Epilog.

–Półtora roku później–

Obudziłam się poprzez świecące na moją twarz promienie słońca. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej białą suknię do ziemi ze złotymi wstawkami. Ubrałam ją po czym założyłam wygodne buty. Następnie usiadłam przed lustrem. Rozczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone. Otworzyłam szkatułkę i ubrałam swoją ulubioną złota kolię. Spojrzałam w lustro i nałożyłam na głowę, idealnie pasującą na mnie, koronę z wpasowującymi się kryształami. Zacisnęłam dłonie na toaletce wlepiając wzrok w swoje odbicie. Nałożyłam na dłonie pierścionki oraz bransoletki po czym wstałam.

Wyszłam ze swojego pokoju i skierowałam się na główny hol. Szłam przed siebie lustrując wzrokiem swoich poddanych. Nagle przede mną pojawiła się Florence, czyli dawna prawa ręka mojej matki. Minęłam ją szybko. Mimo, że dużo osób chciało, aby została na swoim stanowisku nie pozwoliłam jej na to. Uznawałam jej rady, ale nie chciałam, aby ktokolwiek z tamtych lat miał jakąkolwiek władzę. Może bym się zgodziła. Jednak nie jestem ślepa. Rządy moich rodziców były okropne.

Poddani byli podzieleni na kategorie. Jedni dostawali stoły jedzenia, a drudzy walczyli o każdy okruch chleba. Nasze ogrody były pełne chwastów, wyniszczone, niektóre miejsce totalnie zniszczone.

Nie mogłam pozwolić na zamydlenie sobie oczu. Każdy ma takie same prawa. Nie chciałam stać się taka sama. Dzięki temu większość osób mnie... polubiła? Zdania zostały podzielone. Część tęskniła za starym królestwem, drudzy zaś chcieli całować mnie po stopach.

Przez cały czas uczyłam się kontaktu z nimi. Nabierałam wprawy w rządzeniu. Pragnęłam być dobrą królową. Zdecydowanie sprawiedliwą, obiektywną. Jednak w całej tej podróży nauki, prób oraz chęci spakowania się i zostawienia tego wszystkiego, w moich myślach krążył Kastiel.

Moje serce krwawiło, a ja często wypłakiwałam się w poduszkę. Byłam rozdarta na kawałki, a wszystko przytłaczało mnie. Nie potrafiłam się pozbierać. Jedyne co mi się udało to maskować uczucia. Tak, aby nikt się nie martwił, aby nie wykorzystali mojego słabego punktu.

Zasiadłam na tronie, a mój wzrok trafił na przechadzających się ludzi. Oparłam się na zgiętej dłoni wzdychając. Mozolnie śledziłam ich ruchy, aż nie zasnęłam.

– Pani?

Obudziłam się natychmiastowo. Przetarłam twarz dłońmi. Mój wzrok padł na feary przede mną. Uśmiechnęłam się łagodnie.

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale wybuchła jakaś panika na ogrodzie.

– Już tam idę. Lepiej tutaj zostań.

Wstałam i żwawym krokiem wyszłam z zamku. Słysząc jakieś krzyki ruszyłam w tamtym kierunku. Zatrzymałam się przed zbiorowiskiem kilkudziesięciu osób. Założyłam dłonie na klatce piersiowej.

– Mogę wiedzieć co się tutaj dzieje? –zapytałam ze spokojem.

– Podobno widziano jakąś postać w lesie. Nikt nie wie co to, ani kto to jest. Ma dziwny zapach. To na pewno nie żaden z mieszkańców lasu.

– Może po prostu ktoś z wiosek obok się przechadzał? – zaproponowałam ze sztucznym entuzjazmem.

– Pani... Dochodzą nas słuchy, że to może być jakiś BlackDog.

– Sprawdzę to.

Odeszłam szybko nie czekając na ich odpowiedź. Przeszłam przez ogromne drzwi, a moim oczom ukazała się Yumi leżąca na moim tronie. Zawołałam ją, a ta podeszła od razu. Poprosiłam, aby znalazła Pafnucego. Jak na zawołanie pobiegła i wróciła parę minut później.

– Królowo – ukłonił się.

– Daruj sobie. Jadę do Miiko. Będę wieczorem masz w tym czasie sprawować opiekę nad zamkiem, zrozumiano? – obrzuciłam go proszącym spojrzeniem.

– Dobrze, Pani. Udanej podróży.

Nie chcąc tracić czasu na przebieranie sprawdziłam, czy na pewno mam sztylet pod sukienką. Następnie wzięłam łuk wraz ze strzałami i wybiegłam z zamku. Duża część osób zwróciła na mnie uwagę, ale ja najzwyczajniej w świecie wybiegłam za bramę i wsiadłam na jedną z Rawist. Nie oglądając się za siebie ruszyłam w odpowiednią stronę.

Trzymałam zwierzę za grzywę czując wiatr muskający moją skórę, który roznosił moje włosy na wszystkie strony. Uśmiechałam się jak głupia pędząc jak najszybciej to Kwatery Głównej.

Będąc tuż przed bramą zsiadłam ze zwierzęcia i przywitałam się z mężczyzną stojącym na warcie. Z uśmiechem wstąpiłam na teren Straży Ell. Skierowałam się w stronę ogromnego budynku nie zwracając większej uwagi na mieszkańców.

Pomachałam znajomym mi twarzą i przeszłam w znanym mi kierunku. Już po chwili znalazłam się przed Kryształową Salą. Zapukałam i schowałam dłonie za siebie czekając. Nim się obejrzałam przede mną stała Miiko. Przytuliłam ją na przywitanie, a ta odwzajemniła uścisk.

– Nie wiedziałam, że będziesz.

– Przyszłam zapytać, czy wiesz coś na temat jakiejś kreatury z lasu.

– Mogłaś wysłać list – zaśmiała się.

– Musiałam się stamtąd wyrwać – przewróciłam oczami. – Z resztą dawno się nie widziałyśmy.

– Rozumiem Cię. To co? Chcesz zobaczyć tą kreaturę? – zrobiła w powietrzy cudzysłowie przy ostatnim słowie.

– Nie rozumiem – spojrzałam na nią niepewnie.

– Chodź.

Złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka pomieszczenia. Wyszłyśmy po schodach. Już miałam podnieść wzrok na wielki, błękitny kamień, ale widok ten zasłoniła mnie owa "kreatura". W moich oczach od razu pojawiły się łzy, a głos ugrzązł w gardle.

Nie zdążyłam mrugnąć, a ja znów byłam w tych ramionach. Minęło tyle czasu. Straciłam nadzieję, że on znowu tu jest. Stoi przede mną i przytula. Moje serce jakby odżyło na nowo i zaczęło skakać w środku mnie.

– Kastiel – spojrzałam na niego szczęśliwa i równocześnie zszokowana.

– Już Cię nie zostawię.

Nasze usta znów się połączyły, a uczucia jakby na nowo się obudziły. Jakby to wszystko było nowe. Niczego tak bardzo nie pragnęłam jak z powrotem tego chłopaka.

W końcu będziemy mogli być szczęśliwi.

__________

878

Serdecznie zapraszam do podziękowań, które zaraz się pojawią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top