7.Trzy żmije
Chciałam komuś się wygadać, aby mi ulżyło, ale nikt o mnie nie wiedział. "Może powinnam wszystko wyjawić Rozalii? Ufam jej, a ona mi. Jesteśmy w końcu najlepszymi przyjaciółkami". Przez resztę dnia myślałam nad tym, czy zwierzyć się z sekretu białowłosej. W końcu postanowiłam co zrobię.
Po lekcjach zniecierpliwiona czekałam przy bramie. W głowie pojawiały mi się najgorsze scenariusze reakcji Rozalii. "Jeszcze mogę się wycofać, prawda? Nie. Musze jej powiedzieć." W końcu ujrzałam ją wraz z bliźniakami. Zatrzymali się przy mnie. Oczywiście Armin grał na konsoli.
-Rozalia możesz iść do mnie? Musimy pogadać... -z jej twarzy znikł uśmiech-
-Stało się coś?
-Nie, tylko muszę z Toba pogadać... -złotooka spojrzała na Alexy'ego-
-Idź. Zakupy nam nie uciekną.
"Naprawdę? Zakupy? Znowu?!". Zestresowana umówiłam się z przyjaciółką na późniejszą godzinę, ponieważ najpierw musiała iść do domu. Cała trójka się ze mną pożegnała i poszła w swoją stronę. Chciałam już ruszyć, ale usłyszałam jakieś śmiechy. Wróciłam do budynku i zobaczyłam Violettę między Li, Charlotte i Amber. Trzy żmije rzucały jej plecakiem, a fioletowowłosa próbowała go złapać. Przez moment przed oczami widziałam siebie oraz znęcających nade mną rówieśników. Poczułam smutek, a minutę później narastającą złość. Podeszłam do nich i pomimo trochę niższego wzrostu przejęłam plecak i oddałam go właścicielce. Pchnęłam delikatnie Violle na znak, aby już poszła. Dziewczyna posłuchała się mnie i już po chwili zostałam sam na sam z tymi idiotkami. Rzuciły w moja stronę spojrzenie pełne wstrętu. Amber zaczęła.
-Wymieniłaś koleżankę? -próbowała wyrwać mi plecak co jej się nie udało-
-Nie możecie zająć się sobą? Co wam daje znęcanie się nad innymi?
-Przyszłaś nam teraz prawić morały? -wtrąciła Li-
-Jesteście żałosne. -prychnęłam i poszłam w swoją stronę-
Usłyszałam za sobą tylko szepty. Nim zdążyłam wyjść naskoczyła na mnie Peggy. Wyjęła w moją stronę mikrofon i zaczęła zadawać mi masę pytań. Przewróciłam oczami i wyszłam omijając ją. Powędrowałam do domu i zjadłam obiad. Następnie położyłam się na kanapie w salonie i zaczęłam rozmyślać jak to wszystko wytłumaczyć Rozalii. Stresowałam się jak nigdy. Strach mnie paraliżował. Nagle zadzwonił mi telefon. Dzwoniła Violetta.
-Cześć Viola.
-H-Hej...Chciałam Ci p-podziękować za to co zrobiłaś w s-szkole.
-To nic takiego. -uśmiechnęłam się pomimo tego, że było to dla niej niewidoczne-
-J-Jeszcze raz dziękuję. Nie przeszkadzam już. D-Do jutra.
-Do jutra.
Rozłączyłam się i z powrotem zaczęłam wylegiwać się na sofie.
Skip time-
Był już wieczór. Stresowałam się coraz bardziej. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Przełknęłam ślinę i poszłam otworzyć. Moment później wraz z białowłosą siedziałam w salonie. Przez moment panowała cisza, która przerwała Roza.
-To o czym chciałaś porozmawiać?
-Wiesz...Nie za bardzo wiem ja to powiedzieć...
-Po prostu powiedz.
-Powiem, ale proszę, a nawet błagam o jedno. -wstałam z kanapy-
-O co?
-Możesz być na mnie zła, wręcz wściekła. Nienawidzić mnie i mną gardzić, ale błagam nikomu o tym nie mów.
-Zgoda, a teraz mów, bo widzę, że poważnie.
-Wiedz, że mówię Ci to jako pierwszej, ponieważ bardzo Ci ufam.
-Wal prosto z mostu.
Dziewczyna wydawała się spokojna. Za to mnie strach zżerał od środka. Serce biło dziesięć razy szybciej. W końcu wzięłam głęboki wdech i się przemieniłam. Rozalia mi się przyglądnęła. Widząc uszy oraz ogon otworzyła szeroko buzie. Nogi miałam jak galareta. Z niepokojem czekałam na jej słowa.
-A-Ale c-co?
-J-Ja...Przepraszam, że dopiero teraz, ale potrzebowałam chwili, aby zaufać ludziom bardziej.
-Ale jak to? Co?!
