52.Zawiodłam wszystkich
Kiedyś mnie zabijecie za to jakże regularne dodawanie rozdziałów.
_________
Na następny dzień od razu przejrzałam media w celu znalezienia nowych informacji. Muszę wiedzieć, czy dowiadują się czegoś nowego.
Kiedy odłożyłam telefon wyzbierałam się i zeszłam na dół. Otworzyłam okno i przemieniłam się w kota. Wyskoczyłam na zewnątrz i skierowałam się w stronę lasu. Ominęłam grupkę ludzi i pobiegłam przed siebie. Jako, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi szybko dotarłam na wyznaczone przez siebie miejsce. Do moich uszu dotarł szum wody. Skręciłam w tamtą stronę i czmychnęłam na drugą stronę poprzez kładkę. Zbliżyłam się do stojącej tam chaty i przeszłam na tyły.
Wdrapałam się na parapet i wcisnęłam się przez dziurę tuż obok okna. Zeskoczyłam na ziemię i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Nie przemieniając się spokojnie powędrowałam dalej chcąc zobaczyć, czy nic nie jest naruszone. Docierając do sypialni kichnęłam od nagromadzonego się na moim futrze kurzu. Wskoczyłam na łóżko i rozejrzałam się. Dostrzegając pudełko postawione na szafce przemieniłam się i wzięłam je w dłonie.
Usiadłam po turecku i ściągnęłam wieko. W kartonie znalazły się poskładane kartki papieru. Wyjęłam całą zawartość, która zdążyła już pokryć się kurzem. Otwarłam papier i zauważyłam lekko wyblakły, czy poplamiony tekst. Bez zastanowień zaczęłam czytać.
"Droga Akane.
Przybędzie do Ciebie moja podopieczna, Shaila. Jest jeszcze młoda. Zależy mi, abyś nauczyła ją o ziemi, ludziach. Nie pozwól, aby jej rodzice dowiedzieli się gdzie przebywa. Niech nikt jej nie skrzywdzi. Moje dni dobiegają końca. W ten sposób spłać swój dług. Nie jestem w stanie przekazać Ci więcej informacji.
Blair."
Zmarszczyłam brwi i odłożyłam list. Kolejne 'listy' należały do Akane. W ten sposób sprawowała swój jakby pamiętnik. Nie w książce, czy zeszycie, a na kartkach. Westchnęłam i zaczęłam czytać.
"Ta młoda istota zaburzyła moją całą harmonię. Razem z Blair weszła mi w paradę. Gdyby nie ten dług na pewno bym się tego nie podjęła. Głupia nie umie poradzić sobie sama".
Zacisnęłam szczękę biorąc kolejny skrawek treści do rąk.
"Minęło kilka dni. Cała ta szopka mnie irytuje. Najchętniej wyrzuciłabym ją za drzwi. Jest we mnie zapatrzona jak w obrazek. Jest tak nieskażona. Niby uciekła od rodziców, a tak łatwo łyka wszystko co się jej powie. Jest tak naiwna".
Moje ciało dygnęło, a ja chwyciłam kolejny tekst.
"Minęło już tak dużo czasu. Pół roku, albo i więcej. Przyzwyczaiłam się do niej. Zrozumiałam dlaczego była tak cenna dla Blair. Podobno jej rodzice ją szukali. Najśmieszniejsze jest to, że tylko i wyłącznie dlatego, że chcieli wydać ją za mąż, aby nie mieć problemów z sąsiednim plemieniem. Nie rozumiem jak można być, aż tak bezwzględnym".
Warknęłam cicho pod nosem sięgając po ostatnią notkę.
"To już koniec. Kitsune musi stać się samodzielna. To już dzień kiedy muszę wrócić na stare śmieci. Nie chcę tego, ale nie mam wyboru".
Nie mogłam czytać dalej. Wszystko było rozmyte. Wzięłam głęboki wdech i odłożyłam wszystko na swoje miejsce. Spojrzałam na swoje ręce, które zaczęły lekko drżeć. Nie wiedząc nawet co o tym myśleć wstałam zaczynając spacerować po pokoju.
Nagle z moich ust wydobył się ciche warknięcie. Przymknęłam oczy i przemieniłam się w kota wychodząc w ten sam sposób co weszłam. Wróciłam do domu i od razu po zmianie w bardziej ludzką formę walnęłam się na łóżko. Chwyciłam do ręki telefon i zauważyłam kilka nieodebranych połączeń od Kastiela. Wykręciłam do niego numer, a ten odebrał już po chwili.
-Shaila? Co jest, czemu nie odbierasz?
-Nie dam teraz rady, mam kilka spraw do załatwienia.
-Jesteś w domu?
-Tak, a co?
