17. Kurwa jesteś jakimś dziwadłem
Płacząca nastolatka idąca nocą po ulicy nawet nie widząc gdzie jest i jak trafić do domu. "Zajebiście". Nagle na swoim nadgarstku poczułam ucisk. Zamarłam w miejscu.
Na chwilę wstrzymałam oddech. Bałam się cholernie się bałam. Nagle zastałam szarpnięta do tyłu. Odwróciłam się spojrzałam do góry.
-K-Kastiel? Co t-tutaj robisz?
-Idiotka. Myślałaś, że Cie zostawię? Jesteś taką sierotą, że pewnie nie umiałabyś trafić do domu. Z resztą jest w tym trochę mojej winy.
-Nie ma tutaj Twojej winy, okej?
-Opowiesz mi?
Skinęłam tylko głową i szepnęłam 'Chodźmy do domu'. Od razu ruszyliśmy w tamtym kierunku. Po drodze otarłam łzy i wzięłam kilka głębokich wdechów jednak dalej cholernie się bałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. "Wyjawić, że jestem kitsune, czy powiedzieć, że nie mam rodziców? Ale co jeśli zapyta co im się stało? Kurwa, dlaczego to jest takie trudne! Cholera. Pewnie jeszcze za niedługo przemiana".
Nim się obejrzałam byliśmy już pod moim domem. Weszliśmy do środka i powędrowaliśmy na górę. Wleźliśmy do mojego pokoju i usiadłam na łóżku po turecku, a Kastiel tuż obok mnie. Westchnęłam cicho mając mętlik w głowie. Sama nie wiedziałam czego chce. "Mogę mu, aż tak bardzo zaufać? Kurwa, a co jeśli potem się obrazi, że go okłamałam? Może lepiej będzie teraz? Czemu to musi być tak cholernie trudne?!"
-Co zrobiłaś z ręką? -zaczął-
-Walnęłam w lustro.
-Co?
-Przypomniało mi się o Amber i nie wytrzymałam. "Właśnie muszę kupić nowe".
-Shaila...Opowiesz mi...
-Opowiem. -westchnęłam- Na początku czułam się jak piąte koło u wozu. Widziałam śliczny obraz rodziny kochający rodzice i syn. Później Twój wzrok. Czułam się jak intruz. Żałowałam, że w ogóle przyszłam. Nie pomyślałam o tym, że wolałbyś spędzić z nimi czas sam na sam. Potem Twoja mama zaproponowała, że zadzwoni do moich rodziców. Zebrało mi się na płacz. Odmówiłam. Potem obiad. Pytanie o rękę i w końcu Twoja mam chce numer do moich rodziców. -po moim policzku popłynęła łza-
-Dlaczego unikasz tematu rodziców?
-J-Ja ich w pewnym sensie n-nie mam.
-Co? Jak to?
Wstałam z łóżka i stanęłam przed nim. Westchnęłam i zaczęłam sobie wszystko układać w głowie. Jednak nie potrafiłam. Miałam całkowity mętlik. "Musze mu powiedzieć".
-K-Kastiel muszę p-powiedzieć Ci prawdę.
-O co Ci chodzi?
-Możesz się wścieknąć. Nawet mnie uderzyć. Znienawidzić, ale błagam nikomu nie mów.
-Shaila po prostu mów. Czemu miałbym Cię uderzyć?
-Po prostu obiecaj, że nikomu nie powiesz.
-Dobrze. Obiecuję. -słysząc to przemieniłam się w kitsune-
-J-Jestem kitsune. Księżniczką królestwa Judeia. Wcześniej mieszkałam w Eldaryi.
-Co kurwa? Jaja sobie robisz?
-Przepraszam, że nie powiedziałam Ci wcześniej. -podeszłam-
-Nie zbliżaj się. Okłamałaś mnie. Kurwa jesteś jakimś dziwadłem. -wstał kierując się do wyjścia-
-P-Proszę wysłuchaj mnie.
-Nie. Zostaw mnie w spokoju. Powinnaś dalej być w tej pieprzonej Eldaryi, czy jak to się nazywa. To jest miejsce dla takich jak Ty.
-K-Kastiel.
-Nie odzywaj się do mnie. Najlepiej zniknij z mojego życia. Kurwa, że dałem się omamić. Pewnie bierzesz jakieś napoje, żeby się do nas upodobnić, co? Może Amber miała rację. Na ziemi jesteś nikim. Lepiej jak wrócisz do swojej krainy dziwadeł.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Usiadłam na ziemi i znowu zaczęłam płakać. "Co jest ze mną nie tak? Nie ja chciałam być tym kim jestem. Kurwa chce żeby mnie po prostu traktowali normalnie". Sięgnęłam po telefon. Dochodziła druga. Ledwo widząc wystukałam numer i zadzwoniłam.