-Opowiem Ci wszystko od początku. Zatem jestem kitsune. Urodziłam się w królewskiej rodzinie. Jestem księżniczką królestwa Judeia. Posiadam tylko jeden ogon, więc byłam gorszona. Feary rasy kitsune, aby być wartym swojej rasy musi mieć przynajmniej sześć kit. W wieku piętnastu lat uciekłam z zamku nie mogąc znieść swojej rodziny oraz rówieśników. Zajęła się mną wiedźma Blair. W moje szesnaste urodziny zmarła wysyłając mnie wcześniej na ziemię. Wtedy przez rok opiekowała się mną jej przyjaciółka Akane. Mając siedemnaście lat moja druga opiekunka wróciła do Eldaryi, a mnie wysłała tutaj do szkoły. Od tamtej pory próbuje zachowywać się jak wy i się nie zdradzić. Obiecałam, że ujawnię się dopiero gdy wam zaufam. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz... -powiedziałam dosyć spokojnie, aby dziewczyna mogła przyswoić do siebie tą wiadomość-
-Shaila...Ja...Przepraszam. Obiecuję, że nikomu nie powiem, ale musze to wszystko uporządkować sobie w głowie...
-Rozumiem. -westchnęłam i słabo się uśmiechnęłam-
Dziewczyna dalej oszołomiona moimi słowami wyszła, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy to nie zrujnuje naszej przyjaźni. Wyszłam na górę, przebrałam się i położyłam na łóżku. Po moich policzkach polały się łzy, czyli nic nowego. Trochę później zasnęłam.
Ranek-
Wstałam i szybko się ubrałam. Nie miałam najmniejszej ochoty iść do szkoły, ale najprawdopodobniej dzisiaj będą mówić o wycieczce. "Ciekawe ile w tym prawdy". Zeszłam na dół i jedząc śniadanie zaszyłam się w swoich myślach. Moment później wypiłam eliksir po czym wyszłam z domu i powolnym krokiem ruszyłam do liceum.
Weszłam na dziedziniec. Rozglądnęłam się. Cała klasa była już na miejscu. No prawie cała. Nigdzie nie wiedziałam Rozy. Westchnęłam i poszłam do budynku. Powędrowałam pod klasę A i czekałam na dzwonek. Usiadłam pod ścianą i przyłożyłam książkę do głowy. To wszystko powoli zaczynało mnie przerastać. Nagle usłyszałam głos naszej szkolnej reporterki. Wręczyła mi ona gazetkę. Miałam ochotę walnąć ją między kartki podręcznika i później wyrzucić, ale moja uwagę przeciągła strona główna. Zaczęłam czytać. Wydruk głównie skupiał się na mojej wczorajszej interwencji. Uderzyłam ją książką o głowę. Lekcje się nawet nie zaczęły, a ja mam już dość.
Zadzwonił dzwonek, więc wstałam. Po przybyciu nauczyciela wszyscy weszliśmy do sali. Mieliśmy godzinę wychowawczą. Usiadłam z samego tyłu pod ścianą. Wszyscy rozmawiali nie zważając na nauczyciela. Każda rozmowa była na temat gazetki. Zrezygnowana położyłam głowę na ławce. "Błagam niech ktoś powie, że to sen". Po momencie usłyszałam skrzypnięcie obok mnie zwiastujące, że ktoś się dosiadł. Wróciłam do pozycji siedzącej. Moim sąsiadem w ławce okazał się Kastiel. Już miał coś powiedzieć, ale nauczyciel skończywszy sprawdzać obecność poruszył temat wycieczki.
-Chciałbym was powiadomić, że w następnym tygodniu odbędzie się wycieczka nad morze trwająca siedem dni. Od jutra zbieramy opłaty. Proszę również, aby powiadomić o tym osoby, które są dzisiaj nieobecne.
Farazowski zaczął dokładniej tłumaczyć nam wyjazd, ale z każdym słowem coraz mniej osób go słuchało. Kiedy skończył zostało jakieś piętnaście minut, więc pozwolił nam pouczyć się na następne przedmioty. Oczywiście każdy wolał rozmawiać.
-Słyszałem o wczorajszej akcji.
-I co z tego?
-Nieźle nagadałaś Amber i jej przyjaciółeczką. -uśmiechnął się-
-Super. -mruknęłam-
-A Tobie co znowu? I właściwie co z Rozalią?
-A co się tak zacząłeś interesować?
Nim zdążył odpowiedzieć zadzwonił dzwonek. W trybie natychmiastowym wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się na następną lekcję. Zza rogu zobaczyłam zbliżające się żmije. "Oj, będzie ciekawie. Nawet bardzo".
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest 1081 słów.
Roza zacznie się odzywać? Co wykombinowała Amber? Jak to będzie z wycieczką?
***Zostaw po sobie ślad gwiazdką i KOMENTARZEM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top