Nie odpowiedział. Do moich uszu dobiegł tylko charakterystyczny dźwięk zakończonego połączenia. Odrzuciłam komórkę i przetarłam twarz rękoma. Nie mając siły wstawać iść otworzyć chłopakowi po prostu czekałam, aż zostanę do tego zmuszona poprzez pukanie.
Już pół godziny później stałam przed drzwiami i otwierałam je. Zmrużyłam oczy widząc czerwonowłosego. Moje serce zabiło szybciej, a głos zatrzymał się w środku mnie. Przytulił mnie lekko na przywitanie i wszedł, a ja zatrzasnęłam drzwi. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego wlepiając swój wzrok w jego oczy. Nie wiedząc nawet co powiedzieć milczałam czując ciepło na policzkach.
-Więc...Co się dzieje? -zapytał
-Co Ci mam powiedzieć? -westchnęłam
-Prawdę. -zbliżył się
-Chodźmy na górę.
Mruknęłam omijając go i wychodząc po schodach. W moich uszach dudniły tylko kroki. Po wejściu do pokoju usiadłam na materacu, a już po chwili poczułam, że szarooki poszedł w moje ślady zajmując miejsce obok. Westchnęłam cicho nawet nie wiedząc co powiedzieć.
Sama nie wiem co się dzieje. Co mam Ci powiedzieć?
Przymknęłam oczy. Nagle ruch po swojej lewej stronie. Chłopak objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego kątem oka, a ten uśmiechnął się.
-Opowiesz mi?
-Po prostu...Przeczuwam, że coś dzieje się w Eldaryi. Moje moce świrują, nie potrafię się opanować, na dłoniach pojawiło mi się to. -pokazałam mu znaki na skórze
-Rozmawiałaś z kimś o tym?
-Ze swoimi wysłannikami, ale nikt nie może mi zradzić co się dzieje. Odchodzę od zmysłów, produkuję się chcąc jakoś temu zapobiec, a wszystko owijają mnie tajemnicą. Boje się, że stało się coś poważnego.
-Hej, Shai. -spojrzałam na niego.- Nie martw się. Jestem przy Tobie.
Moje serce zabiło szybciej, a twarz otuliło ciepło. Twarz chłopaka wyrażała kilka emocji na raz. Przysunął się bliżej i pozwolił oprzeć o swój bok. Westchnęłam cicho.
-Ponad to wkopałam się.
-Jak to?
-Przez to, że nie mogę czasem zapanować nad swoimi mocami prawie się wydałam przed ludźmi. Aktualnie prowadzą jakieś śledztwa. Boje się, że czegoś się dowiedzą, że moja tożsamość się wyda, że Eldarya stanie w niebezpieczeństwie. Chciałam się ujawnić, ale nie jestem na to gotowa. Jeżeli ludzie się dowiedzą będą chcieli przeniknąć do mojego świata. Na pewno rozpocznie się wojna. Powinnam zadbać o bezpieczeństwo swoich podanych jak i reszty feary, a tymczasem co? Pakuje ich w jakieś bagno. Jestem tak beznadziejna. Wszystko niszczę.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie czułam smutku. Jedynie żal. Zawiodłam ich wszystkich. To wszystko tak bardzo mnie przygniotło. Nikt nie mówi mi prawdy, a ja odchodzę od zmysłów. To przeze mnie możemy ponieść tylko ofiar.
Ilość łez zwiększyła się, a chłopak zauważaj to chwycił moją twarz w dłonie. Delikatnie zaczął ścierać wodę kciukiem, a ja pociągałam co jakiś czas nosem patrząc na niego.
-Hej, nie płacz. Będzie dobrze. Jestem tutaj i Ci pomogę.
Zaczął mnie uspokajać. Nie potrafiłam wydusić z siebie, ani słowa. Przytuliłam się do niego, a ten objął mnie szczelnie. Już po chwili przytuleni leżeliśmy na łóżku, a ja próbowałam opanować płacz. Kastiel ciągle do mnie mówił chcąc mnie pocieszyć.
-Nie zostawię Cię, obiecuję. Ufasz mi prawda?
Kiwnęłam głową trzymając się go kurczowo jakby miał zaraz uciec.
-Poradzimy sobie z tym. Jesteś silna, pamiętaj o tym.
Zbliżyłam się jeszcze bardziej i zatopiłam twarz w jego koszulce. Ten uścisnął mnie otulając przy okazji swoim ciepłem oraz przyjemnym zapachem. Już po kilkudziesięciu minutach czułam jak odpływam. Oczywiście w moich uszach dalej odbijał się ten głos.
Głos człowieka, który trzyma moje serce w dłoniach.
________
1129
Hmmmm ciekawie, ciekawie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top