3.Nic nie znaczący śmieć
Roza zaczęła cieszyć się jak małe dziecko. Zaczęliśmy iść do mojego domu, jednak ja odpłynęłam w swoje myśli. "W sumie to fajnie, że traktują mnie jak swoja przyjaciółkę pomimo tego, że tak krótko się znamy." Nim się obejrzałam staliśmy pod moim domem. "Przynajmniej wypiję eliksir i się nie przemienię." Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
Poszliśmy do salonu. Zaczęliśmy planować gdzie kto śpi. Ustaliliśmy, że Roza śpi razem ze mną u mnie, a chłopcy w pokoju gościnnym. Zanim powędrowaliśmy spać chwile jeszcze rozmawialiśmy. Kiedy wszyscy poszliśmy do pokoi wymknęłam się jeszcze do kuchni i wypiłam swój eliksir. Następnie popędziłam na górę i ułożyłam się do snu.
Ranek-
Całą noc nie mogłam spać, a kiedy już zasnęłam po godzinie zadzwonił budzik. "Mam nadzieję, że nie zasnę na lekcji." Moi goście pożegnali się ze mną i poszli do siebie, aby się wyzbierać do szkoły. Za to ja podreptałam do siebie i zaczęłam wybierać ciuchy.
Ubrałam się i rozczesałam włosy. Następnie dla bezpieczeństwa wypiłam eliksir, a przed wyjściem zjadłam śniadanie. Spojrzałam na zegar. "Cudownie. Jeszcze się spóźnię." Wyszłam z domu i pobiegłam do szkoły. Kiedy dotarłam na dziedziniec usłyszałam dzwonek. "Naprawdę?!" Wbiegłam do środka. Następnie wyleciałam na piętro gdzie miała odbyć się lekcja plastyki. Wparowałam do klasy niczym burza. Oparłam ręce o kolana i dysząc zaczęłam się tłumaczyć.
-P-Przepraszam. Zaspałam. -serce biło mi jak szalone-
-Nic się nie stało. Zajmij swoje miejsce.
"Musze popracować nad kondycją." Usiadłam na miejscu. Całą lekcje poświęciliśmy na próby rysowania portretów. Nagle zadzwonił dzwonek ogłaszający przerwę przed lekcją w-f. Podeszłam do swojej szafki i zabrałam strój na przebranie. Poszłam do szatni gdzie były już wszystkie dziewczyny. Brakowało tylko Rozy. "Może nie chciało jej się przyjść? Potem z nią pogadam." Kiedy zadzwonił dzwonek przebrałam się i wyszłam na salę gdzie czekał już nauczyciel oraz kilka uczniów. Po chwili wszyscy byli już przebrani i gotowi. Zaczęliśmy od rozgrzewki. Pan Borys wymyślił dzisiaj wspinanie się na linę. Oczywiście na ocenę. "Mogło być gorzej." Jako, że nikt mnie nie pilnował często wspinałam się to po łóżku, to po drzewach. Nawet kiedy opiekowała się mną Blair prawie codziennie wychodziłam i wspinałam się po pniach drzew." Na początku mieliśmy sobie popróbować wspinania, aby sobie przypomnieć jak to szło. Oczywiście najpierw pokazał dla przypomnienia jak to robić poprawnie. Po połowie lekcji wszyscy zaczęli zdawać wspinaczkę. Chłopcy w większości zdobywali czwórki i piątki no i chyba ze dwie szóstki były. Z dziewczynami poszło gorzej. Pojawiały się piątki, czwórki, ale także i trójki. Na linę nie spróbowała wejść Melania oraz Armin. Brunetka się bała, a czarnowłosy....po prostu mu się nie chciało i wolał grać. Teraz przyszła pora na mnie. Standardowo chłopcy zaczęli się naśmiewać i żartować tekstami typu 'tylko nie spadnij' lub 'nie patrz w dół' z kpiną w głosie. "Gorzej jak dzieci." Podeszłam do sznura i zaczęłam się wspinać. Po chwili znalazłam się na samej górze. Dotknęłam sufitu i zaczęłam schodzić. "Dobrze, że nie biegi. Tylko to jest okropne." Oczywiście dostałam ocenę celująca. Kastiel patrzył na mnie jak na ducha. Chciał już coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Poszłam się przebrać po czym poszłam na następną lekcję.
Skip time po lekcjach-
Wyszłam z budynku. Chciałam wracać do domu, ale zatrzymał mnie Alexy. Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam pytająco.
-Jutro jest piątek. Może chciałabyś przyjść w sobotę na imprezę klasową?
-U kogo?
-Możliwe, że u Iris lub Kastiela.
-Jeśli to nie jest problem to wpadnę. Napisz mi co mam kupić, nie przyjdę przecież bez niczego.
-Okej. Może chcesz iść ze mną teraz na zakupy? -uśmiechnął się-
-Może być. Właśnie! Dlaczego nie było Rozalii?
-Nie zdążyła się wyzbierać, więc postanowiła nie przychodzić.
-Okej.
