43.Kolacja
Weszliśmy do mnie i głodni skierowaliśmy się do kuchni. Ja zaczęłam obierać ziemniaki, a Kass zaczął kroić je na frytki.
________
Kiedy zjedliśmy obiad pozmywałam naczynia. Oboje wyszliśmy na górę i poszliśmy do mojego pokoju. Chłopak usiadł na krześle, a ja na podłodze opierając się o łóżko. Przymknęłam oczy tonąc w odmętach mojego umysłu. Zaczęłam myśleć o wszystkim.
-Shaila? Słuchasz mnie?
-Uh, przepraszam. Zamyśliłam się, możesz powtórzyć?
-Pytałem, czy chciałabyś gdzieś ze mną wyjść dzisiaj wieczór.-mruknął
-A-A, jasne!-uśmiechnęłam się.- A gdzie?
-Może jakaś restauracja?
-Z chęcią.-zamruczałam
-To przyjadę po Ciebie za dwie godziny.-powiedział sprawdzając godzinę
-Dobrze.
Sprowadziłam go na dół po czym wyleciałam jak strzała na górę. W trybie natychmiastowym wpakowałam się do szafy i zaczęłam przeglądać swoje sukienki oraz buty.
-Te, czy te? Robić makijaż? Jak spiąć włosy?-zaczęłam pytać samą siebie
Kontynuowałam szukanie ubrań. Nie mogąc znaleźć nic odpowiedniego zaczęłam grzebać w spodniach i koszulkach. W końcu wzięłam komplet ubrań i rzuciłam go na łóżko. Rozebrałam się i ubrałam zwykłe czarne dżinsy. Do tego szarą koszulę z zdobionym dołem oraz dekoltem. Na nogach znalazły się szare koturny. Podeszłam do lustra i poczułam, że czegoś mi brakuje. Pstryknęłam palcami i wzięłam drobną białą torebkę na łańcuchu. Uśmiechnęłam się i usiadłam przed toaletką. Pomalowałam tylko rzęsy i przejechałam po ustach pomadką. Wyciągnęłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać swoje kłaki. Przekrzywiłam głowę zastanawiając się nad fryzurą. W końcu zdecydowałam się na 'rozwalonego' warkocza. Jak się okazało zeszło mi z nim dosyć szybko. Akurat kiedy zadzwoniła do mnie Rozalia byłam gotowa.
-Cześć Roza.
-Hej Shai, to Kass idzie z nami jutro?
-Tak, tak.-spojrzałam na godzinę.- Przepraszam muszę iść.
-Gdzie tak lecisz?-zaśmiała się
-Paaaa.-rozłączyłam się
Wzięłam telefon, portfel oraz klucze od domu. Zeszłam na dół i nakarmiłam Yumi. Ta miauknęła zadowolona. Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam nikogo innego jak Kastiela. Wręczył mi bukiet kwiatów.
-D-Dziękuję.-mruknęłam
-Nie masz za co.
Odłożyłam je do wazonu po czym oboje przeszliśmy do jego auta. Pierwsze co to zapięłam pasy. W następnej kolejności ruszyliśmy spod domu.
-Pięknie wyglądasz.-uśmiechnął się
-Dziękuję, Ty również.-nie wiedziałam co odpowiedzieć
Droga nie była długa przez co już po chwili wysiadłam z samochodu. Równym krokiem poszliśmy w stronę budynku. Znajdując się na recepcji chłopak podał swoje nazwisko, a kelner zaprowadził nas do stolika. Rozglądnęłam się. "Ślicznie tu". Podano nam karty. Spojrzałam do niej szukając czegoś wartego mojej uwagi. (dop.aut. Niestety Kastiela nie ma w karcie XD)
Kiedy oboje wybraliśmy co chcemy jak za magicznym zaklęciem podszedł nad nas kelner. Wyjął swój notes wraz z długopisem. Spojrzał na mnie pytająco. Zamówiłam łososia z warzywami w sosie, a Kastiel makaron o dziwnej nazwie. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na nasze zamówienia. Oboje zaczęliśmy jeść. Cały czas zastanawiało mnie jedno. Dlaczego mnie zaprosił?
Cały wieczór spędziliśmy w miłej atmosferze rozmawiając na różne tematy. Po cudownej kolacji chłopak odwiózł mnie do domu i pożegnał zapewniając, że pójdzie z nami do tej galerii. Zadowolona weszłam do mieszkania i wybiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko i wtopiłam twarz w poduszkę. Moje serce tańczyło z radości.
*
Obudziłam się dosyć późno. Bowiem za nie długo muszę być na przystanku. Usiadłam i przeciągnęłam się leniwie. Odświeżyłam się w łazience i rozczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone. Jako, że na zewnątrz strasznie grzało założyłam krótkie spodenki i jakiś biały top. Do tego sandały. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Położyłam głowę na blacie i jęknęłam nie mając siły wstać.
