15.Wejście smoka

Proszę spojrzyjcie na notkę XD

Królowa żmij ubrana była w skąpy strój pielęgniarki, Li w kostium Królewny Śnieżki, a Charlotte za jakąś boginię. Nagle wszystkie trzy zaczęły iść w moją stronę. Amber stanęła na przeciwko mnie i podle się uśmiechnęła.


Patrzyła na mnie z góry. Tak jakby była lepsza. Wbijała we mnie swój wzrok, a ja czułam się tak jakbym miała mnie za chwilę uderzyć. Z każdą chwilą czułam się mniej pewnie. 


-Patrzcie dziewczyny co ona ubrała. Żałosne. -uśmiechnęła się podle-

-Czego chcesz? -warknęłam-

-Widziałam Cię z Kastielem. Wątpię, żeby to właśnie z takim czymś jak Ty tu był, więc się od niego odczep. 

-Nie jestem czymś. I Kastiel jest moim partnerem na dzisiejszej imprezie.

-Ah tak? To lepiej wracaj do domu albo powiedz mu, że idziesz z kimś innym, bo on jest mój. Zrozumiano?!

-Nie. Nie będę się Tobie podporządkować!

-Słyszałyście dziewczyny?

-To coś uważa się za lepsze od Ciebie. -zaśmiała się Li-

-Chyba byłyśmy dla niej za miłe. -wtrąciła Charlotte-

-Rodzice Cię nie wychowali? Pewnie przynosiłaś im sam wstyd, co? Z takim czymś to pewnie nie mogli pokazać się nigdzie. Chociaż...Zapewne Cię gdzieś oddali, żeby mieć spokój. No bo po co im takie coś? Jesteś niczym, rozumiesz? Niczym.


Zacisnęłam ręce w pięści, a w oczach pojawiły się łzy. Ta idiotka mówiła prawdę. Cholernie bolącą prawdę. Chciałam się odezwać. Zaprzeczyć. Cokolwiek. Nie potrafiłam. Wiedziałam, że jeśli bym się odezwała wybuchłabym płaczem. Pokazałabym jej swoją słabość. Dałabym jej czysta satysfakcję. 


-O czyżby to coś miało uczucia? -zaśmiała się Li-

-Chyba się nie rozbeczysz, co? Czyżbym mówiła prawdę? -blondyna uśmiechnęła się szeroko-


Nie dałam rady uciekłam stamtąd słysząc podłe śmiechy. Wbiegłam do łazienki, która na szczęście była pusta. Oparłam się o drzwi i zjechałam w dół, a po moich policzkach zaczęło płynąć morze łez. Byłam słaba. Znowu dałam się skrzywdzić. Znowu cierpiałam. Znowu przypomniałam sobie o rodzicach. Znowu przypomniało mi się o moim świecie. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran niezbyt dużo widząc poprzez rozmyte pole widzenia. "Chyba Rozalia". Nie odebrałam. Odrzuciłam połączenie i wsadziłam telefon z powrotem do torebki. Wstałam i usiadłam po drugiej stronie opierając się o zimne płytki. Podciągnęłam do góry kolana i schowałam twarz w dłoniach. "Dobrze, że mam wodoodporny makijaż. Jak stąd wyjdę to może nie będę wyglądać, aż tak tragicznie". Co chwila słyszałam dzwoniący telefon, jednak nie przejmowałam się tym. Nie ocierałam również łez. Dawałam im powoli spływać po swojej twarzy. Czułam się okropnie. Znowu zostałam skompromitowana. Znowu dałam innym satysfakcję z mojego bólu. Znowu. Chciałam, żeby była tutaj Blair. Potrzebowałam jej. Nagle drzwi do łazienki się otworzyły, a w nich stała Rozalia. Podniosłam na nią niepewnie wzrok, a ta podbiegła do mnie i przytuliła. Objęłam ją i wtuliłam się. Potrzebowałam kogoś takiego jak ona. Po dwóch minutach do toalety znowu ktoś wszedł. Białowłosa wstała, a ja spojrzałam do góry. Zobaczyłam Kastiela. Spojrzał na mnie marszcząc brwi, po czym podszedł bliżej i chwycił mnie za rękę. Pociągnął do góry, a kiedy stanęłam na nogi, objął i wyprowadził z WC. Skierowaliśmy się do sali A. Nikogo nie było, ponieważ wszyscy znajdowali się już na sali. Każdy usiadł na krześle, a Roza zaczęła.


-Czemu nie odbierałaś? Dzwoniliśmy do Ciebie z dwadzieścia minut. -mówiła dosyć spokojnie-

-Shaila co się stało? Albo co ważniejsze kto Ci to zrobił?

-Amber, Li i Charlotte. -mruknęłam patrząc w podłogę-

-Rozszarpię je! Co Ci zrobiły?!

-...-opowiedziałam im wszystko po kolei, a na samym końcu znowu się popłakałam-

-Obiecuję, że im wygarnę i będą cierpieć.