Skręciliśmy w lewo na przystanek tuż obok szkoły. Poczekaliśmy chwilę na autobus. W końcu się pojawił i wsiedliśmy do niego. Całą podróż rozmawialiśmy i się śmialiśmy.
Skip time jazda-
Weszliśmy do galerii i zaczęliśmy łazić po sklepach. Oczywiście Alexy przymierzał co chwilę jakieś ubrania. Oczywiście również sprawdzałam niektóre ubrania, ale bez przesady, żeby każdą napotkaną rzecz sprawdzać. Jakby mógł to by wykupił sklep z ciuchami. Zakończyło się na tym, że oboje kupiliśmy przedmioty oraz ubranka, które nam się podobały. Po zakończonych zakupach poszliśmy do kawiarenki gdzie kupiliśmy sobie po ciastku i herbacie. Nagle Alexy zaczął rozmowę.
-Masz ładne soczewki.
- Co takiego?
-No soczewki. -wskazał na moje czarne oczy- Są mega ładne.
-...Dziękuję....
"Soczewki? To chyba to takie na oczy. Sprawdzę potem." Skończyliśmy jeść oraz pić, więc wróciliśmy na przystanek. Po chwili jechaliśmy już z powrotem.
Skip time jazda-
Wysiedliśmy i się pożegnaliśmy. Następnie każdy wrócił do siebie. Weszłam do domu i podreptałam do siebie rzuciłam się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Sen Shaili*
-Mamo? Tato?
Powiedziała mała zapłakana kitsune. Wędrowała po opustoszałym zamku w ciemnościach nawołując rodziców. Za nią dążył jej własny cień. W ciągnących się korytarzach można było usłyszeć różne niezrozumiałe szepty. Młoda Shaila coraz bardziej się bała. Nagle podmuch wiatru zgasił świeczki, które dawały znikomą ilość światła. Wystraszona na śmierć księżniczka zaczęła biec przed siebie. Zatrzymała się przed zdobionymi drzwiami jej rodziców. Weszła do środka. Królowa i Król z pogardą spojrzeli na hańbę królestwa zwaną ich własną córką.
-M-Mamo? T-Tato? -zapytała zapłakana-
-Czego jeszcze chcesz? Nie wystarczy Ci, że przynosisz wstyd rodzinie i naszej ziemi? -powiedział z pogardą ojciec-
-Nie możesz być taka jak my? Nic nie znaczący feary są bardziej użyteczne niż Ty. -wtrąciła matka- Aby być dobrą, szlachetną oraz wielbiona kitsune trzeba mieć przynajmniej sześć ogonów. A Ty? Jeden? Co to ma być? Nikt Cię nigdy nie będzie traktował poważnie. Będziesz jak ten zwykły nic nie znaczący śmieć. -spojrzała z wyższością-
Ośmiolatce zaczęły kapać łzy. Nie mogła opanować swojego smutku. Czuła złość i nienawiść, ale nie wiedziała, czy na siebie za to kim jest, czy na rodziców, którzy traktują ją jak śmieć, którego z chęcią by się pozbyli. Nic nie dodając uciekła z płaczem. Pędziła przed siebie. Nagle potknęła się i wylądowała na zimnej posadzce. Ujrzała gromadę starszych dzieciaków. Podeszły do niej i zaczęli wytykać palcami. Z każdej strony można było usłyszeć śmiech oraz wredne rozmowy na jej temat. Na twarzach rówieśników malowały się podłe uśmieszki. Dziewczynka coraz bardziej pogrążała się we własnym smutku. Po jej policzkach dalej płynęły łzy. Po chwili śmiechu oraz wrednych rozmów została sama na lodowatej podłodze. Siedząc na środku korytarza usłyszała głosy rodziców. Szybko wstała i wybiegła z zamku. Na zewnątrz padało jak nigdy. Wszędzie znajdywały się kałuże błota. Jednak zapłakana Shaila dalej biegła przed siebie. W końcu wbiegła do lasu. Nie zwalniając rozglądnęła się po okolicy. Po chwili poleciła jak długa w kałużę błota. Potknęła się o wystający kamień. Podniosła się na obdartych rękach i ujrzała pewna śmierć zwaną Blackdogiem. Ponurak zaczął krążyć wokół księżniczki, która skuliła się i objęła rękoma. Nagle ciemna masa rzuciła się na kitsune. Otworzyła paszczę i ukazała wielkie, ostre jak brzytwa kły skierowane w jej stronę. Paszcza z każdą sekundą była coraz bliżej. W końcu dzieliły ją milimetry. Mała dziewczynka zamknęła oczy.
*Koniec snu*
Obudziłam się cała spocona. Po moich policzkach płynęły strumienie łez, a serce biło jak nigdy dotąd. Próbowałam się uspokoić przez moje oczy ciągle przelatywały sceny takie jak rozmowa z rodzicami, wyśmiewanie przez inne dzieci oraz paszcza ponuraka z białymi niczym śnieg kłami.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest 1202 słów.
Jestem zadowolona z tego rozdziału, a głównie z końcówki *-* A wam jak się podoba?
***Zostaw po sobie ślad gwiazdką i KOMENTARZEM :P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top