-Tak mi się nic nie chce.-mruknęłam
Zeszłam z krzesła i wypiłam eliksir. Cholera muszę zrobić wywar. Dobrze, że teraz się kończą, a nie w roku szkolnym. Przynajmniej mam czas je zrobić. "W tym roku się ujawnię. Muszę".
Wzięłam plecak i wrzuciłam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Widząc godzinę bez zastanowienia zaczęłam biec na przystanek. Niestety w parku na kogoś wpadłam lądując na ziemi.
-P-przepraszam, moja wina, nie zauważyłam nikogo.-wydukałam
-Shaila?-usłyszałam śmiech, podniosłam głowę
-Nataniel? Co tutaj robisz?-wstałam
-Spaceruje. No wiesz ojciec ma jakieś wąty i postanowiłem się przejść.
-Rozumiem. Mogę Ci jakoś pomóc?
-Śpieszyłaś się.
-I tak to z Ciebie wyciągnę.
-Nie wątpię.-zaśmialiśmy się
-Zadzwonię potem.-poklepałam go po ramieniu i pobiegłam dalej
-Spoko.-usłyszałam kiedy się oddalałam
Wlatując prawie w słup zatrzymałam się. Oparłam ręce o kolana i podniosłam głowę. Leo, Rozalia jak i Kastiel przyglądali mi się. Jeszcze przez chwilę normowałam oddech, po czym wyprostowałam się.
-Przepraszam za spóźnienie.
-Już miałam dzwonić.-zaśmiała się złotooka
-Autobus.-mruknęli chłopcy
Wsiedliśmy do pojazdu płacąc za bilety i zajęliśmy miejsca z samego tyłu. Całą drogę rozmawialiśmy, a głównie Roza, która miała najwięcej do powiedzenia.
Wysiedliśmy tuż przed galerią. Powędrowaliśmy do środka i zaczęliśmy chodzić po sklepach. Oczywiście musiałam przez dziewczynę mierzyć tysiące rzeczy. Na moje szczęście Kastielowi też kazała. Nie mogłam powstrzymać śmiechu kiedy białowłosa ładowała mu ubrania na ręce.
Zdecydowanie najwięcej czasu spędziłam w przymierzalni oraz z Kassem czekając na pozostałą dwójkę. Dopiero po zakupach usiedliśmy na wystawionych fotelach i zamówiliśmy sobie picie. Spędziliśmy razem jeszcze jakąś godzinę. Po czym wróciliśmy autobusem. Następnie każdy oczywiście z kilkoma siatkami poszedł w swoją stronę.
Docierając do domu walnęłam torbami na bok i przeszłam do salonu. Rozłożyłam się na kanapie i wyjęłam telefon. Wybrałam numer do Nata, a ten odebrał po kilku sygnałach.
-Hej Nat.-mruknęłam
-Cześć Shai. Męczący dzień?
-Trochę...Przy Rozie nie da się na spokojnie.-zaśmiałam się
-Mogę Cię pocieszyć wieścią, że za dziesięć dni rozpoczęcie roku.
-Już? Nawet tego nie odczułam.
-Byłoby wcześniej gdyby nie to, że pierwszego wypada w sobotę.
-Cieszysz się?
-Nawet. Lubię mieć wolne, ale stęskniłem się za niektórymi.
-Ja też, w ogóle nie widziałam dziewczyn.
-Pewnie gdzieś wyjechały.
-Zapewne. Nataniel?
-Tak?
-Opowiesz mi co się dzisiaj stało?-zapytałam niepewnie
-Nie jest to zbytnio rozmowa na telefon, ale nie mogę się teraz spotkać. Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
-Obiecuje. Możesz mi zaufać.
-Po prostu...On denerwuje się o wszystko. I zawsze obrywam ja. Amber jest dla niego święta. Ja mógłbym dla niego nie istnieć.-westchnął
-Rozumiem Cię. Może powinieneś to gdzieś zgłosić?
-Boje się. Co Ty byś zrobiła na moim miejscu?
-Wiesz, że nie mam rodziców. Trudno mi to określić. Jestem inna. Mogłabym użyć mocy, albo po prostu uciec.
-Zgłosiłabyś własnego ojca na policję?-głos mu się załamał
-N-Nat...Tak nie da się żyć. W upokorzeniu, bólu. Może przemyśl to? Zawsze Ci pomogę.
-Masz rację. Dziękuję. Przemyślę to.-usłyszałam trzask.- Muszę iść. Do usłyszenia.
-Na razie.
Rozłączyłam się i uderzyłam poduszką w swoją twarz. Jęknęłam prosto w nią. Położyłam się i zaczęłam wgapiać w sufit. "Życie jest dziwne". Przekręciłam się na bok i pomimo wczesnej godziny zasnęłam przytulając do siebie poduszkę.
_______
Słowa: 1013
Mrrr Kastuś zaprosił Shai na kolacyjkę. I jeszcze zakupy, halo co tu się dzieje XD
Jak w ogóle nazwijmy ship Shaila x Kastiel?^^
***Zostaw po sobie ślad ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top