41.Sok bananowy

Bez problemu mogłam za pomocą swoich zmysłów wrócić do obozu, ale czemu by nie zrobić jej na złość?

-------------------------

Szliśmy tak kolejne piętnaście minuty, a z każda chwilą robiło się coraz ciemniej. Nagle Sebastian odwrócił się w nasza stronę.

-Ludzie, to nie ma sensu. Usiądźmy gdzieś na razie. Za chwilę pójdziemy znowu.

-Jestem za.-mruknął Kastiel

Bez zbędnych komentarzy usiedliśmy na ziemi. Oprócz Amber, która zasiadła na złamanym drzewie. Nagle Max oparł się o ramię Seby mrucząc, że jest zmęczony. Blondyn wziął go na kolana i objął ramionami. Zaczęliśmy rozmawiać dla zabicia czasu. Kiedy trochę odpoczęliśmy wstaliśmy i zaczęliśmy dalej szukać naszych namiotów. Jednak już po chwili uśmiechałam się głupio patrząc jak Sebastian niesie Max'a na barana. Niestety tak się w nich zapatrzyłam, że sama potknęłam się lądując na ziemi.

-Co za sierota!-usłyszałam śmiech Amber

-Shaila! Nic Ci nie jest?-podbiegł do mnie Kentin

-Noga mnie boli.-mruknęłam cicho

-Bardzo?-podszedł do mnie Kastiel

-T-Trochę

-Niech ją ktoś weźmie, nie ma sensu czekać do jutra.-wtrącił Armin. -A jak będzie szła sama, to zejdzie nam dwa razy dłużej.

-Racja.

Kastiel pomógł mi wstać, a ja czułam jak moja kostka pulsuje. Na całe szczęście jutro powinna mnie już nie boleć. Szczerze to, nie chciałam, aby chłopak pomagał mi iść. Wiedziałam, że źle się to dla mnie skończy. Na ratunek przyszedł mi Kentin, który bez zbędnego gadania powiedziałam, abym wskoczyła na niego. Już po chwili brunet niósł mnie na swoich plecach. Zerknęłam w bok, a moim oczom ukazał się czerwonowłosy, który patrzył na niego z chęcią mordu.

-To którędy?-zapytał Armin, a ja od razu rozglądnęłam się używając swoich naostrzonych zmysłów

-W lewo. Jeszcze tam nie byliśmy.

Co jakiś czas mówiłam, który mamy iść uważając, aby nie zaczęli wypytywać skąd to niby wiem. Po dłuższym czasie w końcu dotarliśmy na miejsce. W trybie natychmiastowym każdy poszedł do siebie z zamiarem pójścia spać.

Zapięłam swój namiot i wypiłam więcej eliksiru. Następnie położyłam się i wlepiłam wzrok w sufit. Moje myśli ciągle wirowały wokół dzisiejszego dnia. W końcu zasnęłam.

Obudziłam się czując, że coś po mnie chodzi. Podniosłam się do siadu i zobaczyłam na swojej nodze pająka. Wzdrygnęłam się trochę i wzięłam go na rękę. Następnie wyszłam z namiotu. Jak się okazała wszyscy już siedzieli na zewnątrz. Kiedy blond żmija zobaczyła stworzonko zaczęła piszczeć. Spojrzałam na nią jak na skończoną idiotkę. Następnie wypuściłam stawonoga, a ten uciekł w trawę.

-Zjesz z nami śniadanie?-zapytał Max

-Tylko się przebiorę.

Weszłam z powrotem do namiotu i szybko się przebrałam. Kolejno potem wróciłam do grupy. Usiadłam obok Kastiela, a chłopak zdziwił się. Uśmiechnęłam się delikatnie co zauważyła księżniczka.

-Możesz się od niego odsunąć?!-warknęła

-Przestań.-spojrzał na nią Kastiel

-C-Co? Ale Kastiel!

-Weź lepiej idź, nikt Cię tu nie chciał, serio tego nie widzisz?

W tym samym momencie zobaczyłam jak Armin zakrada się z sokiem. Sokiem bananowym. Podszedł do niej od tyłu i wylał na jej głowę całą zawartość kartonu. Ta wstała jak oparzona i zaczęła krzyczeć.

-To jest zemsta! Bum.-zaśmiał się Sebastian

-Nienawidzę was!-fuknęła. -Wracam do domu!

-Na razie!-krzyknął za nią Kentin

-To dlatego tu była?

-Tak. Opowiedziałem wszystko Kastielowi i postanowiliśmy się odpłacić.-odpowiedział blondyn

-Rozumiem. Dziękuję.-uśmiechnęłam się

-Ej, a po co Nataniel u Ciebie był? Bo Kastiel go chciał zabić.-zaśmiał się

-Zamknij się.-mruknął

-Uh, mówiłam mu o wiesz czym.-szturchnęłam wyższego w bok

-Co, czemu?

-Długa historia.

-O co chodzi?-zapytał Armin

-O nic.-zaśmiałam się nerwowo

Kastiel delikatnie objął mnie uśmiechając się. Cieszyłam się, że mogłam mu w końcu powiedzieć co robił u mnie Nat. Spędziliśmy kilka godzin przy namiotach. Później chłopacy zaproponowali, abyśmy poszli się kąpać. Oczywiście odmówiła tłumacząc, że boje się wody. Zaproponowali, abym usiadła chociaż na brzegu. Zgodziłam się.

Rozłożyłam sobie koc i usiadłam. Cała reszta od razu poszła do wody. Podkuliłam nogi i oparłam na kolanach brodę. Zaczęłam ich obserwować. Nudziło mi się niemiłosiernie. Od razu zauważył to Max. Wyszedł z wody i podbiegł do mnie. Usiadł obok i uśmiechnął się.
-Idziesz z nami popływać?

-Boje się wody.

-To chodź zamoczyć chociaż się do kostek.

-Nie wiem...-mruknęłam

-Będę trzymać Cię za rękę.-uśmiechnął się łagodnie.- Będę przy Tobie.

-W takim razie chodźmy.

Chłopak wstał i podał mi rękę. Wstałam z jego pomocą i podeszliśmy bliżej brzegu. Przez moje ciało od razu przeszedł dreszcz. Niższy widząc to złapał mnie za rękę. Poczułam się trochę bezpieczniej. Zrobiliśmy jeszcze kilka kroków. Staliśmy tuż przed wodą. Spokojnie zaczęliśmy robić małe kroki. W końcu moje nogi znajdowały się w cieczy. Cały czas trzymałam Max'a za rękę. Byłam mu za to wdzięczna.
-Widzisz, poradziłaś sobie.
-To Twoja zasługa. Dziękuje.
-Nie masz za co. Zgaduje, że na razie nie masz ochoty iść dalej.
-N-Nie. Chce już wrócić.
-Rozumiem. Chodź.

Od razu wyszliśmy z wody z wody. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać czekając, aż reszta się wyszaleje.
————————-
Słowa: 800 //nie sprawdzany

Przepraszam, że rozdział jest krótszy. Mam nadzieje, że i tak wam się podoba.

***Zostaw po sobie ślad :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top