-Shaila? Wiesz, która jest godzina? Ludzie o tej porze śpią. -wymamrotała Roza-
-P-Proszę przyjdź. -załkałam-
-Shai? Co się stało? Płaczesz? Zabije tego co Ci to zrobił! -rozłączyła się-
"Ale co jeśli to tylko moja wina? Co jeśli to ja sama sobie to zrobiłam?". Upuściłam telefon i dalej zalewałam się łzami. Po piętnastu minutach usłyszałam jak ktoś wbiega po schodach. Moment później Rozalia siedziała już obok mnie przytulając.
-Co się stało?
-K-Kastiel mnie n-nienawidzi.
-Jak to?
-Wyjawiłam mu p-prawdę. On u-uważa mnie z-za dziwadło.
-Dlaczego mu to wyjawiłaś?
Zaczęłam opowiadać wszystko Rozie mając nadzieje, że zrozumie mój bełkot. Ta słuchała uważnie przytulając i ocierając moje łzy. Kiedy skończyłam dziewczyna nie mogła uwierzyć.
-Kastiel to kawał chama, ale że aż tak?!
-Z-Zostaniesz ze mną do p-poniedziałku?
-Tak. Pogadam z nim okej?
-N-Nie. Ja sama t-to załatwię. O-On musi na razie to w-wszystko przemyśleć.
-Dobrze.
Skip time -Poniedziałek-
Wstałam i przejrzałam się w lustrze, które kupiła mi Rozalia. Miałam całe spuchnięte i zakrwawione oczy, wory, a sama byłam blada. Cały weekend nic nie jadłam. Nie dałam rady nic przełknąć. Białowłosa cały czas ze mną była.
Kiedy się wyzbierałyśmy założyłam kaptur na głowę i wyszłam z dziewczyną z mieszkania. Czułam się słabo i chciało mi się wymiotować. Miałam dość tego wszystkiego. Chciałam zniknąć.
Weszliśmy na dziedziniec, a mój wzrok od razu powędrował na Kastiela. Było widać na jego twarzy zmęczenie. "Musiał nad tym wszystkim myśleć, albo ja już mam jakieś zwidy i wyobrażenia". Chłopak przez chwilę mi się przyglądał. Jednak po dwóch sekundach wrócił do rozmowy z Lysandrem. "Może powinnam powiedzieć wszystkim na raz kim jestem? Przynajmniej nie musiałabym cierpieć za każdym razem, a razem. Muszę to przemyśleć".
Usłyszałam dzwonek na lekcje i wszyscy ruszyli w stronę budynku. Moment później zajmowałam już swoje miejsce w ostatniej ławce pod ścianą. Roza dosiadła się do mnie i uśmiechnęła pocieszająco.
Faraz zaczął sprawdzać obecność po czym zaczął prowadzić lekcje. Oczywiście wszyscy rozmawiali. Oprócz mnie. Siedziałam cicho i błądziłam wzrokiem po całej sali. Nagle poczułam jak Roza szturcha mnie łokciem. Od razu się ocknęłam.
-Shaila. Mogłabyś ściągnąć kaptur. -powiedział nauczyciel, a wszyscy odwrócili się w moją stronę-
Nie odpowiedziałam. Kiwnęłam tylko głową i zsunęłam materiał z głowy. Historyk i nasz zarazem wychowawca spojrzał na mnie po czym odezwał się.
-Wyglądasz blado. Źle się czujesz? Może chcesz iść do pielęgniarki?
-Nie trzeba. Dziękuję. -powiedziałam ledwo słyszalnie-
-Lepiej idź. Kto z nią pójdzie?
Nim zdążył coś dodać chwyciłam Rozalię za nadgarstek i wyszłam z sali ciągnąc ją za sobą. Wyprowadziłam ją na dziedziniec i usiadłyśmy na ławce pod drzewem.
-No to mamy resztę lekcji wolną. -zaczęłam-
-...Może powinnaś iść do tej pielęgniarki?
-Nie.
-Jak chcesz.
-Myślisz, że Kastiel rozpowie o tym kim jestem?
-Raczej nie. Z resztą jeżeliby to zrobił to właśnie trzymałabyś wydruk o tym.
-Racja.
Resztę lekcji spędziłyśmy na zewnątrz. W sumie przerwę też. Dopiero gdy dzwonek zadzwonił na kolejną lekcję ruszyłyśmy do środka. Oczywiście kolejna lekcja również była z Farazem tylko teraz wychowawcza.
Zajęłam swoje miejsce, a nauczyciel zmierzył mnie wzrokiem. Na szczęście nic nie powiedział. Dopiero po pięciu minutach zaczął mówić o tych wszystkich pierdołach, które nas dotyczą. Zainteresowałam się dopiero gdy wspomniał o nowym uczniu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest 1062 słów.
Mam nadzieję, że wam się spodobało. Kolejny rozdział już za niedługo B)
***Zostaw po sobie ślad :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top