha, który znowu bawił się kulką.
– Przynajmniej masz sprzymierzeńca. – Uśmiechnęła się, podchodząc do kota i łaskocząc go za uchem. – Chociaż wątpię, żeby Levi docenił jego wkład w sprzątanie.
– Levi nie docenia niczego – rzuciłam, poprawiając krzesło.
Astrid wybuchła śmiechem, ale jej spojrzenie zmieniło się na bardziej poważne, gdy wzięła mnie pod ramię i usadziła na krześle.
– Coś jest nie tak, Amae. Widzę to.
– Nic mi nie jest – odparłam, unikając jej spojrzenia.
– Jasne. A ten bałagan w twojej głowie, który widzę od tygodni, to co? – Jej głos był miękki, ale zdecydowany.
– Naprawdę nic – odpowiedziałam, odwracając wzrok. – Po prostu... miałam ciężki dzień.
Astrid przyjrzała mi się uważnie, ale nie naciskała.
– W porządku. Ale wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda?
– Wiem – powiedziałam cicho.
Astrid uśmiechnęła się lekko, po czym podniosła się i ruszyła do drzwi.
– A teraz lepiej zbieraj się na trening, bo jak Levi tu wróci i zobaczy, że jeszcze nie skończyłaś... cóż, to będzie katastrofa.
Westchnęłam, rzucając ostatnie spojrzenie na Ducha, który patrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć: „Powodzenia".
– Dzięki za przypomnienie – mruknęłam, ruszając za Astrid.
Moje myśli krążyły wokół wszystkiego, co działo się ostatnio. Amon, Levi, Hange każdy z nich dodawał cegiełkę do tego dziwnego, chaotycznego muru, który próbowałam utrzymać w ryzach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top