-Mają szczęście, że nie biję dziewczyn. Nawet tych pustych.

-Dziękuję, że jesteście ze mną.


Otarłam łzy i zaczęłam się ogarniać. Po dziesięciu minutach ochłonęłam i wszyscy ruszyliśmy na salę gimnastyczną. Kastiel objął mnie ramieniem i uśmiechnął pocieszająco, a Rozalia uśmiechała się jak głupia.


-No to wejście smoka. -zaśmiała się Roza-

-Tak. -mruknęłam równocześnie z Kassem-


Otworzyliśmy drzwi, a wszystkie pary oczu skierowały się na nas. Białowłosa od razu pobiegła bokiem do Leo, więc nikt jej nie zobaczył. Skierowaliśmy się na sam środek sali, a każdy powoli wracał do swoich zajęć. Po niespełna minucie dyrektorka wyszła na scenę. Ubrana była w różowy strój kowbojki. Co niezbyt dobrze wyglądało. Odchrząknęła i wzięła mikrofon w ręce.


-Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. W rogu sali możecie znaleźć skrzynką, do której możecie oddać los, w którym zagłosujecie na dwie osoby. Głosujemy na króla i królową tego balu jak i przebrań!


Skip time-


Dyrektorka zaczęła liczyć głosy. Nie musiałam przynajmniej martwić się o to, że Amber sfałszowała wyniki, ponieważ Roza od razu pobiegła ją na tym przyłapać, a kiedy już to zrobiła nauczyciele zakazali głosować na nią i jej koleżaneczki. W końcu wszystko zostało podliczone. Chciałam tam być, ale nie łudziłam się o to zbyt bardzo. Dyrka zaczęła czytać.


-Naszą królewską parą zostaje...Shaila i....Nikt nie głosował na chłopaków. W takim razie możesz wybrać sobie partnera! (dop.aut. Przypadek? Nie sądzę XD)


Reflektor padł na mnie. Nie zastawiając się jako 'króla imprezy' wybrałam Kastiela. Chłopak na początku nie był z tego zbyt zadowolony, jednak już po chwili tańczyliśmy śmiejąc się. 


Skip time-


Pseudo bal się skończył i wszyscy zaczęli wracać do domów. Wyszłam z Kassem na dziedziniec i zauważyłam te trzy żmije. Od razu zaczęły szeptać na mój widok. Czerwonowłosy tego nie słyszał i w zasadzie ja tez nie powinnam, ale poprzez wyostrzony słuch bardzo dobrze słyszałam przykre komentarze. Jednak najbardziej bolały te na temat moich rodziców, ponieważ nawet nie będąc tego świadomymi mówiły cholernie bolącą prawdę. "Kurwa znowu się daje". Potrząsnęłam głową, a by się nie rozpłakać i razem z Kastielem wsiedliśmy do auta.

Podróż minęła nam na rozmowie jednak ja dalej myślami byłam o tym co wygadywała Amber. Nim się zorientowałam staliśmy pod moim domem. Podziękowałam Kastielowi i cmoknęłam go szybko w policzek. Następnie wysiadłam i pomachałam mu. Chłopak po chwili odjechał, a ja weszłam do domu. Ściągałam buty i wyszłam na górę. Wlazłam do łazienki i zmyłam makijaż. Kiedy skończyłam popatrzyłam na siebie w lustrze. W jej głowie rozbrzmiał się głos Amber powtarzający to samo co na imprezie. 'Rodzice Cię nie wychowali? Pewnie przynosiłaś im sam wstyd, co? Z takim czymś to pewnie nie mogli pokazać się nigdzie. Chociaż...Zapewne Cię gdzieś oddali, żeby mieć spokój. No bo po co im takie coś? Jesteś niczym, rozumiesz? Niczym'. Do moich oczy zaczęły cisnąć się łzy. Wszystko znowu powróciło. Cały ten cholerny ból. Nie mogąc wytrzymać uderzyłam pięścią w lustro rozbijając je na malutkie kawałeczki. Cześć odłamków wbiła się w moją dłoń, a reszta posypała się na podłogę. Tylko mały skrawek prawej części był jeszcze ledwo co na miejscu. Osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać, a krew z dłoni płynęła i co po chwila kapała na podłogę. 


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jest 1089 słów. //rozdział niesprawdzany


Poleciał z rozdziałami do przodu i mam już kilka zapasowych wersji, ale mam do was pytanie. Także...Za niedługo pokłócą się dwie osoby. Tak bardzo, że ten rozdział będzie jeszcze smutniejszy niż ten (nie wiem jakim cudem). I oto pytanie do was! Postacie mają pogodzić się dosyć szybko i porozmawiaj na spokojnie oraz sobie wszystko wytłumaczyć (po jakiś 3-4 dniach), czy też żeby trochę to potrwało? (tydzień? jakoś tak). Decyzja należy do was i mam nadzieję, że chociaż jedna osoba mi pomoże w tym jakże "ciężkim wyborze". 


***Zostaw po sobie ślad :3








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top